Modlitwa i Ewangelia

Anna Świderkówna

publikacja 02.06.2014 07:04

Czasem mówimy, że mamy tak dużo zajęć, jesteśmy tak zapracowani, że nie mamy czasu na modlitwę.

Każdy z nas ma swoje własne powołanie, jest wezwany przez Jezusa. Kamoteus (A New Beginning) / CC 2.0 Każdy z nas ma swoje własne powołanie, jest wezwany przez Jezusa.
Otóż powołuje nas przede wszystkim po to, żebyśmy z Nim byli. A najlepsza definicja modlitwy, jaką ja znam, to jest definicja niemieckiego teologa Guardiniego. Po niemiecku to jest das Mit-Gott-Sein – bycie z Bogiem.

Bywają takie okresy w naszym życiu, krótsze czy dłuższe, kiedy Bóg tak nam układa czas, że rzeczywiście nie mamy czasu na modlitwę, ale to nie ja wtedy decyduję o tym, że nie mam czasu na modlitwę, tylko Bóg. Miałam taki okres w życiu, krótki zresztą, bardzo ciężkiej choroby mojej matki, kiedy matka była w domu i kiedy naprawdę nie miałam czasu, nie tylko na modlitwę, ale nawet na sen. I wtedy wszystko było modlitwą.

To był wielki czas łaski dla mnie, ale to nie było tak, że sobie powiedziałam, iż nie mam czasu. Ja naprawdę tego czasu nie miałam.

Natomiast nie łudźmy się, że potrafimy się modlić, jeśli nie będziemy zdobywać tego czasu na modlitwę. I tutaj odwołuję się do Jezusa. Proszę państwa, jest takie miejsce, które zresztą bardzo lubię, w Ewangelii według św. Marka (6, 31–33), kiedy Apostołowie wracają po głoszeniu słowa Bożego. Zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „«Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco» [zwracam uwagę na to zdanie].

Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu”. I co się dzieje? „Odpłynęli więc łodzią na pustkowie, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili”. Byli już na miejscu, gdy uczniowie przypłynęli. „Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać...” (Mk 6, 34).

Dlaczego to czytam? Żeby państwu pokazać, jak wyglądało życie Jezusa. On nie miał czasu, On był rozrywany przez ludzi. I co robił Jezus, Jezus, ten człowiek? Mówię o Jezusie jako o człowieku, który był najściślej zjednoczony z Bogiem, który – zdawałoby się – najłatwiej mógł powiedzieć o sobie: „Całe moje życie jest modlitwą, wobec tego nie mam czasu na modlitwę”. Jezus tymczasem znajduje czas na modlitwę. I tu znowu odwołujemy się do Ewangelii według św. Marka, do jej początku, do uzdrowienia teściowej Piotra. Po zachodzie słońca, gdy skończył się szabat, ludzie zaczęli znosić masami chorych do Jezusa. I Jezus leczył wielu i wypędzał złe duchy.

Można sobie wyobrazić ten wschodni tłum, krzykliwy, hałaśliwy, tłoczący się jedni przez drugich. I trzeba było nocy, żeby to się wszystko uspokoiło. A wcześnie rano, kiedy było jeszcze całkiem ciemno, Jezus wstał, wyszedł, udał się na pustkowie i tam się modlił. Czyli uciekł w nocy, ale to też Mu niewiele pomogło, dlatego że jak się inni obudzili, to dosłownie ścigali Go (użyty tu czasownik oznacza ściganie; [por. Mk 1, 29–39]). A więc jedyny moment, kiedy Jezus znajdował chwilę na modlitwę, to były noce.

I inny przykład. Przed wyborem Dwunastu Jezus odszedł na górę, żeby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. I potem powołał Apostołów (por. Łk 6, 12–16). Co to znaczy? To znaczy, że musi być w naszym życiu czas na modlitwę. I jeszcze jedno, to musi być czas najważniejszy w naszym dniu, co nie znaczy, że musi być długi, nie każdy z nas jest w stanie spędzić noc na modlitwie, boby spał w ciągu dnia. Otóż nie o to chodzi. Tylko jest coś, co zaobserwowałam w czasie mojego roku za klauzurą, o którym już wspominałam. To nie chodzi nawet o trwanie, o długość tego czasu, tylko o jego wagę. To chodzi o prymat modlitwy. Każdy z nas powinien sobie powiedzieć, że w ciągu dnia przeznacza na modlitwę tyle czasu, ile może. Siostry zakonne mają to prawdopodobnie jakoś ustalone w konstytucjach, ale każdy świecki, który chce służyć Bogu rzeczywiście, powinien sobie wyznaczyć jakieś minimum; jeżeli ktoś nie może więcej, to niech będzie pięć minut, ale niech będzie zawsze. I jeżeli się tak zdarzy, że tego czasu nam zabraknie, to niech to nie będzie dlatego, że nam się nie chciało, że modlitwa była tak spychana, aż nam się w końcu oczy zamknęły. Nie, to musi być ten moment najważniejszy. Jeżeli muszę ograniczyć ten czas, czy nawet w ogóle nie mam czasu jakiegoś dnia, to muszę to czuć, że jestem zmuszona do tego, bo naprawdę ten czas modlitwy nadaje sens całemu mojemu dniowi i całej mojej pracy.

Powróćmy do tekstu Łukasza (w ogóle Łukasz najczęściej wspomina o modlitwie Jezusa). Jezus modlił się przed powołaniem uczniów i Łukasz dodaje, że Jezus wybrał ich po to, aby, po pierwsze, byli z Nim i aby ich posłał nauczać. Dla mnie kiedyś to było odkrycie, że Jezus powołuje mnie, każdego z nas bez względu na to, jakiego rodzaju mamy życie. Czy żyjemy w małżeństwie, czy samotnie w świecie, czy w życiu zakonnym, każdy z nas ma swoje własne powołanie, jest wezwany przez Jezusa. Otóż powołuje nas przede wszystkim po to, żebyśmy z Nim byli. A najlepsza definicja modlitwy, jaką ja znam, to jest definicja niemieckiego teologa Guardiniego. Po niemiecku to jest das Mit-Gott-Sein – bycie z Bogiem.

Być z Bogiem to jest modlitwa. Otóż Jezus powołuje swoich uczniów przede wszystkim po to, żeby z Nim byli, i dopiero wtedy, kiedy oni będą z Nim, On może ich posłać nauczać, może powierzyć im misję zewnętrzną. I to dotyczy każdego z nas, każdego z nas, który ma jakieś zadanie w życiu, zadanie dane mu przez Boga. To zadanie może być bardzo różne, bo to nie musi być koniecznie nauczanie, to może być zamiatanie podłóg, to może być każdy zawód, każde zajęcie, które On nam daje, bo ostatecznie Jemu służymy, ale do tego, żeby to nasze zadanie spełniać, musimy przede wszystkim być z Nim. Inaczej możemy wykonywać tę pracę gorzej lub lepiej, ale to nie On będzie przez nas działał. A On chce przez nas działać...

A kiedy byli z Nim, przyszła w sposób naturalny prośba, którą mamy tylko u Łukasza (11, 1). Kiedy Jezus przestał się modlić, powiedział do Niego jeden z Jego uczniów: „Panie, naucz nas modlić się”. I u Łukasza Jezus uczy ich „Ojcze nasz...”, które ma trochę krótszą formę niż u Mateusza. Chciałam państwu pokazać coś bardzo charakterystycznego u Mateusza.

U Mateusza jest, żeby na modlitwie nie być gadatliwym jak poganie: „Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie” (Mt 6, 7–8). Zdawałoby się, że wobec tego nie należy nic mówić, skoro Ojciec wszystko wie. Tymczasem u Mateusza mamy zaraz potem: „Wy zatem tak się módlcie” (w. 8). I następuje „Ojcze nasz”. Można to wytłumaczyć w ten sposób, że Jezus daje przykład krótkiej i niesłychanie treściwej modlitwy.

Ale to nie wystarczy. Spotykam się z takimi pytaniami ludzi: „No dobrze, jeżeli Bóg wie wszystko, wie, czego mi potrzeba, zna moje prośby, moje życzenia, to po co ja mam się modlić? To przecież Bogu nic nie daje”. I tutaj znowu mamy odpowiedź w Ewangelii – historia z żebrakiem pod Jerychem. Przypomnę państwu, jak to wyglądało: żebrak siedział i kiedy usłyszał, że ma przechodzić Jezus, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!”. Ludzie starali się go uciszyć na wszelkie sposoby. On jednak darł się dalej, żeby Jezus mógł usłyszeć go w tym wrzasku tłumu. No i stała się rzecz dziwna, bo Jezus raptem zatrzymał się i kazał wezwać tego żebraka do siebie.

I wtedy nastąpiło może jeszcze coś dziwniejszego, na co nie zwracamy na co dzień w ogóle uwagi. Jezus zapytał się tego ślepca: „Co chcesz, żebym ci uczynił”. Proszę państwa, na to nie trzeba było wszechwiedzy Bożej, żeby wiedzieć, czego ten ślepiec chce. To wiedzieli wszyscy. I Jezus oczywiście wiedział.

Więc dlaczego pytał? „Panie, abym przejrzał”. Jezusowi potrzebna była prośba tego żebraka. Dlaczego? Coś podobnego mamy w historii kobiety, która miała krwotok i nie ważyła się podejść do Jezusa (por. Mk 5, 25–34). Zawsze uważamy, że ona była taka skromna. Tymczasem ona była w stanie permanentnej nieczystości rytualnej, ona nie miała prawa wepchnąć się w tłum i dotknąć Jezusa. A ona się przedarła przez tłum, mało tego, dotknęła Jezusa, frędzli Jego płaszcza. I została uzdrowiona. I wtedy Jezus wyciągnął ją z tłumu i zmusił do tego, żeby powiedziała dlaczego. Ktoś powiedział w ten sposób, że cudu nie można ukraść, że to by było jakby magiczne dotknięcie. Jezus tymczasem powiedział, że to wiara tej kobiety ją ocaliła.

Na to, żeby Bóg mógł działać w nas i przez nas, potrzebna jest nasza postawa otwarcia na Niego, potrzebna jest postawa żebraka.

Anna Świderkowna, Sekrety Biblii, Wydawnictwo M, Krakow 2012, s. 54-58

***

Tekst pochodzi ze strony www.czasnabiblie.pl