W czym mrówka pomoże słoniowi?

Andrzej Macura

publikacja 11.06.2015 12:15

Garść uwag do czytań na XI niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

W czym mrówka pomoże słoniowi? Henryk Przondziono /Foto Gość Po pielgrzymie zostaje ślad po rozbitym namiocie i rozpalonym ognisku. I dobra, przyjazna atmosfera wśród tych, których na trasie swojej wędrówki spotkał...

Tytuł tych „biblijnych kontekstów” nie jest prowokacją. Ma uzmysłowić proporcje sił, jakimi dysponuje człowiek i Bóg. Często zastanawiamy się co zrobić, żeby więcej ludzi przychodziło do kościoła? Żeby ludzie chcieli żyć Ewangelią? Albo żeby zechcieli korzystać z portalu Wiara.pl? ;) Trzeba zrobić ile damy radę. Ciągle jednak pamiętając, że to Bóg jest głównym sprawcą wzrostu Królestwa. My możemy Mu ewentualnie trochę pomóc albo choćby tylko nie przeszkadzać. Nie jesteśmy gospodarzami czy administratorami tego Królestwa. Ledwie pielgrzymami, którzy mogą dorzucić do dobrego dzieła trochę od siebie, ale bez których Bóg i tak sobie poradzi....Chyba właśnie o tym są czytania liturgii tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania Ez 17,22-24

Proroctwo Ezechiela czytane tej niedzieli nawiązuje do wydarzeń kresu państwa Judzkiego i początków niewoli babilońskiej. Początek rozdziału z którego pochodzi to zagadka, rozpoczynająca się od słów:

Orzeł wielki, o skrzydłach rozłożystych
i długich piórach,
pokryty pstrym pierzem,
przyleciał nad Liban
i zabrał wierzchołek cedru

Ułamał koniec jego pędów,
zaniósł do kraju kupieckiego
i złożył go w mieście handlowym.
Następnie wziął szczep z tego kraju
i zasadził na roli urodzajnej,
i umieścił go nad obfitymi wodami,
i zasadził jak wierzbę,
(...).

Owym orłem jest król babiloński, Nabuchodonozor. Na przełomie 598/597 roku przed Chrystusem zdecydował się zdobyć Jerozolimę.... Może oddajmy głos narratorowi z 2 Księgi Królewskiej, lapidarnie, ale niezwykle przejmująco oddał grozę tamtej historii.

W owym czasie słudzy Nabuchodonozora, króla babilońskiego, wyruszyli przeciw Jerozolimie i oblegli miasto. Nabuchodonozor, król babiloński, stanął pod miastem, podczas gdy słudzy jego oblegali je. Wtedy Jojakin, król judzki, wyszedł ku królowi babilońskiemu wraz ze swoją matką, swymi sługami, książętami i dworzanami. A król babiloński pojmał go w ósmym roku swego panowania.

Również zabrał stamtąd wszystkie skarby świątyni Pańskiej i skarby pałacu królewskiego. Połamał wszystkie przedmioty złote, które wykonał Salomon, król izraelski, dla świątyni Pańskiej - tak jak Pan przepowiedział. I przesiedlił na wygnanie całą Jerozolimę, mianowicie wszystkich książąt i wszystkich dzielnych wojowników, dziesięć tysięcy pojmanych, oraz wszystkich kowali i ślusarzy. Pozostała jedynie najuboższa ludność kraju. Przesiedlił też Jojakina do Babilonu. Także matkę króla, żony króla, jego dworzan i możnych kraju zabrał do niewoli z Jerozolimy do Babilonu. Wszystkich ludzi znacznych w liczbie siedmiu tysięcy, kowali i ślusarzy w liczbie tysiąca, wszystkich wojowników król babiloński uprowadził do niewoli, do Babilonu. W jego zaś miejsce król babiloński ustanowił królem jego stryja, Mattaniasza, zmieniając jego imię na Sedecjasz.

Owym wierzchołkiem cedru, który zerwał wielki orzeł, Nabuchodonozor, by przesadzić go „do miasta kupieckiego” był oczywiście Jojakin. A szczepem, który zasadził nad wodami – Sedecjasz. Królestwo Judy słabe, bo słabe, ale ciągle jeszcze istniało. Jednak  po dekadzie Sedecjasz jawnie zbuntował się przeciwko królowi babilońskiemu. Tym razem skończyło się jeszcze gorzej. Nie tylko nastąpiła kolejna fala przesiedlenia, ale nadto zostały zburzone mury Jerozolimy i – co dla Żydów najbardziej bolesne – sama świątynia. Ta zbudowana przez Salomona, która, jak wierzyli, była miejscem zamieszkiwania Boga na ziemi...

I w tym kontekście Ezechiel głosi w imieniu Boga:

„Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, u najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej. Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Wszystko ptactwo pod nim zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego gałęzi.

I wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Panem, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię”.

Chrześcijanie widzą w tym proroctwie zapowiedź Jezusa Chrystusa. To On jest owym pędem, który na wysokiej i wyniosłej górze sadzi Bóg. To On wypuścił gałązki i wydał owoc stając się wspaniałym cedrem. To do Niego garnie się wszelkie stworzenie.

Pewnie to już nadinterpretacja, ale w proroctwie tym wybrzmiewa też znana z historii chrześcijańskiej myśl o krzyżu jako drzewie życia. Bóg zasadzi drzewo na górze – Golgocie – a ten krzyż wszystkim daje życie, czego symbolem są mieszkające w gałęziach tego drzewa ptaki. Oczywiście to nie krzyż daje życia, ale Jezus Chrystus, który na nim umarł, ale wiadomo o co chodzi. „Z tej śmierci wytrysnęło życie”...

Zwraca też uwagę, że końcówka tego proroctwa przypomina nieco Magnificat Maryi. Tu też jest mowa o Bogu, który wywyższa i poniża, który daje życie drzewu suchemu, a zielone skazuje na uschnięcie. Tak, w świecie wszystko ostatecznie zależy od Boga. I on może pokierować losami ludzi i świata jak zechce...

Dla chrześcijan to ważne przypomnienie. Nie znaczy, że nie musimy się starać, bo Bóg wszystko zrobi za nas. Ale musimy pamiętać, że ostatecznie wszystko zależy od Niego.  Małe inicjatywy mogą stać się epokowymi, wielkie, starannie przygotowywane przez całe sztaby ludzi nic nie dać i szybko pójść w zapomnienie...

„Sprawiedliwy zakwitnie jak palma,
rozrośnie się jak cedr na Libanie.
Zasadzeni w domu Pańskim
rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga.

– słyszymy w psalmie po czytaniu. Ano tak to jest....

2. Kontekst drugiego czytania 2 Kor 5,6-10

Drugie czytanie tego dnia to dalszy ciąg lektury z poprzedniej niedzieli. Paweł kontynuuje myśl o chrześcijańskim wychyleniu ku eschatologicznej przyszłości życia. I pisze:

„Mając ufność (że czeka nas życie wieczne – AM), wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana.

Dlatego też staramy się Jemu podobać, czy to gdy z Nim jesteśmy, czy gdy z daleka od Niego. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.

No właśnie:

  • Mając ufność, że Bóg przygotował dla nas miejsce w niebie możemy teraźniejszość traktować jako pielgrzymkę. Nie ma co zbytnio się wszystkimi sprawami tego świata przejmować. Przecież kiedyś się skończą. Wszystkie. Z wyjątkiem miłości...
     
  • Nadzieję na życie wieczne daje nam wiara. To nie jakaś chwilowa obietnica przekazana w widzeniu, coś obliczonego na jakieś tymczasowe działanie, ale fundament chrześcijańskich przekonań.
     
  • Niech to życie już się skończy - mówi święty Paweł. Nadzieja życia wiecznego rozbudza niecierpliwość, by jak najszybciej już nastąpiło.
     
  • Nadzieja na życie wieczne pobudza nas do dobrego życia. Wszak zanim przejdziemy do lepszego świata zostaniemy z naszego postępowania rozliczeni.

A łączność z pozostałymi czytaniami? Jest to chyba ukazanie konsekwencji tego, co w nich jest. Skoro to sam Bóg troszczy się o swoje dzieła, skoro On tyle może, my możemy spać spokojnie. Ile się uda, to się uda. Naszym zadaniem jest zrobić ile damy radę, o resztę zadba Bóg. On nie prosi, abyśmy sami zbudowali Jego królestwo. On chce, byśmy przebywając tymczasowo na ziemi trochę Mu pomogli...

3. Kontekst Ewangelii Mk 4,26-34

Kim jest Jezus? Czym zapowiadane przez Niego królestwo? To – przypomnijmy – podstawowe pytania pierwszej części Ewangelii Marka. Fragment czytany ostatniej niedzieli pokazywał różne ludzkie postawy wobec osoby Jezusa. Tego, który wypędza demony, tego, który jest bratem pełniących wole Bożą. Tej niedzieli czytany jest ten fragment dzieła Marka, w którym Jezus w przypowieściach przybliża czym jest zapowiadane przez Niego królestwo. Ale opuszczono przypowieść o siewcy wraz z jej wyjaśnieniem (ziarno padające na drogę, między ciernie, ziemię skalista i żyzną), porównanie o lampie (stawianym na świeczniku, nie pod korcem)  i o mierze (odmierzą wam jak wy mierzycie). Najważniejsze – to przypowieści o królestwie. I o tym trzeba pamiętać.

Jezus powiedział do tłumów:

„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”.

Mówił jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”.

W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.


4. Warte zauważenia

Być może się mylę, ale chyba dość często powtarzając słowa modlitwy „przyjdź królestwo Twoje” owo „królestwo” rozumiemy trochę na podobieństwo ziemskich królestw i państw. Działają gorzej albo lepiej, ale albo są albo ich nie ma. Tymczasem królestwo Boże to rzeczywistość znacznie bardziej dynamiczna. A jego granice nie przebiegają wzdłuż rzek czy górskich grzbietów. Nie jest nawet tak, że dzielą ludzi zamieszkujących jeden dom. Często biegną – jak podobno wyjaśniał św. Augustyn – w ludzkich sercach, oddzielając co w nas samych jest Królestwem od tego co jeszcze nie jest Boże.

Przesłanie przypowieści które słyszymy tej niedzieli jest oczywiste i aż wstyd je wyjaśniać, ale dla porządku....

  • Królestwo Boże to tylko w jakiejś (niewielkiej) części efekt wysiłków człowieka. W tej przypowieści symbolizowanej wrzuceniem ziarna w ziemię. To przede wszystkim sprawa działania Boga, który daje mu wzrost niezależnie od wysiłków człowieka. Faktycznie, jak się zastanowić, to czasem w historii dawaliśmy takie zgorszenie, że wierzących już wcale nie powinno być. A jednak mimo to ziarno królestwa kiełkuje i wzrasta w sercu kolejnych pokoleń ludzi. Bo ten wzrost to dzieło Boga. Wzrost aż do końca, aż do żniw...
     
  • Wzrost, który daje królestwu Bóg może zadziwiać. Z małego i lichego – jak ziarenko gorczycy – powstają rzeczy wielkie. To pouczenie, że nie ma co się martwić, że to co robimy wydaje się małe, bez większego znaczenia. Jeśli Bóg zechce stanie się dziełem przeogromnym.

Co łączy tę Ewangelię z poprzednimi czytaniami?  Ano przypomnienie, że to Bóg jest sprawcą istnienia królestwa czy Kościoła. My możemy i powinniśmy pomóc, ale wiele od nas nie zależy. Podobnie jak od pielgrzymów zmierzających do swojego celu tylko w niewielkim stopniu zależy remont domu, w którym na jedną noc się zatrzymali...

5. W praktyce

  • Jak zewangelizować cały świat? Albo – skromniej – cały kraj? Albo choćby  własną parafię? Albo jak sprawić, by z głosem chrześcijan na tym czy innym forum się liczono? Wydaje się, że czytania tej niedzieli każą nam przestać snuć takie odważne plany. Nie ma co się porywać z motyką na słońce. To Bóg jest motorem (nawet nie głównym tylko jedynym) wzrostu królestwa. On już wie, jak tym wszystkim pokierować. My mamy zrobić tyle, ile zrobić się da. Wystarczy skromnie, wedle własnych sił i możliwości...
     
  • Chrześcijanie powinni pamiętać, że są pielgrzymami. A pielgrzym nie martwi się o zbudowanie cywilizacji. Okazałych gmachów, wygodnych dróg, efektownych mostów i pozostawienia po sobie wielkiej spuścizny literackiej. Po pielgrzymie zostaje ślad po rozbitym namiocie i rozpalonym ognisku. I dobra, przyjazna atmosfera wśród tych, których na trasie swojej wędrówki spotkał...