publikacja 01.04.2012 11:00
Nienawiść i zdrada są tylko ramą zdarzenia, marginesem wobec głównej sceny, jaką tworzy miłość.
...Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem... (Iz 50,4-7).
...Ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi... (Flp 2,6-11).
...Gdy siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego. Rozbiła flakonik i wylała Mu na głowę... (Mk 14, 1-15,47).
Fragment książki "Oto Słowo Boże! Rok B. Komentarz do trzech czytań niedzielnych", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Salwator
Święto źle zakończone
Jeszcze dziś można usłyszeć kaznodzieję mylnie interpretującego opowiadanie dotyczące Niedzieli Palmowej: „Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy".
Z tekstu Ewangelii można błędnie odczytać pewne informacje (choćby tylko je poszerzając czy wręcz wypaczając), składniki (także wątpliwości) tej ogromnej scenerii towarzyszącej Jezusowi: mobilizacja tłumów, nieopanowany entuzjazm, wystawne dekoracje, poparcie ludu, skandujące śpiewy, oklaski brzmiące wzdłuż przejazdu.
Niektórzy, mówiąc o Bogu i Jego chwale, używają określeń zaczerpniętych z opisów spektakularnego sukcesu w skali międzynarodowej. Wielkość Boga może być według nich celebrowana tylko w bogatych strojach i z oprawą godną faraonów, z najbardziej okazałymi orszakami.
Pozostaje rozżalenie z powodu rozczarowującego zakończenia. Uroczysta procesja, przemieniająca się w bezładny tłum, z którego rozlegną się odgłosy wyzwisk i wrzasków przeciwko Skazańcowi prowadzonemu na miejsce ukrzyżowania.
Szkoda, bo wszystko tak dobrze się zaczęło... Święto nie powinno zostać zepsute tak żałosnym finałem...
Faktycznie, zamiast zwycięstwa mocy i władzy, widzimy triumf pokory, skromności i łagodności.
Jedyne zdobycze, na jakie stać tego Króla, to te otrzymane siłą miłości. Oklaski, jakie przyjmuje, nie są powierzchowne i łatwe, ale wypływają z wolności i wiary poszczególnych osób. Zresztą Jemu nie zależy na aplauzie, Jego interesują serca i przekonania.
Przyznanie się do Jezusa
Chrystus dziś, w tym tygodniu Męki, chce być rozpoznawany jako Król w swojej bezbronnej słabości, przyjęciu prześladowania, braku oporu wobec przemocy, brutalnych tortur i upokorzenia, którego doznaje od wrogów (pierwsze czytanie).
Jezus oczekuje, aby być uwielbionym jako Syn Boży, w swoim niewiarygodnym „wyzuciu się", w oszałamiającym „zejściu", w „postaci sługi", w solidarności z ludzkim położeniem (drugie czytanie).
Z tego powodu wierzący, według wskazań świętego Pawła, jest wezwany, aby „zginać kolana" przed Panem, który nie korzysta z przywilejów władzy i panowania, podejmuje los niewolnika i jest „posłuszny" planom, które doprowadzą Go do najbardziej hańbiącej śmierci przez ukrzyżowanie.
Chrześcijanin wzywa „Imienia", które jest „niesławne" i pogardzane przez wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy się liczą w tym świecie.
Przyznanie się do wiary w Jezusa nastąpi na Kalwarii w zdumiewający i niemal cudowny sposób: „Setnik zaś, który stał naprzeciw Niego, widząc, że w ten sposób wyzionął ducha, rzekł: «Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym»" (Mk 15,39).
Poganin nie wyznaje swojej wiary w egzaltowanym momencie triumfu, ale w „zgorszeniu" porażki. Odkrywa tożsamość Jezusa poprzez Jego „klęskę" na krzyżu.
Miłość w centrum
Prawdziwego aktu wiary dokonała także bezimienna kobieta z Betanii, wykonując gest, do którego Marek przywiązuje wielkie znaczenie, i o którym czytamy na początku opowiadania o Męce Pańskiej (14,1-11).
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na miejsce epizodu w Ewangelii. Marek, w typowy dla siebie sposób, umieszcza ten fragment między opisem spisku przywódców a relacją o układzie, jaki zawarli ze zdrajcą Jezusa.
Technika wiele razy używana w tej Ewangelii służy do podkreślenia pewnego związku albo też, jak w poprzednim przypadku, uwydatnienia kontrastu. Nienawiść - miłość, zdrada - wierność, ślepota - przezorność, skąpstwo - hojność, niezrozumienie - empatia.
„Opowiadanie o Betanii wyjaśnia nam, że także teraz, przed Paschą, działa coś innego niż nienawiść, oszustwo i zdrada. Pomaga zrozumieć, że Jezus, kiedy szedł na krzyż, doświadczył także gestów szlachetnej miłości" (H. Schlier).
Jest jednak jeszcze inne istotne wskazanie: nienawiść i zdrada są tylko ramą zdarzenia, marginesem wobec głównej sceny, jaką tworzy miłość. Tak naprawdę miłość jest w centrum, buduje trwalszą rzeczywistość pokonującą podłe kalkulacje i wrogość, które ją otaczają.
Niezdolni, by zrozumieć
Wobec oburzenia - wyrażonego przez niektórych obecnych, uzbrojonych w kryteria oceny czysto ekonomicznej i użytecznej - na widok „marnotrawstwa", Jezus bierze kobietę w obronę, bezwarunkowo uznaje jej gest („Spełniła piękny uczynek względem Mnie" moglibyśmy przetłumaczyć też jako: „Uczyniła rzecz bardzo piękną"). Odsłania głębokie znaczenie intencji kobiety, która to zrobiła, upomina krytykujących i stwierdza, że ten gest będzie wspominany wszędzie, gdzie będzie głoszona Ewangelia, która przekroczy granice Galilei i obejmie cały świat.
Można powiedzieć, że powyższe wydarzenie było postrzegane na trzy różne sposoby: dwa wyrażone słowami („narzekających" i Jezusa) i jedno bez słów (kobieta).
1. Ci, którzy dostrzegają marnotrawstwo, mają raczej krótkowzroczną i ubogą wizję życia, ponieważ nie potrafią przejść ponad małostkowe wyrachowanie (nawet jeśli maskowane niepokojem o jałmużnę), nie są zdolni żyć w perspektywie powszechności i bezinteresowności, nie umieją też dostrzec wartości osoby Jezusa i Jego obecności.
2. Kobieta bezimienna ze swoim „pięknym" czynem pragnie wyrazić cześć i szacunek wobec Jezusa oraz swoją miłość. Ponadto rozpoznaje w Jezusie prawdziwego ubogiego. W tamtym momencie Chrystus był ubogim w pełnym tego słowa znaczeniu: odrzucony przez władze religijne, opuszczony przez tłumy, zdradzony przez przyjaciela, niezrozumiany przez uczniów, ofiara samotności, bez asysty, władzy, bez osiągnięć i wsparcia.
Święty Paweł powie: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, by was ubóstwem swoim ubogacić" (2 Kor 8,9).
3. Jezus widzi jeszcze dalej. Kobieta przyszła zobaczyć to, czego inni nie widzą. Ale jej widzenie pozostaje ograniczone. Spojrzenie Jezusa sięga dużo dalej, dając czynowi kobiety proroczą interpretację, która przekracza sam zamiar kobiety: „Namaściła moje ciało na pogrzeb" (Mk 14,8).
Widzieć inaczej
Jezus widzi dalej także w innym sensie. Właśnie w chwili, kiedy Jego dzieło zdaje się być wstrzymane i skazane na klęskę, zapowiada zasięg Ewangelii na cały świat: „Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również na jej pamiątkę opowiadać o tym, co uczyniła" (Mk 14,9).
Centrum ewangelicznego przepowiadania tworzyć będzie opowiadanie o Męce Jezusa, a w tym opowiadaniu szczególne miejsce zajmie ta bezimienna kobieta.
Można więc powiedzieć, że to wydarzenie podkreśla przede wszystkim kontrast (i może być podstawowym tematem dzisiejszej uroczystości) między „płytkim widzeniem" a zdolnością widzenia dalej, głębiej.
Wobec przerażającej rzeczywistości krzyża chrześcijanin może przeżyć kryzys wiary, jeśli nie będzie umiał przejść „ponad" to, co widzialne dla oczu. Tylko spojrzenie wiary pozwala przeskoczyć mur przerażenia.
Z wiarą bez proroctwa (rozumianego jako zdolność przewidywania) można także powiedzieć rzeczy słuszne, rozumne, zrobić dokładne kalkulacje, nie rozumiejąc ich jednak.
Częściowa wizja może być grubym błędem. Najdokładniejsze i pedantyczne obliczenia, ograniczone tylko do jednego aspektu rzeczywistości, prowadzą do mylnego wniosku.
Jedynym sposobem dla wierzącego w Chrystusa jest widzieć dobrze, to znaczy widzieć inaczej.