Karze bo kocha

Andrzej Macura

publikacja 17.03.2017 12:00

Kto nic nie robi, by jego dziecko nie stało się łajdakiem, wcale go nie kocha.

Karze bo kocha Henryk Przondziono /Foto Gość Bóg zawsze jest blisko człowieka i prowadzi go swoimi drogami. Tyle że ta droga, choć piękna, jest też wymagająca

Ozeasza 4. 11

W sali wielu ludzi. Nawrócony muzyk składa świadectwo. „Kiedyś byłem zły. Buntowałem się, bo uważałem, że Bóg za wszystko mnie karze. Ale potem odkryłem, że to nieprawda, bo Bóg mnie kocha”. Aplauz sali. Bóg jest dobry, chwała Panu! Jacy głupi są ci, którzy uważają, że Bóg, który jest miłością, mógłby kogoś karać!

A po mojej głowie tłucze się niepokojąca myśl: naprawdę nie karze? Czyli obojętnie jak kto żyje, hulaj duszo piekła nie ma? Mogę swojemu bliźniemu zrobić każde świństwo, a Bóg będzie się mną zachwycał i jeszcze, gdy ci, których skrzywdziłem, zechcą Mu się poskarżyć, pogrozi im palcem? No jak to za co! Za to, że zamiast mi przebaczyć chowają w sercu urazę i domagają się jakieś sprawiedliwości!

Jasne, Bóg nie jest złośliwym żandarmem, który czyha na każde ludzkie potknięcie, by zaraz się wtrącić i przynajmniej pogrozić palcem. Nie jest Bogiem, który interesuje się człowiekiem tylko wtedy, gdy trzeba go upomnieć, zbesztać albo ukarać. Ale kochając i wiele darując stawia też wymagania. I na pewno nie jest naiwny.

Jak kochać by nie wtrącać człowieka w otchłań zła to problem, nad którym zastanawia się wielu rodziców. Znał go też w odniesieniu do Boga Stary Testament. Jego autorzy rozumieli to napięcie między koniecznością pogodzenia Bożej świętości i Jego pragnienia sprawiedliwości z Jego dobrocią i życzliwością wobec człowieka. Ot, prorok Ozeasz....

Słuchajcie słowa Pana,
synowie Izraela,
On bowiem spór wiedzie z mieszkańcami kraju,
gdyż zaginęły wierność i miłość
i znajomość Boga na ziemi.
Przeklinają, kłamią, mordują i kradną,
cudzołożą, popełniają gwałty, a zbrodnia idzie
za zbrodnią.
Dlatego kraj jest okryty żałobą
i więdną wszyscy jego mieszkańcy,
zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne,
a nawet ryby morskie marnieją (4,1-4)

„Przeklinają, kłamią, mordują i kradną, cudzołożą, popełniają gwałty, a zbrodnia idzie za zbrodnią”. Jak długo Bóg miałby coś takiego tolerować i nie reagować? Co dałoby, gdyby ciągle milczał i czekał na nawrócenie? Przecież nie chodzi o drobiazgi. I nie grzechy wynikłe z ludzkiej słabości, ale raczej zupełne lekceważenie Boga. I zupełne nieliczenie się z zarówno z Nim ani z drugim człowiekiem. Dlatego Bóg  decyduje się działać. „Dlatego kraj jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy, zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne, a nawet ryby morskie marnieją”. Nie, tu nie chodzi o zemstę na zagubionych i głupiutkich. To ukaranie bezczelnych, którzy z nikim i niczym się nie liczą. Jeśli sami krzywdy nie doświadczą, nie opamiętają się.

Kto kocha, ten troszczy się o drugiego człowieka. I stawia mu wymagania. Chodzi przecież o to, by ten drugi stał się dobrym człowiekiem. Zgoda na zło byłby zgodą na jego wieczne potępienie. Dlatego nie ma sprzeczności między miłością, a mającym człowieka doprowadzić do opamiętania karaniem. Chodzi tylko o to, by w tym wszystkim rzekomą miłością nie maskować swojej kłótliwości i niechęci do człowieka. By nie mówić „to dla twojego dobra”, a w rzeczywistości tym dobrem w ogóle się nie przejmować. A Bóg karząc kochać nie przestaje. 

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem,
i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem,
tym dalej odchodzili ode Mnie,
a składali ofiary Baalom
i bożkom palili kadzidła.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.
Powrócą do Egiptu
i Aszszur będzie ich królem,
bo się nie chcieli nawrócić.
Miecz będzie szalał w ich miastach,
wyniszczy ich dzieci,
a nawet pożre ich twierdze.

Mój lud jest skłonny
odpaść ode Mnie -
wzywa imienia Baala,
lecz on im nie przyjdzie z pomocą.
Jakże cię mogę porzucić, Efraimie,
i jak opuścić ciebie, Izraelu?
Jakże cię mogę równać z Admą
i uczynić podobnym do Seboim?
Moje serce na to się wzdryga
i rozpalają się moje wnętrzności.
Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu
i Efraima już więcej nie zniszczę,
albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem;
pośrodku ciebie jestem Ja - Święty,
i nie przychodzę, żeby zatracać.

Pójdą śladami Pana,
który zagrzmi, jak [ryczy] lew.
A kiedy zagrzmi -
zbiegną się Jego synowie z zachodu,
jak ptactwo przylecą z Egiptu,
i z asyryjskiej ziemi jak gołębie;
sprawię, że wrócą do swoich siedzib -
wyrocznia Pana (Oz 11).

Piękny tekst pokazujący to rozdarcie między wielką miłością, a świadomością, że konieczne jest karanie. Takie solidne, nie tylko pogrożenie palcem.

Bóg kochał Izraela. I chciał dla niego jak najlepiej. I właśnie dlatego musiał czasami zdejmować ochronny parasol, jaki nad nim roztaczał. By Izrael się opamiętał potrzeba było, by poczuł jak to jest bez lekceważonego na co dzień Boga i bez Jego opieki. „Powrócą do Egiptu i  Aszszur będzie ich królem” – tak, znów staną niewolnikami. Tak, „miecz będzie szalał w ich miastach, wyniszczy ich dzieci, a nawet pożre ich twierdze”. Bóg kocha. Izrael jest dla niego jak dziecko. Ale wobec całego tego zła bałwochwalstwa i społecznej niesprawiedliwości nie może nie reagować. I co najważniejsze, nawet decydując się na karanie nie przestaje kochać. Już cieszy się na chwile, kiedy okaże swojemu ludowi miłosierdzie.

Nieprawdziwym jest obraz Boga, który czyha na ludzkie potknięcia i z satysfakcją wyciąga konsekwencje za każdy, najdrobniejszy nawet grzech; Boga, który wiecznie beszta, łaje i poucza. Ale podobnie nieprawdziwym jest obraz Boga ślepego na zło; Boga którego reakcją na każde, największe nawet świństwo jest nucenia ukochanemu człowiekowi „nic się nie stało, kochany, nic się nie stało”. Bóg jest dobry, ale nie naiwny. Bóg kocha, ale nie jest ślepy. Gdy trzeba, potrafi też ukarać. Nie po to, żeby się zemścić. Po to, by człowieka z powrotem skierować na drogę dobra.

Twarda ta Boża miłość. Twarda, ale właśnie dlatego najprawdziwsza.