Cierpienie czyha na każdego i nikt nie powinien być nim zaskoczony.
Bywają jednak sytuacje szczególne – ciężkie choroby czy katastrofy. Najbardziej jednak boli cierpienie zgotowane człowiekowi przez innego człowieka.
O czymś takim pisze Izajasz w pierwszym czytaniu, o takiej sytuacji mówi Jezus w Ewangelii. Coś takiego przeżył psalmista: „Oplotły mnie więzy śmierci, dosięgły mnie pęta otchłani, ogarnął mnie strach i udręka”.
Co wtedy? Rozpacz? Przekleństwo? Duszę diabłu sprzedać – czyli pójść z wrogami na ugodę?
Uciec przed życiem? Różnie człowiek reaguje.
Ale można zachować się jeszcze inaczej. Wracam do słów psalmu: „Wezwałem imienia Pańskiego: O Panie, ratuj me życie!”. Czy stanie wtedy przy człowieku anioł, by zwyciężyć prześladowców? Przy Jezusie nie stanął. Nie? A anioł z Ogrodu Oliwnego? Ten, który umacniał Jezusa (Łk 22,43)?
Cierpienie zostało, źli ludzie swego dokonali. Ale przecież nie oni okazali się zwycięzcami.
Strasznie trudna jest tajemnica cierpienia – zwłaszcza tego gotowanego przez ludzi ludziom. Ale trzeba wytrwać w wierze i nadziei, że zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą (Mt 10,28). Bo cokolwiek by było, przed nami otworem stoi kraina żyjących.
Rozważanie dotyczy psalmu 116A (114)