Głód Jezusa

Joanna Bątkiewicz-Brożek

publikacja 26.11.2015 06:00

Aż 15 milionów sprzedanych egzemplarzy na świecie. Lepiej „idzie” tylko Pismo Święte. Co tak przyciąga ludzi do książek Sarah Young, Amerykanki, która spisuje to, co szepce jej Bóg? – Głód Jezusa – mówi mi polski wydawca jej tryptyku.

Sarah Young od lat lat spisuje to, co „dyktuje” jej Jezus. Jej książki osiągnęły rekordy sprzedaży. Ona sama ukrywa się przed światem Darrell Klein Sarah Young od lat lat spisuje to, co „dyktuje” jej Jezus. Jej książki osiągnęły rekordy sprzedaży. Ona sama ukrywa się przed światem

Trzy książki Sarah Young: „Jezus mówi do Ciebie”, „Jezus jest blisko” i „Drogi Jezu” to fenomen wydawniczy rynku ostatniej dekady. Takiej popularności nie osiągnęła żadna książka, nie tylko religijna. Niektóre media ogłaszały ostatnio jako hit wydawniczy serię rozpoczętą erotyczną książką „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Wspominam ten tytuł, bo porównanie właśnie jego sprzedaży (2 mln egzemplarzy) do książki „Jezus mówi do Ciebie” (15 mln!) najbardziej zaszokowało amerykański rynek. Jak donosi „The Christianity Today”, na początku nic nie zapowiadało takiego sukcesu. Pierwsze wydania sprzedały się za oceanem w 59 tysiącach egzemplarzy. Jak na amerykański rynek to niewiele. Był rok 2004. Ale już po czterech latach sprzedaż wzrosła do 220 tys. Tylko tego lata zaś sam tom „Jezus mówi do Ciebie” rozszedł się w 9 milionach egzemplarzy w 26 językach świata. Książka uplasowała się w rankingu światowych bestsellerów tuż za Biblią.

– Nigdy jej nie reklamowaliśmy, rozchodzi się sama – mówi mi Agnieszka Rudziewicz z wydawnictwa Esprit, które kupiło prawa do książki w Polsce. Książki Young działają na ludzi jak magnes. To nie powieści, a nawet trudno przypisać im miano literatury. Sarah Young pisze pod natchnieniem, choć nie ma objawień, jak na przykład Alan Ames. Nie ma tu sensacji, przepowiedni. Słowa Jezusa, które słyszy Sarah, są wpisane we współczesny świat i język. Nawiązują do Pisma i dotykają... życia czytelnika. Chłonie się je tak, że zmienia się życie wielu osób. Dlaczego? I kim jest Sarah Young? Jej historia pokazuje, jak powoli i subtelnie Bóg może nawiązać relację z każdym z nas. Bez spektakularnych wydarzeń. Ta historia, choć prosta, zachwyca.

Błogosław, dziękuj i ufaj

Francja, lata 70. Wysokie Alpy, jeden z ośrodków l’Abri, międzynarodowej organizacji duszpasterskiej ewangelikalizmu (to nurt protestancki, który kładzie nacisk na zażyłą więź z Jezusem). Sarah Young przyjechała tu na rekolekcje – jak mówi – „w poszukiwaniu prawdy”, bo „ciemności umysłu od lat zniewalały moje myśli”. Sarah jest już wtedy magistrem filozofii. W Alpach chłonie piękno przyrody, szuka ciszy. Pewnego mroźnego dnia wyrusza na samotny spacer wśród zaśnieżonych gór. „Powietrze było suche i rześkie, aż kłuło w nozdrza. Nagle poczułam, że otula mnie ciepła mgła”. Sarah czuje, że Ktoś jest obok niej. Pisze o „cudownej Obecności Pana”. – Szepnęłam wtedy bezwiednie: „Słodki Jezu” – wyznaje. Ponieważ nigdy wcześniej tak nie zwracała się do Boga, sama jest wstrząśnięta tym, co się z nią dzieje. Ten moment Young opisuje jako swoje nawrócenie. „Miało to o wiele większe znaczenie niż rzeczowe odpowiedzi, których szukałam. Bo nawiązała się moja relacja ze Stwórcą”. Podobne doświadczenie Young ma rok później, w Stanach Zjednoczonych. Jest wtedy na delegacji – pracuje przy dokumentacji technicznej jednego z przedsiębiorstw.

Czuje się samotna. Wychodzi więc na ulicę. „Snułam się bezwiednie po Atlancie – mówi. – Aż na ulicznym straganie moją uwagę zwróciła książka »Poza nami« Catherine Marshall”. Sarah czyta ją tego samego wieczoru, potem klęka do modlitwy w hotelowym pokoju. I czuje Obecność. „Był to ten sam »słodki Jezus«, którego spotkałam w Alpach”. Mija sześć lat. Sarah idzie na kolejne studia, tym razem z psychologii i nauk biblijnych. Pracuje w poradni. „Uwielbiałam pomagać głęboko zranionym kobietom szukać uzdrowienia w Chrystusie” – pisze. Tu poznaje Steve’a. Po ich ślubie przychodzi na świat dwójka dzieci. Youngowie wyjeżdżają kilkakrotnie do Japonii, gdzie mąż Sarah ewangelizuje. Tak mija 16 kolejnych lat. Jest rok 1990. Sarah z mężem ma przeprowadzić się do Melbourne. Jak twierdzi, zaczyna znowu szukać tej Obecności, której dwukrotnie już doświadczyła.

Trafia na książkę, w której czyta, iż za mało czasu chrześcijanie spędzają sam na sam z Bogiem. W ciszy. To ją dotyka. „Postanowiłam to naprawić. Każdy dzień zaczynałam więc od wzięcia w ręce Biblii, modlitewnika, notesu i ołówka. No i kawy”. Amerykanka zamyka się w ciszy. Godzina sam na sam z Bogiem. Nanosi pierwsze intuicje na papier. Jej życie zaczyna się burzyć – przechodzi aż cztery poważne operacje. Przeprowadza się z rodziną do Australii, gdzie z mężem wyciągają wiele osób z duchowej niewoli, z nałogów. „Ta działalność naraziła nas na poważne zagrożenia duchowe, na ataki zła – mówi.

– Co dzień rano więc modliłam się o ochronę dla nas”. I pewnego dnia Bóg daje jej taki obraz: „Zobaczyłam najpierw naszą córkę, potem syna, a potem Steve’a w otoczce złocistego światła opiekuńczej Bożej Obecności. (...) Nagle opromieniło mnie jaskrawe światło i poczułam głęboki spokój”. Takie wydarzenia są coraz częstsze. Sarah chce jednak od Boga znacznie więcej. Chce Go usłyszeć. „Wiedziałam, że Bóg porozumiewa się ze mną przez Biblię, ale chciałam czegoś więcej” – pisze. Young chowa się więc w swoim pokoju, modli się i wsłuchuje. I słyszy. Najpierw krótkie zdania. Notuje je. I dopisuje do nich swoją modlitwę. Powstaje w ten sposób rodzaj dialogu z Bogiem. Zapiski tego, co „słyszy”, są coraz obfitsze. Po kilku latach powstają już tomy.

Sara nie chwali się nimi, ma świadomość, że jej notatki mogą być efektem subiektywnych myśli, że mogą być przefiltrowane przez jej pragnienia. Wyłania się jednak z nich jakby wołanie Jezusa o pokój w ludzkich sercach. I trzy rzeczy będące receptą na życie: błogosławić, dziękować i ufać Bogu. On zajmie się wszystkim. „Dziękuj mi za każde błogosławieństwo. (...) Wdzięczność chroni cię przed negatywnym myśleniem. (...) Twoje prośby sięgają niebieskiego tronu, gdy przenika je dziękczynienie”.

Odpocznij w Jego obecności

Zapiski Sarah czyta codziennie jej mama. Trzyma je przy łóżku. Jest poruszona. To jej pierwszej zmienia się życie. I to ona namawia Sarah, by notatki te przekazać innym ludziom, by dotarły do większego grona. „Jedynym nieomylnym Słowem Boga pozostaje Biblia” – pisze Sarah Young we wstępie do pierwszych wydań książki „Jezus mówi do Ciebie”. „Treść moich notatek musi być zgodna ze Słowem. Narratorem niniejszej książki uczyniłam Jezusa. (...) Zaimek »ty« odnosi się do ciebie, czytelniku. Masz zatem wrażenie, że mówi do ciebie Jezus”. Czy to tylko wrażenie? Bo kiedy czyta się dzień po dniu nanoszone przez Young usłyszane słowa, kiedy robi się to tak, jak sugeruje Amerykanka – w ciszy i skupieniu – spływa na człowieka pokój. Boży pokój.

Pamiętam moje pierwsze „zderzenie” z książką. Piotr Mistachowicz, dyrektor z wydawnictwa Esprit, położył ją przede mną. Sceptycznie podeszłam do tytułu. Nie kryłam zdziwienia, w myślach pytałam, co to za kolejna osoba, która „coś słyszy”. – Tak? – spojrzał na mnie jakby odczytał moje myśli. – A to proszę sobie otworzyć na dzisiejszej dacie. I co Jezus ma teraz pani do powiedzenia? A był to dzień rwetesu i zabiegania. Otwarłam książkę: „Odpocznij w Mojej obecności, pozwalając mi przejąć kontrolę nad dzisiejszym dniem. Nie rzucaj się w jego wir jak koń wyścigowy, którego właśnie wypuszczono z boksu, lecz przebądź ten dzień świadomie, wraz ze Mną, pozwalając, abym wskazywał ci drogę krok po kroku”. To było do mnie. Sięgam stale po te książki. Przed ostatnią spowiedzią otwarłam „przypadkiem” na tym: „Wyznaj mi swoje grzechy. Nie obawiaj się szczerze spojrzeć na siebie – w Mojej obecności”.

– Duch Święty może działać na różne sposoby – tłumaczy mi ks. prof. Tomasz M. Dąbek, biblista, który w imieniu kurii krakowskiej dał imprimatur publikacjom Young na rynku polskim. – Książki Sarah Young są owocem jej modlitwy i życia. Benedyktyn dodaje, że dla katolika obok czytania i refleksji nad Biblią, do której zresztą odsyłają teksty Sarah, ważne jest życie sakramentalne. – W książkach Young nie ma niczego niezgodnego z nauką Kościoła, ale może też być wiele osobistych cech autorki, podobnie zresztą jak w... natchnionych tekstach biblijnych – dodaje krakowski cenzor. To mocne sformułowanie. Bo też i to, co jest na kartach tryptyku Young, ma siłę rażenia ducha i serca. Prostuje człowieka i mocno związuje z Bogiem i ze słowem, tym objawionym w Biblii. I jeśli chce to czytać tyle milionów osób, to co to oznacza?

Wszyscy tęsknimy za takimi słowami: „Odpocznij w Mojej kojącej Obecności, pamiętając, że nie ma dla Mnie nic niemożliwego. Oderwij swój umysł od problemów, aby skupić się na Mnie”.

TAGI: