Pewność faryzeuszów

Piotr Rostworowski OSB

publikacja 07.04.2017 09:30

Jest straszna w swej absolutnej nieustępliwości, straszna w swej nieuczciwości wewnętrznej, bo przecież nie mogli niczym jej uzasadnić.

Faryzeusze HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość Faryzeusze
Rzeźby z katedry św. Mikołaja w Elblągu

Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: «Czemuście Go nie pojmali?» Strażnicy odpowiedzieli: «Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia». Odpowiedzieli im faryzeusze: «Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty». Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: «Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?» Odpowiedzieli mu: «Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei». I rozeszli się – każdy do swego domu (J 7,45–53).

Jeszcze raz ukazuje się tragedia ludu, który skłania się raczej ku uwierzeniu Jezusowi, ale ma tak pewnych siebie i usztywnionych w swej postawie przywódców, że nie może się wyłamać z tej obręczy. Odnosi się wrażenie, że gdyby faryzeusze zawahali się choć trochę, gdyby nie wydali tak nieprzejednanych rozporządzeń przeciwko tym, którzy uwierzą w Jezusa, to kto wie, czy ta, raz po raz wzbierająca fala ludzkiej wiary, nie popłynęłaby wartkim strumieniem ku Niemu.

Ta pewność faryzeuszów jest straszna w swej absolutnej nieustępliwości, straszna w swej nieuczciwości wewnętrznej, bo przecież nie mogli niczym jej uzasadnić. Mogli mieć wątpliwości czy Jezus jest Mesjaszem, a nawet jako przywódcy ludu obowiązani byli do powściągliwości w dawaniu swej wiary nowemu Prorokowi, aż do dokładnego zbadania wszystkich danych problemu. Wahanie się byłoby zgodne z uczciwością i poczuciem wielkiej odpowiedzialności, ale pewności nie mieli i mieć nie mogli. Ich bezkompromisowa postawa była wynikiem nie badań, do których mieli prawo, ale woli, która powiedziała kategorycznie: Nie! Dlatego wszystkie światła odrzucają, których Bóg im nie poskąpił. Nawet słudzy wysłani dla pojmania Jezusa stają się dla nich jakimś upomnieniem Bożym, upomnieniem bezapelacyjnie odrzuconym (7,45–49). Ci prości ludzie byli wprawdzie uprzedzeni do Jezusa, ale promieniowanie Jego osobowości i siła Jego słów zrobiły na nich wraże­nie. Wystarczyło to by zjednać ich dla Jezusa, bo nie mieli nienawiści do Niego. Faryzeusze nie uznają by jakieś światło mogło im przyjść od ludu, by Bóg mógł przez podwładnych oświecać zwierzchników. Wyrażają się o ludzie z największą pogardą. Przychodzi inne światło, tym razem od uczonego w Piśmie, Nikodema, który domaga się najsłuszniejszego w świecie zbadania sprawy. Straszne jest to, że nie dopuszczają nawet możliwości badania. Wyznawcy Prawa skazują człowieka na śmierć, bez wysłuchania Go, bez zbadania sprawy, bo oni już wiedzą, że z Galilei nie może wyjść żaden prorok. Ale nie sprawdzili nawet, czy Jezus rzeczywiście urodził się w Galilei. Po tym mądrym rozstrzygnięciu rozeszli się do domów w pełni samozadowolenia (7,50–53). Obraz ten jest tak mocnymi liniami rysowany, że zakrawa na karykaturę, a tymczasem zawiera w sobie poważne ostrzeżenie, bo jest w nim wiele tragicznej, ludzkiej prawdy. Faktycznie tak nieraz wygląda ludzki obiektywizm i ludzka sprawiedliwość.

*

Piotr Rostworowski OSB / EC Komentarz do Ewangelii według św. Jana Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC