Czekając na robaczka

Marcin Jakimowicz

"Zniszczenie Niniwy" krytycy porównywali do znakomitego obrazu "Zgliszcza Sodomy" i "Pyłu Gomory". Jonasz kupił popcorn i czekał.

Czekając na robaczka

Pan odrzekł: "Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?" (Jon 4,4).

Wszedł na górę. Chciał zobaczyć widowisko. „Spektakularne zniszczenie Niniwy” krytycy porównywali do znakomitego obrazu „Zgliszcza Sodomy” i „Pyłu Gomory”. „Świetny materiał” – zapowiadali znajomi. „Mocna rzecz” – cmokali z zachwytu dziennikarze.
Jonasz rozsiadł się wygodnie, wykupił dobre miejsce, zamówił popcorn i czekał. Czekał i czekał. A tu nic. Żadnej zadymy, jatki. Ludzie - jak na złość,… nawrócili się. Prorok zdumiał się: nie sądził, że jego słowa wezmą sobie do serca. Niniwa była miastem „na trzy dni drogi”, a on biegł jedynie przez jeden dzień.
„Ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej. Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się” (Jon 3,10-4,1)
Nici z krwawego przedstawienia. Żadnych fajerwerków. Grzesznicy nie ujrzeli swego miejsca w szeregu. Jonasz był poirytowany. Położył się pod krzewem rycynusowym. Miał wyraźnie dość. Był rozżalony, musiał odsapnąć po przeżyciach ostatnich dni. I wtedy Bóg zesłał robaczka.
Maleństwo. Drobiazg. Szczegół. Robaczek był złośliwy, zaczął podgryzać krzew. Ricinus communis, pod którym wypoczywał prorok, wyraźnie mu smakował.
„Z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł” (Jon 4,8).
Reakcja proroka była zdumiewająca. Ten, który na swej służbowej wizytówce mógłby z powodzeniem napisać: „Jestem wypluty”, zaczął szlochać, rozdrapywać rany, krzyczeć. „Życzył więc sobie śmierci i mówił: Lepiej dla mnie umrzeć aniżeli żyć!” – czytamy.
Malutki niepozorny robaczek, ledwo widoczna drobinka przelała czarę goryczy, doprowadziła proroka do szału. Jonasz eksplodował.
Tkwią w nas ogromne pokłady nieufności. To drobnostki, pozornie niewinne sytuacje powodują, że wybuchamy. Balon pęka z hukiem, a my, zawstydzeni, zasłaniamy usta, zdumiewając się szczerością wypowiedzi, o którą nigdy byśmy się nie podejrzewali. Tak, tak, to ta sytuacja, gdy spod nosa zwiewa ci autobus, a ty zaczynasz przeklinać życie i wchodzić w znajomą rolę „tego-któremu-znów-dzieje-się-krzywda”.
Wydaje ci się, że twardo stoisz? Że masz prawo oceniać tych, którzy ugrzęźli w grzechu? Że jesteś pobożny? Poczekaj. Na robaczka…