Miłośnik życia

Andrzej Macura

publikacja 30.10.2013 22:00

Garść uwag do czytań na XXXI niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Miłośnik życia Jakub Szymczuk /GN Nic ci nie wychodzi? Życie straciło sens? Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu

Co robimy, gdy spotykamy się z czyimś grzechem? To zależy. Od wielu okoliczności. Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazały jednak, że dość często wobec zła, którym najbardziej się brzydzimy większość z nas postępuje tak: odciąć się, potępić i najlepiej wylać na grzesznika kubeł pomyj, by nikt nie pomyślał, że próbujemy go usprawiedliwiać. Czytanie tej niedzieli pokazują, że Bóg widzi sprawi inaczej. I postępuje z nami też inaczej.

1. Kontekst pierwszego czytania Mdr 11,22-12,2

Czytany tej niedzieli fragment Księgi Mądrości to część dłuższej wypowiedzi dotyczącej mądrości Boga widocznej w historii. Autor jakby zatrzymuje się w swoich wywodach dotyczących przeszłości, by wygłosić refleksję natury ogólniejszej. I w przepięknych słowach modlitwy uwielbienia maluje obraz dobrego Boga.

Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co opadła na ziemię. Nad wszystkimi masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie byty, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie ukształtowałbyś tego.

Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jakby się zachowało to, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Władco, miłujący życie!

Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.

Aż niezręcznie tę jego myśl jakoś porządkować, ale spróbujmy. Jaki obraz Boga przedstawia Mędrzec?

  • Bóg jest potężny. Przy Nim cały świat „jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię”.
     
  • Bogu naprawdę podoba się wszystko co stworzył. Parafrazując: „miłuje wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzi, co uczynił,  bo gdyby miał coś w nienawiści, nie byłby tego uczynił”. Bo gdyby nie kochał, to by tego nie stworzył albo nie pozwolił temu istnieć.
     
  • Jeśli Bóg „nieznacznie strofuje i karze” to po to, by upadający wyzbywszy się złości uwierzyli w Niego.

W kontekście pozostałych czytań kluczowe wydaje się tu owo przypomnienie o tym, że Bóg kocha wszystkie swoje stworzenia. Powinno to dawać wiele do myślenia. Bóg kocha każdego człowieka. Nawet największego drania. Bo gdyby było inaczej, to by go nie powoływał do istnienia. Co zaskakuje jeszcze bardziej, to konstatacja, że Bóg musi też w takim razie kochać upadłe anioły… Bardzo ciekawy przyczynek do rozmyślań nad Bożym gniewem i karaniem…

2. Kontekst drugiego czytania 2 Tes 1,11-2,2

W swoim drugim liście do Tesaloniczan, wysłanym niedługo po pierwszym, św. Paweł przede wszystkim precyzuje swoje nauczanie dotyczące powtórnego przyjścia Chrystusa; wyjaśnia, jak chrześcijanie powinni się odnosić do różnych proroctw i nauk na ten temat oraz jak mają patrzyć na spotykające ich prześladowania i inne przeciwności.

Bracia: Modlimy się stale za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania i aby z mocą wypełnił w was wszelkie pragnienie dobra oraz działanie wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa – a wy w Nim – za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.

W sprawie przyjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i naszego zgromadzenia się wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakby już nastawał dzień Pański.

Czytanie to składa się z dwóch części. Dość dziwnie połączonych. Pierwsza to końcówka wcześniejszego wywodu, druga – początek kolejnego. O co więc chodzi?

W pierwszej Paweł, świadom przeciwności, które znosi Kościół w Tesalonikach zapewnia jego członków o swojej za nich modlitwie. Wcześniej pisał, że przez znoszenie cierpień nie tylko wzrosła ich wiara i miłość, ale nadto stali się wzorem dla innych Kościołów, w których Tesaloniczan podziwiają. Zapowiada też, że Bóg wymierzy sprawiedliwość tym, którzy teraz ich uciskają.  A modli się... Zacytujmy:  „aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa”.

Co w tym tekście uderza? Ano to, że to nie sam człowiek siebie wydoskonala. To Bóg ma uczynić Tesaloniczan „godnymi swego wezwania”. To Bóg ma udoskonalić w nich „wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary”.  To stwierdzenie Pawła uderza zwłaszcza w kontekście pozostałych dzisiejszych czytań. Można chyba powiedzieć, że Bóg nie czeka na koniec świata z założonymi rękami. Różnymi sposobami stara się człowieka kształtować; angażuje się jakoś po jego stronie chcąc go wyciągnąć z bagna istniejącego w świecie zła. To ważna wskazówka dotycząca naszego obrazu Boga. Bóg stara się pozytywnie wpływać na człowieka. Nie jest tak, że czeka coraz bardziej niecierpliwy, by w końcu wyładować na człowieku swoją furię.

Druga część czytania nie wiąże się już wyraźnie z pozostałymi czytaniami. Jest raczej wprowadzeniem w atmosferę końca roku liturgicznego, gdzie coraz częściej pojawia się myśl o powtórnym przyjściu Chrystusa.  To początek dłuższego wywodu poświęconego tej właśnie problematyce. Zapowiadał ten powrót Chrystusa już Paweł wcześniej: zarówno w swoim pierwszym liście do Tesaloniczan, jak i na początku tego, zapowiadając kary dla prześladowców wyznawców Chrystusa w Tesalonikach. Teraz prosi, by adresaci listu nie dali się ani zastraszyć w swoim rozumieniu (sprawy powtórnego przyjścia Jezusa) ani zastraszyć jakimś proroctwem czy jakimś rzekomo pochodzącym od Apostoła czy jego współpracowników listem. Wypisz wymaluj można by podobnie powiedzieć i dziś. Różnych katastrofistów powołujących się na „pewną” wiedzę na temat paruzji nie brakuje. Tyle że...

Tyle że Paweł wcale nie mówi, że przyjście Pana Jest odległe. Mówi tylko, co musi się stać najpierw. Ucięcie czytania po uspokajających słowach Pawła to chyba jednak jakieś nieporozumienie... Przytoczmy więc ten fragment w całości (2 Tes 2, 1-12), opuszczony fragment zaznaczając pogrubieniem...

„W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo [dzień ten nie nadejdzie], dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem. Czy nie pamiętacie, jak mówiłem wam o tym, gdy wśród was przebywałem? Wiecie, co go teraz powstrzymuje, aby objawił się w swoim czasie. Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość”.

O czym albo o kim pisze św. Paweł? Trudno dokładnie powiedzieć. Pewnie w dziejach świata mamy więcej takich sytuacji i osób. W każdym razie wrażenie, jakie powstaje po wysłuchaniu drugiej części czytania, że koniec świata to sprawa „enigmatycznie odległa” trzeba zrewidować.

3. Kontekst Ewangelii Łk 19,1-10

Spotkanie z Zacheuszem w Jerychu to ostatnia scena przed przybyciem Jezusa do Jerozolimy. Jezus zgromadzonym w domu Zacheusza opowie jeszcze przypowieść o minach powierzonych przez Pana sługom , które owi słudzy mają pomnażać. Ale następną sceną będzie już uroczysty wjazd do Jerozolimy.

Skończy się więc ta część Ewangelii Łukasza (nazywana „Podróżą do Jerozolimy”) , w której Jezus uczy swoich uczniów, że pójście za Nim to nie same radości, ale też spore wymagania. Czy więc historię z Zacheuszem na drzewie i późniejszą ucztą w Jego domu trzeba rozumieć (jedynie) jako kolejne wymaganie Jezusa? Pokazanie im, że mają przyjmować grzeszników?

Chyba jest to nieco bardziej skomplikowane. Trudno nie zauważyć, że zarówno w tej, jak i poprzedniej scenie – z niewidomym pod Jerychem (18, 35-43) – nie ma już wymagań. Po trzeciej zapowiedzi męki (18, 13-24) jakby zmienia się klimat. Pojawiają się one jednak znowu w przypowieści o minach (19, 11-28). Więc jak?

A gdyby te dwie sceny -  z niewidomym pod Jerychem i Zacheuszem wraz z późniejszą przypowieścią o minach, które – przypomnijmy – trzeba pomnażać – potraktować jako pewną całość? Dwie pierwsze sceny byłyby swoistą ilustracją do przypowieści. Przesłanie całości byłoby dość jasne: każdy z nas otrzymuje coś innego. Niewidomy – wzrok. Celnik – zauważenie przez Jezusa. Nie jest istotne ile otrzymaliśmy, ale czy to pomnożymy...

4. Warto zauważyć

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę».

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie».

Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło».

Cóż tu się wymądrzać... Historia z Zacheuszem to piękna ilustracja teoretycznych rozważań, jak na człowieka, także grzesznego, patrzy Bóg. Tak, Bóg. Bo przecież Jezus jest Bożym Synem, a jednocześnie najpełniej objawia Ojca.

Bóg chce zbawić każdego. To nie slogan. Chce zbawić naprawdę każdego. Dlatego inaczej niż zazwyczaj różni uważający się za pobożnycb ludzie, potrafi być dla grzesznika zaskakująco życzliwy. Okazuje się, że ta życzliwość potrafi wywołać w grzeszniku przemianę. I to taką, której nie sprawiłyby żadne pouczenia czy groźby.

Obraz Boga przedstawiony w tej scenie pięknie koresponduje z tym, jaki można było zauważyć w pierwszym czytaniu: Boga łagodnego. Tu okazuje się, że mimo swej łagodności skutecznego. Jest to też ilustracja prawdy zarysowanej w drugim czytaniu: że to Bóg przemienia człowieka, nie człowiek samego siebie. To życzliwość Jezusa była u Zacheusza detonatorem eksplozji przemiany życia...

5. W praktyce

  • Jeśli czuję się jak Zacheusz – byle z daleka zobaczyć Jezusa i to wystarczy – mogę się zdziwić. Jezus może się wprosić do mojego życia.
  • Łagodnością i życzliwością można wiele zdziałać. Zapewne więcej niż wybuchowymi  połajankami. Zawsze? W scenie z Zacheuszem nie znajdujemy odpowiedzi na to pytanie. Możemy jednak być pewni, że taka metoda też może być skuteczna. I na pewno nie powinniśmy, jako nieżyciowej, odkładać jej do lamusa.
     
  • Każdy z nas jest obdarowany czym innym i w różnym stopniu. Nieważne co dostali inni. Ważne co robię z tym co sam dostałem...