Do zdrowia i wspólnoty

Andrzej Macura

publikacja 12.02.2015 17:51

Garść uwag do czytań na VI niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Trąd był chorobą podwójnie paskudną. WolfD59 Trąd był chorobą podwójnie paskudną.
Po pierwsze jako sama choroba, oszpecająca i pewnie bolesna. Po drugie, jako zaraźliwy, powodował konieczność zamieszkania gdzieś poza społecznością. Ilustracja: obraz Gebharda Fugela z pierwszej połowy XX wieku.

Trąd to nie tylko bolesna choroba. To także społeczne wykluczenie. I wokół tego podwójnego problemu – choroby i wykluczenia – koncentrują się VI niedzieli zwykłej roku B.

1. Kontekst pierwszego czytania Kpł 13, 1-2. 45-46

Księga kapłańska to jedna z ksiąg Pięcioksięgu. Chciałoby się napisać: „jej akcja rozgrywa się podczas wędrówki Izraela do Kanaanu po jego wyjściu z Egiptu”, ale słowo „akcja” trochę tu nie pasuje. Bo cała księga jest właściwie jednym wielkim zbiorem praw, przede wszystkim praw dotyczących kultu, a akcją jest w niej chyba tylko ustanowienie rodziny Aarona kapłanami i związane z tym inne, drobne epizody. W każdym razie nadanie Izraelowi owych kultycznych praw umiejscowione zostało w realiach wędrówki Izraela przez pustynię.

Wśród wielu różnych przepisów tej księgi aż dwa jej rozdziały zostały poświęcone problemowi trądu. Szerzej rozumianemu, bo nie chodzi tylko o chorobę, ale i „trąd” na przedmiotach. Mowa jest więc najpierw o rozpoznawani, postępowaniu w przypadku wykrycia trądu i krokach po ewentualnym ustąpieniu objawów.

Przytoczmy tekst czytania. Żeby nie zajmować Czytelnika wyglądem plam, które miał umieć rozpoznawać kapłan, do tekstu czytania dodajmy tylko pół zdania (pogrubioną czcionką) , bez których chyba jednak w czytaniu czegoś brakuje :)

Dalej powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: «Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Kapłan obejrzy chore miejsce na skórze ciała (...)

Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: "Nieczysty, nieczysty!" Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem.

No właśnie. Trąd był chorobą podwójnie paskudną. Po pierwsze jako sama choroba, oszpecająca i pewnie bolesna. Po drugie, jako zaraźliwy,  powodował konieczność zamieszkania gdzieś poza społecznością. Na pewno wiązało się to z kłopotami z utrzymaniem. No i nie bez znaczenia był też pewnie ból rozłąki z najbliższymi. Warto zwrócić uwagę, że także  konieczność wołania przez trędowatego „nieczysty, nieczysty”, zrozumiała ze względu na możliwość zarażenia ludzi zdrowych, była jednak chyba dodatkowym źródłem bólu dla chorego. Trudno mu się było zwyczajnie ukryć, przejść niezauważenie. Ciągle był napiętnowany...

Twarde to było prawo, ale w sumie dające społeczności jakąś szansę na zatrzymanie rozprzestrzeniania się choroby....

A następujący po czytaniu psalm? Tym razem zdaje się twórczo rozwijać myśl Księgi Kapłańskiej. „Szczęśliwy człowiek, któremu odpuszczona została nieprawość, a jego grzech zapomniany”. Czy choroba, trąd, symbolizuje grzech? W Biblii raczej nie. Owszem, choroba, więc trąd też, jest skutkiem grzechu. Trudno jednak mówić, jakoby autorzy biblijni jednoznacznie wywodzili chorobę z grzechu. Choć więc porównanie grzechu do trądu jest dość ciekawe to jednak trudno patrzyć na opowieści o trędowatych jak na opowieści o grzesznikach. Grzech jest czymś zawinionym. Choroba nie. Konkretny chory nie musi być grzesznikiem...

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 10,31-11,1

I tym razem drugie czytanie, dobierane na zasadzie ciągłej lektury kolejnych fragmentów pism Pawłowych – nie ma wyraźnego związku z pozostałymi czytaniami.  Pochodzi z 1 listu św. Pawła do Koryntian. Konkretnie z tego fragmentu, w którym autor wyjaśnia zasady spożywania mięsa ofiarowanego bożkom. Każe jeść i nie dociekać, ale gdyby ktoś ostrzegł, że to mięso z ofiary, to należałoby nie jeść ze względu na sumienie ostrzegającego. „Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje” – pisze św. Paweł. I podsumowując ten swój wywód pisze:

Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni. Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa.

Paweł zachęca więc, żeby wszystko co chrześcijanie robią, robili na chwałę Bożą. Chrześcijanie nikogo nie powinni gorszyć (czyli przez swoje postępowanie czynić  bliźniego gorszym). Powinni starać się uszanować poglądy „słabszych”; powinni zastanawiać się jak ich postępowanie mogą owi słabsi odczytać. Bo mimo dobrych intencji pewne zachowania „mocnych” mogłoby nie pomóc, a przeszkodzić w zbawieniu „słabych”

3. Kontekst Ewangelii Mk 1,40-45

Ewangelia tej niedzieli to kolejny fragment ciągle jeszcze 1 rozdziału Ewangelii Marka. Po chrzcie nad Jordanem i pobycie na pustyni Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność. Głosi bliskość królestwa oraz potrzebę nawrócenia i uwierzenia w Ewangelii. W synagodze w Kafarnaum wypędza złego ducha z opętanego, potem leczy teściową Piotra, a potem jeszcze wielu innych chorych. I cały czas naucza. A potem odchodzi z Kafarnaum by iść dalej. I wtedy właśnie spotyka trędowatego, o czym słyszymy w Ewangelii tej niedzieli.

Nad wszystkimi tymi wydarzeniami ciągle unosi się owo zasadnicze pytanie pierwszej części Ewangelii Marka: kim On jest? Czytelnicy część odpowiedzi na to pytanie już poznali. Upraszczając: Jezus jest tym, który naucza z mocą wypędzając przy tym złe duchy i lecząc chorych. Uzdrowienie trędowatego jest kolejną cegiełką w tej odpowiedzi.

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.

Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

4. Warte zauważenia

Po pierwsze... Motyw działania Jezusa. Uzdrowienie jest odpowiedzią na inicjatywę chorego. To on prosi Jezusa o zdrowie. Znamienne jednak, że Jezus zgadza się na to „zdjęty litością”. Nie jest to więc jakieś wyrachowanie; gest, który ma świadków wydarzenia pouczyć, do czegoś ich przekonać. Nie. Jezus prosi wręcz, by uzdrowiony o tym wydarzeniu nie rozpowiadał. Jezusowi zwyczajnie zrobiło się żal tego człowieka.

Po drugie i chyba najważniejsze... Trąd już sam w sobie jest straszną chorobą. Dodatkowo jednak – jak to już wiemy z pierwszego czytania – powodował wykluczenie ze wspólnoty. Choć powody, dla których tak a nie inaczej z trędowatymi postępowano są zrozumiałe, równie oczywistym jest, że konieczność zostawienia rodziny i bliskich musiało być dla chorego źródłem dodatkowego cierpienia. Jezus uzdrawiając trędowatego nie tylko leczy jego ułomność fizyczną – jak np. w przypadku gorączki teściowej Piotra. On leczy także tę obolałą relację owego człowieka ze społecznością. Uzdrowienie pozwala choremu do niej wrócić. Zdecyduje o tym, zgodnie z prawem Mojżeszowym, kapłan. Po oględzinach oczywiście. Do niego Jezus, szanując prawo, wysyła też uzdrowionego.

Czytający Ewangelię Marka znajduje w tym momencie kolejne elementy odpowiedzi na pytanie o to, kim jest Jezus. To ktoś, kto nie tylko potrafi człowieka uzdrowić, a w tym wypadku przez uzdrowienie przywrócić chorego społeczności. To także ktoś, kto potrafi użalić się nad losem człowieka.

Pozostaje odpowiedź na pytanie, dlaczego Jezus chciał, by trędowaty zachował dyskrecję? Czemu nie zależało Mu na rozgłosie i reklamie? Częściowo odpowiedź znajdujemy już w końcówce sceny: „Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego”. Chciał wejść do miasta (nie wiemy jakiego) i tam nauczać. Być może też kogoś by uzdrowił. Ale przez to, że się zlitował nad trędowatym zanim tam wszedł, plan się nie powiódł. Musiał pozostać w miejscach pustynnych. „Ulitował się” zyskuje dodatkowy wymiar. Ulitował się i musiał zmienić plany...

Ale z tym zachowaniem dyskrecji przez świadków cudu chodzi jeszcze o coś innego. Wzmianki o tym, że Jezus chciał by o Jego cudach milczano znajdujemy w Ewangelii Marka dość często. Egzegeci nazywają to „sekretem mesjańskim”. Chyba najbardziej przekonującym jego wyjaśnieniem jest przypuszczenie, że Jezus nie chciał, by koncentrowano się na Jego cudach. Owszem, był Mesjaszem. Ale jako Mesjasz nie miał przegonić Rzymian – jak tego oczekiwało wielu Żydów – ale miał zostać przez nich i przez własny naród ukrzyżowany. Skoncentrowanie się na cudach odwracało uwagę od istoty Jego posłannictwa. I dlatego Jezus, choć nie szczędził nauczania,  starał się jakoś ograniczyć zainteresowanie swoimi cudami. „Ulitował się” w tym kontekście zyskuje nowy wymiar. Pozwolił nadwyrężyć plany co do swojej misji, byle nie zostawić człowieka w potrzebie....

Kiedy się pamięta, że Jezus jest Bogiem to ustępowanie wobec prośby człowieka nadaje Mu ważny rys. Owszem, Bóg ma swoje plany. Jednocześnie dla dobra człowieka, z litości dla niego, potrafi je skorygować.

5. W praktyce

  • Bóg rewiduje swoje plany ustępując przed prośbą konkretnego człowieka. A my, ludzie?

    Zdarza się czasem, także wśród ludzi wierzących, że ten czy ów realizuje swoje plany nie licząc się z drugim człowiekiem. Przejawem takiego podejścia może być tak zwane „pójście do celu po trupach”. Nieważne ilu ludzi skrzywdzę, byle mi się udało.

    Mniej może rzucające się w oczy, ale będące realizacją podobnej postawy jest przedmiotowe traktowanie współpracowników. Mam ideę, nie zawsze zresztą możliwą do realizacji, i staram się dobrać takich, którzy ją zrealizują. Tych którym uznam za niezdatnych, pozbywam się.

    Inną odmianą tej postawy jest przycinanie współpracowników do swoich wyobrażeń na temat tego, jakimi powinni być. Ktoś taki kompletnie ignoruje talenty swoich współbraci/współpracowników, a wszystkich stara się przykroić tak, by byli odbiciem jego oczekiwań dotyczących idealnego współbrata/współpracownika.
     
  • Wykluczenie społeczne. Brzmi jak slogan. Prawdą jednak jest, że wielu ludzi jest na marginesie życia społecznego albo pełni w nim mniej zaszczytne funkcje nie dlatego, że są gorsi, ale  dlatego, że im się w życiu nie powiodło. Z różnych  powodów. Dobrze by było, gdyby chrześcijanie zawsze, nawet w najbardziej odstającej od „normalności” osobie, widzieli człowieka...
     
  • W kontekście drugiego czytania... Dla wierzącego zawsze nadrzędnym celem postępowania powinno być troska o zbawienie bliźnich. Nie postawienie na swoim. Nawet jeśli ma się świętą rację.