Wybraniec Boży

Marcin Jakimowicz

Syn, o którym zapomniał rodzony ojciec został największym królem w historii Izraela.

Wybraniec Boży

Prorok puka do drzwi Jessego. Ilu masz synów? Siedmiu – wypala ojciec. Nieprzypadkowo pada ta liczba. To symbol doskonałości. Siedmiu wspaniałych. Jak w westernie. Przyprowadź mi ich – nakazuje prorok. Chłopy jak dęby, kwiat izraelskiej młodzieży, jeden przystojniejszy od drugiego. Żaden z nich – rzuca prorok – nie zostanie królem Izraela. Nie masz już żadnego syna?

„Mam jeszcze jednego – szepcze zażenowany tatuś – Ale… on pasie owce”. Obciach. Wiocha. Jest jeszcze pastuch. Syn, który nie załapał się do elitarnego klubu „Siedmiu”. Syn, o którym…. zapomniał rodzony ojciec. „Zabrany od owczych zagród” Dawid zostaje największym królem w historii Izraela.

W ubiegłym tygodniu miałem powiedzieć świadectwo w Chorzowie i Lubinie. Posypało się wówczas (na płaszczyźnie emocjonalnej, psychicznej, chorobowej, logistycznej i samopoczuciowej) tak wiele rzeczy,, że miałem największą ochotę wycofać się na „z góry upatrzone pozycje”. Doszło do tego zapalenie krtani. Trzymałem już w dłoni telefon, by zadzwonić do organizatorów i przeprosić, że nie przyjadę. Co gorsze, figurowałem na plakacie z budzącym politowanie dopiskiem „świadek wiary”.

Gdy w absolutnej bezradności otworzyłem Biblię i zapytałem wprost: „Dlaczego ja? Nie masz na składzie innych? Prawdziwych świadków?”, aż dwukrotnie przeczytałem wersy, w których padało słowo „wybrany”. „Zbierze swoich wybranych…”  i „Nie wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem”.

Komunikat był prosty, jak schemat linii warszawskiego metra; wybrałem cię do tego, byś mówił. Koniec, kropka. Jeden robi pizzę, drugi kieruje busem, ty masz gadać. To twoje zadanie.

Rozczaruję komentatorów: nie wycofuję się z ostatniego tekstu („Bida z nędzą”). Wciąż uważam, że jesteśmy „dzieckiem specjalnej troski” Najwyższego. Zżymam się, gdy słyszę „Polskę szczególnie umiłowałem” w towarzystwie szowinistycznych „ochów” i „achów” i litanii naszych wyjątkowych cech.

Wybranie to nie rodzaj nobilitacji! Raz w życiu widziałem zdenerwowaną prof. Annę Świderkównę (na co dzień uosobienie spokoju). Podczas panelu dyskusyjnego na Targach Ksiązki Katolickiej w Warszawie jakiś facet wypalił: „A dlaczego to Żydzi są Narodem Wybranym? Dlaczego to ich wybrał, a nie nas”. Zdumiona biblistka odparła: „A pan myśli, że to wybranie do splendoru? Do zaszczytów? Honorów? Nie! To powołanie do tego, by iść Jego drogą. Drogą ogołocenia, uniżenia, służby, ofiary. Proszę poczytać sobie Stary Testament…”.

Wybraństwo Boże to nie bonus, specjalne wyróżnienie. To prolog do wyznania: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” i „Straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żywego”.