publikacja 26.03.2015 22:49
Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Henryk Prondziono /Foto Gość
Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!
Roman Kalarus, droga krzyżowa w parafii bl.Karoliny Kozkowny w Tychach
Pójść za Jezusem. Sformułowanie często pojawiające się na ustach chrześcijan. Czy dobrze rozumiane? Trudno powiedzieć. W każdym razie czytania Niedzieli Palmowej skoncentrowane się wokół tematu „drogi Chrystusa”. Drogi, którą obiera On w relacji ze światem, drogi, którą zmierza do Ojca. I w tym kluczu trzeba chyba je odczytywać.
Mała uwaga: dwa pierwsze czytania tej niedzieli są każdego roku takie same. Ewangelia, choć w innej wersji, też jest podobna. Stałych czytelników cyklu proszę, by przymknęli oko na to, że to co napiszę będzie, gdy chodzi o dwa pierwsze czytania, w dużej mierze powtórzeniem tego, co napisałem przed wcześniej.
1. Kontekst pierwszego czytania Iz 50,4-7
Pierwsze czytanie Niedzieli Palmowej to fragment tak zwanej trzeciej pieśni Sługi Pańskiego (Sługi Jahwe, ale z szacunku do imienia Bożego będę używał formy "Sługa Pański). Tto kolejno Iz 42 1,nn; 49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn. Należy ona do tej części księgi proroka Izajasza, którą przypisuje się DeuteroIzajaszowi. Czyli anonimowemu, żyjącemu półtora wieku później niż sam Izajasz (ProtoIzajasz) autorowi. Skąd taki wniosek? Działalność Izajasza przypada na czas upadku Królestwa Północnego. Dla obu państw dawnego Izraela zagrożeniem była wtedy Asyria. U DeuteroIzajasza wrogiem jest już Babilonia. I wyraźnie nawiązuje on do faktu niewoli babilońskiej, tłumacząc jej znaczenie z perspektywy teologicznej oraz zapowiadając wyzwolenie. Mało prawdopodobne, by sam Izajasz z takimi szczegółami odpowiadał o przyszłości dziejów.
Kim jest ów tajemniczy Sługa Pański? Gdyby próbować tę postać dopasować do którejś z historycznej postaci tamtego okresu pojawia się problem. Nie bardzo wiadomo o co i o kogo chodzi. Pieśni Sługi Pańskiego czytane z perspektywy Nowego Testamentu stają się jasne i oczywiste. Zdumiewające, że wiele wieków przed Chrystusem ktoś tak dokładnie Go scharakteryzował.
Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment trzeciej pieśni. Warto więc przytoczyć ją w całości. Tekst czytania pogrubiona czcionką.
Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym,
bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące.
Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie.
Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni.
Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem!
Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie!
Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi?
Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich zgryzie.
Kto między wami boi się Pana, niech słucha głosu Jego Sługi!
Kto chodzi w ciemnościach i bez przebłysku światła,
niechaj imieniu Pana zaufa i niech na swoim Bogu się oprze!
Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, którzy zapalacie strzały ogniste,
idźcie w płomienie waszego ognia, wśród strzał ognistych, któreście zapalili.
Z mojej ręki przyjdzie to na was: będziecie powaleni w boleściach.
Sługa Pański skarży się, że za pełnienie swojej misji jest prześladowany. Tak jak parę wieków później prześladowany był Chrystus. Bity, targany za brodę, znieważany, opluwany. Sługa Pański to przyjmuje, gdyż jest przekonany, że tak trzeba, a kiedyś ostatecznie wszystko dobrze się skończy. Podobnie Jezus przechodzi przez mękę i śmierć będąc świadom, że wszystko skończy się zmartwychwstaniem.
Warto zauważyć, jak Sługa Pański charakteryzuje swoja misję. Jest tam mowa o pokrzepianiu serc ludzi strudzonych i o „otworzeniu ucha”, by sługa „słuchał jak uczniowie”. Kogo słuchał? Oczywiście Boga, nie trosk ludzkich. Tak wynika z kontekstu. Sługa wypełnia wolę Pana. Z tego posłuszeństwa woli Pana wynika jego misja pokrzepiania ludzkich serc. Ale też właśnie to posłuszeństwo wobec Pana powoduje, że spadają na niego różnorakie szykany. A On je przyjmuje.
Trudno nie zauważyć, że dokładnie to robił Pan Jezus. Głosił Ewangelię, Dobrą Nowinę o nadchodzącym królestwie, o Bożym zmiłowaniu, o Jego zbawieniu. I leczył, wypędzał złe duchy, karmił... Strudzeni codziennymi troskami znajdowali w Nim wsparcie. Ale właśnie z powodu swojej misji, będącej wypełnianiem woli Ojca, Jezus naraził się możnym swojego czasu. Przeszkadzało im Jego nauczanie, uzdrawianie, wypędzanie złych duchów. Mówili, że działa mocą władcy złych duchów albo że to zagraża Izraelowi, bo Rzymianie stłumią każde powstanie (choć Jezus przecież do powstania nie nawoływał). Tym samym pokazywali, że dla nich „ręka Boga jest zbyt krótka, żeby ich wyzwolić” (Iz 50, 2, tuż przed Pieśnią Sługi Pańskiego). To był pretekst. Tak naprawdę chodziło o przywództwo. O to, że musieliby się przyznać do błędów. To z tego powodu chcieli się Jezusa pozbyć.
Jezusa zaprowadziło na krzyż to, że nie wchodził z przywódcami w żadne układy, że ich nie hołubił, nie kadził im, a wytykał im niezrozumienie zamysłów Bożych. Ale nie chodziło Mu o żadną grę, o uznanie tłumu czy dokuczenie owym przywódcom. Przecież nie grą miał spowodować, że stanie się Królem Izraela. Jego celem było posłuszeństwo Ojcu. Miał przekazać to, co Mu Ojciec zlecił. I to bycie posłusznym Ojcu zaprowadziło Jezusa na krzyż.
Dokładnie ta sama myśl jest też zawarta w drugim czytaniu, z listu do Filipian. A śpiewany w liturgii tego dnia Psalm responsoryjny – fragment Psalmu 22 – stanowi zdumiewającą w swoich szczegółach zapowiedź cierpień, które spotkały Jezusa:
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
wykrzywiają wargi i potrząsają głowami:
„Zaufał Panu, niech go Pan wyzwoli,
niech go ocali, jeśli go miłuje”.
2. Kontekst drugiego czytania Flp 2,6-11
Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z Listu św. Pawła do Filipian. To tak zwany „Hymn o kenozie” (uniżeniu). Uważa się go raczej za utwór wcześniejszy, przez Pawła tylko zamieszczony w liście po to, by zachęcić chrześcijan do przyjmowania w pokorze różnych życiowych niedogodności. Ukazuje chyba jak żaden inny tekst Nowego Testamentu sens męki i zmartwychwstania Jezusa. A obraz ten dobrze pasuje do tego, który w swojej pieśni przedstawił Izajasz: Jezus przyjął na siebie wszystkie te cierpienia w duchu posłuszeństwa Ojcu. I po to, by zbawić człowieka.
Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
Pobożność pasyjna każe nam rozpamiętywać okrutne męki, które zadano Jezusowi. I każe myśleć, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (z czwartej Pieśni Sługi Pańskiego). To prawda. Ale nie do końca. Bo rodzi pewne nieporozumienie: myślenie, że zbawiły nas te wszystkie cierpienia Jezusa; że to fizyczny ból Jezusa dał nam zbawienie. Stąd już tylko krok do rodzącego się w niektórych pytania, czy przypadkiem Ojciec nie jest zwykłym okrutnikiem. No bo skoro dla naszego zbawienia potrzeba Mu było strasznych cierpień Syna… to czy nie jest tak, że znajduje On satysfakcję w zadawaniu Synowi (i człowiekowi) wymyślnych katuszy?
Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Jezusa nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoją godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga – a po prawej ręce króla siadywał tylko syn, następca tronu). I wobec uznania tego za bluźnierstwo nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.
Dlatego że jest wierny, posłuszny Ojcu, przyjmuje wszystkie cierpienia. Zniewagi, bicie, oplucie, szyderstwa, koronowanie cierniem, popychanie i przybicie do krzyża. Ale jeszcze raz - to nie przez ten fizyczny ból jesteśmy zbawieni, ale przez posłuszeństwo. Posłuszeństwo, które wiele kosztowało. Posłuszeństwo, które kazało Jezusowi nie cofnąć się nawet przed ogromnym cierpieniem, a w końcu także śmiercią. Jak przez nieposłusznego Adama na świecie zagościł grzech, a bramy raju zostały zamknięte, tak przez posłusznego Jezusa rozlewa się na świecie łaska i zbawienie. A bramy nieba zostają otwarte...
Właśnie to dające człowiekowi zbawienie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci – pisze dalej autor "Hymnu o kenozie” – daje Mu też w konsekwencji wywyższenie, „darowanie imienia ponad wszelkie imię” i wyznanie „wszelkiego języka” – czyli Jego uczniów, ale i pewnie istot świata duchowego – że Jezus jest Panem (czyli Bogiem).
3. Kontekst Ewangelii Mk 14,1-15,47
Ewangelista Marek z którego dzieła pochodzi tegoroczna Ewangelia na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej, podzielił swoje dzieło na dwie części. W pierwszej odpowiada na pytanie kim jest Jezus, odkrywa – wraz z czytelnikami – Jego tożsamość. Druga to przedstawienie na czym polega droga ucznia Chrystusa. I bezpośrednio przed opowieścią o wydarzeniach w Jerozolimie umieszcza scenę z niewidomym z Jerycha.
Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Pewnie chodziło i drogę fizycznie rozumianą, tę, która wiedzie z Jerycha do Jerozolimy. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że dla czytelnika Ewangelii owa droga ma wymiar bardziej duchowy. Warto przypomnieć: niektórzy bibliści nazywają Ewangelię Marka „podręcznikiem katechumena”. Kandydat do chrztu też woła do Jezusa „Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Przecież szuka ratunku przed wieczną śmiercią, zbawienia. Wezwany przez Jezusa też zrzuca z siebie starą szatę (podobnie jak młodzieniec w Getsemani, w scenie aresztowania Jezusa; tu kłania się symbolika białej szaty przy udzielaniu sakramentu chrztu) i woła raz jeszcze „Rabbuni, żebym przejrzał”. A gdy spada na niego łaska chrztu (jest on obmyciem, ale przecież i oświeceniem!) idzie za Jezusem. Gdzie?
Ano do Jerozolimy. Przyjdzie mu tam przeżywać chwile radości, ale i konieczność wejścia w spór z tymi, którzy odrzucają Jezusa, a w końcu i wielkiego cierpienia. Końcem tej drogi z Jezusem, tego trwania razem z Nim w wierności Ojcu, jest zmartwychwstanie.... Gdy uświadomić sobie, jak swoją wiarę przeżywać muszą dziś chrześcijanie prześladowani, aż ciarki przechodzą nad ich podobieństwem do tej drogi Jezusa. I wstyd, że nasza miłość, miłość chrześcijan żyjących w świecie pokoju i dobrobytu, taka nijaka...
Ewangelię tej niedzieli trzeba więc odczytywać nie tyle jako pewną historię. To przede wszystkim swoista alegoria drogi każdego serio traktującego swoją wiarę chrześcijanina. Drogi, na której nie są istotne takie czy inne sukcesy, także duszpasterskie, ale przede wszystkim wierność Ojcu.
Jako ze Ewangelia tej niedzieli jest bardzo długa nie będę jej tu przytaczał w całości. Dla wygody – jeszcze raz link do wszystkich czytań tej niedzieli.
4. Warto zauważyć
Przejmująca historia. Aż szkoda, że czytana tylko raz w roku. I to w ten sposób, że właściwie nie ma czasu na jej skomentowanie (no, chyba że podczas kazań pasyjnych w Gorzkich Żalach). Tak by się chciało zatrzymać nad wieloma z tych scen…. Bo przecież niosą ze sobą naprawdę ważne treści. O Bogu, który wydaje samego siebie w złe ręce człowieka, o ludzkiej podłości, która każe niewinnego poniżyć, skatować i zabić albo – jak w przypadku uczniów – uciec…. Podobnie jak w opowieściach innych Ewangelistów warto zauważyć najpierw sprawę fundamentalną.
Na całość tego opowiadania trzeba patrzyć w kluczu czytanych dziś trzeciej Pieśni Sługi Pańskiego i Hymnu o kenozie. To znaczy, że wszystko co dzieje się z Jezusem jest konsekwencją posłuszeństwa Ojcu; wierności powierzonej przez Ojca misji. To właśnie ta misja jest powodem wielkiej agresji, która dotyka Jezusa. Sprawę tę wyjaśnia najpierw modlitwa Jezusa w ogrodzie Getsemani: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]”. A potem także scena aresztowania Jezusa, gdy Jezus wyjaśnia „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić”. Potem Jezus wskaże na to jeszcze raz, gdy wisząc na krzyżu zacytuje słowa Psalmu „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”. Psalm ten, choć powstał wiele wieków przed Chrystusem, jest zdumiewająco dokładnym opisem Jego śmierci. Tak miało być. Jezus to przyjął. Posłusznie, mimo szykan które na Niego spadły, wypełnił swą misję do końca.
Jeśli chodzi o niektóre szczegóły… Jak to wszystko ogarnąć... Może w kluczu drogi: drogi różnych wyborów, przed którymi staje uczeń Chrystusa, trudności, które przyjdzie mu przeżywać no i wskazania tej drogi najlepszej – drogi posłuszeństwa Ojcu.
Tak z grubsza wygląda w opowiadaniu o męce Jezusa owa droga ucznia Chrystusa. Droga, na której narażony jest na wiele szykan i pokus, ale droga, na której – jak niewiasty, Józef, jak w końcu sam Jezus posłuszny Ojcu aż do śmierci – chrześcijanin powinien wytrwać....
Wydaje się, że warto jeszcze zwrócić uwagę na kluczowe momenty tej opowieści. Warto, bo przecież ta historia rzadko ma okazję być komentowana w homiliach....
Jezus pokazuje: tak musiało się stać. Jednocześnie to uświadomienie tym, którzy stali pod krzyżem, jak wielką cenę zapłacił za swoje posłuszeństwo, a nasze odkupienie
Resztą trzeba chyba zostawić czytelnikom. Opowieść o męce Jezusa jest przebogata w treści i nie da się wszystkich rodzących się podczas lektury myśli zebrać w jakimś krótkim tekście....
5. W praktyce
Sporo myśli dotyczących praktycznego zastosowania treści tej Ewangelii do chrześcijańskiego życia zawarłem w punkcie 4 tego odcinka „Biblijnych kontekstów”. Jeśli ktoś czyta tylko jego fragmenty, to informuję, że można zajrzeć właśnie tam :) Tu chyba trzeba podkreślić jedną najważniejszą naukę płynącą z tego tekstu
Jaką? Jak pisałem już wcześniej, istotą bycia chrześcijaninem, uczniem Chrystusa, jest „pójście za Nim drogą”. Jak niewidomy Bartymeusz z Jerycha. A ta Jego droga, to droga posłuszeństwa Ojcu. Nawet w obliczu straszliwej męki. Dla nas chrześcijan to fundamentalne przypomnienie: ważne jest tylko posłuszeństwo Ojcu. A nie jest
W obliczu marginalizacji jakiej doznają dziś chrześcijanie, a nawet prześladowań, drogą ucznia Chrystusa jest – powtórzymy jeszcze raz – wierność Ojcu. Osiąganie wpływów doczesnych, majątku czy pokonanie wrogów za cenę niewierności, za cenę odpuszczenia sobie chrześcijańskich zasad postępowania, to tak naprawdę zdrada.
I zasada ta dotyczy nie tylko Kościoła jako całości, ale także każdego pojedynczego chrześcijanina. Cel, nawet dobry i szlachetny, nie uświęca środków. Wolno używać tylko takich, które zgodne są z przykazaniem miłości Boga i bliźniego. Chrześcijanin oczywiście jest tylko człowiekiem i bywa słaby. To zrozumiałe. Ale musi mieć sumienie. Nigdy nie może zła nazywać dobrem, niemoralnych środków uważać za usprawiedliwione ze względu na szczytny cel... I tą niezgodą na jakiekolwiek zło, dla osiągnięcia jakiegokolwiek celu, powinniśmy się różnić od tzw. porządnych niewierzących.