Jesteś jakoś inny?

Andrzej Macura

publikacja 24.04.2014 16:15

Garść uwag do czytań na II niedzielę wielkanocną roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jesteś jakoś inny? Henryk Przondziono /GN Po nas chrześcijanach też widać, czy jesteśmy „nie z tego świata” czy do bólu zapatrzeni w sprawy ziemskie

Zmartwychwstanie Jezusa wywróciło do góry nogami spojrzenie jego uczniów na  życie. Jeśli jeszcze tego nie przeżyłem, czy jestem na to gotów dziś? To chyba główne przesłanie czytań tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 2,42-47

Zamieszczona na początku Dziejów Apostolskich charakterystyka pierwszej chrześcijańskiej wspólnoty przez wieki była powodem do wzdychania za Kościołem idealnym. Taka sielanka już chyba nigdy w historii się nie powtórzyła. Trudno się dziwić, że do dziś stanowi niedościgniony ideał. Słusznie?

Bracia trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im tych, którzy dostępowali zbawienia.

Wspaniałe początki. Trwanie w nauce, na modlitwie, na Eucharystii. Wspólne posiłki, w ogóle wszystko wspólne; dziejące się znaki i cuda, życzliwość otoczenia i ta imponująca ekspansja: coraz nowi współbracia. I do tego ta ekscytująca myśl, jak się z perspektywy czasu okazało, błędna: Chrystus już niebawem powróci. Sielanka jednak dość szybko się skończyła. Chrystus swój powrót odkłada (za co jestem Mu wdzięczny, bo ani ja ani wy, Drodzy Czytelnicy,  nie mielibyśmy szansy zaistnieć). Niebawem w idealnej wspólnocie pojawiły się pierwsze spory, życzliwość otoczenia zastąpiły prześladowania, a i wspólnota majątkowa okazała się rozwiązaniem mało roztropnym. W dalszych rozdziałach Dziejów Apostolskich mamy przecież informację o tym, że inne Kościoły musiały wspierać jerozolimska wspólnotę swoimi datkami. Czyżby tego ideału nie dało się zrealizować?

Doświadczenie uczy, że nie. I chyba zresztą nie po to wspomnienie tej pierwszej wspólnoty znalazło się w Dziejach Apostolskich, by w zmieniających się warunkach życia próbować ją reaktywować. Żylibyśmy przez to w wiecznej frustracji: dobrze już było, a teraz to już będzie tylko gorzej.  Raczej chodzi o pokazanie, jak zmartwychwstanie Jezusa i myśl o Jego rychłym powrocie wpłynęły na pierwszych chrześcijan.

Bycie chrześcijaninem nie było dla nich jakimś wyborem czysto intelektualny. Za tym szło całe życie.  Oni naprawdę dla stania się uczniami Jezusa zostawiali swoje dotychczasowe życie. I chyba nawet trudno im się dziwić. Przecież na własnej skórze doświadczali rzeczy niesamowitych. Niektórzy z nich widzieli zmartwychwstałego Jezusa? Temu można by nie wierzyć. Nawet sami widzący mogliby pomyśleć, że ulegli jakiejś zbiorowej halucynacji. Ale skąd nagle wzięła się w nich, zwyczajnych dotąd ludziach, ta umiejętność dokonywania wielkich znaków i cudów? Dla nich spotkanie z Jezusem nie było tylko drogim wspomnieniem. Oni na co dzień doświadczali Jego mocy. Wręcz nie mogli nie wierzyć!

Z jakiegoś powodu (nie wchodząc w jakieś głębsze rozważania) my dziś rzadko tak namacalnie doświadczamy obecności wśród nas Zmartwychwstałego. Faktem jednak jest, że poza sytuacjami gdy ktoś się nawraca nie musimy radykalnie zmieniać swojego życia. Po prostu niesie nas chrześcijańska kultura, w której jesteśmy wychowani. Ale…

Chyba warto byłoby zapytać, na ile ta niosąca nas chrześcijańska kultura jest naprawdę chrześcijańska. Często jesteśmy ludźmi przyzwyczajonymi to takiego czy innego stylu życia, takiej czy innej hierarchii wartości. Rodzi to co najmniej dwa zagrożenia:

  • przyjmujemy tę chrześcijańską kulturę bez próby oczyszczenia jej z tego, co w niej chrześcijaństwem nie jest, co jest w niej pogańska naleciałością;
     
  • niesiony przez nią system wartości nie jest do końca systemem naszym; nie jest naszym osobistym wyborem. Stąd tendencja do lekceważenia zasad czy ich  naginania…

Tymczasem owo wspomnienie pierwszej jerozolimskiej wspólnoty uczniów Chrystusa powinno nas uczyć, że bycie chrześcijaninem to gotowość do realizowania na co dzień ideałów, jakie niesie ze sobą Ewangelia. Inspirowane myślą o zmartwychwstaniu i powtórnym przyjściu Chrystusa. To gotowość do ciągłego stawiania sobie pytań o naszą wierność. I nie chodzi tu tylko o indywidualną świętość poszczególnych członków tej wspólnoty. Chodzi o gotowość budowania świętego Kościoła. Kościoła, w którym nie pogańskie przyzwyczajenia, ale Ewangelia będzie grała pierwsze skrzypce.

2. Kontekst drugiego czytania 1 P 1,3-9

Hmm… Może bez wstępnego komentarza zatrzymajmy się nad tekstem, pochodzącym z początku 1 Listu św. Piotra.

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą do zbawienia, gotowego na to, aby się objawić w czasie ostatecznym.

Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku przez różnorodne doświadczenia. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście Go, miłujecie Go. Teraz wierzycie w Niego, chociaż nie widzieliście. Natomiast wierząc, ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary: zbawienie dusz.


Trudno nie zauważyć, że Piotr wypowiada się tu w tym samym duchu, który inspirował pierwszą wspólnotę chrześcijan. Chrystus zmartwychwstał i powróci, a wtedy wy, którzyście Mu zaufali,  otrzymacie „dziedzictwo niezniszczalne i niepokalane, i niewiędnące, które jest zachowane dla was w niebie”. Że teraz doznajecie różnorakich doświadczeń? Tym większa dla was nagroda.

Chrystus nie tylko umarł. On zmartwychwstał i kiedyś powróci. Ta wieść musi zmienić życie każdego chrześcijanina. Przecież jest tu, na ziemi, tylko przechodniem. Patrząc z perspektywy wieczności wobec wszystkich spraw może zachować zdrowy dystans. Nie, nie chodzi o to, że nie powinien się angażować. Wręcz przeciwnie. Ma ziemię zamieniać w przedsionek nieba. Ale nie musi zgrzytać zębami, jeśli świat, mimo jego wysiłków, zmierza jednak w innym kierunku. 

3. Kontekst Ewangelii J 20,19-31

Opowieść dzisiejszej Ewangelii rozpoczyna się „owego pierwszego dnia tygodnia”, czyli w dzień odkrycia pustego przez uczniów pustego grobu. Kończy ją krótkie podsumowanie autora księgi, które można by uznać za jej zakończenie. Ale tak nie jest. W Ewangelii Jana mamy dalej opowieść o spotkaniu Jezusa z uczniami nad Jeziorem Galilejskim, pytaniu Piotra o miłość i zapowiedź jego przyszłej, męczeńskiej śmierci. Jednak kontekst w tym wypadku nie wpływa znacząco na rozumienie treści Ewangelii tej niedzieli. To opowieść o dwukrotnym spotkaniu  Jezusa z uczniami. Przytoczmy jej tekst.

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.
 

4. Warto zauważyć
Jakie najważniejsze treści niesie ze sobą ta Ewangelia?

  • Na pierwszy plan wysuwa się świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa. Widzieliśmy go – mówi święty Jan. Dwa razy. Rozmawialiśmy z nim. A niedowiarek Tomasz (jako podobny niedowiarek głoszę pochwałę jego sceptycyzmu) miał nawet okazję dotknąć Jego ran. On naprawdę ożył. Nasza nadzieja na zmartwychwstanie to nie mrzonki fantastów, ale nadzieja oparta na bardzo mocnych podstawach. Nie może dziwić, że choć Apostołowie od lat chodzili z Jezusem, właśnie to wydarzenie stało się punktem zwrotnym ich życia. 
     
  • „Pokój wam” – mówi Jezus do uczniów. Przed swoją męką mówił o pokoju, który im zostawia i daje, a którego świat im dać nie może. Teraz do tego nawiązuje. Chrześcijanin ma skarb, jakich nie zapewni najszczęśliwsza doczesność. Nic dziwnego, że może żyć jakby wychylony ku wieczności…
     
  • „Weźmijcie Ducha Świętego”. Chrześcijanie nie są już sami. Przekonają się o tym jeszcze mocniej pięćdziesiąt dni później, gdy doświadczą działania manifestującego swoje zstąpienie na nich Ducha.
     
  • Kościół ma zatrzymywać i odpuszczać grzechy. W jaki by to nie robił sposób (chrzest, sakrament pokuty) ma taka władzę. Grzech to nie jest tylko sprawa między Bogiem a człowiekiem. Kościół ma tu też swoje zadanie do spełnienia. 
     
  • „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Jeśli życie czy rozum dostarczają mi stosunkowo mało twardych argumentów za moją wiarą nie znaczy, że jestem gorszy. Tym większa moja zasługa, jeśli wierzę.

No i może to, co z pozoru wydaje się najmniej istotne…

  • Jan pisze swoją Ewangelię nie dla jakiejś powinności kronikarskiej, ale by słuchający jej uwierzyli w Jezusa jako Chrystusa (Mesjasza) i Bożego Syna, a wierząc w Jego imię mieli życie. Nie podejmuję się precyzyjnie wyjaśnić co to znaczy „mieć życie”. Chodzi o jakieś życie pełniejsze, piękniejsze, takie, które nie jest tylko wegetacją, a które to życie kiedyś zamieni się na życie wieczne. Czy chrześcijanie XXI wieku tak patrzą na swoją wiarę? A może raczej jak na przykry obowiązek?

5. W praktyce

  • Zasadnicze pytanie, jakie stawia liturgia słowa tej niedzieli chrześcijanom wszystkich wieków brzmi: czy żyjecie opromienieni blaskiem zmartwychwstania i świadomością, że wasz Mistrz, który za was tak wiele wycierpiał, wkrótce powróci?

    To tylko z pozoru pytanie teoretyczne, bez znaczenia w codziennym życiu. Szczęśliwa żona i matka także w miejscu pracy zawodowej jest nieco inna niż osoba nieszczęśliwa, przeżywająca w rodzinie problemy. Takie sprawy po prostu mniej czy bardziej widać. Po nas chrześcijanach też widać, czy jesteśmy „nie z tego świata” czy do bólu zapatrzeni w sprawy ziemskie. Tym samym widać, na ile poważnie traktujemy swoje przekonanie o Jezusa i  naszym kiedyś zmartwychwstaniu, a na ile jest to dla nas tylko element religijnego folkloru, nie mający wpływu na nasze codzienne decyzje.
     
  • Mniej w kontekście czytań tej niedzieli ważne, ale warte zastanowienia... Akcentowanie swojej religijności a przy tym kontestowanie Kościoła stało się już chyba plaga naszych czasów. Tymczasem władza odpuszczania grzechów, o której słyszymy w Ewangelii tej niedzieli, to tylko jeden element szerszego procesu, jakim był pomysł Jezusa, by założyć Kościół. Po to przecież spośród uczniów wyznaczył Apostołów, po to kazał sprawować Eucharystię, odpuszczać grzechy, chrzcić, głosić Ewangelię i po to w końcu zesłał na uczniów Ducha Świętego, aby ten Kościół zaistniał. Owszem, krytykowanie takich czy innych działań ludzi Kościoła nie jest zaraz odrzuceniem Chrystusa. Ale jest nim na pewno gadanie, że Kościół w wierze do niczego nie jest potrzebny. Nie godzi się lekceważyć pomysłu Chrystusa. I skarbów, On sam zostawił Kościołowi, by nimi szafował…