Rozciągnięty między niebem i ziemią

ks. Tadeusz Czakański

publikacja 16.03.2012 07:35

Bolesne tajemnice różańca rozważa ks. Tadeusz Czakański

Ks. Tadeusz Czakański Józef Wolny/Agencja GN Ks. Tadeusz Czakański

Modlitwa Jezusa w Ogrójcu
...Jezus, który za nas krwią się pocił

Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem (...). Po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Sprawiedliwy mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie (Iz 53,10a.l 1).

Było to na Górze Oliwnej w ogrodzie oliwnym, zwanym Getsemani. Nazwa ta oznacza dosłow­nie tłocznię oliwy. To tam Jezus szukał ustron­nego miejsca, aby się modlić. Ogród ma w Biblii głębokie symboliczne znaczenie. Pojawia się na samym początku dziejów człowieka. Jest symbo­lem bogactwa i obfitości życia. Symbolem szczę­ścia. Jest miejscem, gdzie Bóg umieścił pierwsze­go człowieka i gdzie przebywał z nim w wielkiej zażyłości. W tak wielkiej zażyłości, że człowiek był w stanie - jak to określa Księga Rodzaju - usłyszeć kroki Boga przechadzającego się w porze łagodnego powiewu wiatru. To tam przez nieposłuszeństwo człowieka przyjaźń z Bogiem została zerwana. To tam, jeszcze w ogrodzie, człowiek usłyszał pyta­nie, pierwsze pytanie, jakie pojawia się w ustach Boga na kartach Biblii: „Adamie, gdzie jesteś?". Bóg nie okazuje zagniewania, nie denerwuje się, nawet nie pyta dlaczego. Stawiając to pytanie do­tyczące miejsca, skłania człowieka do zastanowie­nia się nad samym sobą, nad swoją relacją do Boga. Są to niejako pierwsze rekolekcje człowieka, ponowne zebranie się w sobie, odnalezienie się w stosunku do Prawdy, jaką jest Bóg. Niełatwo stanąć w obliczu Prawdy. Człowieka grzesznego ogarnia strach i lęk.
Gdy człowiek ostatecznie wraca do Boga po ziemskiej wędrówce, Kościół śpiewa pieśń: „Do domu wracam jak strudzony pielgrzym (...). Wstyd mnie ogarnia, że przed Tobą stanę, tak nie­podobny, Boże mój, do Ciebie".
Pismo Święte jeszcze nieraz wprowadzi czytel­nika do ogrodu - tak będzie i w Pieśni nad Pie­śniami, i w prorockiej wizji ogrodu Pana (Iz 51,3). Wszędzie pobrzmiewać będzie tęsknota za utra­conym rajem. Tę tęsknotę wypełni nadzieją sam Jezus Chrystus.
W Ogrodzie Getsemani Chrystus przezwycię­żył nieposłuszeństwo człowieka. Zanim jednak tego dokonał, musiał stoczyć w swym człowie­czeństwie tajemniczą walkę duchową. Drżał i od­czuwał trwogę. Tradycja ludowa podsuwa myśl, że przed oczami Chrystusa przesunęły się wów­czas wszystkie grzechy, wszystkie zbrodnie i pod­łości świata. Przeczuwał też zapewne dramat męki, ukrzyżowania i śmierci. Pogrążony w udręce jesz­cze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste kro­ple krwi, sączące się na ziemię. W tej strasznej, niepojętej samotności modlił się: „Ojcze mój, je­śli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich". Taka jest prawda o ludzkiej kondycji wobec nie­wyobrażalnego bólu i cierpienia. Chrystus jest prawdziwym człowiekiem. Wszyscy jednak trzej ewangeliści-synoptycy, opisujący tę scenę, dają świadectwo decyzji, która natychmiast następuje po tej prośbie skierowanej do Boga Ojca: „Wszak­że nie Moja wola, lecz Twoja niech się stanie".
Getsemani - tłocznia. W średniowiecznej iko­nografii znajdujemy przedstawienia Jezusa, który w tłoczni przygnieciony jest belką, a z wszystkich Jego ran cieknie krew. Najwcześniej taki obraz znajdujemy w dziele Herrady z Landsbergu, opatki klasztoru w Hohenburgu w Alzacji, zatytułowanym Hortus deliciarum, pochodzącym z XII wie­ku. Na belce tłoczni widnieje napis: „Torcular est sancta crux" - „Tłocznią jest krzyż święty".
Jeśli w Wieczerniku Jezus wydał się w ręce uczniów pierwej niż Go w Ogrójcu pojmali, to podobnie również tam pierwej niż na krzyżu do­tknęła Go agonia... Agonia Ogrójca wycisnęła z Niego pierwsze krople krwi. To tam uczniowie usłyszeli pełne żalu pytanie: „Nie mogliście jed­nej godziny czuwać ze mną?"
W życiu można wiele przegapić, wiele zmar­nować, wiele czasu przespać, ale gdy gniecie krzyż, spać się nie da. Trzeba czuwać. Czuwanie prze­chodzi w modlitwę. Chwytamy się modlitwy jak ostatniej deski ratunku. Modlitwa nie zmniejsza cierpienia, ona jednak pomaga je przyjąć. „Nie tak jak Ja chcę, ale Ty"
Gdzieś w tajemnicę Ogrójca wpisują się słowa Maryi z Kany Galilejskiej: „Uczyńcie, cokolwiek wam powie". Jezus pragnie, abyśmy z Nim, a na­wet więcej - w Nim trwali. Kto kocha, wytrwa.

Módlmy się, aby słabość naszego ciała czy du­cha nie pozwoliła nam przespać godziny naszego czuwania przy tych, którzy cierpią. Jezu, cierpią­cy nadal w drugim człowieku - biednym, cho­rym, prześladowanym, spoconym trwogą kona­nia, ucz nas bezinteresownej miłości, która wszyst­ko znosi, wszystko przetrzyma.

Biczowanie Jezusa
... Jezus, który za nas był ubiczowany

A my uznaliśmy Go za skazańca, chłostanego przez Boga i zdeptanego. (...) spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53,4.5).

Każde biczowanie boli. Kiedyś używano do tej okrutnej chłosty rzemiennych biczów zakończo­nych żelaznymi kulkami lub haczykami, aby za­dawać większe rany i jeszcze większy ból. Jezus poddany chłoście dobrowolnie przyjmuje ten ból dla naszego zbawienia.
Kościół odniesie do Chrystusa Izajaszowe sło­wa: spadła nań „chłosta zbawienna". Ogrom cier­pienia, jakie dotknęło Jezusa w czasie męki, uka­zuje absurd i głupotę każdego grzechu.

Grzech czyni spustoszenie w relacjach między­ludzkich, we wnętrzu samego człowieka, odrywa go od źródła życia i miłości, jakim jest Bóg. Jeśli się w życiu czegoś lękać, to właśnie tylko grzechu. Złe myśli, złe czyny, a nawet zaniedbanie dobrego można przyrównać do samobiczowania. W wymiarze społecznym wydaje się, że taką szcze­gólną chłostą nękającą całe narody są akty terro­ryzmu. Ginie w nich tylu niewinnych ludzi, czę­sto nawet i dzieci. Fala terroryzmu, jaka ogarnia współczesny świat, jest jednym z najniebezpiecz­niejszych zagrożeń światowego pokoju. Z aktami terroryzmu mamy do czynienia również i na mniejszą skalę i w takich środowiskach, jak szko­ła, rodzina czy zakład pracy.
Ofiara jest często bezbronna i zwykle niewin­na. Poniżanie, wyśmiewanie, molestowanie, za­straszanie i tym podobne zachowania degradują­ce człowieka, pozbawiające go poczucia godno­ści i wartości, sprawiają, że z ust ofiary wychodzi jęk: czuję się, jakby mnie ubiczowali. Można bi­czować słowami, można pięścią zaciśniętą, moż­na dłonią otwartą, a nawet wzrokiem. Człowiek, który chce przestrzegać uczciwości w pracy i wszelkich zasad moralnych, staje się niewygodny, staje się wyrzutem sumienia dla innych, staje się bar­dzo szybko samotnym, białym żaglem.
Różne są rany i często niewymierny, niewyobra­żalny ból. Jest takie biczowanie, które dotyka ser­ca. To plotki, obmowy, podejrzenia, zdrady. Rana serca krwawi czasem, choć w niewidoczny dla ni­kogo sposób, bardziej niż umęczone ciało. Ciosy spadają znienacka i nie można się w żaden sposób obronić. Pozostaje milczenie. Św. Ignacy Antio­cheński pisał do św. Polikarpa: „Bądź odporny jak uderzone kowadło". Skąd jednak czerpać siły, aby utrzymać taką odporność?
Jest taki tekst świętego Pawła w Liście do Rzy­mian, który przynosi umocnienie i pociechę: „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który wła­snego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszyst­kich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować? (...). Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk, czy prześladowanie, głód czy nagość, nie­bezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: »Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce na rzeź przeznaczone«. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował". Wielu było milczących świadków biczowania Jezusa.

Módlmy się, byśmy nie milczeli, gdy inni nie­winnie cierpią. Obyśmy umieli stanąć w ich obro­nie, a jeśli niczego innego nie można uczynić - duchowo uczestniczyli w próbie, którą prze­chodzą. Solidarność z prześladowanymi ma o wiele głębszy wymiar niż tylko polityczny.

Cierniem ukoronowanie Jezusa
...Jezus, który za nas był cierniem ukoronowany

Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby [chciano] na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic (Iz 53,2b.3)

Św. Siostra Faustyna napisała: „O godzinie dziesiątej ujrzałam Oblicze Pana Jezusa umęczo­nego. Wtem mi Jezus powiedział te słowa: - Cze­kałem na Ciebie, aby się podzielić cierpieniem, bo któż lepiej zrozumie cierpienie Moje, jak nie oblubienica Moja? - Przeprosiłam Jezusa za swoją oziębłość, zawstydzona, nie śmiejąc spojrzeć na Pana Jezusa, ale sercem skruszonym prosiłam, aby mi Jezus raczył dać j eden cierń z korony Swojej. Jezus odpowiedział mi, że da tę łaskę, ale jutro (...). Rano, podczas rozmyślania, uczułam bole­sny cierń w głowie z lewej strony; cierpienie trwało przez cały dzień, rozmyślałam nieustannie, jak Jezus mógł wytrzymać ból tylu kolców, które są w koronie cierniowej".
Tylko jeden cierń może zadać tyle bólu... Co to jest za ból: duchowy? mistyczny? Tajemnica cier­pienia... Dlaczego? Zawsze: dlaczego? Ale właści­wie ten, co cierpi, bardziej niż odpowiedzi na to pytanie, szuka ulgi w cierpieniu. Czy cierpienie jest konieczne? Jak z nim walczyć? Czy można prosić o cierpienie? Czy można cierpieniem się dzielić? Ból... ile można go znieść? Jaka jest jego miara, czy to tylko kwestia nerwów, komórek?
Tak naprawdę, wszelki ból można znieść pod jednym tylko warunkiem - uświadomienia sobie, że cierpiał nawet sam Bóg! I że skoro On cierpieniem wysłużył nam zbawienie, to i nasze małe, ludzkie cierpienie ma sens. Nawet jeśli pytamy, dlaczego...
Pewien kapłan powiedział w homilii na temat cierpienia: „Łatwo jest mówić o cierpieniu, ale trudniej jest cierpieć". Ileż prawdy w tych pro­stych słowach! Nikt nigdy nie zrozumiałby cier­pienia, nie cierpiąc. Może dlatego Jezus zechciał dotknąć tego na wskroś ludzkiego doświadczenia? By być blisko nas tak jak nikt? I my jesteśmy naj­bliżej drugiego człowieka wówczas, kiedy jednoczymy się z nim w cierpieniu, jeśli wraz z nim próbujemy je ogarnąć, zrozumieć, ofiarować.
Może to najbardziej łączy ludzi tu na ziemi? Bo jest prawdziwą, bezinteresowną miłością...
A kiedyś, w wieczności, w Domu Ojca, kiedy cierpienie zniknie - pozostanie już tylko miłość.

Módlmy się, byśmy nigdy nie zadawali innym cierpienia. Przeciwnie - by nasza łagodność, do­broć i współczucie niosły naszym bliźnim ukoje­nie, wydobywały pojedyncze ciernie, jakie tkwią w ich ciałach, a przede wszystkim w duszach.

 

Droga krzyżowa
... Jezus, który za nas ciężki krzyż nosił

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwi­gał nasze boleści (...). Wszyscy pobłądziliśmy jak owce, każdy z nas się zwrócił ku własnej drodze, a Pan ob­darzył Go winami nas wszystkich (Iz 53, 4a.6).

Do istoty krzyża należy zarówno jego ciężar, jak i fakt dźwigania. Przygniata, uwiera, męczy. Jesz­cze bardziej męczy, gdy dźwiga go ktoś, kogo ko­chamy, a przygniata, gdy nie możemy pomóc, gdy, patrząc po ludzku, jesteśmy bezsilni i bezradni. Tak, patrząc tylko po ludzku, moglibyśmy się załamać. Ale wiara wzywa nas byśmy patrzyli ina­czej - byśmy nauczyli się spojrzenia, jakie ma sam Bóg. Wtedy, z tej zupełnie innej perspektywy, w inny sposób pojmiemy cierpienie, swoje wła­sne i naszych bliźnich.
W życie każdego człowieka wpisuje się jedno­cześnie i radość, i cierpienie. Jest w życiu czło­wieka takie doświadczenie wewnętrznej radości, które może niepokoić, a nawet szokować. Cho­dzi o radość z cierpienia bliźniego. By nie zostać źle zrozumianym: nie chodzi tu bynajmniej o pry­mitywne odruchy pragnienia zemsty czy zazdro­ści; o to, co kryje się w bezlitosnym stwierdze­niu: „A dobrze mu tak" czy też: „Zasłużył sobie na to". Chodzi o ten spokój wewnętrzny, a nawet - właśnie - radość, które wypełniają serce, gdy patrzymy na kogoś, kto swym cierpieniem odda­je chwałę Panu Bogu. Aby przybliżyć ten stan duszy, przywołajmy słowa pewnej karmelitanki -współsiostry św. Teresy od Dzieciątka Jezus:
„Widząc jedną z naszych Sióstr bardzo zmę­czoną, powiedziałam do Siostry Teresy od Dzieciątka Jezus: »Nie lubię patrzeć, gdy ktoś cierpi, zwłaszcza dusze święte«. Odpowiedziała mi żywo: »O, nie podzielam Twego zdania! Święci, którzy cierpią, nie budzą we mnie litości! Wiem, że mają siłę do zniesienia swych cierpień i że tym sposo­bem oddają-wielką chwałę Bogu; ale tych, którzy nie są świętymi, którzy nie umieją wyciągnąć ko­rzyści ze swych cierpień, o! tych żałuję bardzo! Zrobiłabym wszystko, by ich pocieszyć i przy­nieść im ulgę«"...
Chyba w podobny sposób możemy zrozumieć scenę, którą opisuje św. Marek Ewangelista: „I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez star­szych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że bę­dzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwsta­nie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: »Zejdź mi z oczu, sza­tanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym co ludzkie!«" (Mk 8,31-33).
Mistrz chce, żeby Piotr oderwał się w swym myśleniu od wartościowania ludzkiego, a zoba­czył jasno, jakie są plany Boże.
Najgłębsza radość ma swoje źródło w męce i śmierci Zbawiciela. Ci, którzy cierpią dla Kró­lestwa Bożego, ci, którzy zaparli się siebie dla Chrystusa i naśladują Go, ci, którzy idą za Nim i dźwigają własny krzyż, stają się radością całego Kościoła.
Radość z czyjegoś cierpienia? Maryjo, naucz nas tak się modlić, by ufając całkowicie Twojej mą­drości, wypraszać innym te łaski, których potrze­bują; te, które potrafią przyjąć; te, które przysłużą się im do świętości, do zbawienia.

Panie Jezu Chryste, cichy i pokorny dla Twoich na­śladowców, jarzmo, które nakładasz, jest słodkie, a cię­żar lekki, przyjmij nasze dążenia i prace w tym dniu spełnione i odnów przez odpoczynek nasze sity, aby­śmy mogli lepiej Tobie służyć. (modlitwa brewiarzo­wa z czwartkowej komplety).

Śmierć Jezusa na krzyżu
...Jezus, który za nas był ukrzyżowany

Dręczono Go, lecz sam pozwolił się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowa­dzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po udręce i sądzie został usu­nięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzo­no Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć (Iz 53,7—8).

Gdy w Świątyni Jerozolimskiej rozpoczynano rzeź baranków paschalnych, na Golgocie Chrystus oddawał swego ducha w ręce Ojca. Ukrzyżowany Baranek! Św. Justyn Męczennik tak pisze w swo­im dziele „Dialogi": „Rozkaz, by baranka pieczono w całości, był symbolem męki krzyżowej, którą miał Chrystus wycierpieć. Baranka bowiem przy pieczeniu rozciąga się na kształt krzyża. Jeden pro­sty rożen przechodzi przez niego od dolnych człon­ków do głowy, a drugi przez grzbiet". Krzyż i ba­ranek. Ołtarz i ofiara. Jezus Chrystus - kapłan i żertwa. Rozciągnięty między niebem i ziemią. Opuszczony. Łączy to, co grzech rozdzielił.
Prawdziwe i pełne szczęście jest tylko w Bogu. Najpewniejszą drogę do Boga wskazuje Jezus. Jest to droga miłości. Po grzechu pierworodnym wie­dzie ona przez krzyż. W krzyżu miłości nauka.
Cierpienie Jezusa na krzyżu jest jakby syntezą wszelkich człowieczych cierpień - tych przeszłych, obecnych i przyszłych. Niepojęte cierpienie Syna Bożego, który „umiłował aż do końca", aż do od­dania życia. Nikt nie ma większej miłość nad tę, gdy ktoś życie swoje daje...

Pamiętamy ten obraz z Ewangelii. Jezus uzdra­wia chorych. Pewien chromy jednak nie może skorzystać z daru uzdrowienia, bo jest zupełnie sam. Jezus zauważa go. Chromy tłumaczy: „Nie mogę wejść do sadzawki, bo nie mam człowieka, który by mi pomógł"... Jezus lituje się nad nim i uzdrawia go. Rozumie owo „nie mam człowie­ka". Przytacza tę historię św. Jan. To znamienne - to ten Ewangelista, który najbardziej wyczulo­ny jest na miłość, na jedność; ten, który wytrwał pod krzyżem.
Ale kiedy Jezus umiera na krzyżu, w jakimś sensie też „nie ma człowieka". A nawet więcej, nie ma Boga! Wołanie: „Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił" - to krzyk Boga, który w swym człowieczeństwie ogołocił się aż tak, że stracił poczucie swej boskości, jedności z Ojcem. Jed­nak natychmiast dokonuje kroku: „W ręce Two­je, Ojcze, oddaję ducha mojego"... To już słowa czystej wiary, jakby rozumowego powierzenia się miłości, która nie zawodzi nigdy. Dla nas, na chwile cierpienia, przykład: by zawsze, mimo wszystko, w każdej sytuacji, uczynić ten sam krok, nawet w ciemności.
Jezu umierający na krzyżu! Kiedy przyjdzie i moja godzina przejścia do życia, które nigdy się nie skończy, niech Twoje ramiona przekażą moje umęczone ciało i moją zbolałą duszę w ręce Ojca. Niech przejdę w tym momencie przez Ciebie jak przez Bramę. Naucz mnie tak żyć, bym umiera­jąc, wszedł w wieczność z Tobą.

Sobór Watykański II poucza:

W tajemnicy śmierci najwyraźniej ujawnia się tajem­nica ludzkiego istnienia. Człowiek doznaje nie tylko bólu i postępującego rozpadu ciała, lecz także, w jesz­cze większym stopniu, lęku przed wieczną zagładą. Słuszny więc wydaje osąd, kierując się przeczuciem własnego serca, gdy ze wstrętem odrzuca całkowite znisz­czenie i ostateczną zagładę swojej osoby. Zalążek wiecz­ności, który w sobie nosi, przeciwstawia się śmierci, jako że nie może być on sprowadzany do samej tylko mate­rii. Wszelkie wysiłki techniki, chociaż bardzo pożytecz­ne, nie są zdolne uśmierzyć niepokoju człowieka, bo­wiem przedłużenie długowieczności biologicznej nie może zaspokoić tego pragnienia dłuższego życia, które nieprzezwyciężenie tkwi w jego sercu.
Podczas gdy wobec śmierci zawodzi wszelka wyobraźnia, Kościół pouczony Objawieniem Bożym potwierdza, że człowiek został stworzony przez Boga dla błogosła­wionego celu poza granicami ziemskiej nędzy. Ponadto wiara chrześcijańska poucza, że śmierć cielesna, od której człowiek byłby wolny, gdyby nie zgrzeszył, zostanie zwy­ciężona, gdy wszechmogący i miłosierny Zbawiciel przy­wróci człowiekowi zbawienie utracone na skutek jego winy. Bóg bowiem wezwał i nadal wzywa człowieka, aby cala swoją naturą trwał przy Nim w wiecznej wspól­nocie niezniszczalnego Boskiego życia. Zwycięstwo to od­niósł Chrystus, kiedy przez swoją śmierć uwolnił czło­wieka od śmierci i zmartwychwstał do życia.
Każdemu więc człowiekowi, który głębiej to zagad­nienie rozważa, wiara przedstawiona za pomocą uza­sadnionych argumentów przynosi odpowiedź na jego niepokój o przyszły los; równocześnie także ukazuje ona możliwość obcowania w Chrystusie z ukochanymi braćmi, których zabrała już śmierć, niosąc nadzieję, że uzyskali oni prawdziwe życie u Boga.

(KDK18)