Jonasz nie chcioł do goroli

KATOWICKI GOŚĆ NIEDZIELNY

publikacja 21.10.2013 06:20

O próbie tłumaczenia Biblii na dialekt śląski oraz o tym, czym inspiruje się śląska kultura, mówi Marek Szołtysek.

Jonasz nie chcioł do goroli Foto: GN Ilustracja z książki "Ewangelie śląskie"

Przemysław Kucharczak: We wstępie do „Ewangelii śląskich” krytykujesz „skrajnych autonomistów śląskich”. Dlaczego?
Marek Szołtysek: Chodzi o to, że do moich tłumaczeń dołączyłem Księgę Jonasza. Jonasz był ksenofobem, człowiekiem, który nie lubi pewnych ludzi, nie jest otwarty na świat. Ponboczek mu każe iść nauczać do Niniwy, a on na to – że do tych goroli, do tych cudzych, nie naszych, nie pódzie. Ta księga jest jak gdyby satyrą na wszystkich ludzi, którzy mają uprzedzenia. Rozumiem, że na Śląsku podkreśla się zawsze pewną inność. Inność na przykład wobec Polaków z innych regionów Polski, i to jest normalne. Jednak w ostatnich latach, w związku z narastaniem skrajnego autonomizmu, zaczęło to przyjmować taką postać chorobliwą.

Jakieś przykłady?
Na przykład pisałem w felietonie o śląskim słowie „chrobok”, że pochodzi z języka staropolskiego i świadczy o związku staropolszczyzny ze śląskim. Że Polacy mówią „robak”, bo „chrobok” już u nich zanikł, ale za to zostało u nich słowo „chrobotać”. I wyobraź sobie, że nawet za tę wypowiedź zostałem zaatakowany, bo rzekomo za bardzo podkreślam kulturę polską. Tymczasem ja w rzeczywistości mówię o różnych wątkach w śląskiej kulturze: polskich, czeskich, niemieckich. Widzę jednak, że niektórzy Ślązacy próbują w ostatnich latach od Polski się odgrodzić, udowodnić, że Polska to nasz wróg, oskarżyć ją o całe zło. To jest trochę tak, jakbyśmy chcieli się zamknąć na prawdę. Uciec, tak jak uciekający od problemu Jonasz. Skrajna postać autonomizmu, czyli zamykanie się na kulturę polską i na dyskusję na temat Śląska, jest po prostu ograniczeniem. Jonasz też był ograniczony w swoim działaniu, bo nie rozumiał pewnych rzeczy. Warto się otworzyć.

Jonasz nie chcioł do goroli   Wydawnictwo Śląskie ABC Tu zgoda, ale mam inną wątpliwość: czy Biblii można używać do bieżącej polemiki? I to jeszcze zahaczającej o politykę?
Ale ja się nie wypowiadam przeciw jakiejś partii politycznej, tylko przeciw pewnej szkodliwej postawie, która dzisiaj na Śląsku jest coraz częstsza. Choć zgodzę się, że dlatego umieściłem w tej książce tłumaczenie Księgi Jonasza, żeby o jakiejś prawdzie przypomnieć. Ale przepraszam, jeśli ktoś chce powiedzieć, że np. nie należy kraść, to na jakie argumenty ma się powołać? Więc albo na ekonomię, czyli: „Nie kradnij, bo to się nie opłaca, ciebie też mogą okraść”; albo właśnie na Biblię: „Nie kradnij, bo taki nakaz dał nam w przykazaniach Bóg”. Więc moim zdaniem nie popełniam nadużycia, tylko przypominam pewną prawdę, którą już 2250–2500 lat temu wyraził autor natchniony Księgi Jonasza. Ta księga została napisana m.in. po to, żeby napiętnować ksenofobię u ówczesnych Żydów. Sądzili oni wtedy, że Pan Bóg jest tylko dla nich, a nie dla kogoś innego. Bóg tymczasem pokazał Jonaszowi, że słucha też modlitw pogan. Kultura śląska też nie jest wyłącznie dla tych Ślązaków, którzy myślą, że jedynym, centralnym tematem dla tożsamości Śląska jest autonomia. Możemy o tej autonomii dyskutować, ale nie róbmy z tego szczegółu rzeczy najważniejszej dla współczesności i przyszłości Śląska.

11 lat temu skrytykowała Cię Rada Języka Polskiego, bo pisanie o Panu Bogu „po naszymu” w uszach profesorów brzmiało jakoś niepoważnie. Więc co będzie teraz, przy próbie przekładu Biblii na śląski?
Tamta krytyka dotyczyła książki „Biblia Ślązoka”, która absolutnie nie była tłumaczeniem Biblii, a w której znalazły się takie babcine opowiadania o wydarzeniach biblijnych. W związku z tym były tam takie słowa, które mogły się nie podobać, np. anioły „furgały”, a młoda Matka Boża była nazwana „frelkom” – bo tak mówiono kiedyś na Śląsku na dziołchy w tym wieku. Ja uznaję, że członkom Rady te słowa mogły się nie podobać. W porządku, mnie też może się nie podobać np. język Mikołaja Reya. Tyle że oni twierdzili, że „Biblia Ślązoka” była tłumaczeniem Biblii, co jest bzdurą; chyba w ogóle nie mieli tamtej książki w ręce, skoro aż tak pomylili gatunki literackie. Natomiast „Ewangelie śląskie” rzeczywiście są próbą, podkreślam, próbą, tłumaczenia Biblii na dialekt śląski, czyli po prostu na ślonsko godka.

No właśnie, więc teraz tym bardziej może być gorąco.
Więc jeśli mnie skrytykują tak, że na przykład w rozdziale tym i tym oryginał grecki brzmi tak i tak, a, powiedzmy, Biblia Tysiąclecia tłumaczy to w ten i ten sposób, podczas gdy u mnie brzmi to tak i tak – to w porządku, jestem w stanie podjąć na ten temat rozmowę. Jeśli jednak będzie to krytyka w stylu: „Źle zrobił, bo w ogóle nie należy tłumaczyć Biblii na śląski” – uznam ją za nietrafioną. Przecież na całym świecie powstają przekłady Biblii na dialekty, którymi mówi zaledwie kilkanaście tysięcy ludzi. Takich tłumaczeń dokonują pojedynczy misjonarze, a nie wielkie instytuty naukowe.

Co w tłumaczeniu było najtrudniejsze?
Sam byłem zdziwiony, że szło mi dosyć łatwo. Na studiach miałem grekę przez cztery semestry. Teraz dokształciłem się w zakresie greki hellenistycznej. Brałem grecki czasownik, sprawdzałem, co oznaczał w czasach, gdy powstawała dana księga, a później porównywałem, jak go tłumaczy Wulgata, a jak np. staropolskie Biblie z XVI i XVII wieku: Leopolity, Wujka i Gdańska. Inspirowałem się czeską Biblią Kralicką z 1613 r., gdzie znalazłem np. słowo „hned”. Przypomniało mi się, że kiedyś na Śląsku też mówiło się „hned”, czyli szybko, wnet. Pomogło mi też, że jestem magistrem teologii KUL, więc jestem uwrażliwiony na pewne pułapki, które czyhają na tłumaczy Biblii, i na trzymanie się katolickiej tradycji tłumaczeń.

Ale czy śląski nie ma za mało słów na próbę tłumaczenia najważniejszej z książek?
Oczywiście, że ma za mało. Podobnie, jak i polszczyzna w czasach, kiedy Biblię tłumaczył Jakub Wujek. Ponieważ jednak śląski nie jest językiem, lecz dialektem języka polskiego, więc kiedy brakowało mi śląskich słów, używałem słów polskich. Zresztą właśnie taka jest śląszczyzna, jaką mówię od dzieciństwa. Jeszcze jedno: śląska kultura jest inspirowana Biblią. Tymczasem co współcześnie inspiruje śląską kulturę? Z analizy przekazów medialnych można odnieść wrażenie, że głównie moda na gotowanie i jakieś polityczne fandzolenie. A młodzież? Ta sprawia wrażenie odcinania się od tradycji, chrześcijańskiej tradycji. Jeśli więc dzisiaj zatracimy biblijną i ogólnie religijną inspirację śląskiej kultury, staniemy się śmieszni i nieautentyczni. I w kontekście takich zagrożeń powinno się rozważać treści „Ewangelii śląskich”.

***

„Ewangelie śląskie” – to nowa książka Marka Szołtyska. Zawiera próbę przekładu na dialekt śląski Księgi Jonasza, Ewangelii św. Marka i Ewangelii dzieciństwa. Jest tu też stworzony przez Szołtyska nowy „apokryf”: „Ewangelio ślonsko podug św. Any”.

Ewangelio podug św. Marka (po ślonsku, fragmynt)
Dować na cysorza? [Mk 12,13-17] 12 [13] Niyskorzij posłali ku Niymu faryzyjuszowych pomagerow i kamratow od Hyroda, coby Go chyciyli za jake słowko. [14] A oni prziszli i padali Mu: „Panie, wiymy co prawda godosz, a niczym sie niy szterujesz. I niy zaglondosz na ludzi, yno po prawdzie wszyjsko o Ponboczku prawisz. Eli noleży dować płat na cysorza? Ja, eli niy? [15] Ale poznoł ich oszklistwo i padoł do nich: „Czamu ta podstympno zagwozdka na mie rychtujecie? Toż dejcie mi yno jakigo dynara, co se go obejrza”. [16] Jak prziniośli, to ich spytoł: „Co tam stoi naszkryflane i co to za gymba?”. Odpedzieli Mu: „Cysorza”. [17] Wtynczos Jezus im godo: „Tak tyż oddejcie cysorzowi co cysorskie, a Ponboczkowi co Ponboczkowe”. I nadziwać sie Mu niy poradziyli.

Ksiynga Proroka Jonasza (po ślonsku, fragmynt)
Jonaszowi żol je krzokow a niy grzeszniykow-borokow 4 [1] Skiż tego jednak Jonasz nie boł w zocy i sie na Ponboczka znerwowoł (...) [9] Na to Ponboczek Jonaszowi godo: „Eli po twoimu naprowdy noleży sie ciepać skuli tego krzoka?”. Odpedzioł: „Ja, bo zgorszołech sie tym fest a fest”. [10] Ponboczek zaś na to: „Toż ciebie poradzi być żol krzoka, keregoś nie sadzioł ani obrobioł, kery bez noc poschodzioł i tyż bez noc kipnoł. [11] A mie niy przinoleży sie żałość nad Niniwom, wielgim miastym, kaj miyszko wiyncy jak sto dwadziścia tysioncow ludzi? Przeca oni som choby dziecka!”.