Bo się zagłodzisz!

Andrzej Macura

publikacja 30.07.2015 10:53

Garść uwag do czytań na XVIII niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jeśli nie jesz, to... Krzysztof Król /Foto Gość Jeśli nie jesz, to...
Tak jak pokarm daje energię i buduje ciało tego, który go spożywa, tak Jezus jest tym, który daje energię i buduje życie tego, który w Niego wierzy

W lekturze Pisma Świętego to jest piękne, że z czasem odkrywa się w nim coraz to nowe treści. I coraz głębsze. W pierwszym i trzecim czytaniu tej niedzieli przewija się motyw chleba. Czy więc to jest główny temat liturgii słowa tej niedzieli? Albo  Eucharystia? Można by zatrzymać się na tym i zbyć dalsze rozważania stwierdzeniem, że przecież o Eucharystii to my już mnóstwo wiemy. Sęk w tym, że tak naprawdę czytania tej niedzieli wskazują... na potrzebę ciągłego odnawiania się, ciągłego uczenia się bycia chrześcijaninem.  Oj, niebezpiecznie jest dziś o czymś takim mówić! Dla wielu uczniem Chrystusa jest przecież ten, kto to deklaruje! Po co wracać do tych podstawowych spraw? Teraz czas na zajęcie się innymi. Na przykład na politykę. Sęk w tym, że jeśli człowiek ciągle nie wraca do źródeł, do pytań podstawowych, jeśli ciągle nie próbuje konfrontować swojej postawy z tym do czego wzywa Chrystus, zamienia się z ucznia w chrześcijańskiego działacza. I przed tym przede wszystkim ostrzegają czytania tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania Wj 16,2-4.12-15

Wydarzenie wyjścia z Egiptu było niewątpliwie kamieniem milowym w konstytuowaniu się Izraela jako narodu. To tam wszystko się zaczęło i do tych wydarzeń przez wieki odwoływali się ci, którzy nawoływali do wiary w Boga Jahwe. Bez cudu wyjścia i tego wszystkiego, co wydarzyło się podczas czterdziestoletniej wędrówki przez pustynię Izrael nie byłby tym, kim się stał. A i wiara w Jedynego prawdziwego Boga zawieszona byłaby w próżni subiektywnych odczuć i domysłów. To co się wtedy wydarzyło było konkretem, do którego przez wieki mógł się Izrael odwoływać.

Pierwsze czytanie tej niedzieli przypomina jedno z wydarzeń tamtego czasu: nakarmienie Izraela manną i przepiórkami. Rzecz ma miejsce półtorej miesiąca po ucieczce z Egiptu. Tamte wydarzenia musiały być jeszcze świeżo w pamięci Izraela. Niedawno miał też miejsce inny, wielki cud: uzdrowienie gorzkich wód w Mara. kawałek drewna wrzucony do nich sprawił, że woda stała się zdatna do picia. Mimo to znów zaczęło się szemranie.

Przytoczmy tekst czytania w ciut szerszym kontekście i bez opuszczeń. Opowieść staje się dłuższa, ale dzięki temu nie trzeba się tylu rzeczy domyślać.

Następnie wyruszyli z Elim. Przybyło zaś całe zgromadzenie Izraelitów na pustynię Sin, położoną między Elim a Synajem, piętnastego dnia drugiego miesiąca od ich wyjścia z ziemi egipskiej. I zaczęło szemrać na pustyni całe zgromadzenie Izraelitów przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Izraelici mówili im: «Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę».

Pan powiedział wówczas do Mojżesza: «Oto ześlę wam chleb z nieba, na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami czy też nie.
Lecz w dniu szóstym zrobią zapas tego, co przyniosą, a będzie to podwójna ilość tego, co będą zbierać codziennie».  Mojżesz i Aaron powiedzieli do społeczności Izraelitów: «Tego wieczora ujrzycie, że to Pan wyprowadził was z ziemi egipskiej.  A rano ujrzycie chwałę Pana, gdyż usłyszał On, że szemrzecie przeciw Panu. Czymże my jesteśmy, że szemrzecie przeciw nam?» Mojżesz powiedział: «Wieczorem Pan da wam mięso do jedzenia, a rano chleb do sytości, bo słyszał Pan szemranie wasze przeciw Niemu. Czymże bowiem my jesteśmy? Nie szemraliście przeciwko nam, ale przeciw Panu!»

Mojżesz rzekł do Aarona: «Powiedz całemu zgromadzeniu Izraelitów: Zbliżcie się do Pana, gdyż słyszał wasze szemrania». W czasie przemowy Aarona do całego zgromadzenia Izraelitów spojrzeli ku pustyni i ukazała się im w obłoku chwała Pana. I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowami: «Słyszałem szemranie Izraelitów. Powiedz im tak: O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem». Rzeczywiście wieczorem przyleciały przepiórki i pokryły obóz, a nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego Izraelici pytali się wzajemnie: «Co to jest?» - gdyż nie wiedzieli, co to było. Wtedy powiedział do nich Mojżesz: «To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm (...)

Od czego by tu zacząć... Chyba od konstatacji najistotniejszej: przepiórki i manna to znak, jaki otrzymuje Izrael. Kolejny po plagach, cudzie rozstąpienia się wody Morza Czerwonego i uzdrowienia gorzkich wód w Mara.

Zdumiewające, prawda? Niemożliwe, żeby lzrael nie widział co Bóg dla nich już zrobił. Przecież od wyjścia z Egiptu minęło dopiero półtorej miesiąca! Sęk w tym, że chyba nie tyle chodzi o to, że ludzie nie wierzą w Bożą wszechmoc. Raczej po prostu Aaronowi i Mojżeszowi, czyli w sumie samemu Bogu, już nie ufają. Zwyczajnie są głodni. Po co były im te cuda wyjścia, skoro teraz zanosi się, że umrą z głodu? Faktycznie chyba lepiej było umrzeć nad pełnymi garnkami. Cud przepiórek i manny jest więc nie tylko kolejną manifestacją  wszechmocy Bożej, co dowodem na Jego przychylność wobec Izraela. W Bożą wszechmoc nie mogli wątpić. Ale głodni zwątpili w Bożą przychylność.  W sumie... nie tak rzadkie i w naszych czasach, prawda?

Warto też zauważyć, że znak manny jest jednocześnie próbą ze strony Pana Boga. Izraelici nie mają robić zapasów; mają zbierać tylko tyle, ile potrzeba im na jeden dzień. Nawet gdy zbierają więcej – pokarm gnije i zabierają się zań robaki. Wyjątkiem jest przeddzień szabatu: wtedy mają zbierać podwójną porcję, by wystarczyło i na następny dzień. Bo w szabat manny  nie ma....  Swoją drogą gdyby to przenieś w nasze czasy....

Pozostaje próba wytłumaczenia naukowego tego cudu. Bóg niekoniecznie przecież musi robić coś, co przeczy prawom natury. Wystarczy, gdy w sposób nieoczekiwany je wykorzystuje..

Przepiórki? Na wschód od Półwyspu Synajskiego, po którym właśnie wędrował Izrael, ciągnie się Wielka Dolina Ryftowa – trasa okresowych wędrówek wielu gatunków ptaków. Całkiem możliwe że jakieś ich większe stado zostało zepchnięte wiatrem na pustynię. Tam osłabione ptaki padły na ziemię. Cudem jest to, że stało się akurat wtedy gdy Izrael był głodny...

Manna? Naukowcy wskazują albo na wydzielinę krzewu tamaryszkowego albo ochradenusa jagodowego. Ta druga roślina podobno nawet lepiej pasuje do opisu manny. Cud i tu polega na tym, że manna zjawia się na zawołanie, że jest jej dość dla wielkiej rzeszy ludzi i to, że tak dziwnie zachowuje się w przeddzień szabatu...

Jak by nie było warto zauważyć, że i dzisiejsze cuda, których doświadcza wieku wierzących, niekoniecznie przeczą prawom natury. Cudem jest w nich to, że to, co w naturze zdarza się rzadko zjawia się na zawołanie, jako odpowiedź na modlitwę...

Zastanawiające to wszystko  prawda? Raz zawierzywszy Bogu i wyszedłszy z Egiptu Izrael ciągle na nowo musiał się uczyć zaufania swemu Panu... A następujący po czytaniu psalm responsoryjny (Ps 78) to pieśń świadectwa o wielkich Bożych dziełach...

2. Kontekst drugiego czytania Ef 4,17.20-24

Drugie czytanie tej niedzieli to kolejny fragment Pawłowego  Listu do Efezjan. Autor wychodząc od Bożego planu odbudowania jedności z Nim i między sobą całego stworzenia przeszedł właśnie do bardziej konkretnych wskazań, jak tę jedność budować.  W doborze czytań opuszczono fragment o różnych darach, jakie mają wierzący  w celu budowania jednego Ciała. Teraz Paweł wzywa chrześcijan, by pozytywnie odróżnili się od pogan. Właściwie warto by w tym momencie przytoczyć trochę dłuższy fragment wywodu Apostoła Narodów, który by jeszcze bardziej ukonkretnił jego wizję, ale ten tekst powróci za tydzień. Tu więc może tylko krócej, ale razem z opuszczonym w czytaniu fragmencie piętnującym zachowanie pogan. Może ta opinia o poganach nie jest zbyt przyjemna, ale z drugiej strony, skoro Paweł wzywa, by porzucić pogański sposób bycia, to warto wiedzieć, co przezeń rozumie. Tekst czytania – jak zwykle – pogrubioną czcionką.

To zatem mówię i zaklinam [was] w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem,  umysłem pogrążeni w mroku, obcy dla życia Bożego, na skutek tkwiącej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości serca. Oni to doprowadziwszy siebie do nieczułości [sumienia], oddali się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste. Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa. Słyszeliście przecież o Nim i zostaliście pouczeni w Nim - zgodnie z prawdą, jaka jest w Jezusie, że - co się tyczy poprzedniego sposobu życia - trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu  i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości.

Ciekawa ta charakterystyka pogan, prawda? Paweł pisze, że:

  • ich myślenie jest próżne
  • ich umysł jest pogrążony w mroku
  • może mniej istotne, ale zauważmy: są obcymi dla życia Bożego
  • tkwi w nich niewiedza (ciekawie, a nie oni tkwią w niewiedzy)
  • mają zatwardziałe serca
  • są nieczuli, mają nieczułe sumienia
  • są zachłanni w rozpuście

Hmmm... Pasuje jak ulał do wielu dzisiejszych kontestatorów chrześcijaństwa i chrześcijańskiego nauczania o ludzkiej płciowości....

Chrześcijanie zaś mają być zupełnie inni.  Czyli:

  • nie powinni być próżni w myśleniu
  • powinni mieć oświecony umysł
  • nie powinni stronić od wiedzy
  • powinni być skłonni pod wpływem argumentów czy Bożej łaski zmieniać zdanie; nie że pozjadali już wszystkie rozumy
  • powinni kierować się sumieniem
  • powinni być w swoim postępowaniu czyści (w sensie seksualnym).

Co jeszcze?

  • mają porzucić starego człowieka, zepsutego wskutek żądz,  a przyoblec nowego, stworzonego po myśli Bożej w sprawiedliwości i świętości
  • powinni odnawiać się duchem w myśleniu; czyli odnawiać swoje myślenie duchem.

Uderza w wymienionych tu postawach pewna ich dynamiczność. Nie wystarczy raz oblec nowego człowieka. Trzeba ciągle się odnawiać. Chrześcijanin ciągle musi szukać, ciągle konfrontować swoje życie, swoją postawę z wymogami Ewangelii. Jeśli zastyga, to raczej nie w świętości, ale bylejakości, ciemnocie, zatwardziałości sumienia...

Nie chcę nikogo obrażać, ale proszę zwrócić uwagę, jak wielu uważających się za porządnych chrześcijan sprzeciwia się dziś przyjmowaniu  do nas uchodźców. Jasne, trzeba strategię przyjmowania przemyśleć. Ale przecież Jezus mówił „byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie”. Dlaczego ten wyrzut Mistrza nie wpływa na ich opinie?

W tym miejscu dochodzimy chyba do „przypadkowej” łączności tego czytania z pozostałymi. Chrześcijanin nie może być statyczny w tym sensie, że raz przyjąwszy pewien styl  do końca życia już bezrefleksyjnie go może powielać. Trzeba chrześcijaninowi ciągle się odnawiać w duchu Chrystusowym. Tak jak Izraelowi potrzeba było ciągle na nowo uczyć się zaufania do Boga. I tak, jak chrześcijanin – jak to zobaczymy w Ewangelii  – musi ciągle dokonywać przemiany życia w duchu Chrystusa.

3. Kontekst Ewangelii  J 6,24-35

Jezus objawia się światu... To z tej części dzieła Jana pochodzi Ewangelia tej niedzieli. Przypomnijmy: Jezus najpierw rozmnaża chleb, potem... w sumie to  ucieka świadkom wydarzenia krocząc po jeziorze. A potem wygłasza tzw. mowę eucharystyczną, której fragmentem jest czytanie. Tyle o kontekście niech tym razem wystarczy. Przytoczmy tekst Ewangelii tej niedzieli dodając na początku dwa wiersze. Nie są może one specjalnie istotne, ale są piękną ilustracją tego, o czym napisałem wcześniej: Jezus uciekł świadkom cudu rozmnożenia chleba. Dlaczego? No to czytajmy.

Nazajutrz lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły do Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa.

Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?»  W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec».

Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?» Jezus odpowiadając rzekł do nich: «Na tym polega dzieło [zamierzone przez] Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał». Rzekli do Niego: «Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba».

Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu». Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!» Odpowiedział im Jezus: «Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. (...)

4. Warte zauważenia

Tekst, zwłaszcza jak na Jana, jest w zasadzie jasny. Żeby go jednak dobrze zrozumieć trzeba na chwilę zapomnieć o interpretowaniu go w kontekście Eucharystii. Nie, to nie przesada. Nastawienie się już z góry, że Jezus mówi tu o sobie jako Komunii, którą przyjmujemy podczas Mszy, mocno utrudnia zrozumienie o co chodzi Jezusowi. I, paradoksalnie, powoduje też, że mamy tendencję do jakiegoś spłyconego, rzeczowego traktowania przyjmowania świętej Hostii.

Przepraszam, że tym razem może się to wydać niektórym tłumaczenie zbyt łopatologiczne. Wydaje mi się jednak, że warto... To może po kolei. Scenę wstępną możemy chyba pominąć. A potem...

Potem jest zaskoczenie. Pytanie „kiedy tu przybyłeś” Jezus zupełnie pomija i od razu przechodzi do sedna sprawy. Zarzuca Żydom: nie szukacie Mnie dlatego, że widzieliście jakiś Boży znak; nie przyszliście tu by pogłębić swoją wiarę, ale spodobało się wam, że sobie za darmo pojedliście. Upatrujecie w tym szansy na wygodne życie. Najpierw jest więc to uświadomienie słuchaczom prawdziwego motywu ich poszukiwań. A potem wezwanie do tego by sięgnąć głębiej. Nie troszczcie się o jedzenie. Mogę wam dać znacznie lepszy, nieprzemijający pokarm. Tak, mogę dać, bo jestem wysłannikiem  Boga.

Jak na to stwierdzenie reagują Żydzi? W lot pojęli o co chodzi. Jezus może im dać lepszy pokarm? Na pewno jakoś muszą na niego zasłużyć. Pytają więc tego, który uważa się za wysłannika Boga, co takiego mieliby zrobić, żeby ten cudowny pokarm otrzymać. I Jezus odpowiada: macie we Mnie uwierzyć; to właśnie jest wolą Boga. Dostaniecie ten chleb, jak we Mnie uwierzycie.

W tym miejscu zaczyna się opór. Uwierzyć w Ciebie? To jest wolą Bożą? Zaraz zaraz, a dowody? Jak nas przekonasz?

Zdumiewające, prawda? Parę godzin wcześniej najedli się cudownie rozmnożonym chlebem. Z tego zresztą powodu szukali Jezusa, a teraz pytają o znak. Zapomnieli? Myśleli, że Jezus na pustyni przygotował tylko takie dobrze wyreżyserowane widowisko, a teraz tylko czekali na więcej? Na to wychodzi. Mimo że widzieli znak, nie wierzą. Żądają nowego. Zresztą podobnie jak Izrael na pustyni, gdy w obliczu głodu nagle zapomniał o tym, co go spotkało wcześniej.

Odpowiadając im Jezus zwraca uwagę, że manna wcale nie była pokarmem z nieba. Ot, zwykły cud (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Prawdziwym chlebem z nieba jest On sam. To On zstąpił z nieba i jest dla świata pokarmem, który daje życie.

Zwróćmy uwagę: Jezus w tym momencie wcale nie mówi (jeszcze), że trzeba Go spożywać. Żeby zaspokoić głód i pragnienie trzeba do Niego przyjść, trzeba Weń uwierzyć! To w tym sensie Jezus jest chlebem pokarmem czy napojem: kto do Niego przychodzi, kto w Niego wierzy, nasyca wszystkie swoje egzystencjalne, duchowe pragnienia.

Gdyby użyć tu innego niż jedzenie chleba porównania, to można by powiedzieć, że przychodzący do Jezusa znajduje taki skarb, że żadne inne bogactwa nie są mu już potrzebne; że znajduje tak wydajne źródło, że już nie musi kopać żadnej studni; że rozbłyska w jego życiu takie światło, że już żadne duchowe lampy innych nauczycieli żadnego dodatkowego światła do jego życia nie wniosą.  

Wydaje mi się, że w rozumieniu tekstu mowy Eucharystycznej Jezusa jest to niezwykle istotne: nie chodzi (przynajmniej na razie) o jedzenie w sensie fizycznym. Chodzi o wiarę, o czerpanie z Jezusa. Tak jak pokarm daje energię i buduje ciało tego, który go spożywa, tak Jezus jest tym, który daje energię i buduje życie tego, który w Niego wierzy.

To  ważne wezwanie. Nie buduj swojej wiary na ludziach. Choćby i bardzo mądrych. Nie buduj na Orygenesie, świętym Augustynie, świętym Bonawenturze czy świętym Tomaszu, a nawet na świętym Franciszku. Twoim autorytetem nie ma być ani Karl Barth, ani Teilhard de Chardin ani Yves Congar, ani Olivier Clément. Nie kieruj się modnymi prądami myślowymi ani swoimi czy twego środowiska przyzwyczajeniami. Buduj na Chrystusie.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno: Jezus mówi, że kto do niego przychodzi, w Niego wierzy, w pełni zaspokaja swoje egzystencjalne, duchowe potrzeby. Porównując siebie do chleba sugeruje jednak, że nie chodzi o jednorazowy akt. Jezusa trzeba ciągle na nowo się uczyć, ciągle na nowo Go przyjmować. Tak jak człowiek  żeby żyć ciągle musi jeść, tak też ciągle musi swoja wiarę budować,  umacniać, ładować się energią przez spotykanie z Jezusem. Zaskoczenie? Nie, przecież ta myśl pojawiła się przecież zarówno w pierwszym jak i drugim czytaniu.

5. W praktyce

Powtarzanie, że chrześcijanin musi ciągle dbać o swoją wiarę, ewangelizator musi być ewangelizowany, a formator formowany zakrawa na truizm. Ale to święta racja. Każdy, kto poczuwa się do bycia uczniem Jezusa powinien do tego podchodzić bardzo poważnie. Bo z wiarą naprawdę jest trochę tak, jak z jedzeniem czy piciem: nie wystarczy się nasycić raz. Trzeba ciągle jeść i pić. Bez tego wiara umiera. W kontekście modlitwy nazywa się to czasem duchowym oddychaniem: zaczerpnąć świeżego powietrza, wydalić zużyte. Inni z kolei porównują wiarę do jeziora: jeśli brakuje mu dopływu świeżej wody i jednocześnie odpływu, zarasta i staje się bajorem. W każdym tym porównaniu chodzi o to samo: o konieczność ciągłego wracania do pytań i spraw podstawowych, takich jak to, kim jest dla mnie Jezus, co znaczy iść za Nim...

A jeśli nie? Jeśli brakuje tego ciągłego odnawiania w sobie nowego człowieka? Nikogo nie osądzając wystarczy się rozejrzeć w środowiskach katolików. Mamy mnóstwo takich, którzy deklarując wiarę jednocześnie w praktyce występują przeciwko niej. I nie chodzi wcale o tych słabo wierzących, lekceważących wiarę. Raczej o tych, którzy uważając się za wierzących zaangażowali się w inne sprawy. Np. w politykę. Z czasem wielu z nich, chyba nie zdając sobie z tego sprawy,  traci chrześcijańskie spojrzenie na świat. I za Ewangelię bierze coś, co na pewno nią nie jest.

Wydaje mi się jednak, że warto zwrócić tu uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, to ciągłe formowanie się nie może być wymówką, by nie podejmować żadnego apostolstwa. Już święty Paweł z sarkazmem pisał o kobietach, co to się uczą, ale nigdy się nie mogą nauczyć. To formowanie się chyba zawsze, od samego początku wiary, powinno iść w parze z apostolstwem. Choćby wobec swoich najbliższych czy rówieśników. To zwalnianie siebie czy innych z apostolstwa, bo nie jestem/jesteś uformowany i jeszcze się uczę/uczysz jest chyba jednym z większych błędów, jakie zdarza się Kościołowi popełnić. Dzieci i młodzież uczy to bierności lub, ewentualnie, traktowania wiary jedynie jako pewnej zabawy. I nie inaczej jest z dorosłymi wiernymi świeckimi, którzy zamiast tam gdzie mogą (w sprawach świeckich) brać sprawy w swoje ręce ciągle oglądają się na zawalonych różnorodną robotą kapłanów...

Po drugie... Formowanie zawsze powinno też jednak uwzględniać to, kogo się formuje. To znaczy trzeba mieć świadomość, że nawet te same, podstawowe  pytania inaczej trzeba zadawać człowiekowi, który o Jezusie nie słyszał albo dawno o Nim zapomniał, a inaczej temu, który od lat stara się żyć wiarą, ale któremu chcemy pewne podstawowe sprawy przypomnieć. Mówienie do człowieka od lat wierzącego tak, jakby był w sprawach wiary całkiem zielony, zwyczajnie irytuje. I wcale nie skłania do zadawania owych poważnych pytań...

To chyba najważniejsza praktyczna nauka płynąca z liturgii słowa tej niedzieli. Ale można też zwrócić uwagę na inne sprawy.

  • W odniesieniu do sceny ze Starego Testamentu... Warto zastanowić się, czy i nam praca w niedziele jest potrzebna. Wszystko to takie wykalkulowane: jak popracuję w niedzielę będzie więcej pieniędzy. A może jeśli idąc za wskazaniem Bożym odpuszczę, będzie ich jeszcze więcej?  Bóg nie nakarmi tych, którzy na przekór swoim lękom przestrzegają Jego przykazań?
     
  • W odniesieniu do drugiego czytania... Nowy człowiek? Paweł pisząc o zdeprawowaniu pogan (ten opuszczony w czytaniu fragment) jasno pokazuje, jakich postaw chrześcijanin powinien unikać: próżności w myśleniu, ciemnoty, niewiedzy, upartego trwania przy swoim wbrew nauczania Chrystusa argumentom, zagłuszania sumienia  czy ukrytych intencji....
     
  • W odniesieniu do Ewangelii... szukacie Mnie, bo jedliście chleb do sytości... Każdy chrześcijanin musi siebie pytać, jakie są jego motywy, dla których chodzi za Jezusem. Jeśli to tylko sposób na łatwe życie....