Zaufajcie prawom Królestwa

Andrzej Macura

publikacja 01.10.2015 10:50

Garść uwag do czytań na XXVII niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Zaufajcie prawom Królestwa Roman Koszowski /Foto Gość Czy nie powinniśmy jednak zaufać, ze skoro Bóg każe przybyszów przyjmować, to mamy tak robić mimo naszych lęków?

Na pewno są takie Boże przykazania, które chętnie zachowujemy. Są i takie, których przestrzeganie przychodzi z większym trudem, ale się z nimi zgadzamy. Ale bywają i takie, których wolelibyśmy nie słyszeć. A czytania tej niedzieli to wezwanie, by zaufać Bogu i uznać, że jednak ma rację. Zresztą On nie teoretyzuje. Zna ludzkie życie, bo przecież kiedyś stał się jednym z nas...

1. Kontekst pierwszego czytania Rdz 2,18-24  

Pierwsze czytanie XXVII niedzieli zwykłej roku B wzięto z Księgi Rodzaju. To fragment drugiej opowieści o stworzeniu. Człowieka i świata. W tej kolejności. Bibliści uważają zresztą, że jest to opowiadanie starsze niż to pierwsze, o stworzeniu świata i człowieka w sześć dni. Koniecznie trzeba w tym jednak miejscu zauważyć, że nie wolno nam traktować tego opowiadania dosłownie.

Dlaczego? To nie jest żaden opis świadka tamtych wydarzeń. Tym bardziej traktat naukowy. To opowiadanie mądrościowe. Czyli? Coś w stylu baśni. Ich też nie czyta się dosłownie. Nie fakty są w nich istotne (i prawdziwe), ale płynąca z opowieści nauka. Podobnie jest z opowieścią o stworzeniu człowieka.

Zainteresowanych szerszym wyjaśnieniem całej tej opowieści odsyłam do artykułu Bóg jak garncarz. Tu przypomnijmy tylko parę istotnych myśli, by zrozumieć kontekst tego czytania

  • Mężczyzna ulepiony został z prochu ziemi, a następnie ożywiony tchnięciem w jego nozdrza tchnienia życia. Co to znaczy? Że człowiek jest cząstką świata przyrody, a jednocześnie ma w sobie pierwiastek duchowy.
     
  • Eden, w którym Bóg umieścił mężczyznę był rajem. Obrazem tego jest obfitość występującej tam wody. Dla ludzi często borykających się z jej brakiem rzecz podstawowa.
     
  • Zadaniem mężczyzny był ów Eden uprawiać i go doglądać.

I w tym miejscu rozpoczyna się już nasze czytanie.

Potem  Pan Bóg rzekł: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”.  Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta ziemne i wszelkie ptactwo powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby się przekonać, jaką da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale dla człowieka nie znalazł odpowiedniej mu pomocy.

Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta”. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.

A potem, przed rozpoczęciem historii o grzechu pierwszych rodziców mamy jeszcze wzmiankę: „Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu”.

Zbierzmy przedstawione tu treści

  • Bóg nie uważa samotności mężczyzny za coś dobrego (chodzi oczywiście o prawdę ogólną, nie wypowiadam się tu na temat wyjątków, np. celibatariuszy).
     
  • Inne stworzenia – zwierzęta – nie są w stanie wypełnić pustki tej samotności. Warto tu zauważyć jeszcze dwie sprawy: po pierwsze istoty te zostały ulepione z gleby, a nie ma mowy o tchnięciu w nie tchnienia życia, choć oczywiście żyły. To pokazuje, że mężczyzna był jednak stworzeniem wyjątkowym.
     
  • Czy jest tu też, co pozwalałoby na wskazanie, że człowiek panuje nad zwierzętami? Wydaje się, że tak. Zgodnie z hebrajskim widzeniem świata nadawanie imienia, nazwy stworzeniom świadczy, że człowiek nad nimi władzę, panuje nad nimi. Zwróciłbym jednak w tym miejscu uwagę, że w sumie to Adam nie nadaje im imienia. Raczej określa je jako pewien rodzaj stworzeń, dając im wspólne określenie „istot żywych”.
     
  • W uczynieniu kobiety z żebra mężczyzny wyraża przede wszystkim myśl, że oboje mają tę samą naturę. Oboje są więc w pełni ludźmi. W oryginale wyrażono to też przez niemożliwą do oddania grę słów. Po polsku mamy „mężczyzna” i „kobieta”. W tekście hebrajskim mamy – jak przetłumaczył to niegdyś ks. Jakub Wujek - „mąż” i „mężyna”. Jeden rdzeń słowa, różne końcówki. Podobnie jak nauczyciel i nauczycielka, lekarz i lekarka. Istota ta sama, inna tylko płeć.

    Przez wieki zastanawiano się oczywiście dlaczego Bóg stworzył kobietę z żebra, a nie np. z nogi, ręki czy głowy. Wskazywano przy tym na bliskość żeber i serca. Podobnie zauważano, że dzięki stworzeniu z żebra, których człowiek ma przecież wiele, mężczyzna nie stał się kaleką. Ale może zostawmy już tego rodzaju dywagacja. W scenie chodzi o podkreślenie jednej natury mężczyzny i kobiety, a nie uzasadnianie jakiejś lepszości jednego czy drugiej.
     
  • Czy mężczyzna nadaje kobiecie imię? A więc czy ma tu nad nią jakąś władzę? Myślę, że to nie tyle nadanie kobiecie imienia, co, podobnie jak wcześniej w wypadku zwierząt, jakieś ich określenie. Imię to nada mężczyzna kobiecie po grzechu: Ewa. Póki co po prostu odkrywa, że choć różna od niego w jakiś tajemniczy sposób stanowi z nim jedność.
     
  • Scena ta dla autora natchnionego jest też wytłumaczeniem instytucji małżeństwa. W kontekście Ewangelii tej niedzieli to najistotniejsza treść pierwszego czytania. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Ważnym wydaje się tutaj owo podkreślenie, że oboje stają się „jednym ciałem””. Mężczyzna jakby poszukiwał w kobiecie swojego utraconego żebra. I dopiero znalazłszy kobietę jest  „kompletny”. Do tej sceny nawiąże później Chrystus tłumacząc nierozerwalność małżeństwa. O czym usłyszymy w Ewangelii tej niedzieli.

2. Kontekst drugiego czytania  Hbr 2,9-11

List do Hebrajczyków, przynajmniej na początku, to przedstawienie Jezusa jako tego, który jest prawdziwie Bożym wysłannikiem, znacznie większym od aniołów.  I dlatego – konkluduje autor listu – trzeba nam koniecznie Go słuchać. Jednocześnie autor stara się on odpowiedzieć na niewątpliwie dręczące niejednego chrześcijanina tamtych czasów pytanie: dlaczego ten wielki  Jezus, Boży posłaniec, arcykapłan, ten, któremu poddany został cały świat, był dla oka ludzkiego kimś tak zwyczajnym? Dlaczego nie objawił się w świecie jako potężny władca?

Przytoczmy fragment wywodu na ten temat. Żeby niepotrzebnie nie gmatwać – stosunkowo krótki. Tekst będący II czytaniem tej niedzieli – pogrubioną czcionką.

Nie aniołom bowiem poddał przyszły świat, o którym mówimy. Ktoś to na pewnym miejscu stwierdził uroczyście, mówiąc:

Czym jest człowiek, że pamiętasz o nim,
albo syn człowieczy, że się troszczysz o niego;
mało co mniejszym uczyniłeś go od aniołów,
chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Wszystko poddałeś pod jego stopy.

Ponieważ zaś poddał Mu wszystko, nic nie zostawił nie poddanego Jemu. Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Widzimy natomiast Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci.  Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego [są] wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi, mówiąc: (...)

Szczerze? Pierwsze zdanie tego fragmentu pierwsze czytania, jest dla mnie  w tej wersji niezrozumiałe. To w pewnej mierze wina wplecionych w to zdanie cytatów. Widać to w oryginale Biblii Tysiąclecia, ale już w lekcjonarzu się gubi. Dlatego pozwolę sobie przytoczyć w tym miejscu, jak zdanie to oddano w innym tłumaczeniu, tzw. ekumenicznym. 

W tym natomiast, który został uczyniony niewiele mniejszym od aniołów (nawiązanie do zacytowanego wyżej psalmu), dostrzegamy Jezusa ukoronowanego chwałą i czcią przez śmiertelne cierpienia, gdyż z łaski Boga doznał on śmierci za wszystkich.

Prawda że dużo jaśniejsze? W tym uczynionym mało mniejszym od aniołów  człowieku, synu człowieczym widzimy Jezusa. A ukoronowany został przez swoją śmierć na krzyżu.

Dlaczego Bóg tak to obmyślił? Bo chciał, aby ten, który doprowadza ludzi do zbawienia sam zaznał ich losu, przeszedł przez próbę cierpienia. Dlatego można powiedzieć, że choć jest on Synem Bożym (o tym jest mowa w 1 rozdziale listu do Hebrajczyków) jest On jednocześnie bratem śmiertelników; On może tak o sobie powiedzieć, bo poznał, ich los. Na własnej skórze.

Drugie czytanie jest więc pochwałą uniżenia się Syna Bożego, jego wejścia w nasz ludzki świat tak, jakby był jednym z nas. Wielkiego związku z pozostałymi czytaniami to wydaje się nie mieć, ale proszę zwrócić uwagę, że przedstawienie Jezusa jako Bożego Syna, który jedynie z pozoru był tylko zwykłym człowiekiem to pośrednio odpowiedź na pytanie, jakie niewątpliwie można zadać po lekturze Ewangelii: jakim prawem Jezus wchodzi w kompetencje Boga i poprawia samego Mojżesza. Ano nie wchodzi w niczyje kompetencje. Jest Bogiem. Tyle że Bogiem, który wszedł jako zwykły podległy cierpieniu człowiek w świat ludzi.

3. Kontekst Ewangelii Mk 10,2-16

Jezus zmierza już do Jerozolimy, gdzie niebawem zostanie zabity. A Jego uczeń? Gdzie i jak on powinien zmierzać? Wiadomo, że nieuchronnie idzie w stronę śmierci. Jeśli straci swoje życie z powodu Jezusa i Ewangelii, zachowa je na życie wieczne. Tak to ujął Mistrz zaraz po pierwszej zapowiedzi swojej męki. Ale co to znaczy? Czy musi, tak jak Jego Mistrz umrzeć? Tylko umrzeć i nic więcej?

To szeroki kontekst Ewangelii tej niedzieli. Pochodząca z drugiej części dzieła Marka pokazuje czytelnikowi kolejne elementy tego, co składa się na drogę ucznia Chrystusa. Pokazuje jakich wskazówek na tej drodze powinien się trzymać. Przytoczmy jej tekst. W wersji dłuższej (bo liturgia daje tej niedzieli możliwość czytania kończącego się na pierwszej z dwóch opowieści).

Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?” Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”.

Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg «stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem». A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.

Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.

4. Warte zauważenia

Ewangelia tej niedzieli składa się z dwóch scen. Pierwsza z nich chyba nie wymaga wyjaśnień. Warto jednak zauważyć to odwołanie się Jezusa do pierwotnego Bożego zamiaru. Rozwód? Tak, Mojżesz pozwolił, bo i tak byście nie posłuchali. Ale pierwotny zamiar Boga odnośnie do małżeństwa był inny. Miał być związkiem trwałym, nierozerwalnym. Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela.

Nasuwają się w tym miejscu ważne pytanie: co znaczy, że Adama i Ewę połączył Bóg? Jak to zrobił, w którym momencie? Nie ma w Biblii przecież mowy o ich ślubie. I w którym momencie łączy Bóg konkretnego mężczyznę z konkretną kobietą?

Jezus tego nie wyjaśnia. Jedyną mającą ręce i nogi odpowiedzią na to pytanie zdaje się być to, co przyjął Kościół: małżeństwo powstaje, gdy mężczyzna i kobieta wspólnie na wejście w taki związek się zgadzają. W tę zgodę na związek wchodzi sam Bóg łącząc mężczyznę i kobietę tak mocno, że można powiedzieć, iż stanowią jedno ciało.

Proszę zwrócić uwagę, że Kościół dyspensuje od braku tzw. formy kanonicznej zawarcia małżeństwa, to znaczy że do ważności musi być ono zawarte w obecności świadka urzędowego (kapłana) i dwóch innych świadków. Ale nigdy nie dyspensuje od zgody na zawarcie małżeństwa. Jej brak, przymus,  podobnie wyłudzenie tej zgody jakimś oszustwem,  powodują, że małżeństwa tak naprawdę nie ma.

Podsumowując i wracając do Ewangelii... Droga ucznia Jezusa, owo wzięcie na siebie Jego krzyża i naśladowanie Go, owo tracenie dla Niego i Ewangelii życia, polega między innymi na uznaniu nierozerwalności małżeństwa. Taki był pierwotny Boży zamiar względem tego związku mężczyzny i kobiety i ten zamiar chrześcijanin ma wcielać w swoje życie.

Scena z dziećmi, które Jezus błogosławi jest już mniej jednoznaczna. Co znaczy „do takich należy królestwo Boże”? Można by rozumieć, że po prostu do dzieci. Tu wszystko jest jasne. Ale za chwilę Jezus mówi, że  kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten do niego nie wejdzie. Co to znaczy przyjąć królestwo jak dziecko?

Wolałbym uniknąć rozważania, jakie to cechy mają dzieci i wzywać do takich postaw dorosłych. Proszę jednak zwrócić uwagę, że ta scena jest dość ściśle związana z poprzednią. Nie dzieli ich jakaś wzmianka o tym, że Jezus gdzieś poszedł, z kimś dodatkowo się spotkał. To jakby dalsza część tej pierwszej opowieści. Jakie to ma znaczenie?

Nie będzie chyba błędem potraktowanie jej jako wyraźnej kontynuacji tego, o czym Jezus wcześniej. A ucząc o nierozerwalności małżeństwa odwołał się przecież do sytuacji z Edenu, do pierwotnego zamiaru Boga! Chyba trzeba więc znów połączyć owo przyjęcie królestwa jak dziecko z Edenem.

Bardzo istotną rolę w opowiadaniu o pierwszych ludziach gra chyba wszystkim znana scena grzechu pierwszych rodziców. Gdy się w nią wczytać znajdujemy tam między innymi i tę prawdę, że grzech wszedł na świat wskutek braku zaufania ludzi do Boga. Szatan zasiał w Ewie wątpliwość co do czystych intencji Stwórcy, więc ta postanowiła sprawdzić, jaki naprawdę Bóg jest.

A dzieci? Zwłaszcza małe? Chyba wszystkie cechuje spora doza zaufania do rodziców. Dziecko może i miewa humory, chce nieraz po swojemu, ale ostatecznie i tak w razie czego u nich szuka schronienia. Wydaje się więc, że Jezus po prostu mówi: bezgranicznie zaufajcie Bogu. Chyba na tym właśnie polega owo przyjęcie królestwa jak dziecko...

5. W praktyce

  • Człowiek nie powinien rozdzielać tego, co Bóg połączył. Uczeń Chrystusa musi ten pierwotny plan Boga wobec małżeństwa szanować. To jeden z elementów owej drogi pójścia za Jezusem. Choćby przyszło zaciskać zęby, choćby to bycie razem, albo przynajmniej nie zakładanie nowego związku, było ciężkim krzyżem. Bardzo ważne wskazanie dziś, kiedy rozwody stały się plagą. Bardzo ważne w kontekście rozpoczynającego się właśnie dotyczącego rodziny synodu biskupów, na którym i ten problem ma być omawiany. Nauka Jezusa jest jasna. Trudno ją obejść nawet najbardziej intelektualnie wysublimowaną ekwilibrystyką.
     
  • Bezgranicznie zaufajcie Bogu... Przyjmujcie Jego królestwo bez powątpiewania.... O tym zaufaniu Bogu wiele się mówi. Ale dość często zdarza się, że w praktyce tego zaufania nie ma. I nie mam tu na myśli trudnych dla człowieka sytuacji ciężkiej choroby czy śmierci bliskich. Raczej sprawy znacznie łatwiejsze. Ot, handel w niedzielę. Bez niego nasza gospodarka się zawali? Wolne żarty. Najwyżej spadną dochody, zwłaszcza wielkich galerii handlowych. Czy większym zyskiem nie jest jednak posłuchanie Boga i pozwolenie, by rodziny tego dnia mogły być razem?

    Albo kwestia zabezpieczenia materialnego. Roztropność, dobra rzecz. Ale jeśli dla pieniędzy trzeba popełnić jakąś nieuczciwość? Wtedy już prawo królestwa Bożego się nie liczy, bo przecież muszę zadbać o siebie? I o co  ogóle chodzi?

    Albo tak aktualna dziś kwestia przyjmowania uchodźców...  Nagle Jezusowy nakaz przyjmowania przybyszów zniknął? Skąd tyle (nie)świętego oburzenia na tych, którzy wzywają do tego, by jednak tym uchodźcom sensowną gościnę u nas zapewnić? Zapewne postawy te wynikają ze strachu o przyszłość naszego kraju, o możliwy zalew islamem, o upadek chrześcijaństwa Ale czy nie powinniśmy jednak zaufać, ze skoro Bóg każe przybyszów przyjmować to mamy tak robić mimo naszych lęków?  Dlaczego w naszym umyśle istnienie chrześcijańskiej Polski jest nienaruszalnym założeniem, choć przecież wcale tak być nie musi, a zmienne jest to, co z tak mocnym naciskiem nakazał nam Jezus?