Barwny świat apokryfów

Gość Sandomierski 01/2017 |

publikacja 19.01.2017 06:00

Czym są i jakie jest ich znaczenie, wyjaśnia ks. prof. Marek Starowieyski, badacz, tłumacz i redaktor 5-tomowego przekładu „Apokryfów Nowego Testamentu”.

Obraz na pamiątkę tarnobrzeskiego spotkania. Ks. Marek Starowieyski, autor kilkudziesięciu prac z zakresu patrologii, ma zaproszenie Kazimierza Wiszniowskiego gościł niedawno w Tarnobrzegu, gdzie spotkał się z młodzieżą oraz mieszkańcami miasta. Marta Woynarowska /Foto Gość Obraz na pamiątkę tarnobrzeskiego spotkania. Ks. Marek Starowieyski, autor kilkudziesięciu prac z zakresu patrologii, ma zaproszenie Kazimierza Wiszniowskiego gościł niedawno w Tarnobrzegu, gdzie spotkał się z młodzieżą oraz mieszkańcami miasta.

Marta Woynarowska: Wielu osobom słowo „apokryf” mówi niewiele lub prawie nic.

Ks. prof. Marek Starowieyski: Apokryfy to wszystkie utwory na tematy biblijne, ale nienależące do kanonu Starego czy Nowego Testamentu. Powstawały w starożytności chrześcijańskiej, w średniowieczu, powstają i dziś. Szereg współczesnych powieści jak chociażby „Listy Nikodema” Jana Dobraczyńskiego, „Księga apokryfów” Karla Čapka to nic innego jak nowoczesne apokryfy.

Jaka jest geneza powstania apokryfów?

Powodów jest wiele. W Nowym Testamencie istnieją swoiste „białe plamy”. O życiu Maryi wiemy niewiele. Nic nie wiemy o Jej narodzeniu, dzieciństwie, zaślubinach z Józefem ani o kresie Jej życia. Opisują je „Protoewangelia Jakuba” i tzw. Transitus (opis jej odejścia). Mamy tylko nieco wiadomości o świętych Piotrze, Pawle i Janie, o innych nie wiemy nic. Ludzi też interesowało, co się wydarzyło, gdy Chrystus zstąpił do Otchłani, a św. Paweł został porwany do nieba. To jeden powód. Drugim jest sposób uprawiania przez Żydów teologii: obrazami wyjaśniano świętość Maryi, obrazami tłumaczono Pismo Święte.

Czy apokryfy mają jakieś znaczenie dla naszej wiary?

Przede wszystkim nie wnoszą nic nowego do obu Testamentów, a jeśli nawet, to bardzo niewiele. Niemniej są bardzo cenne, gdyż mówią nam o środowisku chrześcijan, w którym powstały, o ich wierze, sposobie myślenia. Krótko rzecz ujmując, wprowadzają nas w świat wiary przysłowiowego Nowaka czy Kowalskiego z Efezu lub Aleksandrii, o którym wiemy niewiele, choć znamy dość dobrze uczoną teologię ojców Kościoła tych czasów. Otrzymujemy też inne wiadomości, np „Akta Tomasza” podają wiadomości o udzielaniu chrztu i bierzmowania, a także o stosowanych wtedy modlitwach. Wspomniana „Protoewangelia Jakuba” pokazuje nam pobożność maryjną na przełomie II i III w., o której wiedzieliśmy niewiele. Apokryfy mają ogromne znaczenie kulturowe. Ikonografia, czy to wschodnia, czy zachodnia, częstokroć jest na nich budowana. Żeby zrozumieć twórczość malarzy ikon czy wielkich mistrzów renesansu, albo malarstwo baroku, trzeba sięgnąć do apokryfów. Podobnie rzecz się ma z literaturą. Arcydzieło poezji średniowiecznej „Boska komedia” Dantego wzięła natchnienie z „Apokalipsy św. Pawła”; „Quo vadis” Sienkiewicza opiera się na „Aktach Piotra”, itd. Choć apokryfy zazwyczaj nie są arcydziełami literatury, często nawet utworami dość słabymi, to ich rola kulturowa jest nieproporcjonalnie większa od ich wartości literackiej.

Jesteśmy w okresie bożonarodzeniowym. Z pewnością nie mogło zabraknąć apokryfów opowiadających o narodzeniu Bożego Syna.

Istnieje wiele tzw. Ewangelii dzieciństwa, a więc opowiadają o dzieciństwie i młodości Maryi, o narodzinach Jezusa, o Trzech Królach, o pobycie w Egipcie, o dzieciństwie Jezusa w Nazarecie, zachowanych po grecku, łacinie, syryjsku, koptyjsku, arabsku itd. Jako przykład podajmy dwa epizody. W „Protoewangelii Jakuba” znajdujemy piękny poetycki opis ciszy kosmicznej, jaka nastąpiła w chwili, gdy Jezus narodził się w jaskini: firmament stanął, powietrze pełne było zdumienia, ptactwo zakrzepło w locie, ludzie zastygli i spoglądali w niebo, owce przestały iść, kozły przestały pić wodę z rzeki. I nagle znów wszystko powróciło do życia. W Ewangeli św. Mateusza znajdujemy intrygujący, ale trudny epizod o magach, którzy przyszli ze Wschodu. Brak wiadomości pobudził fantazję. Kim byli? Mędrcami badającymi gwiazdy? (Ewangelista nazywa ich „magoi”). Królami (bo psalm mówi, że królowie oddadzą Mu pokłon)? Skąd przybyli? Ewangelista mówi, że ze Wschodu. A więc z Arabii, Indii, Etiopii. Potem przyjęto, że byli przedstawicielami trzech kontynentów: Europy, Afryki i Azji, a gdy odkryto Amerykę, dodano (w Portugalii) także i ją (ten król przyniósł ziarno kakao...). A może byli braćmi? Jakie były ich imiona? W różnych językach są one różne, ustalono w końcu w tradycji łacińskiej, że byli to Kacper, Melchior i Baltazar, których mylnie utożsamia się te imiona ze skrótem „K+M+B” pisanym nad drzwiami, który pochodzi od łacińskiego powiedzenia „Christus mansionem benedicat” („Niech Chrystus błogosławi mieszkanie”). Ilu ich było? Trzech, bo nieśli trzy dary: mirrę, kadzidło i złoto? A może dwunastu, jak podaje tradycja syryjska? Ta tradycja zbudowała na prostym opowiadaniu św. Mateusza barwną legendę, którą na swoich obrazach rozpisali następnie wielcy malarze, np. bajecznie wschodni pochód Trzech Króli Benozza Gozzoliego we Florencji. Warto wejść w ten barwny świat apokryfów zawierający w sobie mnóstwo tajemnic do rozwiązania, ale przede wszystkim trzeba pamiętać, że źródłem naszej wiary nie są apokryfy, ale Pismo Święte, i do niego często powracać.

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.