Syn marnotrawny

Augustyn Jankowski OSB

publikacja 02.04.2016 06:00

Zwykła przypowieść? A może swoista Ewan­gelia w Ewangelii?

Syn marnotrawny Wmpearl Syn marnotrawny
Autor malowidła: Salvator Rosa

Ta przypowieść po dwóch poprzednich stanowi swoisty szczyt. Składa się na to zarówno forma literacka opowiadania, jak i jego treść teologiczna. Nie na darmo nazwano ją „Ewan­gelią w Ewangelii” (A. Jülicher) – tyle mówi o Bogu Ojcu mi­łosiernym. Ostatnio zaznacza się dążność, by ją nazywać „Oj­ciec marnotrawnego syna”, co ma z pewnością swoje uzasad­nienie. Nazwa zaś tradycyjna ma tę zaletę, że eksponuje rys, którego brakło w dwóch poprzednich przypowieściach. Ukazu­je się tutaj wartość tak dziś słusznie podkreślanej metanoi. Syn marnotrawny to czyni, do czego nie była zdolna ani owca, ani drachma.

Okoliczności wypowiedzenia jej były zapewne takie same jak dwóch poprzednich (zob. wyżej, s. 99–106).

Łk 15,11–32
11 Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. 12 Młod­szy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. 13 Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie.14 A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedosta­tek. 15 Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. 16 Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. 17 Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. 18 Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; 19 już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników. 20 Zabrał się więc i po­szedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. 21 A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem prze­ciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się two­im synem”. 22 Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i san­dały na nogi! 23 Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, 24 ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić.

25 Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. 26 Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. 27 Ten mu rzekł: „Twój brat powró­cił, a oj­ciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. 28 Rozgniewał się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu.  29 Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i  nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. 30 Skoro jed­nak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządni­cami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. 31 Lecz on mu odpowie­dział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. 32 A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”».

Opowiedziana sytuacja jest na ogół jasna i wyrazista. Ożywi ją jednak kilka szczegółów, które bardziej przemawiały do słuchaczy palestyńskich niż do nas. Zamożny właściciel, taki, który ma wielu sług-najemników (ww. 17.19.26), słyszy pewnego dnia dziwne żądanie młodszego syna, dotyczące wy­dania mu – zgodnie z Prawem Mojżeszowym (Pwt 21,17) ­trzeciej części przyszłego spadku po ojcu. Tła psychologicznego podobnego żądania przypowieść tu nie podaje. Możemy co naj­wyżej domyślać się go z dalszych kolei losów złotego młodzień­ca i ze skargi starszego syna – nudziło mu się w domu ojca. Oj­ciec, szanując wolną wolę syna, bez słowa daje mu to, o co go ten poprosił. Młodzieniec zabiera majątek w gotówce i udaje się za granicę, do krainy oczywiście pogańskiej, jak to widać z hodowli świń, zakazanej Prawem. Żyje tam rozrzutnie, dosło­wnie – w sposób zgubny, przeciwny ocaleniu siebie czy majątku (a)sw/twj – asotos), co w Nowym Testamencie ma odcień rozwiązłości (por. Ef 5,18; Tt 1,6; 1 P 4,4). Starszy brat potem drastyczniej określi ów styl życia (w. 30). W każdym razie sam syn marnotrawny uzna po­tem dwukrotnie swe postępowanie za grzeszne (ww. 18.21).

Pa­rabolista zdaje się akcentować samą stratę. I rzeczywiście bar­dzo wyraźnie podkreślone są w przypowieści cztery kolejne etapy degradacji, jaką przeżył złoty młodzieniec: całkowita utrata majątku, głód, pasanie nieczystych zwierząt, koniecz­ność podkradania świniom strąków. Pierwsze dwa etapy są zrozumiałe. Dwom następnym poświęcimy nieco uwagi. „Prze­klęty człowiek, który hoduje świnie” – mówi Talmud. Do dziś dnia u Żydów i mahometan panuje przekonanie, że pasanie trzody chlewnej jest przekleństwem. Strąki, o których tu mowa, należą do rośliny zwanej fachowo Ceratonia siliqua, po arabsku karrub. U nas nazywa się je „chlebem świętojańs­kim”; a uchodzi za przysmak, za delikates. Na Bliskim Wschodzie – nadal karmi się nimi nieroga­ciznę. Dno degradacji syna marnotrawnego polega na tym, że traktowany przez właściciela gorzej niż trzoda chlewna, musi kraść świniom strąki, których nikt mu nie dawał.

Od tego to właśnie dna nędzy zaczyna się droga powrotu – metanoia. Kolejne etapy żalu są psychologicznie zrozumiałe. Zaczyna się on od subiektywnego poczucia kontrastu między obecnym stanem upadku, do którego doszedł, a sytuacją mate­rialną najemników w domu ojca. To, co mu się wydawało do niedawna szczęściem, zawierającym tysiąc i jedną rozkosz, do­prowadziło w rze­czywistości do stanu nie tylko nędzy, ale i u­po­dlenia samego człowieczeństwa. W domu ojca przecież było zupełnie inaczej. Przypomina mu się ojciec. Może wrócić do ojca? Tu doskwiera głód, którego nie ma czym zaspokoić, tam u ojca dostatnio żyją nawet najemnicy. Może ojciec przebaczy­wszy przyjmie go choćby właśnie jako najemnika? Następuje doniosły punkt zwrotny: zabiorę się i pójdę do mego ojca. Słowo zabiorę się jest przekładem dobrze oddającym sens dosłowne­go „powstawszy” (a)nasta/j – anastas). Ze swego dna trzeba powstać, z martwego punktu trzeba ruszyć – nikt inny tego nie dokona za niego. Układa zatem przemówienie do ojca: po uznaniu winy wobec Boga, określonego przez zastępnik Niebo, i własnego ojca wystąpi z nieśmiałą propozy­cją przystania do liczby najemników, skoro tak nadużył praw synowskich. Postanowienie przechodzi w czyn – poszedł do swojego ojca.

Z kolei ukazuje się „sposób myślenia” ojca. Z opisu pośred­nio wy­nika, że ojciec musiał swego młodszego syna wciąż ocze­kiwać, nawet wyglądać, skoro ujrzał go, gdy był jeszcze dale­ko. Nietrudno sobie to tak wyobrazić: pewnie każdego dnia po pracy, pod wieczór, wychodził ojciec na drogę i patrzył, czy też w dali nie ukaże mu się niezapomniana sylwetka młodsze­go syna... Aż jednego dnia zauważył go z daleka. Co więcej, mimo wychudzenia i łachmanów rozpoznał go od razu. Reakc­ja: wzruszył się głęboko. Tym słowem, które dosłownie mówi o poruszeniu się wnętrzności (splagxni/zesJai – splanchnidzesthai), Nowy Testa­ment poza tym miejscem oraz Mt 18,27; Łk 10,33 stale określa miłosierne reakcje samego tylko Jezusa wobec ludzkiej biedy i łez (Mt 9,36 par.; 14,14 par.; 15,32 par.; 20,34; Mk 1,41; 9,22; Łk 7,13). To uczucie każe mu – wbrew regułom oriental­nego savoir vivre – biec naprzeciw syna, po to, by – mimo jego odrażającego wyglądu – rzucić mu się na szyję i ucałować po długiej rozłące. Syn wprawdzie zaczyna przygotowane przemó­wienie, ale ojciec mu nie pozwala na wypowiedzenie pokornej propozycji na przyszłość.

Nie ma mowy o przyjęciu tych waru­nków. Wprost przeciwnie – po czterech stopniach degradacji następują cztery wymowne znaki natychmiastowego przywrócenia do dawnej rangi wolnego dziedzica. Mówią o tym: naj­lepsza szata, nakładana tylko od święta, a w owym momencie z racji uroczystej uczty radosnej, która stanowi odpowiednik kontrastowy niedawnego przymierania głodem; pierścień na rękę mówi o godności dziedzica i pełnomocnika; wreszcie san­da­ły odróżniają osobę wolną od niewolników. Uczta przy tym będzie wyjątkowa: utuczone cielę, muzyka i tańce, tzn. ty­powo orientalne rytmiczne korowody, wykonywane przez sa­mych mężczyzn, w takt muzyki, przerywane hołubcami i klas­kaniem w dłonie. Wydając te polecenia, ojciec je motywuje wo­bec sług radością z odzyskania syna zaginionego i duchowo umarłego.

Rozpoczęto sutą i huczną biesiadę, gdy – w chwili wyma­ganej przez pouczenie przypowieściowe – powraca z pola star­szy syn, zdziwiony odgłosami radości. Uzyskawszy od sługi po­trzebne informacje, ukazuje w krótkim dialogu z ojcem całą swą mentalność: jest niepokonalnie zazdrosny i interesowny. W gniewie przekracza granice delikatności nie tylko wzglę­dem brata, którego nie chce uznać, ale i względem ojca. Nie mówi „mój brat”, lecz ten syn twój, pogardliwie i brutalnie określając jego niedawną przeszłość. Nie rozumie dobroci ojca, którego majątek przecież został tak haniebnie roztrwoniony. Przeciwnie – wynosi swoje zasługi wiernej służby, nigdy dotąd nie nagrodzone przez ojca urządzeniem skromnej zabawy z po­rządnymi kolegami. Cały dzień ciężko pracuje, a nic stąd nie ma, gdy marnotrawnemu wyprawia się ucztę. W dialogu oj­ciec wychodzi naprzeciw niego, tłumaczy bez oburzenia racje, powtarzając słowa skierowane do sług, nazywa zuchwalca­ mimo wszystko – swoim dzieckiem, wreszcie przypomina o nie dostrzeganym przez starszego syna szczęściu przebywania wciąż z ojcem, we własnym majątku. Stwierdza na koniec, że tak trzeba było (e)/dei – edei) okazać radość z odzyskania zguby. In­nymi słowy: „Ty także winieneś się cieszyć z odzyskania bra­ta” (J. Jeremias).

Dawni egzegeci skłonni byli widzieć tu szereg przenośni połączonych w jedną wielką alegorię. Gdy jednak dość łatwo przychodziło im w ojcu uznać Boga, a w synu marnotrawnym grzesznika, panowała rozbieżność w odszyfrowaniu syna star­szego: czy widzieć w nim w ogóle Żydów, nie uznających pogan, czy faryzeuszy, rze­komo „sprawie­dli­wych”, krytykujących Jezusowe miłosierdzie? Dziś przechodzi się do stanowiska wręcz przeciwnego – jest to czy­sta przypowieść, ale wywołana zupełnie swoistym położeniem Jezusa. Względem grzeszników dziwnie miłosierny podał On tę najpełniejszą apologię Bożego miłosierdzia. Dwukrotne w przy­powieści odróżnienie „Bo­ga” (ściśle: Nieba) od „ojca” w ww. 18.21 nie pozwala na alegoryzowanie postaci ojca.

Jako więc czysta przypowieść zawiera ona takie pouczenie ujęte w schemat podobieństwa: podobnie jak nieuzasadniona jest pretensja do ojca u starszego syna, zawistnego względem młodszego brata za przywrócenie mu po powrocie pełnych praw synowskich, tak niesłusznie krytycy Jezusa ganią Go jako reprezentanta Bożego miłosierdzia okazywanego nawracają­cym się grzesznikom.

Dwa wyraźnie oddzielne obrazy tej przypowieści, jakby dwie od­słony dramatu, z których każda kończy się refrenem, że trzeba się radować ze zguby, naprowadzały niejednego egzegetę na myśl o Łukaszowym dodatku (w. 25–32) do pierwotnej przypowieści (w. 11–24), zupełnie podobnej do dwóch poprzednich o owcy i drachmie, kończących się tylko akordem radości z odnalezienia zguby. Analiza językowa nie przyniosła żadnych potwierdzeń w tej sprawie. Rów­nież w stadium poprzednim – w katechezie – nie można dopatrzyć się jakichkolwiek racji dla przesunięcia pierwotnego akcentu.

Ta „Ewangelia w Ewangelii” jest niezmiennie aktualna, gdyż metanoia jest stałym zjawiskiem Kościoła, tego, który siebie określa Ecclesia semper reformanda. A Bóg jest wciąż tak samo miłosierny jako Dawca życia. Charles Péguy, który był zdecydowanym obrońcą roli grzeszników w Kościele, śmia­ło się wyraził: „Grzesz­nik jest w samym sercu chrześcijaństwa. Nikt nie jest tak kompetentny w sprawie chrześcijaństwa. Nikt – chyba święty”. Istotnie, trudno jest rozstrzygnąć, komu Kościół więcej poświęca uwagi i troski – świętemu czy grzesz­nikowi. Ale Kościół – to nie sama hierarchia, lecz my wszyscy.

Trzy przypowieści o przedziwnym miłosierdziu Bożym, szokujące domniemanych „sprawiedliwych”, są nie tylko obja­wie­niem, jaki jest Bóg, ale i napomnieniem pod naszym adre­sem, byśmy czasem złym okiem nie patrzyli, że On jest dobry, ale co ważniejsze, byśmy chcieli nawrócenia notorycznych grzeszników i w pełni się cieszyli z powracania sy­nów marnotrawnych do domu wspólnego Ojca. Do tej radości mamy się przyczyniać osobistym wysiłkiem. Wskazał tę drogę wyraźnie Pius XII: „Zaiste, stra­szliwa to jest tajemnica... oto zbawienie wielu ludzi zawisło od modlitw i dobrowolnych umartwień człon­ków Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa... Wszyscy, którzy z Jednego i przez Jednego otrzymaliśmy zba­wienie i sami zbawiamy, winniśmy współpracować z Chrystu­sem w tym zbaw­czym Jego dziele” (Encyklika Mystici Corpo­ris Christi, 46.62).

*

Augustyn Jankowski OSB, Królestwo Boże w przypowieściach, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC