Psalm 34 (33) jest pieśnią króla Dawida. Króla, który w tym momencie był kimś bardzo mizernym. Cóż mu zostało, jak tylko w chwili zagrożenia udawać szaleńca?
Romek Koszowski /GN
Król Dawid
Rzeźba nieopodal Wieczernika
Dobrze zagrał rolę wariata - w efekcie go przepędzono. Tylko przepędzono, nie zabito. Wyśpiewał później dziękczynienie Bogu. Kunsztowną pieśń ułożył.
Kolejne jej strofy zaczynają się od kolejnych liter hebrajskiego alfabetu (co w przekładzie ginie). A i dalej w tekście widać literacki kunszt „szalonego” króla-pieśniarza.
Od poetyckich umiejętności ważniejsza wszakże modlitwa - z dwiema dominantami: wdzięcznością i ufnością. Dlatego ważny to dla nas psalm. Bo tych właśnie cech ludzkiej duszy nam niedostaje.
Człowiek chciałby wywalczyć wszystko sam, wypracować własnym wysiłkiem, rozepchnąć się własnymi łokciami. A jak się nie uda - zostaje rozpacz. Dawid inaczej.
Przyszło mu udawać szaleńca, nie cofnął się i przed tym. Zaufał - nie sobie i swoim możliwościom, a Bogu. Wiedział, że „Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu i ocala upadłych na duchu”.
Warto pamiętać, gdy człek znajdzie się w sytuacji bez wyjścia: Pan jest blisko!