Psalm 25 (24) opatrzony jest nagłówkiem „Dawidowy”. A Dawid miał wiele powodów, by żalić się przed Bogiem.
Bo Psalm ten jest właśnie lamentacją człowieka doświadczonego przez ludzi, przez wrogów. Jednak w kościelnej liturgii śpiewamy nie te nabrzmiałe skargą wersety, a prośbę o odpuszczenie grzechów i „win młodości”. Psalmista dostrzega i uznaje powiązanie własnej grzeszności z nieszczęściami sypiącymi się na niego teraz. Widzi jednak więcej - miłosierdzie i dobroć Boga.
W strofach padają słowa, które zdają się przynależeć już do Nowego Testamentu: „miłość, która trwa od wieków”. Te słowa to przeczucie najkrótszego opisu Boga: „Bóg jest miłością” (1 J 4,8).
Przekonanie o Bożej dobroci i miłosierdziu w pieśni psalmisty staje się pouczeniem i zachętą. Najpierw skierowaną do samego siebie - by starać się odnaleźć drogę wskazywaną przez Boga, drogę pokory, drogę dobra... I serdeczne wołanie, by sam Bóg tymi drogami prowadził.
A nadzieja psalmisty to nie tylko oczekiwanie, że wrogowie go nie przemogą, ale że nie przemogą go własne grzechy i słabości.
Pieśń wyśpiewana prawie trzy tysiące lat temu w warunkach tak odmiennych od naszych - a równocześnie tak nam bliska.