Kuszenie Jezusa na pustyni

Adam Ligęza, Michał Wilk

espe.pl/OD_POPIOLU_DO_OGNIA_Nowy_Testament-892.html |

publikacja 17.02.2010 08:05

Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu (Mk 1,12-13).

Kuszenie Jezusa na pustyni

 

 

Jezus na pustyni - Ewangelie synoptyczne

Opowiadanie o kuszeniu u wszystkich trzech synoptyków rozpoczyna się podobnie: Jezus przez czterdzieści dni przebywał na pustyni, gdzie był kuszony przez szatana. Pustynia, szatan, symboliczna liczba czterdzieści - to wspólne elementy tradycji... Zacznijmy od wytłumaczenia, co symbolizuje pustynia...

Zanim przejdziemy do symboliki tekstu, najpierw musimy zwrócić uwagę na to, że w tym opowiadaniu chodzi o konkretne miejsce geograficzne - o pustynię leżącą w Judei, prawdopodobnie tę samą, na której działał Jan Chrzciciel. Mówimy o obszarze rozciągającym się na zachód od Morza Martwego i sięgającym aż po wzgórza judejskie. To właśnie tam poszedł Jezus... J.I. Packer opisuje to miejsce dość plastycznie: Ostre gołe skały znacząjałowe połacie pisaku. Gorące, niosące piasek wiatry tworzą ruchome wydmy. W dodatku w regionie tym bardzo rzadko padają deszcze... Pustynia biblijna daleka jest od naszych wyobrażeń pustyni piaszczystej.

Ale ustalenie położenia geograficznego nie wyklucza biblijnej symboliki pustyni, prawda?

Jasne, że nie. Wychodząc od obserwacji samej Ewangelii Marka, moglibyśmy powiedzieć, że pustynia jest symbolem czegoś bardzo zwykłego i codziennego: wyciszenia, odpoczynku, spokoju.

Ewangelista Marek wiele razy wspomina, że Jezus chodził na pustynie, by odpocząć. Te wtrącenia, mimo iż pojawiają się jakby mimochodem, tworzą w Ewangelii mocny kontrast z fragmentami opisującymi działalność Jezusa w miastach. Weźmy np. słynny opis działalności Jezusa w Kafarnaum: Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi (Mk 1,32-33). I chwilę potem ma miejsce upragniony odpoczynek: Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił(Mk 1,35).

Widzisz wielopoziomowy kontrast tych dwóch wersetów? Wieczór - poranek, tłum z całego miasta - samotność, miasto - pustynia, po zachodzie słońca - przed wschodem... Takie konstrukcje literackie, typowe dla Marka, świetnie uwypuklają symbolikę pustyni.

W innym miejscu Jezus wysyła na pustynię swych uczniów: Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco! (Mk 6,31a). A ewangelista dodaje: Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu (Mk 6,31b).

Rozmnożenie chleba też chyba ma miejsce na pustyni...

Racja. Bo pustynia to także miejsce cudów. W normalnej sytuacji - spójrzmy na pustynię oczyma wycieńczonego wędrowca, któremu brakuje jedzenia i wody - miejsce to przeraża groźbą śmierci, unicestwienia i bezruchu. Ale spojrzenie wiary prowadzi człowieka biblijnego do następującego wniosku: Bóg może wszystko! Gdy Bóg przemówi, wtedy dzieją się cuda - także na pustyni. A zatem pustynia to także miejsce Bożego zbawczego działania. Wspomniałeś rozmnożenie chlebów. Ale przypomnij sobie mannę zsyłaną Izraelitom z nieba, wodę wyprowadzoną przez Mojżesza ze skały i przepiórki... - wszystko to działo się na pustyni.

Czyli, gdy Bóg przemówi, wówczas miejsce, które do tej pory było obietnicą śmierci, teraz zapowiada życie...

W jednym z psalmów czytamy, że życie ludzkie jest jak trawa czy kwiat pojawiający się na pustyni (por. Ps 90,6). W przeciwieństwie do pustyni piaszczystej, gdzie prawie nic nie rośnie, w Palestynie - wśród kamieni i skał pustynnych połaci - co rano pojawiają się trawy, a niekiedy nawet kwiaty. Problem jednak w tym, że cud życia trwa zaledwie chwilę - roślinność usycha już po kilku godzinach, spieczona żarem południa. Życie na pustyni trwa trzy, może cztery godziny... Refleksja psalmisty rozwija się w oparciu o ten właśnie obraz, bo w kolejnych wersetach Psalmu 90 czytamy: Miarą życia człowieka jest lat siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni... (Ps 90,10). Ale czym to jest w perspektywie Bożej wieczności? U Boga tysiąc lat jest jak jeden dzień, który właśnie minął... (por. Ps 90,4). Mimo to z obrazu pustkowia wyłania się pewien horyzont nadziei: czy sam fakt, że na pustyni pojawiają się kwiaty, nie jest czymś przedziwnym i wzbudzającym zachwyt? Znaleźć kwiat na pustyni to prawdziwy cud! Podobnie, można by powiedzieć, na pustyni codzienności też zdarzają się cuda, dla których warto żyć i które - pomimo kruchości i przemijalności naszego życia - wybiegają poza skończoność czasu i przenoszą nas w rzeczywistość Boskiej wieczności. Myślę o tych chwilach, gdy wydarza się miłość, gdy potrafimy kochać...

Na pustyni człowiek wsłuchuje się w głos Boga... W Biblii, ale także w innych starożytnych opowieściach, pustkowie oznacza wewnętrzne wyciszenie. Przed Jezusem na pustkowie szli Mojżesz, a później Eliasz - udali się tam po to, by móc poznać prawdę serca.

I tu dochodzimy do najważniejszego znaczenia pustyni. Pustynia to miejsce, gdzie człowiek nie tylko wsłuchuje się w głos Boga, lecz przede wszystkim idzie zmagać się z samym sobą, by stać się wewnętrznie wolnym i by umieć podejmować słuszne decyzje... Rabini uczą, że słowo pustynia (hebr. midbār) jest złożeniem dwóch innych słów: przyimka min/mi, co oznacza m.in. kierunek pochodzenia: od, z, oraz słowa dābār, które jako rzeczownik znaczy: słowo, a jako czasownik (hebr. dābar) - mówić, rozmawiać. Po hebrajsku pustynia to miejsce z-którego-przemawia-Bóg (hebr. mi-dbār). Lecz głos Boży jest delikatny. Bóg mówi w głębi serca. Trzeba się dobrze wsłuchać, a to wymaga trochę czasu. Stąd człowiek, który idzie na pustynię słuchać Boga, musi być cierpliwy. W takim sensie symbol pustyni często łączy się z tajemniczą liczbą czterdzieści. Czterdzieści dni to czas jednego pokolenia, a więc symbol odpowiednio długiego czasu, dojrzałości i cierpliwości człowieka, gotowości nasłuchiwania...

Izraelici przebywali na pustyni czterdzieści lat (por. Wyj 16,35; Pwt 1,3; 2,7; 8,2.4; 29,4), ale także Mojżesz - zanim spotkał się z Bogiem twarzą w twarz (por. Wyj 24,18) - pościł czterdzieści dni (por. Wyj 34,28). Z kolei w Pierwszej Księdze Królewskiej czytamy, że Eliasz szedł ku Bożej górze Horeb czterdzieści dni i czterdzieści nocy (por. 1Krl 19,8).

Warto na to zwrócić uwagę, gdyż nie przypadkiem na górze Tabor w czasie Przemienienia Jezus będzie rozmawiał właśnie z Mojżeszem i Eliaszem.

Jakie są inne znaczenia liczby czterdzieści?

Czterdzieści to liczba symbolizująca niekiedy także Bożą karę - myślę przede wszystkim o potopie (por. Rdz 6,5), ale również Bożą bliskość. Jeden z apokryfów wspomina także, że Adam czterdzieści dni po stworzeniu został przeniesiony przez Boga do raju (por. Jub 3,9).

Jezus spotyka na pustyni diabła. To kolejny element opowiadania wspólny wszystkim synoptykom.

Tu akurat ewangeliści używają greckich słów diábolos (Mt 4,5; Łk 4,2) i satanas (Mk 1,13). Mówiąc o biblijnym szatanie łatwo popaść w dwie skrajności. Polegają one na tym, że z jednej strony istnieje niebezpieczeństwo przenoszenia na myśl biblijną tego wszystkiego, co jest owocem późniejszej refleksji teologicznej. To jest błąd metodologiczny. Refleksja teologiczna o diable, owszem, ma swoją historię, ale w Biblii idea zła nie ma jeszcze takiego znaczenia, jakie posiada dziś w teologii. Z drugiej strony, obserwując literacki rozwój idei, można dojść do błędnego przekonania, że szatan jest tylko literacką metaforą zła - symbolicznym ukazaniem zepsucia ludzkości na poziomie literackim. Obie drogi są niewłaściwe...

A zatem jak rozumieć diabła biblijnie i poprawnie?

Powiedziałbym, że słowo szatan oznacza przede wszystkim realną możliwość zagubienia się człowieka, prawdziwe zagrożenie wiecznego odejścia od Boga. Lecz - jak zauważa J. Ratzinger - żadnym wypadku nie można powiedzieć, że Bóg stworzył szatana. Bóg stworzył jedynie dobro. Zło nie jest jakimś samodzielnym bytem i w ogóle daje się pomyśleć wyłącznie jako negacja zachodząca w dobrej istocie. Ponadto musimy zwrócić uwagę na to, że w tradycji biblijnej bardzo wyraźnie widać długą ewolucję idei zła. Słowo satanas pojawia się u Marka i w innych ewangeliach dość często. Ale ciekawe jest to, że ilekroć nieprzyjaciele Jezusa mówią o złym, używają innego imienia: Belzebub (por. Mk 3,22; 8,33). W pismach z Qumran znajdujemy jeszcze inne określenie - Beliar, zaś Septuaginta, gdy tłumaczy hebrajski tekst na grekę, używa słowa diábolos. Stąd nasze słowo diabeł. Diabeł to ten, który oskarża ludzi przed Bogiem (por. Ap 12,10) - kusiciel mieszkający na niebiańskim dworze Boga (por. Za 3,1-3; Hi 1,6-12). Inne źródła przedstawiają go jako upadłego anioła namawiającego człowieka do zła (por. Mt 13,39; 25,41). Z kolei Jan nazywa go zabójcą, kłamcą i władcą tego świata (por. J 8,44; 12,31). Obrazy Nowego Testamentu są wsparciem dla naszego rozumu, ale - jako formy wypowiedzi - pochodzą z obserwacji świata widzialnego i zawsze pozostają symbolami, stąd nie należy interpretować ich dosłownie. Taka interpretacja niszczy treść, którą w sobie zawierają.

Ale czy można powiedzieć, że diabeł to byt osobowy?

Osobą jest człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga i powołany do miłości. Sam Bóg jest Miłością - miłosnym trwaniem Trzech Osób. Jeżeli rozumiemy termin osoba w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, to raczej trudno odnieść go do szatana. Szatan jest złem, które stanowi dla nas realne zagrożenie - niebezpieczeństwo polegające na tym, że osoba nie stanie się tym, do czego jest powołana w Bożym planie miłości. Szatan jest raczej zaprzeczeniem tego, czym jest osoba; jest - jak to ujął J. Ratzinger - antyosobą.

Wróćmy do tekstu Biblii. Powiedzieliśmy kilka słów o pustyni, szatanie i liczbie czterdzieści. Od tego momentu w Ewangeliach mamy duże rozbieżności. Tradycja biblijna zna trzy pokusy, jakich doświadczył Jezus: zamiana kamieni w chleb, skok z narożnika świątyni i pokłon, który Jezus miał oddać diabłu. Ale o tych trzech pokusach czytamy tylko u Mateusza i u Łukasza. Marek skraca wszystko do zaledwie dwóch wersetów...

Nie, to nie Marek skraca tekst, tylko Łukasz i Mateusz rozwijają tradycję, którą przejęli od Marka. Musimy pamiętać o chronologii powstania pism Nowego Testamentu. Przyjmuje się, że Ewangelia Marka została spisana ok. 68-73 roku, natomiast wersje Mateusza i Łukasza - około 85 roku.

W takim razie skąd Mateusz i Łukasz znali tradycję o trzech pokusach?

Jeżeli chodzi o Ewangelie synoptyczne, jest wiele opowiadań, które znajdujemy u Mateusza i u Łukasza, a których nie ma u Marka. O czym to świadczy?

Że korzystali z jakiegoś innego dokumentu, którego nie znał Marek?

Tak. Przyjmując podaną wyżej chronologię pism, bibliści doszli do wniosku, że skoro w dwóch późniejszych wersjach Dobrej Nowiny są wspólne wersety, których nie mamy u Marka, a Mateusz i Łukasz pisali Ewangelie najprawdopodobniej zupełnie niezależnie od siebie, to logiczne jest, by przyjąć, że musiało istnieć inne pismo, które posłużyło Mateuszowi i Łukaszowi jako źródło. Do dziś ślady istnienia takiego pisma nie zostały potwierdzone, zatem teoria ma wartość zupełnie hipotetyczną. Poza tym dziś hipotezy dotyczące tzw. problemu synoptycznego są bardzo rozbudowane i biorą pod uwagę wiele innych czynników. Jako że hipoteza, o której mówimy, zrodziła się wśród egzegetów niemieckich, a słowo źródło w języku niemieckim to Quelle, stąd hipotetyczny dokument umownie nazywamy źródłem Q. Wydaje się, że opisując trzy pokusy, ewangeliści korzystają z wcześniej spisanej tradycji.

Czyli przepisują coś, co nie dotrwało do naszych czasów, ale co prawdopodobnie było już spisane i znane przed ostateczną redakcją Ewangelii...

Tak, ale to przepisywanie nie było takie zupełnie mechaniczne. Ewangeliści dostosowali wcześniejszą tradycję do swoich własnych architektonicznych i teologicznych kompozycji Ewangelii. Zwróć uwagę na odwrócenie porządku drugiej i trzeciej pokusy. U Mateusza mamy sekwencję: pustynia - świątynia - góra, zaś u Łukasza: pustynia - góra - świątynia.

Kto zmienił kolejność?

No właśnie to jest problem. Musielibyśmy wiedzieć, jaki był pierwotny porządek opowiadania w źródle Q. A tego się nie dowiemy, dopóki Q pozostanie hipotezą... Jedyne, co możemy, to wysuwać kolejne hipotezy. Możemy założyć, że Q pokrywało się z porządkiem opowiadania Łukasza, a w takim wypadku Mateusz musiałby przestawić scenę z wysoką górą na koniec perykopy. Pozostaje jednak pytanie, po co miałby to robić... Może chciał podkreślić związek całego opowiadania z tym, co następuje bezpośrednio później, czyli z tradycją o tzw. Kazaniu na górze. Przemawia za tym jeden argument: w wersecie Mt 5,1 mówi się, że Jezus wychodzi na górę. Ale można założyć także inną ewentualność - być może sekwencja w źródle Q pokrywała się z tą, którą znajdujemy u Mateusza, co by znaczyło, że to Łukasz zmienił kolejność, przestawiając na koniec perykopy pokusę związaną ze świątynią. Na korzyść takiej możliwości przemawia fakt, że u Łukasza widzimy szczególne zainteresowanie teologią świątyni. Jego Ewangelia kończy się sceną w świątyni (por. Łk 24,52-53). Jak zatem było faktycznie? Nie dowiemy się tego, dopóki ktoś nie odnajdzie źródła Q.


Kuszenie Jezusa

Mk 1,12-13

Mt 4,1-11

Łk 4,1-13

 12 Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. 13 Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt…

1 Wtedy Duch  wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. 2 A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. 

1 Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni 2 czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód.

 

3 Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem». 4 Lecz On mu odparł: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych». 

3 Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem». 4 Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek». 

 

5 Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni 6 i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień».7 Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego». 

    5 Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata 6 i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. 7 Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje». 8 Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». 

 

    8 Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych 9 i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon». 10 Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». 

    9 Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół!10 Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, 11 i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». 12 Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego». 

aniołowie zaś usługiwali Mu. 

11 Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu.

    13 Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.

 

Chleb, władza i pokłon

Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem” (Mt 4,3). Tak brzmi pierwsza pokusa. Na czym ona właściwie polega?

Na tym, by z jednej strony uczynić spektakularny cud - potwierdzić swą wielkość, a z drugiej - by zaspokoić głód.

Później Jezus rzeczywiście będzie rozmnażał chleb na pustyni...

Racja, ale to rozmnożenie będzie wyrazem posłuszeństwa woli Boga, a nie diabła. Stąd płynie pierwsza ważna dla nas wskazówka: nie wystarczy patrzeć na zewnętrzne, widzialne efekty działania Jezusa. Jeśli chcemy Go poznać, nie możemy interpretować Biblii powierzchownie, lecz dostrzegać znaczenie Jego czynów - to, co one wyrażają, ich wewnętrzny dynamizm. Gesty Jezusa są znakiem pełnienia woli Boga.

Jezus odpowiada szatanowi, cytując Księgę Powtórzonego Prawa...

W szerszym kontekście werset brzmi tak: Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywiłcię manną, (...) bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana (Pwt 8,3). Jezus, odrzucając możliwość zamiany kamienia w chleb, prezentuje szersze spojrzenie na rzeczywistość - takie, jakie widzimy w Pwt 8,3. Chleb jest potrzebny, owszem, ale za cenę chleba człowiek nie może sprzeniewierzać się Bogu, gdyż - w biblijnym spojrzeniu na historię zbawienia - to właśnie Bóg dba o to, by nie zabrakło nam powszedniego chleba. Potwierdza to inny werset Księgi Powtórzonego Prawa: Przecież Pan, twój Bóg, który ci błogosławił w pracach twych rąk, opiekuje się twoją wędrówką po tej wielkiej pustyni. Oto czterdzieści lat Pan, twój Bóg, jest z tobą, i niczego ci nie brakowało (Pwt 2,7).

Ciekawe... Biorąc pod uwagę tylko fragment cytowany w Ewangelii, ktoś mógłby pomyśleć, że czymś naturalnym i dobrym jest zaspokajanie głodu. Szerszy kontekst jest jak wzbicie się w górę i popatrzenie na obraz z szerszej perspektywy - i wiele tłumaczy...

Zgadza się. Jezus odmawia szatanowi i tym samym nie wpada w pułapkę „ciasnego” myślenia. Zewnętrzny gest, który my obserwujemy oczami, w rzeczywistości jest biblijnym symbolem, którego treść jest dla nas wprost niewyczerpana: Jezus zachowuje dystans do siebie i do tego, co mógłby mu podpowiadać rozum - odrzuca pokusę nie tyle intelektem, co raczej odruchem serca wynikającym z wewnętrznej relacji z Bogiem - z zaufania. I właśnie dzięki takiej decyzji Jego relacja z Ojcem nie tylko nie zostanie zerwana, ale będzie potwierdzona i umocniona konkretem życia. Gdy później Jezus będzie wprowadzał uczniów w tajemnicę tej relacji, ucząc ich modlitwy Ojcze nasz, będzie miał - jeśli wolno mi tak powiedzieć - czyste sumienie. I, jak widzieliśmy wcześniej, to nie przypadek, że środkowa prośba tej modlitwy brzmi: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...(Mt 6,11). Chcę pokazać coś, na co rzadko zwracamy uwagę: gdy zestawimy te dwie perykopy: kuszenie na pustyni i modlitwę Ojcze nasz, Jezus daje się nam poznać jako najbardziej wiarygodny przewodnik duchowy.

No dobrze. Jak to się mówi, bitwa zakończona, ale wojna trwa dalej. Przychodzi druga próba. „Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego»” (Mt 4,5-7). Jak rozumieć tę pokusę?

Trudno powiedzieć dokładnie, co ewangeliści mają na myśli, pisząc o tzw. narożniku świątyni. Wielu biblistów tłumaczy, że chodzi tutaj o najwyższy punkt budowli świątynnej. Niektórzy wskazują na szczyt tzw. krużganku Heroda, który miał wznosić się ponad doliną Cedronu. Mimo to trudno precyzyjnie ustalić, o którą część świątyni chodzi. Całkiem możliwe, że ewangeliści myśleli o którymś skrzydle świątynnym, ponieważ określenie najwyższy punkt (gr. pterýgion) pochodzi od słowa, które w terminologii architektonicznej oznaczało skrzydło budowli. A jeżeli faktycznie tak było, to werset ten może mieć interesujące podteksty teologiczne - może być aluzją do Psalmu 91, a konkretnie do słów: i schronisz się pod Jego skrzydła (Ps 91,4). Taka interpretacja jest o tyle prawdopodobna, że chwilę później sam szatan cytuje kolejne dwa wersety tego właśnie Psalmu: Bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień (Ps 91,11-12). D.J. Harrington przypuszcza, że być może chodzi tutaj o ukrytą grę słów - możliwe, że odniesienie do szczególnego punktu świątyni wskazuje na biblijny fundament nauki Jezusa... To faktycznie jest prawdopodobne, tym bardziej że - jak już wspomniałem - ewangelie rozwijają teologię świątyni.

A na czym polega sama pokusa?

Na tym, by się przełamać, by narazić się na niebezpieczeństwo, wystawiając tym samym Pana Boga na próbę. Jeśli jesteś Synem Bożym... przełam swój strach, zaryzykuj! Wiesz przecież, że i tak nic ci nie grozi... Jesteś Synem Boga!

Pokusa adrenaliny?

No... A przy tym ryzykowanie życia na zasadzie: a może się uda... Bóg obroni... To jest właśnie kuszenie Boga. Zresztą, taki właśnie zwrot - kuszenie Boga - spotykamy w tym wersecie w staropolskim tłumaczeniu Biblii Jakuba Wujka. Ale Jezus nie kusi Ojca. Po raz drugi cytuje Księgę Powtórzonego Prawa: Nie będziecie wystawiali na próbę Pana, Boga waszego, jak wystawialiście Go na próbę w Massa (Pwt 6,16), a tym samym ucina dialog z szatanem. Ten cytat, podobnie jak poprzedni, ma szerszy kontekst i odsyła czytelnika Ewangelii do historii Izraela, a konkretnie do wędrówki przez pustynię.

A możesz przypomnieć, co takiego wydarzyło się w Massa?

W Lb 20,2-13 czytamy o tym, jak Izraelici stracili ufność i szemrali przeciw Mojżeszowi i Aaronowi: Lepiej by było, gdybyśmy zginęli, jak i bracia nasi, przed Panem. Czemuście wyprowadzili zgromadzenie Pana na pustynię, byśmy tu razem z naszym bydłem zginęli? (Lb 20,3-4). Ludzie nie mieli co jeść, odczuwali głód. Niewątpliwie byli w trudnym położeniu, ale czy to usprawiedliwia ich postawę? Wcześniej na własne oczy widzieli cuda, jakich Bóg dla nich dokonał, a tu prowokują Go do działania, narzekając i obwiniając Mojżesza. Bóg oczywiście dał im jeść, ale wypomniał im przy tym ich brak wiary. Zresztą, potem spotkała ich kara: Ponieważ Mi nie uwierzyliście i nie objawiliście mojej świętości wobec Izraelitów, dlatego wy nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję (Lb 20,12). Jezus jest na pustyni, odczuwa głód, ale nie kusi Boga.

Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon»” (Mt 4,9-10). Trzecia próba - licząc według kolejności zaproponowanej przez Mateusza - to pokusa władzy.

Wszyscy odczuwamy czasem takie pragnienia: władza, bogactwo, być ważnym w czyichś oczach, być dla kogoś autorytetem, móc o czymś decydować... Tu mamy konkretny przykład: Jezus z wysokiej góry widzi wszystkie królestwa świata. Typowa ludzka pokusa... Święty Paweł w Liście do Koryntian mówi o niewiernych, których umysły zaślepił bóg tego świata (por. 2Kor 4,4). Ciekawe, że w Ewangelii Jana diabeł jest nazywany bardzo podobnie: władca tego świata (por. J 12,31; 14,30; 16,11). W scenę kuszenia wpisany jest więc nieprawdopodobny paradoks: Król Królów (por. Ap 19,16) staje przed władcą tego świata, a ten - o ironio! - proponuje Mu, że może podzielić się z nim swoją władzą. Stawia jednak jeden warunek. Mówi: chcesz mieć władzę nad światem? To oddaj mi pokłon! Według mnie ważniejszy niż sama pokusa jest ten warunek: oddanie pokłonu diabłu.

Dlaczego?

Bo tu diabeł uderza w samą relację Jezusa z Bogiem i chce ją zniszczyć. Pokłon jest symbolem religijnego uznania, czci... Pokłon oddany diabłu zniszczyłby relację Jezusa z Ojcem. Do tego problemu jeszcze wrócimy.

Jezus znów odpowiada, cytując Pismo: „Będziesz się bał Pana, Boga swego, będziesz Mu służył i na Jego imię będziesz przysięgał” (Pwt 6,13).

I tym samym po raz kolejny nawiązuje do opowiadania o próbach, jakich Izrael doświadczył na pustyni. Przypominasz sobie, że Izraelici, zwątpiwszy w Boga i nie mając nadziei na powrót Mojżesza z góry Synaj, zrobili sobie złotego cielca i jemu oddawali pokłon (por. Wj 32,1-10). To zresztą doprowadziło Mojżesza do skrajnej złości. Podsumowując, trzy pokusy Jezusa są literackim nawiązaniem do prób Izraela na pustyni. Jezus jest uczestnikiem tej samej historii - naprawdę stał się człowiekiem, naprawdę dzielił z nami nasz los. Historia Jego przodków jest Jego historią.

Literackie strategie Ewangelisty Marka - podejście synchroniczne i diachroniczne

Zostawmy na chwilę Mateusza i Łukasza. U Marka całe opowiadanie o kuszeniu na pustyni to tylko dwa wersety. Wydaje się, że Marek pomija najbardziej istotne informacje.

Marek akcentuje inne rzeczy. Jest ujmujący swoją powściągliwością w mówieniu. Mówi mało, wypowiada się rzeczowo, a jednak mówi wszystko. Tylko trochę inaczej... I właśnie dlatego jest genialny.

Ale „inaczej” tzn. jak? Trzeba odnosić jego opowiadanie do jakiegoś szerszego kontekstu?

Tak. Marek - jak słusznie zauważyłeś - przedstawia tradycję o kuszeniu w zaledwie dwóch wersetach (por. Mk 1,12-13), ale jednocześnie wplata te wersety w prolog, czyli wstęp do całej Ewangelii (por. Mk 1,1-15), który ma budowę koncentryczną i jest oparty na schemacie ABCD-E-D’C’B’A’. W diagramie zamieściłem wszystkie charakterystyczne połączenia i relacje, jakie tworzą się między odpowiednimi częściami konstrukcji literackiej. Jest tu wiele wątków... Jako że jest to rzeczywiście wstęp do całej księgi, stąd słowo Ewangelia (gr. euaggélion) powtarza się w pierwszym i ostatnim wersecie tej sekcji (w.1.15). Potem mamy odniesienie tradycji o Jezusie do pism Biblii hebrajskiej, czyli dwa cytaty z Księgi Izajasza (por. Iz 40,3; Iz 42,1) - Ewangelia o Jezusie jest wypełnieniem proroctw... Wreszcie pojawiają się bohaterowie: Jezus i Jan Chrzciciel. Marek zaledwie w kilku słowach odpowiada na kwestie, które inni ewangeliści rozwinęli bardziej szczegółowo - kwestie i wątpliwości dotyczące relacji Jana Chrzciciela i Jezusa z Nazaretu. Najpierw pojawia się Jan - on chrzci wodą. Później Jezus - przyniesie chrzest Ducha. W części D-E-D’ widzimy grę słów: woda/duch. W samym centrum Marek umieszcza deklarację Jana: Jezus jest ponad Janem.

A-A’ Ewangelia (gr. euaggélion) o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (w.1) / Ewangelia (gr. euaggélion) Boża (w.14) - słowo Ewangelia jako inkluzja całego prologu.

B-B’ posyłam wysłańca/anioła (gr. ággelos; w.2) / aniołowie (gr. ággeloi; w.13) usługiwali Mu. Kontekstem obydwu scen jest pustynia (gr. erēmos).

C-C’ Rozlega się tajemniczy głos (gr. fonē; w. 3.11) / dwa cytaty z Księgi Izajasza: Przygotujcie drogę Panu... (por. Iz 40,3); Ty jesteś mój Syn umiłowany... (por. Iz 42,1).

D-D’ Jan Chrzciciel - woda / Jezus z Nazaretu - Duch; chrzcić (gr. baptídzo; w. 4,6,8,9).

E Woda/Duch (gr. hýder/pneuma).

Kuszenie Jezusa na pustyni  

 

Jakie znaczenie dla interpretacji sceny kuszenia ma takie osadzenie jej w kontekście całego wstępu?

Scena kuszenia ściśle wiąże się z opowiadaniem o chrzcie Jezusa. Cały prolog to jakby literacki witraż - każde szkiełko mówi coś ważnego o Jezusie, o Jego Ewangelii... Chrzest objawia Boskość Jezusa. Głos z nieba obwieszcza, że Jezus jest umiłowanym Synem Boga. Z kolei informacja o kuszeniu Jezusa objawia nam Jego ludzką naturę. On jest taki jak my - doświadcza pokus, w tym sensie jest nam bliski. Dialog z szatanem odsłania nam cząstkę Jego człowieczeństwa... Funkcja prologu Ewangelii polega na tym, by nakreślić wzorzec i zarysować główne linie całej księgi, czyli powiedzieć w dwóch słowach, czym będziemy się zajmowali w kolejnych rozdziałach... I oto odpowiedź znajdujemy już w pierwszych wersetach: Jezus Chrystus to prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek.

Syn Boga i Syn Maryi...

W takim ujęciu początek Ewangelii Marka przypomina mi początek Listu św. Pawła do Rzymian. Tam autor w pierwszych zdaniach informuje adresatów listu, że będzie im głosił Ewangelię. Jaką Ewangelię? Jest to Ewangelia o Jego Synu - pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym - o Jezusie Chrystusie (Rz 1,3-4). Tu, u Marka, mamy coś podobnego. W pierwszym wersecie swej księgi Marek zapowiada temat: Ewangelia o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (Mk 1,1), a następnie precyzuje: o człowieku - bo miał ludzką naturę, bo był kuszony; ale także o Bogu - bo przy chrzcie Bóg nazwał Go swoim Synem, Jezus przyszedł chrzcić Duchem... Wydaje mi się, że w takim kontekście funkcja opowiadania o kuszeniu staje się bardziej wyrazista.

Lubisz tłumaczyć tekst biblijny, wychodząc od obserwacji struktury...

Struktura tekstu finalnego, czyli takiego, który stanowi rezultat ostatecznej redakcji, jest ważnym elementem w egzegezie reprezentującej tzw. podejście synchroniczne. To podejście ma oczywiście swoje ograniczenia, ale wielką zaletą takich badań jest to, że traktują one Biblię całościowo - zajmują się tekstem takim, jaki Kościół otrzymał...

A są inne możliwości? Można zajmować się innym tekstem?

Niektórzy bibliści na pierwszym miejscu stawiają tzw. podejście diachronicznie, które polega na obserwacji tekstu i rozszczepianiu poszczególnych warstw tradycji. W takim ukierunkowaniu chodzi o to, by na podstawie uważnej analizy - pod uwagę bierze się używane w tekście słowa, gramatykę, niespójności, zmiany stylu - spróbować ustalić historię powstania tego tekstu, a następnie zrekonstruować poszczególne etapy redakcji i każdą z nich tłumaczyć w odniesieniu do tradycji, w jakiej powstała. Dam ci konkretny przykład dotyczący naszego fragmentu. Jest bardzo prawdopodobne, że zanim tekst Mk 1,1-15 został spisany i umieszczony na początku księgi jako wstęp do Ewangelii Marka, niektóre jego fragmenty prawdopodobniej istniały już wcześniej jako osobne opowiadania i już wtedy - mówimy o pierwszych dziesięcioleciach chrześcijaństwa - opis kuszenia był łączony z opowiadaniem o chrzcie. Nie wiemy dokładnie, czy była to tradycja ustna czy już pisana, ale sam fakt łączenia dwóch opowiadań - tego o chrzcie i tego o kuszeniu - jest szalenie ciekawy. W ogóle Ewangelia Marka, jeśli chodzi o analizę historii tekstu, jest bardzo intrygująca, ponieważ jest najstarsza. Badając ją diachronicznie i docierając do tradycji poza tekstem, dochodzimy - oczywiście hipotetycznie - do najstarszych warstw chrześcijańskiej tradycji.

OK. Proszę jednak o konkret. Skąd wiesz, że chrzest i kuszenie łączono już przed spisaniem tekstu?

Widać to w obserwacji i analizach filologicznych tekstu greckiego. Najlepiej przeprowadził je R. Pesch. Po pierwsze, od wersetu 9, czyli od opowiadania o chrzcie, niektóre nazwy geograficzne wprowadzane są z pominięciem greckiego rodzajnika, czyli zupełnie inaczej niż w wersetach 1-8. Po drugie, słowo duch (gr. pneuma) w opowiadaniu o chrzcie pojawia się w sensie absolutnym. Po trzecie, w pierwszej części prologu sformułowanie w rzece Jordan wprowadzone jest za pomocą przyimka en, zaś w drugiej części, w wersecie 9, wyrażenie w Jordanie wprowadzone jest innym greckim terminem - przyimkiem eis. Niby szczegół, ale na podstawie takich obserwacji dochodzimy do wniosku, że coś tu nie gra... Między 8 a 9 wersetem jest jakaś szczelina... Są tu wyraźne ślady innego stylu pisania... Tak, jakby najpierw ktoś coś napisał, a potem ktoś inny dopisał kilka słów. Można zatem się domyślać, że niektóre wersety stanową starszą tradycję, starszą warstwę tekstu. Oczywiście, to jest tylko nasze domyślanie się, czyli hipoteza. Ale na tym właśnie polega podejście diachroniczne. Jest ciekawe, ale bardzo ograniczone - fragmentuje tekst, a rezultaty są hipotetyczne.

Dobrze, ale dalej nie rozumiem, skąd wiadomo, że chrzest i kuszenie stanowiły jedność jeszcze zanim weszły do Ewangelii.

Jak powiedziałem, wygląda na to, że wersety Mk 1,9-13 zostały zapisane inną ręką... Poza tym Pesch słusznie zwraca uwagę, że obydwa opowiadania - o chrzcie i o kuszeniu - są przykładem typowej narracji haggadycznej. Można zaobserwować między nimi pewną ciągłość narracji. Werset 12 rozpoczyna się słowami: Zaraz też (gr. kaí euthùs) Duch wyprowadził Go na pustynię (Mk 1,12). Takie sformułowanie zakłada jedną rzecz - by miało ono sens, coś musiało się wydarzyć wcześniej. Bez innego wcześniejszego wydarzenia ten werset po grecku jest niepełny, wręcz nielogiczny. Tak, jakbym wszedł do klasy i rozpoczął wykład od słów: Z tego możemy wnioskować, że... Ale z czego? Coś musi być przed tym zdaniem, przynajmniej domyślnie, by miało ono sens. I jeszcze jedna obserwacja. Od strony formalnej obydwa opowiadania mają podobną strukturę: po wprowadzeniu narracyjno-informacyjnym (v. 9/12) następuje haggadyczna, czyli mądrościowa interpretacja osoby Jezusa... A zatem mamy paralelizm na poziomie formy. To jest rzeczywiście przekonujący dowód na to, że te dwa opowiadania stanowią jedność!

Mam wrażenie, że taka analiza diachroniczna może być ciekawa, ale jest bardzo skomplikowana.

Racja, diachronia nie jest łatwa. Zakłada znajomość języka, umiejętność poprowadzenia analizy i dużo szczęścia. Poniekąd jest to sztuka - zakłada nie tylko wiedzę, ale także pewnego rodzaju intuicję. Podałem tu konkretne przykłady analizy diachronicznej, bo na podstawie tak krótkiego opowiadania fajnie widać różnice pomiędzy dwoma kierunkami egzegezy.

Ale czy z takiego rozbijania tekstu na kawałki wynika coś praktycznego dla interpretacji opowiadania?

Gdy się idzie zbyt daleko, zazwyczaj nie wynika z tego nic pożytecznego. Ale w tym konkretnym przypadku, mając na uwadze wcześniejsze obserwacje, możemy założyć, że udało nam się dojść do śladów najstarszej tradycji. I popatrz! Już w najstarszej tradycji widzimy ten sam schemat narracyjny łączący dwa opowiadania, który dostrzegliśmy wcześniej: chrzest Jezusa, w czasie którego głos z nieba obwieszcza Boski rodowód Jezusa (To jest mój Syn umiłowany) i opowiadanie o kuszeniu, które pokazuje Jego ludzką naturę. Od najstarszych czasów chrześcijanie kontemplowali tę tajemnicę harmonii dwóch natur Pana: Boskiej i ludzkiej. Myślę, że to jest bardzo interesujące...

 

Kuszenie człowieka

Wiesz, zawsze interesowała mnie jedna rzecz. Wiem, że połączenie w osobie Jezusa dwóch natur - boskiej i ludzkiej - jest tajemnicą, której nie możemy zrozumieć intelektem. Ale gdybyśmy chcieli pomyśleć czy lepiej zrozumieć sens kuszenia, to raczej należałoby wyobrażać sobie Jezusa jako człowieka czy jako Boga? Czy, że tak powiem, ze względu na nasze możliwości poznania wolno nam myśleć, że w doświadczeniu kuszenia Jezus był przede wszystkim człowiekiem? Przecież świadomość bycia Bogiem mogłaby Mu pomóc przetrwać próby? Czy byłaby to prawdziwa solidarność z ludźmi?

Rozumiem pytanie. Dotyka ono problemów dyskutowanych w Kościele od stuleci, a dyskusja ta uczy nas, że trzeba rozróżnić dwie rzeczy: to, Kim jest Jezus - od momentu Wcielenia jest Bogiem i człowiekiem i nigdy nie był bardziej Bogiem albo bardziej człowiekiem - od tego, co On o sobie wiedział, co myślał, jaką miał świadomość siebie. To, że w danej chwili moja świadomość dotycząca poznania jakiegoś aspektu człowieczeństwa we mnie nie jest pełna, nie oznacza wcale, że nie jestem w pełni człowiekiem. Zgadzasz się?

No tak, racja. Ale czy można, by lepiej zrozumieć tekst, popatrzeć na Jezusa przede wszystkim jako na człowieka?

Można, bo przecież takie spojrzenie nie neguje Jego Bóstwa. Trzy cytaty z Księgi Powtórzonego Prawa, na które zwróciliśmy uwagę (por. Pwt 8,3; 6,16 i 6,13) to głos ludu Izraela słyszany pod koniec wędrówki, gdy Izraelici doświadczali dużych pokus. Jezus jest typem człowieka doświadczanego, poddawanego próbie. Autor Listu do Hebrajczyków pisze: Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu (Hbr 4,15). Ten werset ukazuje doświadczenie Jezusa w szerokiej perspektywie - w odniesieniu do wszystkich, którzy w Niego wierzą. Zaryzykuję nawet takie stwierdzenie: Jezus po to jest kuszony jako człowiek, by poznać, czym jest człowieczeństwo, by być Bogiem bliskim nam wszystkim. Zwróć uwagę, że za życia Jezus najchętniej określał siebie samego mianem „Syn Człowieczy”. Choć mówił po aramejsku, to jednak w języku hebrajskim tytuł ten brzmi: ben-’ādām i przypomina, że każdy człowiek jest synem Adama, potomkiem pierwszego człowieka. Czy można wyobrazić sobie potomka Adama, któremu obce byłyby doświadczenie pokusy i konieczność walki duchowej? Kogoś, kto nie rozumiałby, czym jest wewnętrzne rozdarcie, o którym św. Paweł pisał: Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę (Rz 7,15).

Tu się zgadzam, ale cały czas próbuję dostrzec jakiś głębszy sens doświadczenia kuszenia. Po co Jezusowi było takie doświadczenie? Do czego jest ono nam potrzebne?

Jeśli chcemy zrozumieć duchowy sens sceny kuszenia Jezusa z punktu widzenia Jego i naszej ludzkiej natury, to - jak sądzę - najlepiej iść drogą interpretacji wytyczoną przez Ojców Kościoła. Zanim spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytanie, musimy zastanowić się, kim w ogóle jest człowiek. Ojcowie, a wcześniej tradycja biblijna, wyróżniali trzy przestrzenie, w których człowiek żyje i istnieje: przestrzeń ciała (gr. sákrs/sōma), czyli wszystko to, co związane jest z naszą cielesnością, z materią, ze zmysłami; przestrzeń duszy (gr. psychē), czyli to wszystko, co dziś nazywamy psychiką - nasze emocje, uczucia, lęki, fascynacje, pragnienia... I wreszcie przestrzeń ducha (gr. pneuma), czyli to miejsce naszego wnętrza, które zamieszkuje sam Duch Święty - ta przestrzeń, w której wchodzimy w relację z Bogiem. Człowiek, powiadają Ojcowie Kościoła za św. Pawłem, jest ciałem, duszą i duchem. Każdy z tych trzech poziomów tworzy nas jako osoby, a jednocześnie pozostaje w relacji ze światem; moglibyśmy powiedzieć: napełnia się tym, na co jest wyczulony. Dzięki ciału i zmysłom możemy poznawać świat barw i dźwięków, możemy smakować słodyczy, cieszyć się naszą cielesnością... Dzięki duszy jesteśmy wrażliwi uczuciowo, rozumiemy emocje innych ludzi, potrafimy współczuć, wiemy, co znaczy radość, przygnębienie, mamy rozmaite pragnienia... A dzięki duchowi przeżywamy doświadczenia religijne.

Trafne wydaje mi się sformułowanie, że te rzeczy, które poznajemy, wypełniają nas...

Im bardziej zdajesz sobie z tego sprawę, tym lepiej rozumiesz siebie samego. A trzeba znać siebie, by być człowiekiem wolnym, by móc decydować o sobie. Na każdym z trzech poziomów, o których mówimy, złotą regułą jest zasada właściwego umiaru. Polega ona na zachowaniu wewnętrznej wolności. Nie ma nic złego w zmysłowości, pod warunkiem, że człowiek sam decyduje o swoim ciele, a nie ciało decyduje o jego czynach. Nie ma nic złego w przeżywaniu emocji i uczuć, jeśli jest się wolnym, tzn. jeśli nie ma się konieczności wchodzenia w takie czy inne stany emocjonalne. To samo dotyczy pragnień duchowych: można cieszyć się z doświadczenia Boga, ale człowiek jest faktycznie wolny dopiero wtedy, gdy przez dłuższy czas nie doświadcza intensywnie Jego obecności, a mimo to wówczas zachowuje spokój i ufność. Na wszystkich trzech poziomach naszego człowieczeństwa kryterium wolności jest tym, co nam podpowiada, czy idziemy w dobrym kierunku.

Jakie - według ciebie - są konsekwencje utraty tej wewnętrznej wolności?

Nie chodzi o moją opinię na ten temat, lecz o to, co czytamy u Ojców. Gdy człowiekowi brakuje wolności, wtedy pojawia się ryzyko czegoś, co nazwałbym efektem duchowej studni bez dna. Mistrzowie pierwszych wieków chrześcijaństwa świetnie opisywali taki stan duszy i mechanizmy, które działają w człowieku...

Wygląda to mniej więcej tak. Rodzi się w nas jakieś pragnienie, więc odpowiadamy na nie, staramy się je zaspokoić, czyli napełniamy się tym, co w danej chwili jest dla nas przyjemne, co odpowiada naszym pragnieniom. I w pierwszej chwili wszystko jest OK. Jest całkiem przyjemnie. Ale po jakimś czasie okazuje się, że to nie było całkiem skuteczne, a jedynie rozbudziło w nas jeszcze większe pragnienia. A zatem idziemy krok dalej. Kolejne doznania i kolejne rozczarowanie. Stajemy się coraz bardziej zależni od przeżyć - cielesnych, emocjonalnych i duchowych, a gdy nam ich brakuje, ogarnia nas przerażające poczucie pustki i bezcelowości.

Rozumiem, że sensem doświadczenia pokusy jest, wg Ojców Kościoła, umiejętność zachowania dystansu wobec pragnień.

Tak. To jest pierwszy i podstawowy cel. Zauważ jednak, że błędem byłoby w takim ujęciu dopatrywanie się źródła wszelkiego zła we wszystkim, co sprawia nam przyjemność! Pieśń o stworzeniu świata siedem razy dobitnie podkreśla, że świat stworzony jest ze swej natury dobry. Ale jednocześnie świat został stworzony dla naszego dobra, a gdy człowiek traci wolność, wtedy dzieje się coś złego. Zatem tak musimy z niego korzystać, by żyć dobrze. Z kolei by móc zachować w życiu wolność i wewnętrzną integrację, musimy mieć jasne granice - musimy umieć powiedzieć sobie stop nawet wtedy, gdy któreś z pragnień nie do końca jest zaspokojone. Paradoksalnie, ale wolność człowieka urzeczywistnia i wyraża się w pełni tylko wtedy, gdy znamy i respektujemy te tereny, na które nie wolno nam wchodzić. Gdy nie ma granic, szybko popadamy w niewolę. I tu jak na dłoni wychodzi nam pozytywny sens chrześcijańskiej ascezy, zakazów, granic...

Czy Bóg przemawia przez nasze pragnienia?

Ojcowie Kościoła uczą, że niekoniecznie. Głos Boga jest czymś innym niż nasze pragnienia - w identyfikowaniu tych dwóch rzeczy tkwi wielkie niebezpieczeństwo. Pragnienia są dobre, ale nie stanowią fundamentu życia. Szybko się pojawiają, zazwyczaj są nieuporządkowane, gwałtowne, wyzwalają w nas odruchy, a zaspokojone - szybko znikają. Tymczasem głos Boga przychodzi spoza nas i tylko On - mówię tu o sztuce rozeznawania i wypełniania woli Bożej - może stać się prawdziwym fundamentem i czymś, co stanowi trwałą odpowiedź na nasze życie. Pragnienia krzyczą, są nachalne, trudno ich nie zauważyć... Natomiast głos Boga jest bardziej delikatny, ale też bardziej trwały - przychodzi z głębi serca. By go usłyszeć, trzeba iść na pustynię, trzeba wyciszyć zmysły. I to jest drugi sens doświadczenia pustyni i odpierania pokus. Bóg mówi na pustyni. Pustkowie, czyli przestrzeń ciszy i milczenia, gdzie Bóg obdarowuje nas pokojem i zdolnością właściwego patrzenia na rzeczywistość, jest czymś trudnym, ale zarazem niesamowicie fascynującym.

No dobrze, ale czy trzy pokusy Jezusa odpowiadają w jakiś sposób trzem sferom człowieka, o których wspomniałeś?

Ojcowie Kościoła nie mieli co do tego wątpliwości. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa czytano ten tekst przede wszystkim jako lekcję życia duchowego. Spójrz, co mówi diabeł Chrystusowi... Poproś o chleb, najedz się - ulżyj ciału! A potem: rzuć się ze świątyni, czyli pokonaj strach, nie licz się ze swoimi uczuciami, ze swoją psychē... I wreszcie przychodzi trzecia próba: pokłoń mi się, przyznaj mi to miejsce, które należy się Bogu, zrób mi miejsce w przestrzeni twojego ducha! Ciało, dusza i duch... Popatrz, ten tekst to zwierciadło, w którym odbija się struktura osoby. I Jezus, jako Mistrz duchowy, krok po kroku, licząc się z realnością sytuacji, konsekwentnie idzie naprzód. Wie, dlaczego ma zrezygnować z przyjemności, i wie, jakimi konsekwencjami grozi przeciwna opcja. I dopiero integralne potraktowanie sprawy, czyli uporządkowanie wszystkich trzech sfer człowieczeństwa, umożliwia Mu stanięcie wobec Boga w relacji bezinteresowności. Po ostatniej próbie Jezus jest pełen Ducha Bożego - jasno widzi, co jest wolą Ojca, i może rozpocząć swą misję wśród ludzi. Wcześniej nie był na to gotów. Tu, na pustyni, rozwija się osobowość Jezusa.

Czyli lektura tego fragmentu z punktu widzenia człowieczeństwa Jezusa odsłania nam pewną psychologiczną interpretację człowieka wpisaną w ten tekst?

Trudno powiedzieć, na ile jest to interpretacja wpisana w tekst, a na ile wypracowana trochę później. Niemniej jednak taka lektura wpisuje się w nurt starej i bardzo mądrej chrześcijańskiej tradycji ascetyki.

Czy Jezus rozprawia się z pokusami ostatecznie i raz na zawsze?

Nie. Tu, na pustyni, Jezus staje się człowiekiem na tyle wolnym, że może rozpocząć pełnienie woli Ojca. Dopiero po uporządkowaniu spraw wnętrza, po wypracowaniu wewnętrznej wolności przynajmniej w pewnym stopniu można rozpocząć życie duchowe - pełnienie woli Boga. To jednak nie jest koniec, lecz początek drogi. Byłbym skłonny twierdzić, że kuszenie opisane w Ewangelii nie było jedynym takim doświadczeniem, z którym zmagał się Jezus. Inna rzecz, że we wszystkich Ewangeliach jest ono umieszczone już na początku. Moim zdaniem, świadczy to o paradygmatycznym charakterze opowiadania - perykopa pokazuje jakby warunek tego wszystkiego, co będzie się działo później. Człowiek po to staje się wolny, by odtąd móc stale żyć w wolności - by już zawsze móc odrzucać pokusy i coraz lepiej rozpoznawać obecność Boga w swoim życiu. By móc coraz bardziej przekraczać siebie i wzrastać duchowo. I ta dynamika zatacza coraz szersze kręgi: wychodząc zwycięsko z coraz większych prób, człowiek staje się coraz bardziej wolny.

Jeśli zatem jest to początek drogi, to gdzie jest jej kres? Na krzyżu?

Pełnia miłości ukazała się światu w wydarzeniu krzyża. By móc to zrozumieć, musimy sobie uświadomić, że ofiara krzyża była owocem niewyobrażalnie wielkiej wolności wewnętrznej Jezusa. On wybrał w sposób wolny i świadomy to, co było wolą Jego Ojca. Czy nie doświadczał przy tym pokus? Oczywiście, że doświadczał! Na końcu Ewangelii spotkają Go największe z możliwych prób: pokusa ciała, czyli ukrzyżowanie, pokusa duszy, czyli doświadczenie Getsemani, i pokusa ducha, czyli mroczne doświadczenie opuszczenia przez Boga Ojca w godzinie śmierci. Rozumiesz teraz, dlaczego opowiadanie o kuszeniu Jezusa umieszczone jest na początku Ewangelii? Zawiera ono schemat duchowego rozwoju osobowości Mistrza - tego, co wyrażają wszystkie Jego czyny i słowa, a Ewangelia czytana pod tym kątem staje się itinerarium życia duchowego każdego człowieka. Zwróć uwagę, że - mimo cierpienia wynikającego z walki z pokusami - Jezusa nigdy nie dopadnie ból związany z tym, że coś ma nad Nim kontrolę. Do końca będzie człowiekiem wolnym i zintegrowanym, człowiekiem o niesamowitym fundamencie. I ta wolność pozwoli Mu zawsze wybierać to, co dla Jego życia ma największą głębię. Moglibyśmy powiedzieć, że tak czytana Ewangelia wskazuje na warunek życia z Bogiem: człowiek ma być stały w działaniu i wybierać to, co jest dla niego obiektywnie dobre.

 

Kuszenie Boga

Zastanówmy się teraz nad drugą częścią pytania. Co znaczy, że Jezus był kuszony jako Bóg? Jakie znaczenie ma fakt, iż Bóg wziął na siebie nasz trud; że sam wszedł na drogę duchowej walki o prawdę życia? Domyślam się, że interpretacja jakoby natura boska miała pomóc naturze ludzkiej jest nie do przyjęcia. No bo w takim przypadku trudno mówić o prawdziwej solidarności Jezusa ze wszystkimi ludźmi...

Jezus jest Bogiem i człowiekiem, To znaczy, że - będąc na ziemi - w każdym doświadczeniu, które jest Mu dane, uczestniczy jako Bóg i człowiek. Wszystko, co powiedzieliśmy do tej pory, jest prawdą, ale nie wystarcza, gdyż - patrząc na chrześcijańską ascezę jedynie z punktu widzenia wysiłków podejmowanych przez człowieka - stawiamy duchową walkę Jezusa na tym samym poziomie, co cnoty w greckim tego słowa znaczeniu, jak u Sokratesa, Arystotelesa czy u stoików... U Greków cnota oznaczała zmaganie się człowieka z samym sobą, a owocem takiego wysiłku miało być wykształcenie w sobie własnymi siłami jakiegoś przyzwyczajenia czy nawyku.

Czyli nic nadprzyrodzonego...

Zgadza się.

No właśnie, ale jak rozumieć rzeczywistość nadprzyrodzoną, by nie zanegować człowieczeństwa Jezusa? I jakie znaczenie ma dla nas kuszenie Boga?

Ktoś kiedyś powiedział, że odkąd Bóg stał się uczestnikiem naszej, ludzkiej natury, odtąd poprzez naturę człowieka „prześwituje” - także w walce duchowej - blask chwały samego Boga... Mówiąc inaczej, w zmaganiach duchowych człowieka obecny jest ślad Jego obecności - walczymy i wiemy, że unosi nas łaska Boga. Oczywiście, nie w sensie mechanicystycznym, bo Bóg niczego za nas nie załatwia i to do nas zawsze należy decyzyjność. Chodzi raczej o to, że Bóg jest obecny w doświadczeniu ludzkich zmagań. Jest nam bliski. Powiem więcej, Jego udział w ludzkiej naturze i solidarność stały się gwarancją ciągłości przyjaźni człowieka z Bogiem - także w tych chwilach, kiedy człowiek upada.

W Jezusie Chrystusie Bóg jest człowiekowi bliski, a także bezwarunkowo wierny...

Tak. Bóg, będąc wierny sam sobie, podtrzymuje przymierze w taki sposób, w jaki tylko On sam może to uczynić, a nas zaprasza do uczestnictwa w tej nowej relacji. Upadek człowieka nie zrywa więzi - w Jezusie trwa ona nadal i właśnie dzięki tej ciągłości i mocą Jego łaski możemy podnosić się z grzechów i nadal trwać w przymierzu z Bogiem... To, co mówię, jest poniekąd uzasadnione egzegetycznie, ponieważ wszystkie trzy cytaty, którymi posługuje się Jezus, rozprawiając się z szatanem, pochodzą z Księgi Powtórzonego Prawa i - jak zauważa J. McCarthy - stanowią część tzw. prologu historycznego kodeksu deuteronomistycznego, w którym mowa o przymierzu (por. Pwt 6-8; 8,3; 6,16 i 6,13). To nie przypadek, że każda z trzech pokus nawiązuje do pobytu Izraela na pustyni. Czytając Ewangelię, jesteśmy w kontekście teologii przymierza, a to znaczy, że jedynym celem Jezusa odrzucającego kolejne pokusy było zachowanie głębokiej więzi z Bogiem Ojcem. W Ewangelii echem rozbrzmiewa starotestamentalny nakaz: Uznaj więc, że Pan, Bóg twój, jest Bogiem, Bogiem wiernym, zachowującym przymierze i miłość do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Go miłują i strzegą Jego praw (Pwt 7,9). Czy przymierze przetrwa? Wydaje się, że to jest chwila decydująca... Ze strony Boga na pewno tak, ale ze strony człowieka? Tyle razy było ono zrywane. A zatem czy przetrwa? Otóż tak, gdyż Jezus zwycięsko przechodzi wszystkie trzy próby. W Nim spotykają się wierność Boga i wierność człowieka. Zwraca uwagę Harrington, że w Nim wypełniają się inne słowa Starego Testamentu: Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak Pan, Bóg twój, wychowuje ciebie (Pwt 8,5).

Czyli można powiedzieć, że Chrystus wnosi trochę nieba na ziemię...

Tak. W każdej naszej decyzji podjętej dla królestwa Bożego, oprócz rezygnacji, jest rodzący się w głębi serca smak szczęścia - radość wynikająca z budzącej się w nas wolności, owo udzielanie się Ducha Świętego. Jeżeli sam Bóg podlegał pokusom, to śmiało możemy powiedzieć, że w naszej walce duchowej spotykamy Jego samego. Nasze zmaganie duchowe jest nie tylko polem bitwy, ale przede wszystkim przedsionkiem raju. Pustynia - jak mówiłem na początku - gdy wejdzie na nią Bóg, staje się miejscem cudów. Może stać się rajem. I to smak raju, czyli Boża łaska, jest tym, co nas podtrzymuje w zmaganiach, a nie nasza wola... I rzeczywiście od dawien dawna Ojcowie Kościoła w scenie kuszenia Chrystusa widzieli antytezę sceny wygnania z raju. Chrystus to nowy Adam. Pierwszy człowiek został wyrzucony z raju na pustynię, czyli z miejsca, gdzie zakazy Boże stały na straży wewnętrznej wolności... Chrystus idzie w przeciwnym kierunku - z pustyni wstępuje do raju.

Albo pustynię zmienia w raj...

Gdy takie porównania czytamy w odniesieniu do życia duchowego, widzimy ich głęboki sens, prawda? Z kolei Ewangelia mówi, że Jezus na pustyni żył wśród zwierząt. Ta wzmianka nawiązuje do sytuacji Adama w raju (por. Rdz 2; Ap Mojż 11,24). Także w wielu innych tekstach opisujących stan przyszłego szczęścia i harmonię świata stworzonego mamy nawiązania do zwierząt (por. Iz 11,6-8; 65,25). Również słowa: aniołowie usługiwali Mu to aluzja do raju, czyli stanu szczęścia przebywania z Bogiem (por. Życie Adama i Ewy 4; Ap Mojż 27).

Niesamowite! W Ewangelii Marka to tylko dwa wersety, a zawierają tyle treści...

Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. Jak powiedziałem wcześniej, kontekstem sceny kuszenia Jezusa jest Psalm 91. Słowa: pod jego skrzydła się schronisz (Ps 91,4) są prawdopodobnie nawiązaniem do skrzydła świątyni. Inny werset: bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach (Ps 91,11-12) cytuje diabeł. Jeśli ten psalm faktycznie jest tłem tego fragmentu Ewangelii, to jego ostatnie słowa można odczytać jako obietnicę daną każdemu człowiekowi, który wchodzi na drogę życia wewnętrznego i podejmie duchową walkę, opierając się na łasce Boga. Doświadczenie chrześcijańskiej ascezy odsłania tym samym właściwy i głęboki sens słów Psalmu. Diabeł przekręcił to znaczenie i całkowicie je wypaczył - Jego spojrzenie było przenikliwą analizą intelektualną, ale nie miało w sobie nic z mądrości danej w życiu duchowym. Tymczasem - pisze psalmista - kto podejmuje trud walki, ten nie musi się niczego obawiać, gdyż...

...swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień. Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka będziesz mógł podeptać. Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie; osłonię go, bo uznał moje imię. Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham i będę z nim w utrapieniu, wyzwolę go i sławą obdarzę. Nasycę go długim życiem i ukażę mu moje zbawienie (Ps 91,11-16).