Droga Jezusa

Andrzej Macura

publikacja 26.03.2015 22:49

Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Henryk Prondziono /Foto Gość Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!
Roman Kalarus, droga krzyżowa w parafii bl.Karoliny Kozkowny w Tychach

Pójść za Jezusem. Sformułowanie często pojawiające się na ustach chrześcijan. Czy dobrze rozumiane? Trudno powiedzieć. W każdym razie czytania Niedzieli Palmowej skoncentrowane się wokół tematu „drogi Chrystusa”. Drogi, którą obiera On w relacji ze światem, drogi, którą zmierza do Ojca. I w tym kluczu trzeba chyba je odczytywać.

Mała uwaga: dwa pierwsze czytania tej niedzieli są każdego roku takie same. Ewangelia, choć w innej wersji, też jest podobna. Stałych czytelników cyklu proszę, by przymknęli oko na to, że to co napiszę będzie, gdy chodzi o dwa pierwsze czytania,  w dużej mierze powtórzeniem tego, co napisałem przed wcześniej.

1. Kontekst pierwszego czytania  Iz 50,4-7

Pierwsze czytanie Niedzieli Palmowej to fragment tak zwanej trzeciej pieśni Sługi Pańskiego (Sługi Jahwe, ale z szacunku do imienia Bożego będę używał formy "Sługa Pański). Tto kolejno Iz 42 1,nn;  49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn. Należy ona do tej części księgi proroka Izajasza, którą przypisuje się DeuteroIzajaszowi. Czyli anonimowemu, żyjącemu półtora wieku później niż sam Izajasz (ProtoIzajasz) autorowi. Skąd taki wniosek? Działalność Izajasza przypada na czas upadku Królestwa Północnego. Dla obu państw dawnego Izraela zagrożeniem była wtedy Asyria. U DeuteroIzajasza wrogiem jest już Babilonia. I wyraźnie nawiązuje on do faktu niewoli babilońskiej, tłumacząc jej znaczenie z perspektywy teologicznej oraz zapowiadając wyzwolenie. Mało prawdopodobne, by sam Izajasz z takimi szczegółami odpowiadał o przyszłości dziejów.

Kim jest ów tajemniczy Sługa Pański? Gdyby próbować tę postać dopasować do którejś z historycznej postaci tamtego okresu pojawia się problem. Nie bardzo wiadomo o co i o kogo chodzi. Pieśni Sługi Pańskiego czytane z perspektywy Nowego Testamentu stają się jasne i oczywiste. Zdumiewające, że wiele wieków przed Chrystusem ktoś tak dokładnie Go scharakteryzował.

Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment trzeciej pieśni. Warto więc przytoczyć ją w całości. Tekst czytania pogrubiona czcionką.

Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym,
bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące.
Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie.
Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.

Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni.
Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem!
Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie!
Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi?
Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich zgryzie.

Kto między wami boi się Pana, niech słucha głosu Jego Sługi!
Kto chodzi w ciemnościach i bez przebłysku światła,
niechaj imieniu Pana zaufa i niech na swoim Bogu się oprze!
Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, którzy zapalacie strzały ogniste,
idźcie w płomienie waszego ognia, wśród strzał ognistych, któreście zapalili.
Z mojej ręki przyjdzie to na was: będziecie powaleni w boleściach.

Sługa Pański skarży się, że za pełnienie swojej misji jest prześladowany. Tak jak parę wieków później prześladowany był Chrystus. Bity, targany za brodę, znieważany, opluwany. Sługa Pański to przyjmuje, gdyż jest przekonany, że tak trzeba, a kiedyś ostatecznie wszystko dobrze się skończy. Podobnie Jezus przechodzi przez mękę i śmierć będąc świadom, że wszystko skończy się zmartwychwstaniem. 

Warto zauważyć, jak Sługa Pański charakteryzuje swoja misję. Jest tam mowa o pokrzepianiu serc ludzi strudzonych i o „otworzeniu ucha”, by sługa „słuchał jak uczniowie”. Kogo słuchał? Oczywiście Boga, nie trosk ludzkich. Tak wynika z kontekstu. Sługa wypełnia wolę Pana. Z tego posłuszeństwa woli Pana wynika jego misja pokrzepiania ludzkich serc. Ale też właśnie to posłuszeństwo wobec Pana powoduje, że spadają na niego różnorakie szykany. A On je przyjmuje. 

Trudno nie zauważyć, że dokładnie to robił Pan Jezus. Głosił Ewangelię, Dobrą Nowinę o nadchodzącym królestwie, o Bożym zmiłowaniu, o Jego zbawieniu. I leczył, wypędzał złe duchy, karmił...  Strudzeni codziennymi troskami znajdowali w Nim wsparcie. Ale właśnie z powodu swojej misji, będącej wypełnianiem woli Ojca, Jezus naraził się możnym swojego czasu. Przeszkadzało im Jego nauczanie, uzdrawianie, wypędzanie złych duchów. Mówili, że działa mocą władcy złych duchów albo że to zagraża Izraelowi, bo Rzymianie stłumią każde powstanie (choć Jezus przecież do powstania nie nawoływał). Tym samym pokazywali, że dla nich „ręka Boga jest zbyt krótka, żeby ich wyzwolić” (Iz 50, 2, tuż przed Pieśnią Sługi Pańskiego). To był pretekst. Tak naprawdę chodziło o przywództwo. O to, że musieliby się przyznać do błędów. To z tego powodu chcieli się Jezusa pozbyć.

Jezusa zaprowadziło na krzyż to, że nie wchodził z przywódcami w żadne układy, że ich nie hołubił, nie kadził im, a wytykał im niezrozumienie zamysłów Bożych. Ale nie chodziło Mu o żadną grę, o uznanie tłumu czy dokuczenie owym przywódcom. Przecież nie grą miał spowodować, że stanie się Królem Izraela. Jego celem było posłuszeństwo Ojcu. Miał przekazać to, co Mu Ojciec zlecił. I to bycie posłusznym Ojcu zaprowadziło Jezusa na krzyż.

Dokładnie ta sama myśl jest też zawarta  w drugim czytaniu, z listu do Filipian. A śpiewany w liturgii tego dnia Psalm responsoryjny – fragment Psalmu 22 – stanowi zdumiewającą w swoich szczegółach zapowiedź cierpień, które spotkały Jezusa:

Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
wykrzywiają wargi i potrząsają głowami:
„Zaufał Panu, niech go Pan wyzwoli,
niech go ocali, jeśli go miłuje”.

2. Kontekst drugiego czytania Flp 2,6-11

Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z Listu św. Pawła do Filipian. To tak zwany „Hymn o kenozie” (uniżeniu). Uważa się go raczej za utwór wcześniejszy, przez Pawła tylko zamieszczony w liście po to,  by zachęcić chrześcijan do przyjmowania w pokorze różnych życiowych niedogodności. Ukazuje chyba jak żaden inny tekst Nowego Testamentu sens męki i zmartwychwstania Jezusa. A obraz ten dobrze pasuje do tego, który w swojej pieśni przedstawił Izajasz: Jezus przyjął na siebie wszystkie te cierpienia w duchu posłuszeństwa Ojcu. I po to, by zbawić człowieka.

Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.


Pobożność pasyjna każe nam rozpamiętywać okrutne męki, które zadano Jezusowi.  I każe myśleć, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (z czwartej Pieśni Sługi Pańskiego). To prawda. Ale nie do końca. Bo rodzi pewne nieporozumienie: myślenie, że zbawiły nas te wszystkie cierpienia Jezusa; że to fizyczny ból Jezusa dał nam zbawienie. Stąd już tylko krok do rodzącego się w niektórych pytania, czy przypadkiem Ojciec nie jest zwykłym okrutnikiem. No bo skoro dla naszego zbawienia potrzeba Mu było strasznych cierpień Syna… to  czy nie jest tak, że znajduje On satysfakcję w zadawaniu Synowi (i człowiekowi) wymyślnych katuszy?

Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Jezusa nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoją godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga – a po prawej ręce króla siadywał tylko syn, następca tronu). I wobec uznania tego za bluźnierstwo nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.

Dlatego że jest wierny, posłuszny Ojcu, przyjmuje wszystkie cierpienia. Zniewagi, bicie, oplucie, szyderstwa, koronowanie cierniem, popychanie i przybicie do krzyża. Ale jeszcze raz - to nie przez ten fizyczny ból jesteśmy zbawieni, ale przez posłuszeństwo. Posłuszeństwo, które wiele kosztowało. Posłuszeństwo, które kazało Jezusowi nie cofnąć się nawet przed ogromnym cierpieniem, a w końcu także śmiercią. Jak przez nieposłusznego Adama na świecie zagościł grzech, a bramy raju zostały zamknięte, tak przez posłusznego Jezusa rozlewa się na świecie łaska i zbawienie. A bramy nieba zostają otwarte...

Właśnie to dające człowiekowi zbawienie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci – pisze dalej autor "Hymnu o kenozie”  – daje Mu też w konsekwencji wywyższenie, „darowanie imienia ponad wszelkie imię” i wyznanie „wszelkiego języka” – czyli Jego uczniów, ale i pewnie istot świata duchowego – że Jezus jest Panem (czyli Bogiem).

3. Kontekst Ewangelii Mk 14,1-15,47

Ewangelista Marek z którego dzieła pochodzi tegoroczna Ewangelia na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej,  podzielił swoje dzieło na dwie części. W pierwszej odpowiada na pytanie kim jest Jezus, odkrywa – wraz z czytelnikami – Jego tożsamość. Druga to przedstawienie na czym polega droga ucznia Chrystusa. I bezpośrednio przed opowieścią o wydarzeniach w Jerozolimie umieszcza scenę z niewidomym z Jerycha.

Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!»  Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Pewnie chodziło i drogę fizycznie rozumianą, tę, która wiedzie z Jerycha do Jerozolimy. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że dla czytelnika Ewangelii owa droga ma wymiar bardziej duchowy. Warto przypomnieć: niektórzy bibliści nazywają Ewangelię Marka „podręcznikiem katechumena”. Kandydat do chrztu też woła do Jezusa „Synu Dawida, ulituj się nade mną”.  Przecież szuka ratunku przed wieczną śmiercią, zbawienia. Wezwany przez Jezusa też zrzuca z siebie starą szatę (podobnie jak młodzieniec w Getsemani, w scenie aresztowania Jezusa; tu kłania się symbolika białej szaty przy udzielaniu sakramentu chrztu) i woła raz jeszcze „Rabbuni, żebym przejrzał”. A gdy spada na niego łaska chrztu (jest on obmyciem, ale przecież i oświeceniem!) idzie za Jezusem. Gdzie?

Ano do Jerozolimy. Przyjdzie mu tam przeżywać chwile radości, ale i konieczność wejścia w spór z tymi, którzy odrzucają Jezusa, a w końcu i wielkiego cierpienia. Końcem tej drogi z Jezusem, tego trwania razem z Nim w wierności Ojcu, jest zmartwychwstanie.... Gdy uświadomić sobie, jak swoją wiarę przeżywać muszą dziś chrześcijanie prześladowani, aż ciarki przechodzą nad ich podobieństwem do tej drogi Jezusa. I wstyd, że nasza miłość, miłość chrześcijan żyjących w świecie pokoju i dobrobytu, taka nijaka...

Ewangelię tej niedzieli trzeba więc odczytywać nie tyle jako pewną historię. To przede wszystkim swoista alegoria drogi każdego serio traktującego swoją wiarę chrześcijanina. Drogi, na której nie są istotne takie czy inne sukcesy, także duszpasterskie, ale przede wszystkim wierność Ojcu.

Jako ze Ewangelia tej niedzieli jest bardzo długa nie będę jej tu przytaczał w całości. Dla wygody – jeszcze raz  link do wszystkich czytań tej niedzieli.

4. Warto zauważyć

Przejmująca historia. Aż szkoda, że czytana tylko raz w roku. I to w ten sposób, że właściwie nie ma czasu na jej skomentowanie (no, chyba że podczas kazań pasyjnych w Gorzkich Żalach). Tak by się chciało zatrzymać nad wieloma z tych scen…. Bo przecież niosą ze sobą naprawdę ważne treści. O Bogu, który wydaje samego siebie w złe ręce człowieka, o ludzkiej podłości, która każe niewinnego poniżyć, skatować i zabić albo – jak w przypadku uczniów – uciec…. Podobnie jak w opowieściach innych Ewangelistów warto zauważyć najpierw sprawę fundamentalną.

Na całość tego opowiadania trzeba patrzyć w kluczu czytanych dziś trzeciej Pieśni Sługi Pańskiego i Hymnu o kenozie. To znaczy, że wszystko co dzieje się z Jezusem jest konsekwencją posłuszeństwa Ojcu; wierności powierzonej przez Ojca misji. To właśnie ta misja jest powodem wielkiej agresji, która dotyka Jezusa.  Sprawę tę wyjaśnia najpierw modlitwa Jezusa w ogrodzie Getsemani: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]”. A potem także scena aresztowania Jezusa, gdy Jezus wyjaśnia „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić”. Potem Jezus wskaże na to jeszcze raz, gdy wisząc na krzyżu zacytuje słowa Psalmu „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”. Psalm ten, choć powstał wiele wieków przed Chrystusem, jest zdumiewająco dokładnym opisem Jego śmierci. Tak miało być. Jezus to przyjął. Posłusznie, mimo szykan które na Niego spadły, wypełnił swą misję do końca.

Jeśli chodzi o niektóre szczegóły… Jak to wszystko ogarnąć... Może w kluczu drogi: drogi różnych wyborów, przed którymi staje uczeń Chrystusa, trudności, które przyjdzie mu przeżywać no i wskazania tej drogi najlepszej – drogi posłuszeństwa Ojcu.

  • „Dwa dni przed Paschą i Świętem Przaśników arcykapłani i uczeni w Piśmie szukali sposobu, jak by Jezusa podstępnie ująć i zabić”. Mocne prawda? Wszystko, co się później wydarzy z udziałem tych osób nie będzie już miało większego znaczenia. Nie chodziło im przecież o uczciwe rozeznanie sprawy Jezusa, ale o skazanie Go. Cały ten niby proces miał tylko zamydlić oczy i usprawiedliwić podłość skazania Jezusa na śmierć. Podobnie jak udanie się po zatwierdzenie wyroku do Piłata. Decyzja została już podjęta wcześniej.

    I dziś bywa, że uczniowie Mistrza spotykają na swojej drodze takich ludzi. Nie ma znaczenia co chrześcijanin powie, co zrobi. Oni już wyrok wydali. I tylko szukają pretekstu.
     
  • „Po co to marnowanie olejku? Wszak można było olejek ten sprzedać drożej niż za trzysta denarów i rozdać ubogim” – narzeka Judasz na uczcie w Betanii. A Jezus nie pozwala tego dobrego czynu nazwać marnotrawstwem.

    I dziś uczniowie Jezusa stają przed pokusą mierzenia wartości wiary konkretami. Najlepiej  wielkością sumy, która ktoś wspiera Kościół czy ubogich. Tymczasem takie „marnotrawiące” gesty miłości też są ważne.
     
  • „Odtąd szukał dogodnej sposobności, jak by Go wydać”. Judasz Jezusa oczywiście. Zrobił to dla pieniędzy. Potem przyprowadzi do Jezusa wysłaną przez arcykapłanów „zgraję z mieczami i kijami”.

    I dziś uczeń Chrystusa musi liczyć się ze zdradą tych, którzy wybiorą pieniądze czy inne tego typu „wartości”. Choć bolesne, to w sumie normalne, że i tacy się w gronie uczniów Jezusa zdarzą.
     
  • Piotr... Ale w sumie i inni Apostołowie.... „Choćby wszyscy zwątpili, ale nie ja”.  Gdy niebawem Jezus będzie przeżywał trwogę konania, zaśnie. Potem – zapewne właśnie on – rzuci się na pomoc Jezusowi z mieczem. A jeszcze później – w sumie nie tak tchórzliwie – pójdzie za Jezusem na dziedziniec domu Arcykapłana. Ale stając przed próbą, jaką było rozpoznanie w nim ucznia Jezusa, zaprze się Go....

    I w tym wypadku trudno oprzeć się refleksji, że tak na drodze ucznia Jezusa też bywa. Są chęci, ale gdy za bycie uczniem Jezusa trzeba jakoś płacić – niekoniecznie śmiercią, ale może stanowiskiem, czy choćby tylko narażeniem się na wyśmianie – wtedy tak trudno się do Niego przyznać. I jeśli się tego egzaminu nie zda, pozostaje płacz... Bo chyba wielu chrześcijan nie jest przygotowanych na to, że pójście za Jezusem może cokolwiek kosztować. Gdy okazuje się, że jednak tak, zapał stygnie...
     
  • „Piłat odparł: «Cóż więc złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Ukrzyżuj Go!» Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie”. W sumie to trudno tu Piłata nie rozumieć. Zachowanie spokoju w mieście było racją stanu rzymskiego okupanta.  Trudno mieć pretensje, że jako rzymski namiestnik nią się kierował.  A że przy okazji ocalił swoje stanowisko... Tylko ta zgoda na okrutną krzywdę Jezusa musi budzić sprzeciw. Niezależnie od racji stanu...

    Dziś chrześcijanin może przezywać podobne sytuacje. Bywa poświęcany dla owej „racji stanu”. W szerokim świecie, gdy mocarstwa tolerują prześladowania, nie chcąc stracić sojuszników. Na naszym polskim poletku, gdy prawa chrześcijan gwałci się w imię „politycznej poprawności”; by nikt z wrzaskliwych ideologów nie mógł zarzucić, że rządzący kieruje się jakimiś swoimi religijnymi poglądami...
  • „Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać:  Witaj, królu żydowski!  Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i, przyklękając, oddawali Mu hołd”. Przepraszam, ale po co to było? Jaki interes mieli żołnierze w tym, żeby tak z Jezusem postąpić? Ot, zabawa. Bolesna dla skazanego zabawa. Nie lepszy jest anonimowy tłum: „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i ocal samego siebie”.

    W ogóle gdy czytać opowiadanie o męce Jezusa wręcz przeraża, ile bezinteresownej złości skupił na sobie Jezus. Jeszcze podczas sądu przed Sanhedrynem gdy wydano wyrok skazujący, czytamy: „I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili:  Prorokuj. Także słudzy bili Go pięściami po twarzy”. Skazać to skazać. Ale dlaczego tłum tak bezinteresownie dodał Jezusowi cierpienia?

    Podobnie bywa z chrześcijaninem idącym drogą Jezusa. Są atakowani nie tylko przez chcących coś ugrać wrogów. Także przez motłoch, który wyładowuje na nich swoje najgorsze instynkty. Tak, niestety, też bywa...
  • „Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym”. W tej scenie głupiej, bezinteresownej przemocy wobec Jezusa jasny promień. Uznanie prawdy. I być może też dojście do wiary. Chrześcijanin idący konsekwentnie drogą Jezusa może liczyć i na to, że jego ofiara nie pozostanie bezowocna. Do kogoś przemówi...
  • „Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Galilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy”. No i był Józef z Arymatei, który poprosił Piłata o ciało Jezusa...  Może nie byli najbliższymi współpracownikami Jezusa. Ale w chwili próby zdali egzamin. Pozostali na drodze uczniów. Do końca...

    Dziś chrześcijanin nie zawsze ma okazję robić rzeczy wielkie. Ale ta solidarność z wystawionymi na świecznik a cierpiącymi, ta odwaga przyznania się do sympatyzowania z Jezusem, też są bardzo ważne....

Tak z grubsza wygląda w opowiadaniu o męce Jezusa owa droga ucznia Chrystusa.  Droga, na której narażony jest na wiele szykan i pokus, ale droga, na której – jak niewiasty, Józef, jak w końcu sam Jezus posłuszny Ojcu aż do śmierci  – chrześcijanin powinien wytrwać....

Wydaje się, że warto jeszcze zwrócić uwagę na kluczowe momenty tej opowieści. Warto, bo przecież ta historia rzadko ma okazję być komentowana w homiliach....

  • Ustanowienie Eucharystii. „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. Jezus ustanawia Eucharystię podczas wieczerzy paschalnej, która upamiętniała Stare Przymierze. To zawarte między Bogiem a Izraelem w krwi wołów i cielców na Synaju. Jezus mówi, że przez swoją śmierć na krzyżu zawrze zapowiadane przez proroków Nowe Przymierze. Przymierze między Bogiem a wszystkimi ludźmi, nie tylko Izraelem. Tym razem jako ofiara złożony zostanie On sam.. Dokładniej: przez swoje posłuszeństwo sam siebie złoży w zbawczej ofierze. Przez Niego wszyscy już będą mieli przystęp do Ojca, czego znakiem, w chwili śmierci Jezusa, będzie rozdzierająca się zasłona przybytku. Czyli zasłona oddzielająca od reszty świątyni najświętsze jej miejsce To w nim kiedyś stała Arka Przymierza (w poprzedniej świątyni), znak przebywania Boga wśród swojego ludu...

    W samym tekście Ewangelii Marka tego już nie ma, ale poprzedzająca śmierć Jezusa Eucharystia będzie przez wieki uobecniającą pamiątką ofiary Jezusa.
     
  • „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty”. To, co wydarzy się z Jezusem to wyraz Jego posłuszeństwa wobec woli Ojca. To przez swoje posłuszeństwo Jezus nas zbawił, bo zniweczył nieposłuszeństwo Adama. Cierpienie o tyle dało nam zbawienie, ze było wyrazem bardzo trudnego posłuszeństwa Ojcu....

    Czy to, ze Jezus umarł będąc posłuszny Ojcu znaczy, że Ojciec skazał Go na śmierć? Nie. Chodzi o posłuszeństwo rozumiane jako wierność Bogu. Jezus wiedział, ze jest Bożym Synem. I ani się tego nie dla ratowania swojego życia nie wyparł, ani przed tymi, którzy Go chcieli zabić nie uciekł. To posłuszeństwo to coś jak wyznanie wiary. Wierność Ojcu nawet za cenę strasznej męki...

    Że nie są to tylko puste teologiczne rozważania pokazuje przede wszystkim scena przed sądem Sanhedrynu. „Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie:  «Czy Ty jesteś Mesjaszem, Synem Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzeki: Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje? Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci.

    Proszę zwrócić uwagę: Sanhedryn chce zabić Jezusa i szuka powodu. Ale nie znajduje. Pretekstu do skazania – za bluźnierstwo – dostarcza sam Jezus, który mówi, że jest Synem, Następcą Tronu. Czyli kimś, kto jest w swojej godności równym Bogu Ojcu. Dla Żydów to było oczywiste bluźnierstwo i własnie jako bluźnierca Jezus został skazany. To, o co oskarżano potem Jezusa przed Piłatem, to była tylko polityczna rozgrywka. Ale – co te znamienne – Jezus i tam się nie broni. Chce żeby Go zabili. Bo wie, że tak zbawi świat. Swoją wiernością wobec Ojca....
  • Scena śmierci Jezusa.... Wieńczy i to co działo się podczas Ostatniej Wieczerzy i decyzję Jezusa - zgodną z wolą Ojca – by nie zaprzeć się Bożego Synostwa nawet za cenę śmierci. Bez śmierci i Eucharystia i ta ofiara Jezusa nie miałyby sensu, zostałyby niedokończone...

    A Jezus w ostatniej chwili życia przypomina, że taki koniec Mesjasza zapowiedziany był w Starym Testamencie. „Eloi, Eloi, lama sabachthani. To znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. To początek Psalmu 22: przytoczmy jego fragmenty:

    Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
    Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
    Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
    [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju.
    (...)
    Ja zaś jestem robak, a nie człowiek,
    pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
    Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
    rozwierają wargi, potrząsają głową:
    «Zaufał Panu, niechże go wyzwoli,
    niechże go wyrwie, jeśli go miłuje».
    Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona;
    Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki.
    Tobie mnie poruczono przed urodzeniem,
    Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki,
    Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
    a nie ma wspomożyciela.
    Otacza mnie mnóstwo cielców,
    osaczają mnie byki Baszanu.
    Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
    jak lew drapieżny i ryczący.
    Rozlany jestem jak woda
    i rozłączają się wszystkie moje kości;
    jak wosk się staje moje serce,
    we wnętrzu moim topnieje.
    Moje gardło suche jak skorupa,
    język mój przywiera do podniebienia,
    kładziesz mnie w prochu śmierci.
    Bo [sfora] psów mnie opada,
    osacza mnie zgraja złoczyńców.
    Przebodli ręce i nogi moje,
    policzyć mogę wszystkie moje kości.
    A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
    moje szaty dzielą między siebie
    i los rzucają o moją suknię.
    Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
    Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!
    Ocal od miecza moje życie,
    z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro,
    wybaw mnie od lwiej paszczęki
    i od rogów bawolich - wysłuchaj mnie!

Jezus pokazuje: tak musiało się stać. Jednocześnie to uświadomienie tym, którzy stali pod krzyżem, jak wielką cenę zapłacił za swoje posłuszeństwo, a nasze odkupienie

Resztą trzeba chyba zostawić czytelnikom. Opowieść o męce Jezusa jest przebogata w treści i nie da się wszystkich rodzących się podczas lektury myśli zebrać w jakimś krótkim tekście....

5. W praktyce

Sporo myśli dotyczących praktycznego zastosowania treści tej Ewangelii do chrześcijańskiego życia zawarłem w punkcie 4 tego odcinka „Biblijnych kontekstów”. Jeśli ktoś czyta tylko jego fragmenty, to informuję, że można zajrzeć właśnie tam :) Tu chyba trzeba podkreślić jedną najważniejszą naukę płynącą z tego tekstu

Jaką? Jak pisałem już wcześniej, istotą bycia chrześcijaninem, uczniem Chrystusa, jest „pójście za Nim drogą”. Jak niewidomy Bartymeusz z Jerycha. A ta Jego droga, to droga posłuszeństwa Ojcu. Nawet w obliczu straszliwej męki. Dla nas chrześcijan to fundamentalne przypomnienie: ważne jest tylko posłuszeństwo Ojcu. A nie jest

  • rozbudowanie doczesnych wpływów Kościoła
  • przypodobanie się światowej opinii
  • wzmocnienie jego pozycji materialnej
  • wdeptanie w ziemię jego wrogów.

W obliczu marginalizacji jakiej doznają dziś chrześcijanie, a nawet prześladowań, drogą ucznia Chrystusa jest – powtórzymy jeszcze raz – wierność Ojcu. Osiąganie wpływów doczesnych, majątku czy pokonanie wrogów za cenę niewierności, za cenę odpuszczenia sobie chrześcijańskich zasad postępowania, to tak naprawdę zdrada.

I zasada ta dotyczy nie tylko Kościoła jako całości, ale także każdego pojedynczego chrześcijanina. Cel, nawet dobry i szlachetny,  nie uświęca środków. Wolno używać tylko takich, które zgodne są z przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Chrześcijanin oczywiście jest tylko człowiekiem i bywa słaby. To zrozumiałe. Ale musi mieć sumienie. Nigdy nie może zła nazywać dobrem, niemoralnych środków uważać za usprawiedliwione ze względu na szczytny cel... I tą niezgodą na jakiekolwiek zło, dla osiągnięcia jakiegokolwiek celu, powinniśmy się różnić od tzw. porządnych niewierzących.