Warz z Biblią

Przemysław Kucharczak

publikacja 04.01.2016 06:12

Jaki gorący posiłek osobiście przyrządził Pan Jezus? Jakie potrawy jedli król Dawid i biblijni Patriarchowie? Ukazała się książka kulinarna, inspirowana Biblią. Jej autorem jest Ślązak.

Książkę Marek Szołtysek zadedykował swojej  zmarłej we wrześniu  16-letniej córce Paulinie Przemysław Kucharczak /Foto Gość Książkę Marek Szołtysek zadedykował swojej zmarłej we wrześniu 16-letniej córce Paulinie

Książka nazywa się „Kuchnia Matki Boskiej. Co jadł Jezus, Maryja, apostołowie...”. Są w niej m.in. przepisy na potrawy, które albo znalazły się na kartach Biblii, albo były powszechnie przyrządzane w Palestynie w czasach Jezusa. W dodatku to przepisy sprawdzone, bo wszystkie je przetestował na sobie autor książki Marek Szołtysek. Ta kulinarno-biblijna opowieść jest pierwszą książką z planowanej serii religijnej – bo dotąd ten historyk z Rybnika pisał na tematy związane ze Śląskiem.

Zamiast chleba z masłem
Co więc „warzyła” Matka Boska dorastającemu Jezusowi? – Nie mamy w Biblii żadnych bezpośrednich informacji, żeby Mu cokolwiek „warzyła”, natomiast coś „uwarzyć” musiała. Trudno, żeby Ewangeliści o tym pisali, bo to tak, jakby napisać, że jak się wsadzi rękę do wody, to jest mokra... Ich to nie interesowało, natomiast mnie interesowało, co jedli – wyjaśnia Marek Szołtysek.

Podkreśla, że w basenie Morza Śródziemnego, w tym w Ziemi Świętej, z powodu upałów wiele rzeczy je się na zimno. – Ludzie jedli tam wtedy bardzo proste potrawy, np. chleb moczony w oliwie. To pewne, że Matka Boska nalewała oliwę do jakiegoś półmiska i wszyscy, którzy akurat byli w jej domu – może kuzyni, których Żydzi nazywali braćmi, może ktoś z sąsiedztwa – łamali chleb, moczyli go w tej oliwie i jedli. Tak jak nasze mamy nam dawały chleb z masłem – mówi.

Nie było wtedy na co dzień soli, bo ta była bardzo droga. Było jednak coś innego. – Otóż na krawędź talerza albo w środek tej oliwy dolewano trochę octu. Oczywiście nie spirytusowego, który u nas niestety ciągle się stosuje, tylko octu owocowego: z wina, jabłek,  granatów. Ocet daje taką imitację słoności... To można sobie samemu zrobić w domu. Ja to jem, mnie to smakuje – zaznacza Marek Szołtysek.

Ciastka pięknej Abigail
Jego zdaniem Święta Rodzina na pewno jadła też zupę z czerwonej soczewicy. To potrawa opisana w Starym Testamencie: właśnie za nią Jakub kupił prawo pierworództwa od Ezawa. – To jedna z najstarszych potraw świata. My to jemy, rewelacja. W większości polskich sklepów można kupić czerwoną soczewicę – zwraca uwagę.

W książce jest przepis na tę zupę, podobnie jak na ciastka figowe, o których wspomina I Księga Samuela. 3 tysiące lat temu Dawidowi i jego żołnierzom dwieście takich ciastek zawiozła wśród innych prostych potraw piękna Abigail, która później została jego żoną. – To, że ciastka figowe robiła też Matka Boska, jest pewne – uważa Marek Szołtysek.

– Bierzesz namoczone figi i kroisz je w kosteczki. Nie mielisz! Bo jak zmielisz, to te kuleczki się zmiażdżą i będzie gorzkie! Dodajesz tarte orzechy lub migdały i robisz z tego „ciapry”. Możesz też dodać cynamon, ale nie musisz. Sądzę, że za czasów Jezusa wersja z cynamonem to był już „full wypas”. Formujesz z tego takie karminadle. Ludy Bliskiego Wschodu do dziś suszą je na słońcu, a my tu, na Północy, musimy włożyć do pieca na dwie godziny. Ale uwaga, włączasz temperaturę tylko 90–100 stopni, bo to jest imitacja słonecznego żaru – tłumaczy.

Autor robił te ciastka już wielokrotnie. Poleca je też, kiedy ktoś pyta, co jest z jego książki do zrobienia „na pierwszy strzał”.

Jeść, kochać się, poznawać Boga
Marek Szołtysek chciałby, by europejska kultura znów zaczęła czerpać inspirację z Biblii – i w sprawach dotyczących zbawienia, i tych mniej istotnych.

– Mnie fascynuje, że ludzie kiedyś znali Biblię, oni żyli tematami religijnymi. Z tego powodu różne wątki związane z Biblią im przychodziły do głowy przez cały czas. A dzisiaj siedzą przez cały dzień na „tłiterach” i „fejsbukach”, całe życie tracą. I kiedy pytasz przeciętnego gimnazjalistę o treści biblijne, to nie wie nic – tłumaczy z pasją. W książce dodaje: „Dla naszych przodków zarabianie pieniędzy, budowanie domu, kochanie się, przyrządzanie jedzenia, picie wina, kształcenie się, szycie ubrań i poznawanie Boga było w równym stopniu niezbędne do życia. I tej proporcjonalności nam dzisiaj brakuje!”.

W swojej książce zawarł też takie informacje o dawnym jedzeniu i piciu, które pomagają lepiej zrozumieć niektóre ze słów Zbawiciela. Choćby te o „Wodzie żywej”, którą jest sam Jezus. To porównanie musiało robić duże wrażenie w upalnej Ziemi Świętej, gdzie woda w rzekach nie nadawała się do picia, a woda w cysternach – choć zdrowsza – nie była smaczna. Znakomita była tylko woda ze studni, ale tych – z powodu warunków geologicznych – było mało.

W rozdziale poświęconym rodzajom ówczesnego chleba przypomina to, co Jezus mówił o królestwie niebieskim – które dzięki mocy Bożej rośnie jak ciasto chlebowe z dodatkiem kwasu. „Zajmowanie się kuchnią biblijną wcale nie jest tak przyziemne, jakby się z pozoru wydawało” – pisze autor.

Chleb, który jadł Jezus, wyglądał inaczej niż ten z polskich piekarni. – Żydzi nie znali głębokiej fermentacji, ich chleby były cienkie. Piece wyglądały jak wykuta dziura. Składano tam ogień. Jak już się wypalił, to ten chleb ugniatano jako naleśniki i przyklejano do brzegu pieca. Wychodziły takie placki. Jeśli ktoś był w Ziemi Świętej, ten wie, że takie chleby do dzisiaj podaje się na stół – mówi.

Sykomora dla głodnych
W Ewangelii czytamy, że po zmartwychwstaniu sam Jezus nad brzegiem Jeziora Galilejskiego upiekł ryby dla uczniów i dla siebie. Pisząc taką książkę, Marek Szołtysek po prostu musiał to powtórzyć, z tym, że nad... Zalewem Rybnickim. Rozpalił tam małe ognisko, a potem włożył ryby do popiołu. – Trzymałem je 30–35 minut. Rewelacja, słuchaj. Bez soli. Ta ryba jest brudna, to fakt. Ale jak ją patykami później odgrzebiesz, możesz ją otworzyć dwoma widelcami; kręgosłup łatwo odchodzi, jak jest dobrze wypieczona. I ona nie smakuje jak ryba z grilla. Bo ryba z grilla ma taki smak, jakby była przypalona, często jest też posypana jakimś pieroństwem – mówi.

W „Kuchni Matki Boskiej” są też takie ciekawostki jak zdjęcie i opis znanej z Biblii sykomory. To drzewo zwane jest też oślą figą. Na jedną z nich wspiął się Zacheusz, niskiego wzrostu celnik, żeby zobaczyć Jezusa. – Sykomory często rosły przy drogach. Ich owoce nie są tak smaczne jak figi, ale były ratunkiem dla podróżnych i dla biednych. Podróżny zatrzymywał się, zrywał dwa dla siebie, jeden dla osła, posiedział w cieniu i szedł dalej. Król Dawid ustanowił nawet specjalnych urzędników, którzy o określonej porze roku nacinali owoce sykomory. Te wtedy puchły, dorastając nawet do rozmiaru grejpfruta – mówi Marek Szołtysek.

W książce znalazły się też zdjęcia pochodzących z czasów Jezusa przedmiotów związanych z jedzeniem. Według tradycji służyły one samemu Zbawicielowi. O niektórych może ktoś słyszał, np. o kubku – kielichu z Ostatniej Wieczerzy, czyli słynnym Graalu, przechowywanym w Walencji. Kto jednak widział na przykład zachowany fragment łoża biesiadnego, szklaną misę i obrus z Wieczernika? Nie wiemy na pewno, czy to autentyczne, ziemskie pamiątki po Panu – ale nauka potwierdza, że pochodzą z Jego czasów. A można przecież przypuszczać, że uczniowie starali się przechowywać związane z Nim przedmioty.