Na serio

Andrzej Macura

publikacja 28.02.2013 00:02

Garść uwag do czytań na III niedzielę Wielkiego Postu roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Na serio Roman Koszowski/GN Jeśli chcemy pomóc Chrystusowi zbawiać świat powinniśmy porzucić siekiery a wziąć w ręce szpadle i kopaczki.

Na pierwszy rzut oka trudno uchwycić główną myśl czytań tej niedzieli. Jest nią chyba wezwanie do wierności Bogu; prawda, iż nawet doświadczenie wielkich dzieł Bożych nie zwalnia z tego, by starać się wypełniać Bożą wolą. Jeśli Bóg mówi, trzeba Go posłuchać.

1. Kontekst pierwszego czytania Wj 3,1-8a.13-15

Kontekstem wydarzeń opowiedzianych w czytaniu tej niedzieli jest egipska niewola Izraela. Jak do niej doszło? Rodzina Abrahama przez jakiś czas żyła w miarę spokojnie w Kanaanie, czyli ziemi, którą Bóg przyrzekł Abrahamowi na własność. Minęły już dwa pokolenia. Wnuk Abrahama, Jakub miał już swoje lata i sporo dzieci, ale daleko jeszcze było tej rodzinie do takiej liczebności, by mogła nazywać się wielkim narodem. A i w ziemi, którą mieli posiąść na własność byli właściwie gośćmi. Wtedy ma miejscy znaczący epizod: synowie Jakuba, zazdrośni o względy, jakimi ojciec darzył jednego ze swoich synów ,Józefa, sprzedali go jako niewolnika do Egiptu. Wkrótce zrządzeniem Opatrzności doszedł tam do wielkich godności. I gdy w Kanaanie nastał głód sprowadził do Egiptu całą rodzinę – z ojcem i braćmi. Z początku rodzina Józefa była traktowana w Egipcie bardzo dobrze. Z czasem jednak władcy zapomnieli o zasługach Józefa, a potomkowie Abrahama zaczęli być traktowani jak niewolnicy. Wyniszczała ich nie tylko trudna praca, ale także próby fizycznej eksterminacji tego (na)rodu. W takich okolicznościach rozgrywa się opowiedziana w tę niedzielę historia Mojżesza.

Kim był on sam? Cudownie ocalony w dzieciństwie, kiedy z wód Nilu wyniosła go córka faraona. Wykarmiony przez swoją matkę (wziętą przez córkę faraona na mamkę malca) w pałacach faraona żył pewnie nieco rozdarty między dwoma światami: władców i niewolników. Musiał uciekać z Egiptu, gdy w obronie swojego ziomka zabił Egipcjanina. Jąkający się uchodźca, przygarnięty do rodziny madianickiego kapłana. Może i zdolny, może i prawy i odważny, ale bez przesady. Przecież trochę też nieudacznik. W każdym razie nie żaden bohater. I takiemu właśnie człowiekowi objawia się Bóg w ognistym krzewie.

Gdy Mojżesz pasł owce swego teścia imieniem Jetro, kapłana Madianitów, zaprowadził owce w głąb pustyni i doszedł do Góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.

Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu Bóg: «Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba».

Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z rąk Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód».

Mojżesz zaś rzekł Bogu: «Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mnie do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, cóż im mam powiedzieć?» Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: «Jestem, który jestem». I dodał: «Tak powiesz synom Izraela: Jestem posłał mnie do was».

Mówił dalej Bóg do Mojżesza: «Tak powiesz Izraelitom: Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia».

Mojżesz wyraźnie wzbraniał się przed przyjęciem misji, którą chciał mu powierzyć Bóg. Niestety, w czytaniu mamy tylko wątpliwość Mojżesza na czyj autorytet ma się powołać, gdy wróci do Egiptu i będzie namawiał swych współbraci do powrotu do Ziemi Obiecanej. W opuszczonym w dzisiejszym czytaniu fragmencie można jednak zobaczyć, jak chce się z misji wykręcić mówiąc Bogu: „Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu”. A gdyby doczytać tę długą rozmową Mojżesza z Bogiem do końca można zobaczyć, że wcale nie jest pewien czy zdoła przekonać swoich ziomków, by zechcieli ruszyć z nim na pustynię. Do końca zresztą próbuje się wykręcić. Brzmi to momentami wręcz groteskowo. Zacytujmy:

Rzekł Mojżesz do Pana: «Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny, od wczoraj i przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał». Pan zaś odrzekł: «Kto dał człowiekowi usta? Kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo niewidomym, czyż nie Ja, Pan? Przeto idź, a Ja będę przy ustach twoich i pouczę cię, co masz mówić». Lecz Mojżesz rzekł: «Wybacz, Panie, ale poślij kogo innego». I rozgniewał się Pan na Mojżesza, mówiąc: «Czyż nie masz brata twego Aarona, lewity? Wiem, że on ma łatwość przemawiania. Oto teraz wyszedł ci na spotkanie, a gdy cię ujrzy, szczerze się ucieszy. Ty będziesz mówił do niego i przekażesz te słowa w jego usta. Ja zaś będę przy ustach twoich i jego, i pouczę was, co winniście czynić.

W czytaniu zwraca uwagę miejsce w którym dokonuje się wydarzenie. Okolice góry Horeb czyli Synaju. To tam później Bóg zawrze z Izraelem przymierze. Ważniejsze jednak, że przedstawia się Mojżeszowi jako Bóg ojców: Abrahama, Izaaka i Jakuba. Czyli jako ten, o którym może i słyszeli, ale już zdążyli zapomnieć; ten który złożył przodkom tego ludu obietnice uczynienia z niego wielkiego narodu, dania mu na własność wielkiego obszaru ziemi.Teraz właśnie nadchodzi czas realizacji tych planów.

Imię Boże „Jestem który jestem” którym się przedstawia Bóg na naleganie Mojżesza różnie egzegeci tłumaczyli. Najtrafniejszym wydaje się to, które w tym imieniu widzi pewną wymówkę. „Jestem, którego zobaczycie jakim jest”; „po co mam strzępić język przekonując kim jestem; w niedalekiej przyszłości zobaczycie kim jestem”. Bo czas udręki Izraela już się skończył. Teraz nadszedł czas spełnienia obietnicy. Ale potrzeba człowieka, który w imieniu Boga pójdzie do Izraela i faraona. A skoro Bóg dał człowiekowi ta wyraźny znak, ten nie powinien się wymawiać.

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 10,1-6.10-12

Ten fragment, łącznie z wierszami w czytaniu opuszczonymi, to zachęta do trwania w wierności Bogu. Święty Paweł przypomina tu historię wyjścia Izraela z Egiptu. I zwraca uwagę, że choć wszyscy Izraelici doznali wtedy wielkiej łaski – widzieli cud wyjścia, jedli mannę i przepiórki, widzieli wypływającą nagle ze skały wodę, wielu z nich tą Bożą łaską wzgardziło. Choć wiedzieli, czego Bóg oczekuje, szemrali przeciw Bogu żyjąc po swojemu. Nawet – co w czytaniu opuszczono (wiersze 7-9) – posunęli się do bałwochwalstwa i rozpusty.Przytoczmy ten fragment w całości. Tekst czytania - pogrubioną czcionką.

Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy, co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w [imię] Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała - to był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni. Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, abyśmy nie pożądali złego, tak jak oni pożądali.

Nie bądźcie też bałwochwalcami jak niektórzy z nich, według tego, co jest napisane: Zasiadł lud, by jeść i pić, i powstali, by się oddawać rozkoszom. Nie oddawajmy się też rozpuście, jak to czynili niektórzy spośród nich, i padło ich jednego dnia dwadzieścia trzy tysiące. I nie wystawiajmy Pana na próbę, jak wystawiali Go niektórzy z nich i poginęli od wężów. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady. A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł. Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać.

Święty Paweł przypomina te wydarzenia, bo są nauką dla Nowego Ludu Wybranego – Kościoła. Samo wybranie przez Boga, doświadczenie Jego cudów, niewiele znaczy. Trzeba jeszcze wiernie iść za wskazaniem Bożym.

3. Kontekst Ewangelii Łk 13,1-9

Ewangelia tej niedzieli pochodzi z tej części Łukaszowego dzieła, które nazywane bywa „Podróżą Jezus do Jerozolima” (Łk 9, 51-19, 28). Rzut oka na tematykę tej sekcji wystarczy, by przekonać się iż głównym tematem w niej poruszanym jest z jednej strony konfrontacja  ze skostnieniem judaizmu, ale też wskazanie wierzącym w Chrystusa, że muszą jasno opowiedzieć się za swoim Mistrzem. Nie tylko formalnie, ale całym swoim sercem. W tym też kluczu należy też interpretować interesujący nas tekst.

W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.

Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».

I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».

4. Warto zauważyć

Uczniowie Chrystusa muszą jasno opowiedzieć się za swoim Mistrzem. Nie tylko formalnie, ale całym swoim sercem. Samo bycie drzewem w ogrodzie Pana nie wystarczy. Trzeba jeszcze wydać owoce. To główna myśl  Ewangelii tej niedzieli.

Jest ona podzielona jakby na dwie części. W pierwszej Jezus – interpretując wydarzenie zabicia jakichś ludzi składających ofiary i zawalenia się wieży, pod której gruzami też zginęli ludzie –  odrzuca popularne mniemanie, iż nieszczęście jest Bożą karą. Zapowiada jednak, że tego, kto się nie nawróci spotka w końcu kiedyś kara. 

Komentatorzy podkreślają, że w drugiej części, przypowieści o nieurodzajnym drzewie figowym, nie chodzi o to, że Bóg jest niecierpliwy i w końcu człowieka nie przynoszącego dobrych owoców surowo ukarze. Byłoby to sprzeczne z tym co Jezus powiedział moment wcześniej. Raczej chodzi o uzmysłowienie, że czas każdego człowieka jest ograniczony. I wcześniej czy później będzie musiał Bogu zdać sprawę ze swoich czynów. Choć Bóg jest dobry i cierpliwy, a Chrystus wstawia się za nami u Ojca, dzień sądu (tego po śmierci) niechybnie nadejdzie. Jeśli chrześcijanin nie wyda dobrych owoców, spłonie.

5. W praktyce

  • Czego Bóg konkretnie od nas chce? Nie pośle nas jak Mojżesza do Egiptu. Ale i nas dotyczy przestroga, że nie wystarczy sama formalna przynależność do ludu Bożego. Trzeba jeszcze wydawać dobre owoce swoich czynów. Wypada przypomnieć najważniejsze przykazanie: miłości Boga i bliźniego, przed męką ujęte przez Jezusa w brzmieniu nowego przykazania: abyście się miłowali jak ja was umiłowałem. Wydaje się, że to powinien być dla chrześcijan Polski początku XXI wieku wielki wyrzut.

    Nie dlatego, że jak ludzie wszystkich czasów upadamy. Jednak w obliczu różnych przeciwności jakie spotkały nas po ‘89 roku stwardniało nam serce. Porzuciliśmy próbę przemieniania ludzkich serc miłością. Zamiast niej używamy bicza splecionego z prawd i – niestety – półprawd. Bronimy się może i skutecznie, ale słabo owocujemy. Nie widać po nas, żeśmy uczniami Mistrza, który tak kochał, że dał się ukrzyżować.
     
  • Jeśli chcemy pomóc Chrystusowi zbawiać świat powinniśmy porzucić siekiery a wziąć w ręce szpadle, kopaczki. No i nie powinniśmy się obawiać nawożenia. Przepraszam, ale to znaczy chyba także narażanie się na mało przyjemne zapachy...