W Duchu Chrystusa Sługi

Andrzej Macura

publikacja 15.04.2014 22:13

Garść uwag do czytań na Wielki Czwartek z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jezus myje uczniom nogi Jose Luiz / CC-SA 4.0 Jezus myje uczniom nogi
Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem» i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem

Każdy znak – mówią liturgiści – coś przypomina, coś oznajmia, coś zapowiada i do czegoś zobowiązuje. A wydarzenie Wielkiego Czwartku ze swoim znakiem ustanowienia Eucharystii? Oczywiście zazwyczaj wiemy: Eucharystia przypomina (i uobecnia) Ostatnią Wieczerzę, śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie. Jest znakiem obecności Jezusa wśród nas. Jest zapowiedzią niebiańskiej Uczty Baranka, na którą wszyscy zostaliśmy zaproszeni, Zobowiązuje do dobrego życia, ale…. Ale nie chodzi o znaczenie znaku jakim dzisiaj jest dla nas Eucharystia. Raczej o znaczenie tego wszystkiego, co stało się w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy. Co to wydarzenia przypominało? Czym było? Co zapowiadało? I do czego zobowiązuje? Czytania liturgiczne Wielkiego Czwartku wszystko nam to wyjaśniają.

Możesz też przeczytać:

1. Kontekst pierwszego czytania Wj 12,1-8.11-14

Izrael znalazł się w Egipcie za sprawą syna patriarchy Jakuba, Józefa. To on, wpierw sprzedany do tego kraju przez swoich braci, podczas klęski głodu sprowadził tam całą rodzinę. Z czasem – jak czytamy w Biblii – Egipcjanie zapomnieli jednak o dobrodziejstwach, jakie otrzymali dzięki Józefowi. Potomkowie Jakuba stali się niewolnikami. To wtedy rozpoczyna się historia Mojżesza – najpierw cudownie uratowanego z wód Nilu przez córkę faraona, potem uciekającego z kraju po zabiciu Egipcjanina. Tenże Mojżesz spotkał na Synaju Boga w ognistym krzewie. Misja jaką wtedy otrzymał do wypełnienia wydawała się beznadziejną: idź do faraona i powiedz, żeby wypuścił mój lud. Na takowe dictum faraon oczywiście nie przystał. Wtedy na Egipt zaczęły spadać plagi. Ostatnią z nich była śmierć wszystkich pierworodnych. To w kontekście tej właśnie plagi padają słowa, które słyszymy w Wielki Czwartek w pierwszym czytaniu. Izraelitów ona nie dotknie. Uratuje ich krew baranka, którą oznaczą odrzwia (futryny) swoich domów. Wydarzenie to stanie się dla nich najważniejszym wydarzeniem w historii Izraela. Przeczytajmy (tekst czytania pogrubioną czcionką).

Pan powiedział do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej: «Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku! Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć. Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę. Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu. I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać. I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami. Nie będziecie spożywać z niego nic surowego ani ugotowanego w wodzie, lecz upieczone na ogniu, z głową, nogami i wnętrznościami. Nie może nic pozostać z niego na dzień następny. Cokolwiek zostanie z niego na następny dzień, w ogniu spalicie.

Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana. Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu – Ja, Pan. Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską.

Dzień ten będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia Pana. Po wszystkie pokolenia - na zawsze w tym dniu świętować będziecie.
(…)

Bóg mówi więc Izraelowi co ma zrobić tu i teraz. W noc wyjścia. A zaraz potem wyjaśni, jak w przyszłości Izrael ma to wielkie wydarzenie ze swojej historii upamiętniać.

Uczta paschalna, którą była Ostatnia Wieczerze, była więc wspominaniem wyzwolenia z niewoli. Prócz baranka pojawiają się na stole – jak czytamy w tekście – niekwaszony chleb i gorzkie zioła. A wino, które pełni tak ważną rolę podczas Ostatniej Wieczerzy ? W tekście księgi tego nie ma. Za to jest w Talmudzie. Wiemy, że w czasach Jezusa pito cztery kielichy….

Warto dodać tu jeszcze jedno: w tradycji żydowskiej pascha nie jest tylko wspominaniem wyjścia z Egiptu. Jest też przypomnieniem przymierza, które Bóg zawarł z Izraelem na Synaju. Przymierza zawartego znów we krwi, którą pokropiono ołtarz (Boga) i lud.. Tym razem wołów i cielców. To ważne w kontekście tego, co słyszymy w psalmie responsoryjnym:  Kielich Przymierza to Krew Zbawiciela.

Jezus ustanawiając Eucharystię spożywał więc ze swoimi uczniami paschę. To o tyle ważne, że możemy dzięki temu wychwycić specyfikę chrześcijańskiego „łamania chleba”. To pascha, ale mająca już nieco inne niż pascha żydowska znaczenie….

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 11,23-26

W poprzednim czytaniu dowiedzieliśmy się co ostatnia wieczerza przypominała. Drugie czytanie to wyjaśnienie co oznacza i co zapowiada. Pomińmy tu kontekst wypowiedzi św. Pawła, jakim są nadużycia podczas sprawowania Eucharystii w Kościele w Koryncie, bo w tej chwili nie jest to aż tak ważne.

Ja otrzymałem od Pana to, co wam przekazuję, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: „To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę”. Podobnie skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: „Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę”. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie.

Chleb staje się Ciałem, które już następnego dnia zostanie wydane na zabicie za ludzkie grzechy. Jak śmierć baranka paschalnego uratowała pierworodnych Izraela od śmierci w Egipcie, tak śmierć tego Baranka ratuje nas od śmierci wiecznej. Podobnie jest z krwią. To krew zapowiadanego przez proroków Nowego (i Wiecznego) Przymierza, które Chrystus przez swoją śmierć na krzyżu zawiera między Bogiem a ludźmi. Będą w nim mieli udział nie ci, którzy należą do jakiegoś narodu, ale którzy uwierzą w zabitego i zmartwychwstałego Chrystusa.

Pascha dla chrześcijan nabiera więc nowego znaczenia. To wspominanie (i uobecnianie) innego wyjścia, przejścia; to wspominanie męki i zmartwychwstania Jezusa. Czyli wspominanie (i uobecnianie) wyzwolenia od śmierci wiecznej i przymierza, jakie Bóg zawarł ze swoim Nowym Ludem. I podczas tej nowej paschalnej uczty uczniowie zgodnie z poleceniem Jezusa będą jedli chleb, który jest Ciałem Chrystusa i będą pili wino, które jest Jego Krwią. Ważny przyczynek do właściwego ustawienia dyskusji na temat wagi uczestnictwa w Eucharystii.

Motyw Jezusa jako Baranka Bożego znany jest zarówno w Biblii (zwłaszcza w dziełach Janowych) jak i z liturgii. Może warto przypomnieć choćby dwa, najbardziej związane z tym tytułem wydarzenia. Najpierw to, że Barankiem Bożym nazywa Jezusa Jan Chrzciciel. Robi to w obecności swoich uczniów. Jego słowa wydają się wtedy zupełnie niezrozumiałe. Ich sens Jan Ewangelista, wcześniej uczeń Chrzciciela, odkrywa  znacznie później. Stojąc na Golgocie patrzy na to, jak w godzinie zabijania w świątyni baranków paschalnych Jezus umiera na krzyżu. A Jego kości – podobnie jak baranka paschalnego i odmiennie do kości złoczyńców wiszących obok Jezusa – nie są łamane. Tak, Jezus to prawdziwie "Baranek Boży, która gładzi grzechy świata"....

A co do motywu Nowego Przymierza... Chyba najpiękniejszą o nim zapowiedź znajdujemy u Jeremiasza (31, 31-34)

Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana - kiedy zawrę z domem Izraela <i z domem judzkim> nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą - wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach - wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: „Poznajcie Pana!”.  Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie - wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał».

Komentarz nie jest chyba potrzebny...

3. Kontekst Ewangelii J 13,1-15

Znak przypomina, oznacza, zapowiada, zobowiązuje. Ostatnia Wieczerza była więc przypomnieniem nocy wyjścia Izraela z Egiptu i zawarcia z Bogiem przymierza na Synaju. Czyniła obecną w znakach i zapowiadała rychłą śmierć Jezusa – dla odpuszczenia grzechów i dla zawarcia Nowego Przymierza. Do czego zobowiązuje? Na to już odpowiada czytana w Wielki Czwartek Ewangelia. Charakterystyczne, że nie czyta się tego dnia relacji któregoś z innych Ewangelistów, ale właśnie Jana. Dlaczego? Opis samego wydarzenia znamy już ze świadectwa św. Pawła. Zawarte w Liście do Koryntian jest starsze niż Ewangelie. Ale nie o to w doborze czytań chyba chodziło, by oprzeć się na najstarszej relacji. Raczej o to, by nie tylko wspominać ustanowienie Eucharystii, ale też postawić kropkę nad "i": pokazać zobowiązania, jakie dla każdego chrześcijanina płyną Eucharystii

Ewangelia czytana tego dnia to opowieść o pierwszym z epizodów 24 godzin, które zaprowadziły Jezusa na krzyż. Barbarzyństwem byłoby próbować streszczać długą mowę Jezusa, którą gest w Wieczerniku rozpoczyna. Ale warto przypomnieć: jednym z jej wątków będzie to, o czym słyszymy w wersecie przed Ewangelią: Jezus daje swoim uczniom nowe przykazanie. By miłowali się, jak On ich i wszystkich ludzi umiłował. To nie są puste słowa. Parę godzin później za nich i za wszystkich zniesie okrutne  męki i zginie przybity do krzyża.

Przytoczmy więc czytaną tego dnia Ewangelię dodając jeszcze parę zdań wypowiedzianych przez Jezusa bezpośrednio potem (samo czytanie pogrubioną czcionką) 

Było to przed Świętem Paschy. Jezus widząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać, widząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?” Jezus mu odpowiedział: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział”. Rzekł do Niego Piotr: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Odpowiedział mu Jezus: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę”. Powiedział do niego Jezus: „Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy”. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: „Nie wszyscy jesteście czyści”.

A kiedy im umył nogi, przywdział szaty, i gdy znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem» i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”.


Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz [potrzeba], aby się wypełniło Pismo: Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę. Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście, gdy się stanie, uwierzyli, że JA JESTEM. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał».

4. Warto zauważyć

  • Już pierwsze zdanie może zaskoczyć. Jan pisze o godzinie przejścia  Jezusa z tego świata do Ojca. Przejścia. Czyli Paschy. Jego śmierć – zgodnie zresztą z tym, co zostało już powiedziane przy wyjaśnianiu II czytania – jest Nową Paschą...
     
  • Jezus cały czas zdaje sobie sprawę z tego, że wśród Jego uczniów jest zdrajca. Mimo to nie robi nic, by jego zdradzie zapobiec. Przyjmuje całe zło, które ma na Niego spaść. Daje to wiele do myślenia. I na pewno w tym milczeniu nie należy widzieć poddanie się jakiemuś fatum, któremu wszyscy musieli się poddać. Judasz nie był marionetką w Bożych planach. Ciągle miał możliwość wyboru. Ale wybrał jak wybrał. I jego wolnemu wyborowi Jezus się nie przeciwstawił.

 

  • Najważniejsze: Jezus myjąc uczniom nogi daje uczniom przykład postępowania. Ale... Tu na pewno nie chodzi o puste naśladowanie gestu. Sens tego gestu wyjaśnia Jezus najdobitniej w zdaniu, którego już nie ma w czytaniu. „Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować”.  Skoro Pan, posyłający swoich wysłanników zachowuje się jak służący, to Jego posłańcy, Jego słudzy, tym bardziej powinni nimi być. I muszą ciągle pamiętać o tym by nie wejść w rolę panów i władców.

    To jest kompletne wywrócenie do góry nogami relacji, do których ludzie przywykli. Wysłannik kogoś ważnego jest też ważny. Spływa na niego splendor tego, który go posłał. Jezus zaś stawia sprawę odwrotnie: żadnego splendoru; jesteście sługami. Rozumiecie? Sługami! Miłość o której powie za chwilę Jezus, owo „abyście się miłowali, jak ja was umiłowałem” ma być służbą!

5. W praktyce

  • Każda Eucharystia, każda Msza jest wspominaniem (i uobecnianiem) paschy Jezusa. Czyli Jego przejścia z tego świata do Ojca. To nie jest zwykły obrzęd, jakież zwykłe nabożeństwo. To uczestniczenie w niesamowitej tajemnicy!  Tajemnicy śmierci dającej nam życie. Nie mam pojęcia jak sprawujący Eucharystię kapłan ma to uświadamiać wiernym. Wydaje mi się jednak, że wymaga to od niego wielkiej pokory. Świadomości, że nie jest właścicielem tej tajemnicy, a jedynie jej niegodnym szafarzem.

    W Mszy nie brak elementów, które ciągle wielkość tej tajemnicy przypominają. Ot, choćby owo krótkie wyznanie wiary po przeistoczeniu sprowadzające się do trzech stwierdzeń: Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci. Czy jednak tylekroć powtarzane słowa niosą dla nas jeszcze jakąś żywą treść?
     
  • Każdy chrześcijanin razem z Chrystusem przeszedł ze śmierci do życia. Powinien więc być inny.... Hmm.... Jak to ująć w słowach.... Historia czy legendy znają sytuacje, gdy jakiś władca czy syn władcy przebiera się w ubrania szarego człowieka i przez nikogo nie rozpoznany uczestniczy w zwyczajnym życiu. Wydaje mi się, że chrześcijanie powinni podobnie patrzyć na otaczający ich świat. Z podobnym dystansem, mądrością i wyrozumiałością. Wszak mają już zaklepane miejsce u boku Ojca, Syna i Ducha razem ze wszystkimi świętymi...
     
  • Wysłany przez Boga jest sługą Sługi. I w duchu Chrystusa Sługi ma kochać tych, do których jest posłany. Zero stawiania się ponad innymi! Tym, którzy chcieliby w tym momencie zapytać o władzę takiego sługi trzeba powiedzieć: tak, władza owszem, ale zawsze w duchu autentycznej służby. Jaśniej? Wydaje mi się, że najlepiej władzę, która jest służbą obrazuje praca przewodnika. Dobry przewodnik ma ogromną wiedzę, spore doświadczenie, ale to nie uczestnicy wycieczki służą jemu, ale on im. 

    Może jeszcze dodam parę konkretów, by to "służyć" nie zabrzmiało tu jak wyświechtany slogan.... Ludzie, niezależnie od tego jaką władzą sprawują – rodzicielską, szefowania w pracy czy nawet w Kościele – mają tendencję do uważania danej im przez Boga władzy jako mandatu do spełnienia pewnej misji: masz osiągnąć to a to. Czyli masz utrzymywać dom i zadbać o dobre wychowanie dzieci, masz pilnować, żeby produkcja dobrze szła, masz zadbać, żeby na twoim odcinku odpowiedzialności w Kościele wszystko grało jak w zegarku. Masz osiągnąć cel, a ludzie są tu tylko dodatkiem. Tymczasem to niezupełnie tak. Władza nie jest służbą sprawie, a człowiekowi! Człowiekowi w kontekście celów, jakie mamy wspólnie – i podwładny i sprawujący władzę – osiągnąć.

    W rodzinie chodzi o doprowadzenie dziecka do dorosłości. Czyli samodzielności. Nie da się czegoś, co jest w dorastającym człowieku owocem jakiegoś wewnętrznego procesu sprowadzić do spraw czysto zewnętrznych. Czyli do zapewnienia utrzymania i przymuszenia do stosowania się do takich czy innych norm. Bo „produkt” jaki wyjdzie z takiego wychowania może okazać się bardzo wybrakowany. Sprawujący władzę rodzicielską musi zniżyć się do swojego dziecka, musi pomagać mu w jego wzrastaniu. Musi mu towarzyszyć. Nie gderaniem, wiecznym pouczaniem i besztaniem. Musi być blisko, żeby w razie potrzeby dziecko wesprzeć albo - w innej - odpowiednio rozwojem dziecka pokierować. W konkretnej sytuacji może to oznaczać konieczność postawienia pewnych wymagań. W innej zaś, dla większego dobra dziecka, zrezygnowania z nich. Nie ma tu zawsze obowiązującego schematu, musi być myślenie. To oczywiście wymaga czasem mało zaszczytnej roli tego, który musi słuchać, musi wyczuwać, w którą stronę rozwój dziecka zmierza; roli tego który musi ustąpić, musi sam zrewidować swoje postępowanie. Czyli roli sługi. Pomagającemu najpierw małej, a potem coraz większej OSOBIE w drodze do stania się dorosłym. Ale na tym polega miłość. I tylko ten sposób sprawowania władzy daje nadzieję, że „produkt” okaże się wartościowym dojrzałym człowiekiem.

    W pracy... Szefowie mają tendencję do stawiania spraw w wyidealizowany sposób: dajcie mi lepszych ludzi, a ja wszystkie, najtrudniejsze nawet cele osiągnę. Tymczasem ludzie są jacy są. I chodzi o to, by tak nimi kierować, by i z nimi można było wiele osiągnąć.Jeśli bycie szefem jest służbą, to szef musi zastanawiać się, jak najlepiej wykorzystać potencjał tych, których ma. Muszą być dla niego podmiotem, ludźmi ze swoimi radościami, planami, ambicjami. ale i kompleksami czy zranieniami, a nie bezmózgimi, biologicznymi maszynami istniejącymi w obszarze tych zadań, by tylko i wyłącznie wykonywać polecenia, a najlepiej je jeszcze odgadywać. Chodzi czasem o pozwolenie, by użyli swoich talentów, chodzi o poważne traktowanie ich pomysłów, o uwzględnienie, że miewają słabsze dni albo i zauważenie, że skoro jednego dnia pracowali dłużej, to nic się nie stanie, jeśli innego pójdą do domu wcześniej. I absolutne unikanie takiego stawianie sprawy, że jeśli A chce wykonać zadanie X a B zadanie Y to – pewnie dla podkreślenia władzy – przydzieli się im te zadania odwrotnie. Pomaga to pracownikom w ich osobistym rozwoju, a jednocześnie pozytywnie wpływa na osiągane wyniki. Wtedy bycie przełożonym jest służbą.

    Widać to też, gdy chodzi o służbę państwu i społeczeństwu. Przepraszam, że użyję pewnego kolokwializmu i porównam państwo do obory, przedsiębiorców do dojnych krów, a obywateli do pijących mleko. Nie chodzi o to, żeby krowę wydoić i pozwolić, by zdechła, ale żeby o tą dojną krowę tak zadbać, by przynosiła mleka jak najwięcej i jak najdłużej. To znaczy służba: dbać o wszystkich. Nie tylko o oborę i pijących mleko, ale i o krowę.

    Byciem przełożonym w Kościele... Tu chodzi o jak najlepsze wykorzystanie tego, co Duch Święty Kościołowi daje. Czyli w kontekście zastanej rzeczywistości wszystkich talentów, umiejętności, charyzmatów itd. To wymaga nieraz zrezygnowania z pójścia utartymi schematami. Ba, czasem i własnych pomysłów. Ale przecież chodzi o dobro tych, nad którymi władzę się sprawuje, nie realizację planów, które mają tylko funkcje pomocniczą... Dlatego pewnie Franciszek mówi, że duszpasterz musi śmierdzieć owcami. Musi być blisko nich.

    Pasterz – baca – ma też swoich juhasów (i psy też ;)). Także nimi musi kierować w duchu Chrystusa umywającego uczniom nogi. Charakterystyczne, że Jezus nie odwołał Judasza z funkcji Apostoła nawet wiedząc, że ten Go zdradzi. Piotr dla Niego nie przestał być „Skałą” nawet po zaparciu się Go. Raz powierzywszy im pewne zadania nie zmieniał ciągle zdania zastępując jednych drugimi czy przydzielając im coraz to inne sprawy. Bo Jezus widział w nich osoby. Tych, którzy może i przegrają swoje życie, ale może i dorosną do przekraczających ich możliwości zadań. Podobnie przełożony w Kościele: powierzając komuś jakieś zadanie, nawet jeśli po ludzku się pomylił, powinien raczej pomóc podwładnemu dobrze to powierzone zadanie wypełnić, a nie, zwłaszcza bez wyraźnej potrzeby (i bez porozumienia z zainteresowanymi), zastępować jednego drugim. Władza w Kościele jest naprawdę służbą. Wszystkim, którzy tej władzy podlegają. Nie panoszeniem się...