Inna hierarchia ważności

Andrzej Macura

publikacja 04.07.2014 10:33

Garść uwag do czytań na XIV niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Inna hierarchia ważności Henryk Przondziono /Foto Gość Jeśli Mesjasz coś niszczy, to tylko narzędzia wojny. Sam jest łagodny. Od bojowego konia woli używanego raczej w mozolnej pracy osła

Najpierw o królu, który jedzie na osiołku, potem o życiu wedle ducha, potem wezwanie do przyjęcia jarzma. Co te czytania mają ze sobą wspólnego? Łączy je chyba głownie pogodny klimat, klimat prostoty, pokoju i radości. Ale przede wszystkim są one o Bogu, który myśli na opak. To znaczy zupełnie inaczej niż my, ludzie. I ma nieprzystającą do ludzkiej hierarchię ważności (!).

1. Kontekst pierwszego czytania Za 9,9–10

Prorok Zachariasz, z którego księgi pochodzi pierwsze czytanie, jest prorokiem czasu niewoli babilońskiej Izraela. Właściwie jej końca. Zapowiada – cóż za radość – rychłe wybawienie. Zapowiedź o pokornym królu jadącym na osiołku – czytane tej niedzieli – umieszczona jest w kontekście zapowiedzi ujawnienia się panowania Boga nad narodami oraz zwycięstwa nad nimi Izraela. Przytoczmy jego tekst, z paroma wierszami następującymi jeszcze po nim. To dla lepszego wczucia się w klimat tej zapowiedzi :)

Raduj się wielce, Córo Syjonu,
wołaj radośnie, Córo Jeruzalem!
Oto Król twój idzie do ciebie,
sprawiedliwy i zwycięski.
Pokorny - jedzie na osiołku,
na oślątku, źrebięciu oślicy.
On zniszczy rydwany w Efraimie
i konie w Jeruzalem,
łuk wojenny strzaska w kawałki,
pokój ludom obwieści.
Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza,
od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi.

Także ze względu na krew przymierza zawartego z tobą
wypuszczę więźniów twoich z bezwodnej cysterny.
Wróćcie do warownego miejsca, wygnańcy, oczekujący z nadzieją!
Dzisiaj cię o tym zapewniam,
że cię nagrodzę w dwójnasób.
Albowiem Judę trzymam w pogotowiu,
jak łuk napinam Efraima,
jak włócznią kieruję synami twymi, Syjonie,
przeciwko synom twoim, Jawanie,
i miecz mocarza z ciebie uczynię (...).

Przesłanie tego czytania jest dość jasne. To zapowiedź zwycięstwa, Mesjasza, Króla Izraela. Czyli i samego Izraela. Tyle że ten Król Izraela jest jakiś inny niż inni władcy. Sprawiedliwy i zwycięski? Taki powinien być każdy dobry król. Ale żeby jechał na oślątku? Nie na rydwanie, wozie bojowym ówczesnego świata, albo chociaż koniu?  To król, który nie zamierza narzucać swojej władzy siłą. To król, który... hmmm... wychodzi na to, że bez walki zaprowadzi pokój. „Zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki”. Jeśli zaprowadzenie pokoju poprzedzi wojna, to krótka, w której Izrael  znacząco nie ucierpi. Ale potem już będzie tylko pokój. A władza tego króla będzie się rozciągała.... No właśnie.

Od morza do morza. Rzut oka na mapę i wydaje się, że chodzi o Morze Śródziemne i Morze Martwe. Czyli mniej więcej dzisiejsze tereny państwa Izrael i Autonomii Palestyńskiej. Tyle że autor pisze te słowa w Babilonii, nie w Izraelu. Komentatorzy są też zgodni, że Rzeka, o której wspomina w następnym wierszu to Eufrat. Czyli to królestwo Mesjasza nie dotyczy tylko ziem Izraela. Zwłaszcza że od Eufratu ma sięgać „aż po krańce ziemi”. Czyli? Czyli jest więc to zapowiedź powszechnego, ogólnoświatowego pokoju. W królestwie Mesjasza.

Czytając Zachariasza z perspektywy chrześcijańskiej wiemy już, że tym Królem – Mesjaszem jest Jezus Chrystus. Jego władza rozciąga się na cały świat. Ale...

Mesjasz Jezus nie jest królem, który swoją władzę sprawuje tak, jak ziemscy królowie. Ci zdobywają i umacniają swoją władzę wojną. Jeśli nawet ich panowanie przynosi pokój, to jest to pokój cmentarny, wymuszony takimi czy innymi gwałtami, których się dopuścili. Zapowiadany przez Zachariasza Król jest inny. Jeśli coś niszczy, to tylko narzędzia wojny. Sam jest łagodny. Od bojowego konia woli używanego raczej w mozolnej pracy osła. A panować chce nie w obronnych grodach, a w dobrowolnie Go przyjmującym ludzkim sercu.

Historia pokazuje, że chrześcijanie dość często tej prawdy nie rozumieli. I nie jest jedynym przykładem tego niezrozumienia to, że czasem chrześcijanie wiarę wprowadzali na siłę. Porażką chrześcijan były też wszystkie te sytuacje, w których usprawiedliwiali niepotrzebną przemoc.

Generalnie w ciągu wieków chrześcijaństwo przyczyniało się do łagodzenia surowych obyczajów przodków. Np. wyłupienie oczu czy obcięcie języka, znane nam z pierwszych wieków istnienia Polski, z czasem zanikły. Jako oficjalnie stosowana kara oczywiście. Już jednak wizyta w jakimś „muzeum tortur”, prezentującym wymyślne sposoby dręczenia czy nawet zabijania tych, którzy w jakiś sposób zawinili, musi skłaniać do smutnej refleksji.. „Żelazne dziewice”, „madejowe łoża” ... Tych czynów w chrześcijańskiej przecież Europie nie dopuszczali się jacyś nie znający Boga poganie. Takie rzeczy nakazywali uczniowie Jezusa!. Niejeden z nich pewnie cieszył się w społeczeństwie szacunkiem i uznaniem, jako porządny obywatel.  A swoje działania usprawiedliwiał władzą nadaną mu przez samego Boga, władzą, która w jego mniemaniu miała na celu głównie zachowanie społecznego porządku. Skądinąd słuszne podejście, ale czy usprawiedliwa to zgodę na dręczenie tych, którzy zawinili?

Niestety, choć obyczaje dotyczące karania bardzo nam złagodniały i dziś spotkać można chrześcijan, którzy łatwo usprawiedliwiają nieprawości, o ile popełniono je w słusznej sprawie. Smutne...

2. Kontekst drugiego czytania Rz 8,9.11–13

Jakie jest wyjście z nieszczęścia, jakim jest poddanie i Żydów i pogan grzechowi? Skoro nie da się nigdy nie zgrzeszyć, to co? Na to pytanie, zadane w pierwszej części listu do Rzymian odpowiada Paweł w czytanym tej niedzieli fragmencie owego listu. Przytoczmy je w nieco szerszym kontekście. Samo czytanie – pogrubieniem.

Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia. Albowiem prawo Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci. Co bowiem było niemożliwe dla Prawa, ponieważ ciało czyniło je bezsilnym, [tego dokonał Bóg]. On to zesłał Syna swego w ciele podobnym do ciała grzesznego i dla [usunięcia] grzechu wydał w tym ciele wyrok potępiający grzech, aby to, co nakazuje Prawo, wypełniło się w nas, o ile postępujemy nie według ciała, ale według Ducha.

Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Jeżeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na [skutki] grzechu duch jednak posiada życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.  Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała - będziecie żyli.

Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale.

Być w Chrystusie – to jest ta szansa na życie wieczne. To pociąga jednak za sobą konieczność życia nie wedle ciała, ale wedle ducha. Inaczej mówiąc konieczność odrzucenie w sobie człowieka cielesnego, a stania się człowiekiem duchowym. Czym się różnią? Ów cielesny pokłada ufność w sobie. Duchowy – w Bogu. Chodzi więc – jak to pięknie mówią ewangelizatorzy – o oddanie życia Chrystusowi.

Łatwo zauważyć, że ta myśl pięknie ubogaca przesłanie pierwszego czytania. Chrześcijanin ma być inny, ma na pierwszym miejscu stawiać Boga. Nie takie czy inne zasady. Choćby najmocniej w jego społeczności zakorzenione. Na przykład? W nawiązaniu do pierwszego czytania? Niech sobie cały świat uważa, że rządzić znaczy ujarzmiać. Chrześcijanin wie, że rządzić znaczy  służyć. Nie wybiera rydwanu i konia, ale wraz ze swoim Mistrzem siada na źrebięciu oślicy.

3. Kontekst Ewangelii Mt 11,25–30

Zdaniem wielu biblistów Ewangelia Mateusza, pomijając historię narodzin Jezusa i Jego mękę, dzieli się na pięć części (na wzór pięciu części Pięciąksięgu – Rodzaju, Wyjścia, Kapłańskiej, Liczb i Powtórzonego Prawa). Wszystkie skupione są wokół pięciu dłuższych mów Jezusa. Tekst czytany tej niedzieli przynależałby do trzeciej mowy Jezusa (rozdział 13), do nauczania Jezusa w przypowieściach o królestwie Bożym. Poprzedza zaś je poselstwo Jana Chrzciciela, w którym Jezus wyjaśnia kim jest (tym, który spełnia mesjańskie zapowiedzi Starego Testamentu), opinia Jezusa o Janie i gwałtownikach zdobywających królestwo Boże oraz  sąd Jezusa o współczesnych, którzy wiecznie znajdują jakiś powód, by nie uwierzyć, choć widzą ewidentne znaki. Wszystko to o tyle ważne, że pozwala zrozumieć, co Jezus ma na myśli mówiąc na początku czytanej tej niedzieli Ewangelii „te rzeczy”. Chodzi o sprawy nadchodzącego królestwa Bożego. Przytoczmy więc tekst Ewangelii.


W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.


4. Warto zauważyć

  • Zrządzeniem Bożym przychodzące z Jezusem królestwo rozpoznają prostaczkowie, a nie widzą go mądrzy i roztropni. Bo „te rzeczy”, o których mówi Jezus, to sprawy królestwa. Tak wynika z kontekstu. To trochę dziwne, prawda? Częściej to elity najpierw przyjmują jakieś nowe prądy, a dopiero potem nowa moda pojawia się wśród ludzi prostych. Z królestwem Bożym jest odwrotnie. Mędrcy będą się go uczyć od prostych rybaków i celników... Dlaczego Bóg tak chciał? Trudno powiedzieć. Ale to do Niego pasuje. On „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych”, umiłował głupstwo głoszenia krzyża...
  • Tylko Jezus zna Ojca (i tylko Ojciec zna Syna, choć przecież trochę Jezusa znali i Apostołowie). I tylko On może Ojca objawić. Nie znają Boga ci, którzy nie słuchają Jezusa. I niekoniecznie jest to ich wina. Przecież Jezus mówi, że objawia Ojca tym, którym chce. Jak się nad tym zastanowić, to spotkał nas, chrześcijan,  wielki zaszczyt. Jezus chciał, byśmy znali Ojca...
  • „Utrudzeni i obciążeni”, których wzywa do siebie Jezus to raczej nie zagonieni, zapracowani czy zmęczeni życiem z powodu różnorakich trosk doczesnych. To raczej ludzie „utrudzeni i obciążeni” troską o przypodobanie się Bogu. Dlaczego? Przecież Jezus mówi o tu przyjmowaniu królestwa!  „Utrudzeni i obciążeni” to ci, którzy próbują spełniać wymagania prawa mojżeszowego, ale którym ciągle to nie wychodzi. To ci, którzy nie są biegli w prawie jak faryzeusze i nie mają w sobie tyle samozaparcia, by realizować wszystkie drobiazgowe przepisy, o których ci mówili. Pogardzani, uważani za gorszych, mogą przyjść do Jezusa. U Niego znajdą pokrzepienie. Dlaczego?

    Jarzmo  to coś takiego, co zakładano zwierzęciu do pracy w polu. To synonim trudu, jaki przychodzi komuś znosić. „Słodkie jarzmo” i „brzemię lekkie” to po prostu stwierdzenie, że ten, kto przyjdzie do Jezusa nie będzie obarczany jakimiś mocno utrudniającymi życie zakazami i nakazami. Otrzyma do realizowania przykazanie miłości. Owszem, to coś, co może być jakimś ciężarem, co może krępować pragnienie wolności. Ale co łatwo da się znieść. Jest lekkie. No i co najważniejsze, jest słodkie, czyli daje wręcz jakąś przyjemność, satysfakcję...

Co to wszystko ma wspólnego z pierwszym czytaniem? Ano znów mamy tu do czynienia z Bogiem, który patrzy inaczej, niż się to wydaje myślącym stereotypowo. Prostaczkowie okazują się bardziej pojętni niż mędrcy. Prawo Boże wcale nie jest ciężarem czy jakimś rodzajem skrępowania, ale czymś, czego realizacja może dawać radość. W to ostatnie trudno pewnie uwierzyć tym, którzy w wierze w Chrystusa widzą  uciemiężenie.

5. W praktyce

  • „Tak się nie da” – mówimy często konfrontując swoje życie z wymaganiami Ewangelii. Nie da się naśladować Króla na oślątku, bo ludzie są podli. Nie da się głosić lekkiego jarzma Chrystusa, bo Jego wymagania się ciężkie. No, ewentualnie można żyć według ducha, bo w takim niejasnym pojęciu, gdy sumienie nieco znieczulić,  zmieści się bardzo dużo. I tak sprawę postawiwszy zamiast zmieniać świat, ulegamy jego regułom. Nie da się rodzić chore dziecko, więc jest potrzeba aborcji. Nie da się zachować przedmałżeńskiej czystości (nie da się, bo narzeczeństwo nie wiadomo po co trwa latami), więc co za problem, że jak wszyscy mieszkamy razem przed ślubem? Nie da się utrzymać firmy nie zatrudniając na czarno, nie da się kierować sumieniem, bo przepisy i tak dalej. Z tym łatwo się zgodzić prawda? Wszyscy porządni chrześcijanie się zgadzają. A ci, co się nie zgadzają maja świadomość, że się nauki Chrystusa nie trzymają.

    Ale także ci, którzy głoszą potrzebę życia po chrześcijańsku w wielu sprawach mówią, że się nie da. Nie da się tłumaczyć swoich racji spokojnie, trzeba być napastliwym, nie da się zrobić nic, by konieczność niedzielnej pracy ograniczyć naprawdę do minimum, nie da się odpowiadać miłością na nienawiść. Tymczasem czy się da czy nie dowiemy się dopiero, gdy spróbujemy. I gdy – co chyba najbardziej podstawowe – jako chrześcijanie odpowiemy sobie na pytanie, co jest dla nas celem najważniejszym: nasze zwycięstwo w kategoriach światowych, politycznych, czy chwała królestwa Bożego. Chwała, która pociągnie doń tych, którzy go dotąd odrzucali.
     
  • Moje jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie – mówi Jezus. A my wzorem faryzeuszy najchętniej byśmy mnożyli przykazania i zasady. Tego nie rób, tamtego nie, a o tamtym nie powinieneś nawet myśleć. A jak już zaczniesz żyć wedle tych zasad, o!!!, wtedy pomówimy o tym, co ci Jezus ewentualnie może dać. A Jezus mówi odwrotnie. Przyjdźcie do mnie. Wtedy przekonacie się, że mogę dać wszystko, a żyć wedle moich zasad to droga może nie bez wszelkich problemów,  ale na pewno piękna.