Nawracajcie się

Andrzej Macura

publikacja 21.01.2015 23:31

Garść uwag do czytań na III niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Nawracajcie się Henryk Przondziono /Foto Gość Nawrócenie jest jak przerzucenie zwrotnicy. Dopóki tkwisz w starych schematach myślenia, choćbyś nie wiadomo co robił, pojedziesz tym samym torem. Tylko jeśli go zmienisz, możesz dojechać gdzie indziej

O czym są czytania III niedzieli zwykłej roku B? Mogłoby się wydawać, że o tym, co przed tygodniem: o powołaniu. Bo owszem, też. Ale chyba przede wszystkim o wypełniającym się czasie oczekiwania na spełnienie Bożych zapowiedzi. I konieczności sensownego przygotowania się na ten dzień. Złości nas, gdy politycy widząc zagrożenie u naszych granic najpierw zwlekają z decyzjami, a potem podjęcie konkretnych działań zapowiadają na czas dość odległy. Tymczasem być może jesteśmy do nich podobni.

1. Kontekst pierwszego czytania Jon 3,1-5.10

Hmm... Jak by tu zacząć... Może tak: prorok Jonasz żył w VIII  wieku przed Chrystusem. Za czasów izraelskiego króla Jeroboama. Wspomniano o nim nawet w 2 Księdze Królewskiej (14, 25). Tyle że księga nosząca jego imię, inaczej niż to jest to w przypadku innych proroków,  nie zawiera ani jednego jego proroctwa. Jest raczej krótkim opowiadaniem o jednym epizodzie z jego życia.  Co więcej, problem który wydaje się w niej najważniejszy – stosunek Boga do pogan  – i  pewne cechy językowe (arameizmy) zdają się wskazywać, że powstała znacznie później. Już po niewoli babilońskiej (czyli w VI - V w. przed Chrystusem). Owszem, być może kanwą jej opowieści  była jakaś istniejąca już w przekazie ustnym historia, ale....

Nie znaczy to oczywiście, że Księga Jonasza nie ma żadnej wartości. Trzeba na nią jednak chyba spojrzeć inaczej. Nie jak na przekaz mocnych faktów. Raczej jak na opowiadanie mądrościowe (do których zaliczyć można np. legendy), w którym nie fakty są najważniejsze, ale płynące z opowiadania przesłanie. A to w księdze Jonasza jest ewidentne. Powygnaniowemu Izraelowi, który powoli zamyka się w nacjonalizmie autor księgi przypomina, że choć Izrael jest narodem wybranym, to Boga interesuje jednak też los innych ludzi.

Przypomnijmy, Jonasz słysząc, że ma swoja misję pełnić w pogańskiej (!) Niniwie zaczyna uciekać przed Bogiem. Bóg jednak odnajduje go. Na morzu. I wrzuconego do wody ratuje dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności z wielką rybą, która najpierw go połyka, a potem wyrzuca na ląd. Jonasz rad nierad idzie więc do Niniwy i spełnia swoja misję. O tym słyszymy w pierwszym czytaniu tej niedzieli. I dowiadujemy się, o zgrozo, że mieszkańcy Niniwy się nawracają! Wizerunek proroka, przynajmniej w jego własnych oczach, rozsypuje się w gruzy. Nie dość, że posłany został do pogan, to jeszcze go posłuchali i z jego groźnych zapowiedzi nic nie wyszło. A scena, gdy prorok boleje nad krzaczkiem który usycha, a Bóg tłumaczy mu, że znacznie bardziej niż krzaka było mu  żal żywych ludzi, to na pewno jedna z piękniejszych scen Starego Testamentu....

Przytoczmy treść całego, krótkiego przecież trzeciego rozdziału tej księgi. Tekst czytania pogrubioną czcionką.

Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan. Niniwa była miastem bardzo rozległym - na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona». I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. Doszła ta sprawa do króla Niniwy. Wstał więc z tronu, zdjął z siebie płaszcz, oblókł się w wór i siadł na popiele. Z rozkazu króla i jego dostojników zarządzono i ogłoszono w Niniwie co następuje: «Ludzie i zwierzęta, bydło i trzoda niech nic nie jedzą, niech się nie pasą i wody nie piją. Niech obloką się w wory - <ludzie i zwierzęta> - niech żarliwie wołają do Boga! Niech każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą [popełnia] swoimi rękami. Kto wie, może się odwróci i ulituje Bóg, odstąpi od zapalczywości swego gniewu, a nie zginiemy?» Zobaczył Bóg czyny ich, że odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej.

Przesłanie tej sceny jest chyba oczywiste. Bóg jest łaskawy, nie chce niczyjej zagłady. Gdy widzi jak grzesznik pokutuje, potrafi odwołać swoje wyroki i oddalić karę, którą zamyślał na kogoś zesłać. No bo skoro ktoś już się nawrócił, to jaki sens miałaby kara? Byłaby tylko zemstą. A przecież Bóg nie jest mściwy. Zależy mu na człowieku. Chce by wiódł dobre, uczciwe życie. Boża kara obmyślona jest w ten sposób, by prowadziła człowieka do nawrócenia. Ale gdy Bóg  widzi, że karanie nie jest już potrzebne, chętnie od niego odstępuje...

Jeśli więc człowiek chce uniknąć Bożej kary, musi sporządnieć. Musi zerwać ze złem i żyć wedle tego, czego od człowieka wymaga Bóg.

Znamienne  przy tym jeszcze jedno: w wypełnianiu swojej misji komunikowania ludziom swojej woli Bóg posługuje się człowiekiem. W tym wypadku prorokiem Jonaszem. Czasem tylko, jak w wypadku tego proroka, ci ludzie za bardzo przywiązują się do swojej roli wielkich samotnych proroków Boga. I gdy ich misja, ku ich zaskoczeniu, przynosi pozytywne efekty, nie potrafią się cieszyć z czyjegoś nawrócenia. Bo przecież ich zapowiedzi teraz mogą się komuś wydać nieprawdziwe...

A psalm responsoryjny po czytaniu jest modlitwą grzesznika, który prosi Boga o prowadzenie. „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Powadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń, Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję”.

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 7,29-31

Drugie czytanie tej niedzieli pochodzące z 1 Listu św. Pawła do Koryntian to ten jego fragment, w którym Paweł udziela Koryntianom różnych rad odnośnie do życia w rodzinie i społeczeństwie. W tym wypadku mówi o małżeństwie i dziewictwie. Przy okazji jednak podaje zasadę bardziej ogólną, dotyczącą wszelkich okoliczność, w których chrześcijaninowi może przyjść żyć. Również to czytanie przytoczmy w nieco szerszym kontekście.

Nie mam zaś nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który - wskutek doznanego od Pana miłosierdzia - godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć. Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej! Jesteś wolny? Nie szukaj żony! Ale jeżeli się ożenisz, nie grzeszysz. Podobnie i dziewica, jeśli wychodzi za mąż, nie grzeszy. Tacy jednak cierpieć będą udręki w ciele, a ja chciałbym ich wam oszczędzić.

Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata.

Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu.

Czas jest krótki. Nie chodzi nawet o to, że w każdej chwili może nadejść koniec świata. Ale życie człowieka jest krótkie. Szkoda więc czasu na sprawy nie tak istotne jak królestwo Boże. Bo ten świat przemija. Trzeba się troszczyć przede wszystkim o nieprzemijającą wieczność. Do spraw doczesnych podchodząc z dystansem.

Piękne wskazanie. Nie tylko stwierdzenie „nawracajcie się” i już.  Paweł wprost nie wzywając do nawracania daje i motywację –  nie ma czasu, żeby te sprawy odkładać –  i pokazuje jak to zrobić – nabierając dystansu do doczesności.

Czasem może się komuś wydawać, ze dystans do rzeczywistości to domena religii wschodu. I że chrześcijanina powinno cechować wielkie zaangażowanie się w sprawy świata, bo przecież jest tyle na nim do zrobienia. Tymczasem wedle Pawła ów dystans do doczesności to także postawa chrześcijańska.

Na ile się angażować, na ile zachować dystans? Wydaje się, ze kluczem do znalezienia między nimi złotego środka jest pamięć o tymczasowości tego świata i jego porządków. Na  wakacjach można mieć gorszy pokój albo lepszy; można się obejść bez komputera, telewizora czy obejrzenia ulubionego serialu. Ważne, jaki mamy dom...

3. Kontekst Ewangelii  Mk 1, 14-20

Starożytni mówili (mniej więcej), że Marek napisał swoja Ewangelię bez składu i ładu. Dopiero w nowszych czasach zaczęto dopatrywać się w niej jakiejś przemyślanej struktury. Mnie najbardziej odpowiada najprostsza: ta która Ewangelię, prócz wydzielenia wstępu i zakończenia, dzieli na dwie części. Pierwszą, w której Marek odpowiada na pytanie „kim jest Jezus”, czym Jego królestwo (a przez to zadane podskórnie pytanie "co Jezus może mi dać?") i drugą, w której ukazane zostaje droga ucznia Chrystusa; w której pokazano co znaczy pójść za Nim. Punktem zwrotnym w Ewangelii, dzielącym ją na dwie części jest wtedy wyznanie Piotra w Cezarei Filipowej: „Ty jesteś Mesjasz”. Faktycznie, potem Jezus już siebie raczej nie objawia, jak to robi w pierwszej części, ale głównie pokazuje, jak Go naśladować. Koncepcja ta w pełni zgodna jest z tym, co czasem pisze się o Ewangelii Marka: to Ewangelia katechumena, kogoś, kto przygotowuje się do chrztu. Właśnie On, zanim z Jezusem Chrystusem zanurzy się w Jego śmierć i zmartwychwstanie, musi najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie kim On jest, co może mi dać i co to znaczy być jego uczniem. Wydaje się, że interpretowanie Ewangelii Marka w tym kluczu jest więc jak najbardziej poprawne.

Czytany tej niedzieli fragment  to początek tej pierwszej części Markowego dzieła, odpowiadającej na pytanie „kim On Jest”. Oczywiście do odpowiedzi, wyrażonej ustami Piotra,  jeszcze daleko. Na nią przyjdzie czas później.

Gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.

Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.

Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.


4. Warto zauważyć

Może najpierw przybliżmy niektóre pojęcia.

Nadchodzące z Jezusem królestwo Boże. Przez słuchaczy Jezusa pojęcie to było rozumiane raczej czysto po ziemsku. Chodziło  o odnowienie królestwa Dawida, największego z Izraelskich królów. Tego, zgodnie z obietnicami Starego Testamentu, oczekiwali uciskani wtedy przez Rzym Żydzi. Dlaczego to królestwo można było nazwać Bożym? Bo choć od czasu ustanowienia przez Samuela pierwszego króla, Saula, myśl, że jedynym królem Izraela jest Bóg została nieco przyćmiona majestatem nowych władców, to jednak nie zanikła, tylko zyskała nowy wymiar.

W czasach wędrówki przez pustynię (wyjścia z Egiptu) Izraelowi przewodził Mojżesz. Wiadomo jednak było, że jest tylko pośrednikiem; że prawdziwym władcą Izraela, jest Bóg. To On rządził. Nie inaczej było w czasach sędziów, charyzmatycznych przywódców, którzy powoływani byli przez Boga dla załatwienia jakichś szczególnie trudnych spraw. Najczęściej natury wojennej. Powołanie instytucji monarchii, ustanowienie królem najpierw Saula, a potem Dawida, wcale tej sytuacji nie zmieniło. Dalej jedynym prawdziwym królem Izraela był tylko Bóg. A królowie ziemscy byli jedynie lepiej czy gorzej sprawującymi swój urząd namiestnikami.

Że królestwo Boże będzie zasadniczo różne od ziemskiej monarchii, słuchacze Jezusa dopiero usłyszą. Jezus przedstawi je w przypowieściach. A potem jeszcze w paru innych scenach. Na przykład procesu Jezusa, wzmiance o Jego wniebowstąpieniu...

Ewangelia, Ewangelia Boża... To, co głosił Jezus. Ewangelia, czyli Dobra Nowina. Pod wpływem papieża Benedykta wielu unika dziś tłumaczenia słowa Ewangelia. Niepotrzebnie. Bo dla wielu z nas słowo Ewangelia kojarzy się z książką. Wtedy Jezus jest głosicielem książki, coś tam opowiada. A to nie tak. Ale prawda, słowo „Dobra Nowina” też może być opatrznie rozumiana. Bo cóż w kontekście działalności Jezusa oznacza?

Chodzi o Dobra Nowinę o zbawieniu. Nie tylko Izraela, ale każdego człowieka. Niebawem okaże się, że cała działalność Jezusa zmierza do Jego odkupieńczej śmierci. To w niej, a właściwie w jej skutkach dla nas, Dobra Nowina zabłyśnie w pełnym blasku. Będzie – jak to wołał w Ewangelii Łukasza Zachariasz – oświetleniem życia tych, co mieszkają w mroku i cieniu śmierci. Słuchacze Jezusa mogli na początku myśleć, że Jezus głosi im dobra nowinę o wypędzeniu Rzymian i przywróceniu królestwa Dawida. Jezus jednak, co okaże się w toku Jego działalności, obiecuje im znacznie więcej. Obiecuje wieczne szczęście i pokój w domu Ojca Niebieskiego. I w taką Dobrą Nowinę słuchający Jezusa – a więc i my dziś – mają uwierzyć.

Dobra Nowina... Chrześcijanie często są już przyzwyczajeni do myśli o życiu wiecznym. Dlatego nie dostrzegają, jak rewolucyjna i wspaniała to oferta. Zazwyczaj chyba odkrywamy to dopiero, gdy doświadczamy śmierci kogoś bliskiego. Ale to jest naprawdę niesamowite. Wystarczy uzmysłowić sobie z jaką nadzieją chorzy przyjmują każdą wieść o jakimś nowym, mającym im pomóc lekarstwie czy o jakieś nowej terapii. Przecież nieraz są gotowi powierzyć się nawet jakiemuś szamanowi, byle tylko wyzdrowieć. A Jezus obiecuje nie tylko zdrowie i życie. On obiecuje życie w zdrowiu i szczęściu przez całą wieczność. O taką Ewangelię, o taką Dobra Nowinę chodzi....

Nawracajcie się... Znawcy podkreślają, że greckie słowo oznaczające nawrócenie – metanoię,  oznacza zmianę sposobu myślenia. To niezwykle istotne. Nawracać się to przestać polegać jedynie na sobie, siebie stawiać w centrum wszystkiego, ale pójść za Jezusem. To zmiana hierarchii wartości. Czyli właśnie  zmiana sposobu myślenia. Nie szedłem, teraz podejmuję decyzję: idę. To pierwszy odcień słowa nawrócenie.  

W drugim, w wymiarze odwracania się od zła nawrócenie najczęściej też nie jest zaciśnięciem zębów i robieniem tego, czego się nie chce. Jeśli ktoś tak robi, pewnie wcześniej czy później nie wytrzyma i powróci do grzechu. Tymczasem nawrócenie to poprzestawianie sobie w głowie. To odkrycie, że zło jest nie smacznym kąskiem zakazanego owocu, ale zgniłym i robaczywym jabłkiem. Że naprawdę pociągające jest dobro. Czyli znów – zmiana sposobu myślenia. Bo nawrócenie to nie strzyżenie trawników, ale przerzucenie zwrotnicy – mawiał mój profesor dogmatyki, śp. ks. Franciszek Szulc...

Wszystkie te tłumaczenia po to, by nie stracić bogactwa tej sceny. Jej przesłanie jest jednak jasne chyba i bez tych tłumaczeń. Jezus jest tym, który przynosi człowiekowi Dobrą Nowinę o nadchodzącym właśnie Bożym królestwie. Od ludzi oczekuje nawrócenia i wiary;  oczekuje pójścia za Nim. Niektórym nawet wprost mówi, by wszystko porzuciwszy tak właśnie zrobili.

Pisałem o tym w zeszłym tygodniu: zaskakujące jest to powołanie uczniów. W Ewangelii Marka oni jeszcze nic o Jezusie zdają się nie wiedzieć. Ale chyba właśnie o to autorowi Ewangelii chodziło. To jest pośrednio wezwanie do czytelników Ewangelii. Przypominam – katechumenów. To zaproszenie: idź za Jezusem, choć jeszcze prawie nic o Nim nie wiesz, zdecyduj się. Dopiero jeśli tę decyzję podejmiesz masz szansę na dalszy wzrost. Więc co wybierasz? Zostawisz swoje sieci czy nie?

U proroka Jonasza nawrócenie mieszkańców Niniwy było odwróceniem się od zła. U Pawła podobnie, choć tam już mamy coś więcej: o potrzebie dystansu wobec świata, o życiu ze świadomością, że czas jest krótki, bo już nachodzi Boże królestwo. W Ewangelii akcenty wydają się być rozłożone jeszcze inaczej: nawrócić się, uwierzyć Ewangelii  to podjąć decyzję o pójściu za Jezusem. To powiedzieć Mu „tak”, choćby się niespecjalnie było jeszcze świadomym, jakie to będzie w przyszłości rodzić konsekwencje...

5. W praktyce

  • W nawiązaniu do Jonasza... Kiedy ktoś się nawraca wypadałoby się cieszyć. Niestety, bywa i tak jak w sytuacji Jonasza. Ludzie się nawracają, a gorliwi katolicy się obrażają, bo teraz tych nawróconych pytają o wiarę, a ich nie, bo ci nawróceni mają katolicki pogrzeb, a nie odpokutowali, nie przeprosili itd, itp... I tak okazuje się, jak w przypadku mieszkańców Niniwy, że te wszystkie (byłe) łobuzy, żyjące kiedyś byle jak, bardziej słuchają Boga, niż Jego gorliwi wyznawcy...
     
  • W nawiązaniu do Pawła... Wydaje się, że chrześcijanie za bardzo ekscytują się światem. To znaczy tak nim żyją, jakby chcieli uczestniczyć w jego biegu ku karierze, pieniądzu, władzy. Tymczasem trzeba nam zachować większy dystans. Mamy rację a nas nie słuchają? No trudno. Nie ma co z tego powodu robić awantury. Lekceważą? No trudno. Wycinają w polityce? Przecież w Królestwie to my będziemy pierwszymi....

    Naprawdę kłania się osiem (właściwie 9 błogosławieństw). Nie są oczywiście wezwaniem do bycia biednym, smutnym, prześladowanym itd. Ale są wezwaniem: jeśli tak się dzieje, jesteś biedny, smutny, czy prześladowany pamiętaj: jesteś szczęśliwy, bo przez to u Boga tylko zyskujesz...
     
  • W nawiązaniu do postawy uczniów z Ewangelii... Nawrócenie i uwierzenie Ewangelii nie musi być poprzedzone dogłębnym studium teologii. Nawrócić się to nawracać się; to być gotowym na zmianę sposobu myślenia, przemeblowanie hierarchii wartości... Czyli nawracając się muszę być ciągle gotowy na to, iż  w pewnym momencie odkryję, że to jeszcze za mało, że zrozumiem lepiej, głębiej, szerzej, a nie że raz się nawróciwszy już nic robić nie muszę...