Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Czyli biblijne podstawy Tajemnic Światła - część I.
Pan Jezus także miał swoje chrzciny. Co prawda, nie przynieśli Go do kościoła rodzice, nie miał również zwyczajowych chrzestnych, ani białej szatki i zapalonej od paschału świecy. Musiał trochę dłużej poczekać na ten moment niż „chrześcijański bobas” (według Ewangelii, aż do 30 roku życia). Poza tym, chrzest Jezusa był czymś innym niż nasz katolicki Sakrament.
Za czasów Zbawiciela, chrzest był bowiem obrzędem oczyszczenia. Nic w tym nadzwyczajnego, ponieważ większość ludów starożytnych miała temu podobne „wodne zwyczaje”. Zresztą, ówcześni Jezusowi ludzie byli w tych rytuałach wyjątkowo drobiazgowi i „uroczyści”. Nie wystarczyły im obrzędy nakazane w Biblii hebrajskiej – ponadprogramowo wykazywali się „twórczością własną”.
Warto tutaj dopowiedzieć, że występowało kilka rodzajów takiej „rytualnej kąpieli” (różniły się one przebiegiem i znaczeniem). Znawcy Pisma Świętego stwierdzają jednak, że chrzest udzielany przez Jana miał konkretny, jeden ryt. Polegał on na pochyleniu się do przodu i całkowitym zanurzeniu się w wodzie.
W Ewangelii można wyczytać, że Jan Chrzciciel głosił chrzest nawrócenia (por. Łk 3, 3). To bardzo dobry „kompas” naprowadzający nas na istotę Chrztu chrześcijańskiego. Można powiedzieć, że jest to kolejny „wielki krok” w rozwoju znaczenia tego Sakramentu.
Wspomniany „chrzest nawrócenia” był jednorazowym „wypraniem” z brudów grzechu oraz publicznym ogłoszeniem, że rozpoczyna się nowe życie. To wszystko jest jednak tylko „przedsmakiem” rozumienia chrzcielnego wtajemniczenia w szeregi naśladowców Chrystusa. My, chrześcijanie, chociaż przeżywamy ten Sakrament (podobnie jak Żydzi „jordanowe obmycie”) jako moment przemiany, nie patrzymy na tę „metamorfozę” tylko zewnętrznie. Dla chrześcijanina Chrzest jest osobistym doświadczeniem odkupienia. Nie przebiega On tylko na zewnątrz (lub, co najwyżej w formie motywacji do pracy nad sobą). Wraz z Chrztem otrzymujemy życie wieczne.
„Na serio” rozpoczyna się nasze naśladowanie Jezusa. Chociażbyśmy przed Chrztem (jeśli ktoś zwlekał z Jego przyjęciem) poznali całe Pismo Święte, nauczyli się wszystkich języków oryginalnych Biblii i jeździli do każdego z miejsc odwiedzanych przez papieża, nasza religijność do momentu przyjęcia tegoż Sakramentu była tylko „pięknym opakowaniem”. Do prawdziwej wiary potrzeba bowiem mocy i życia Ducha Świętego. Wszystkiego „nie załatwi się samemu”.
Powyżej opisane „około-chrzcielne” sprawy wymagają wielkiej wiary oraz wytrwałości. Fakt, że najważniejszy Sakrament (bo konieczny do zbawienia) otrzymujemy przeważnie „za niemowlaka” sprawia, że często nie traktujemy Go poważnie. Z pomocą przychodzi nam więc Różaniec. Możemy codziennie przypominać sobie o tym, że Bóg obdarzył nas życiem, które od polania poświęconą wodą będzie trwało do końca wieczności…
Korzystałem ze Słownika symboliki biblijnej, 1998 Warszawa, Wyd. Vocatio ss. 93-95.
***
Autor jest redaktorem portalu Ewangelizuj.pl