Przypowieść o zagubionych synach

Adam Ligęza, Michał Wilk

espe.pl/OD_POPIOLU_DO_OGNIA_Nowy_Testament-892.html |

publikacja 07.03.2010 23:40

Przypowieść o zagubionych synach

Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”» (Łk 15,11-32).

R. Brandsaetter napisał kiedyś, że przypowieść o synu marnotrawnym jest sercem Ewangelii Łukasza — Ewangelii, która już przez starożytnych była nazywana Ewangelią miłosierdzia Bożego.

Ja bym był ostrożny z używaniem takiego tytułu. Czy na pewno głównym tematem przypowieści jest historia młodszego syna i czy syn ten rzeczywiście zasługuje na miano marnotrawnego? Wiemy, że tytuł jest ważnym drogowskazem w interpretacji — od początku ukierunkowuje nasze myślenie, przez co siłą rzeczy rozumiemy tekst w określony, sugerowany sposób. Lecz musimy zdać sobie sprawę z jednej rzeczy: w greckim oryginale Nowego Testamentu nie było podziału tekstu na perykopy. Ewangeliści nie zamieścili też żadnych tytułów ani nawet oczywistego dla nas dziś podziału na wiersze i rozdziały.

A kiedy wprowadzono taki podział?

W XIII wieku. Niejaki Stefan Langton, angielski duchowny i polityk, arcybiskup Canterbury i prymas Anglii wprowadził do Biblii łacińskiej podział na rozdziały. Z kolei w 1557 roku Robert Estienne, protestancki drukarz, wznawiając edycję tekstu ustalonego przez Erazma z Rotterdamu, dodał do niego cały aparat krytyczny i podział na wersety. Geneva Bible to pierwsza na świecie Biblia wydrukowana z podziałem ksiąg na rozdziały i wersety

Chcesz powiedzieć, że dopuszczalne są różne podziały tekstu Biblii?

Tak. Wystarczy, że weźmiemy do ręki różne polskie przekłady Pisma Świętego, a przekonamy się, że tekst biblijny może być dzielony na wiele sposobów. Warto sięgnąć też do przekładów na inne języki. Okazuje się, że różne wydania Nowego Testamentu nie tylko proponują inne podziały poszczególnych perykop, ale też nadają im różne tytuły. Wreszcie ciekawym doświadczeniem jest wydrukowanie sobie tekstu którejś z Ewangelii bez żadnych podziałów i tytułów, i czytanie go w sposób ciągły. Taka lektura uzmysławia nam, że nasze dotychczasowe rozumienie było bardzo warunkowane proponowanymi tytułami, które są przecież zwykłym dodatkiem redakcyjnym...

Jaki byłby więc właściwy tytuł naszej przypowieści?

Różne są propozycje... Ta najbardziej popularna: Przypowieść o synu marnotrawnym ma długą historię, bo powstała już w starożytności. Jej autorem jest być może sam św. Hieronim. Niektóre manuskrypty Wulgaty, starożytnego tłumaczenia Biblii na łacinę, zawierają notę napisaną na marginesie: De filio prodigo (O synu marnotrawnym). Ale nie wszyscy się z tym zgadzają. Na przykład J. Jeremias uważa, że głównym bohaterem w przypowieści nie jest młodszy syn — zwróć uwagę, on w ogóle nie jest obecny w drugiej części opowiadania — lecz ojciec. Stąd, według Jeremiasa, jest to przypowieść o miłosiernym Ojcu, czy raczej o miłosiernej miłości Ojca. Ta jego propozycja stała się ostatnio dość popularna. Z kolei J.A. Fitzmyer podkreśla, że jeszcze lepszy jest tytuł znany w tradycji niemieckiej: Przypowieśćo zagubionym synu (Der verlorene Sohn), gdyż nawiązuje on do dwóch poprzednich przypowieści: O zagubionej owcyO zagubionej drachmie. Ten argument też mi się wydaje bardzo interesujący...

A jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Ja bym zatytułował tę przypowieść: O zagubionych synach. Później wytłumaczę, skąd taki pomysł...

W Wielkim Poście historię tę czytamy w II Sobotę oraz w IV Niedzielę roku C... Przyznasz, że jest to jedna z najchętniej czytanych i najczęściej komentowanych przypowieści Jezusa. Jak sądzisz? W czym tkwi sekret tej popularności?

Być może w jej prostocie, która świetnie harmonizuje z pięknem i niesamowitą obrazowością... G.V. Jones pisze, że opowieść o dwóch synach i ojcu zawiera w sobie całą gamę zachowań i postaw ludzkich takich, jak: wolność, odpowiedzialność, wyobcowanie, depersonalizacja ludzkiego istnienia, tęsknota, wewnętrzna podróż ducha, powrót, łaska, przebaczenie, zazdrość... Wszystkie te elementy, zdaniem Jonesa, tworzą egzystencjalny kontekst życia każdego człowieka. Czytając tę historię, każdy może się w niej w jakiś sposób odnaleźć. Inna sprawa, że czasem interpretuje się ją ze zbyt przesadnym akcentowaniem jej sentymentalnego wymiaru, podkreślając tym samym takie elementy, jak: wzruszenie, pragnienia, uczucia, tęsknoty... Tymczasem, wydaje mi się, uniwersalizm wskazuje na obiektywnie istniejące i wspólne wszystkim ludziom fakty duchowe, które są trwałe i niezależne od chwilowych wzruszeń. Potem do tego wrócimy...

Młodszy syn

Pewien człowiek miał dwóch synów...” (Łk 15,11). Motyw stary jak świat. Kain miał brata Abla, Izmael miał brata Izaaka, Ezaw — Jakuba...

Z punktu widzenia formy i struktury tekstu werset ten jest klasyczną formułą wprowadzającą (por. Mk 4,3; 13,24). Wiele przypowieści Jezusa rozpoczyna się podobnie, tak jakby autor chciał już w pierwszych słowach zainteresować czytelnika tym, co będzie się działo dalej. Poza tym wzmianka o dwóch synach, obecna już w pierwszym wersecie przypowieści, zapowiada strukturalne uporządkowanie całego tekstu. Przypowieść tworzą dwie części: jedna to ta o młodszym synu (por. Łk 15,12-24), a druga — o starszym synu (por. Łk 15,25-32). Natomiast z punktu widzenia treści — tu masz całkowitą rację — tradycja opowiadań o dwóch braciach ma w Biblii długą historię.

Sięga — że tak powiem — drugiego pokolenia ludzi, czyli samych początków ludzkości.

Jak doskonale wiesz, kultura semicka wszelkie pierwszeństwo, zaszczyty i godności łączyła z osobą pierworodnego syna. Mimo to w Starym Testamencie często bywało tak, że Boże plany i wybory były inne, niż ludzkie oczekiwania: Pan często wybierał sobie najmłodszego z braci i powierzał mu jakąś ważną misję. Przypomnij sobie Dawida — Pan wziął go z pastwiska i ustanowił królem Izraela. Jezus podejmuje ten temat. Jednak w przypowieści Łukasza młodszy syn wcale nie jest chlubą swego ojca. Stąd wielu biblistów uważa, że opowieść Jezusa jest w gruncie rzeczy parodią literacką, w której młodszy syn jest swoistą karykaturą swych wielkich i zasłużonych poprzedników. Trochę inaczej widzi ten problem J. Ratzinger, pisząc: W dziejach wybrańpanuje dziwna dialektyka pomiędzy dwoma braćmi, która w Starym Testamencie pozostaje problemem otwartym. Jezus podjął tę tematykę w nowej godzinie działania Boga w historii i nadał jej nowy kierunek.

Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada»” (Łk 15,12). Ktoś mógłby się zgorszyć taką postawą.... Ale z drugiej strony, jeśli jest prawdą, że mowa tu o chłopaku, który miał ok. 18-20 lat, to rodzi się pytanie, czy dorosły człowiek nie ma prawa rozpocząć życia na własną rękę?

Więc tu nakłada się na siebie kilka kwestii. Po pierwsze, musimy wziąć pod uwagę kontekst kulturowy. Świat semicki to kultura trwałych więzi rodzinnych, w której nie do pomyślenia było całkowite zerwanie więzów z rodzicami, co zdarza się w kulturze europejskiej. Po drugie, prawdą jest, że — jak zauważasz — dorosły człowiek ma prawo rozpocząć własne życie. Co więcej, wydaje się, że w czasach Jezusa wyjazd syna w dalekie kraje nie był rzadkością. Jeśli wierzyć statystykom opracowanym przez J. Jeremiasa, w I połowie I wieku po Chr. w diasporze żyło około 4 milionów Izraelitów, podczas gdy w Palestynie zaledwie pół miliona. Możemy przypuszczać, że wielu rówieśników naszego bohatera wyjeżdżało w dalekie kraje. Zmuszała ich do tego sytuacja materialna. Ale taki wyjazd był zawsze wyrazem troski o dobro i utrzymanie rodziny, w tym także rodziców.

Ja spotkałem się też z jeszcze inną interpretacją. Niektórzy uważają, że syn przekroczył dobre zasady w momencie, gdy poprosił ojca o pieniądze. Majątek miał być przekazywany testamentem, a testament, jak wiadomo, nabiera mocy prawnej po śmierci tego, kto go sporządza. Zatem słowa: „daj mi część majątku, która na mnie przypada” mogły brzmieć jak życzenie śmierci: „chcę, byś już nie żył”.

I tak, i nie... Taka interpretacja rzeczywiście jest trochę rozpowszechniona, może za sprawą książki H. Nouwena. Nie do końca się z nią zgadzam... Majątek faktycznie mógł być dziedziczony — to prawda — a zasady dziedziczenia zostały uregulowane przez Prawo (por. Lb 27,8-11; 36,7-9). Te przepisy jasno i precyzyjnie normują zasady dzielenia dóbr w rozmaitych przypadkach. W starożytnym Izraelu istniały bowiem różne formy przekazania majątku dzieciom. Ojciec rzeczywiście mógł sporządzić testament (gr. diathēkē), który nabierał mocy prawnej po śmierci rodzica. Ale miał również prawo przekazać część posiadłości swym dzieciom jeszcze za życia, sporządzając tzw. darowiznę (gr. dōrēma). Wydaje się, że taka forma była w Izraelu stosowana, gdyż mocno krytykował ją Syracydes: Ani synowi, ani żonie, ani bratu, ani przyjacielowi nie dawaj władzy nad sobą za życia, nie oddawaj też twoich dostatków komu innemu, abyś pożałowawszy tego, nie musiał o nie prosić (Syr 33,20). Zgodzisz się ze mną, że gdyby w Izraelu nie było zwyczaju dawania dzieciom majątku za życia rodziców, to Syracydes nie musiałby nikogo napominać... A jeśli taki zwyczaj był, to — wydaje mi się — czymś naturalnym jest sądzić, iż młodszy syn myślał właśnie o darowiźnie. Nie musimy uciekać się do dużo bardziej zawiłych interpretacji i podejrzewać chłopaka, że życzył ojcu śmierci... Przynajmniej z tekstu w ogóle to nie wynika.

Jeszcze inni autorzy zwracają uwagę na to, że najstarszy syn przy podziale dóbr otrzymywał podwójną część dziedzictwa (por. Pwt 21,17). W tym przypadku dostałby dwie trzecie całego majątku, zaś jego młodszy brat — jedną trzecią. Może starszy poczuł się jakoś skrzywdzony?

Ale z tekstu wcale nie wynika, że podziału nie dokonano według tej zasady. Przecież Biblia nie mówi, że młodszy syn poprosił o połowę pieniędzy, tylko o to, co mu się należało (gr. tò epibállon méros tēs ousías). Więc nie bardzo rozumiem, o co starszy brat miałby się upominać...

To właściwie na czym polega grzech młodszego syna?

No właśnie... Tu czeka nas pierwsza niespodzianka. Gdy czytamy tekst w kontekście mentalności i realiów kultury Izraela, to właściwie w postawie syna nie znajdujemy nic gorszącego. Inna rzecz, że chwilę potem dowiadujemy się, jakie chłopak prowadził życie na obczyźnie i jak szybko roztrwonił majątek. Ale do tej pory — mówię o płaszczyźnie kulturowo-literackiej przypowieści — wszystko dzieje się zgodnie z mentalnością ówczesnego świata...

To w czym tkwi problem?

Problem widać wtedy, gdy zbliżymy się do tekstu tak, jak czynili to Ojcowie Kościoła, wskazując na dwa zasadnicze sposoby bycia człowieka w świecie. Tu wchodzimy na płaszczyznę duchowo-teologiczną przypowieści. Chrześcijanin powinien żyć w domu Ojca, a nie poza domem... Rzecz można zrozumieć badając nie tyle kulturę Izraela, co własne serce. Bycie w domu Ojca to uczestnictwo naszej istoty w życiu Boga. Zamieszkanie z Ojcem pod jednym dachem oznacza wzrastanie w poczuciu, że sama istota mojej osoby na co dzień jest przeniknięta Jego obecnością. Komentując przypowieść, H. Nouwen pisze: Dom to centrum mojego bytu, gdzie słyszęgłos mówiący: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17) — ten sam głos, który tchnął życie w pierwszego Adama (...) i który mówi do wszystkich dzieci Bożych, dając im wolność. Jeśli najpierw nie zrozumiemy, na czym polega nasz sposób istnienia, to nie zrozumiemy przypowieści. Powiem to jeszcze inaczej: nasze istnienie mówi nam, że gdy jesteśmy w domu Ojca, wówczas żyjemy w wolności; ale gdy odejdziemy z domu Ojca, wtedy niszczymy istotę siebie samych. Ale racja, że czasem trzeba odejść, by się tego dowiedzieć.

A co na to sama Ewangelia? Czy egzegeza Ojców nie jest zbyt duchowa i daleka od tekstu?

OK. To prawda, że tradycja patrystyczna sięga do argumentów, z którymi współczesna metoda historyczno-krytyczna pewnie by się nie zgodziła. Mimo to mam wrażenie, że Ojcowie nie zatracili najważniejszych intuicji, czego, niestety, nie można powiedzieć o wielu współczesnych podejściach. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa komentatorzy pochodzący z greckiej tradycji zwracali uwagę na fakt, że w słowach prośby syna: Daj mi to, co mi się należy (gr. to epibállon méros tēs ousías) pojawia się grecki termin ousía. To słowo pochodzi od czasownika einai, co znaczy być. Jest to słowo, po które chętnie sięgano w greckiej tradycji filozoficznej. Słowa syna właściwie można by przetłumaczyć: Ojcze, daj z tego, co jest albo: co stanowi istotę. W sensie potocznym — zauważa Fitzmyer — ousía faktycznie oznacza dobra materialne, a niekiedy posiadłości ziemskie (por. LXX Tob 14,13; 3Mch 3,28; Flawiusz Ant VII 5,5; Bell IV, 4,3). Ale, jak już powiedziałem, starożytni czytelnicy, wrażliwi na język wielkich myślicieli, za sensem historycznym słowa bez trudu dostrzegali znaczenie metaforyczne — chodzi tu o istotę, o najgłębszą część istnienia... Odchodząc z domu Ojca, niszczymy siebie samych, trwonimy i rozpraszamy naszą istotę.

Być w domu Ojca... OK. Ale czy to nie przeczy idei wolności? Czy syn nie miał prawa odejść?

Popatrz na to z innej strony. Jesteś kochany, czujesz się przyjęty jako osoba i wolny człowiek właśnie dlatego, że jest ktoś, kto cię przyjmuje — Ojciec. Twoja osobowość rozwija się i staje piękna dopiero wówczas, gdy świadomie wzrastasz w relacji z tym, któremu zawdzięczasz wszystko. Oczywiście relacja ojciec-syn przeniesiona na grunt teologii jest tylko sposobem językowego ujęcia pewnego aspektu Bożej rzeczywistości. W takich analogiach niepodobieństwo zawsze jest większe, niż podobieństwo. A jednak, czytając przypowieść w taki właśnie sposób, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że człowiek nie jest w stanie osiągnąć zbawienia, pozostając w granicach swojej istoty (gr. ousía), lecz tylko poprzez łaskę Boga, gdyż istota człowieka (gr. ousía) jest relacyjna. A z drugiej strony... łaska Boga nie zastępuje wolności, lecz ją otwiera w taki sposób, że w człowieku rodzi się pragnienie Boga i Jego obecności. Jeśli wolność chcemy zrozumieć spoza tego fundamentalnego doświadczenia bycia synem Ojca, wówczas jawi się ona jako wolność robienia czegoś, czyli pokusa stanowienia o sobie i o swoim życiu. Jeżeli natomiast wolność definiujemy z wnętrza tego doświadczenia, wtedy nabiera ona kształtu wolności bycia — jest łaską przebywania w domu Ojca. Wybór pierwszej opcji doprowadził młodszego syna do skrajnej degradacji i wewnętrznej niewoli.

Skąd zatem się biorą pokusy? Dlaczego syn mimo wszystko postanowił odejść?

Bo wolność bycia zakłada pewne reguły gry: trzeba uznać autorytety, tradycje, pewne ograniczenia, a nawet zakazy, których nie wolno przekroczyć. Co więcej, dojrzała wolność bycia polega na utożsamieniu się z zasadami, które chronią istotę człowieka. W Jezusowej przypowieści byłyby to wszystkie zasady i powinności syna względem ojca. Czasem — owszem — pojawia się silna pokusa, by z nimi zerwać. A dzieje się tak zazwyczaj wtedy, gdy z pola naszego widzenia znika odniesienie do zarysowanego przed momentem doświadczenia bycia synem — poczucie naszej pierwotnej przynależności. Gdy nie sięgamy do niego jak do źródła, wówczas tracimy wewnętrzną orientację. Wówczas reguły przestają chronić relację, a stają się tylko zbędnym obciążeniem utrudniającym życie. W konsekwencji zrywamy z nimi i odchodzimy. Ale tak naprawdę dramat rozpoczyna się dużo wcześniej — w sercu człowieka.

Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony” (Łk 15,13). Co się dzieje, gdy człowiek odchodzi?

Pobyt syna w dalekich stronach, czyli z dala od domu Ojca, ewangelista Łukasz opisuje jakby w czterech etapach. Pierwszy moment został oddany stwierdzeniem: I tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie (Łk 15,13). Początkowo przez jakiś czas człowiek odnajduje w sobie zapasy siły duchowej, ale jest odcięty od źródła. Stąd następuje rozproszenie — syn trwoni wszystko, co wyniósł z domu Ojca.

Potem przychodzi czas głodu — etap drugi. Czy tak?

Tak. Nasze istnienie domaga się źródła. Sami dla siebie nie możemy nim być. Rodzący się głód człowiek karmi chwilowymi przyjemnościami: rozrywkami, nauką, robieniem kariery... Lecz głód daje znać o sobie coraz bardziej i wtedy człowiek zaczyna cierpieć niedostatek. Ostatecznie ucieka się do metod, które urągają ludzkiej godności. I to jest już trzeci etap — człowiek stacza się na dno. Tekst Ewangelii mówi: Poszedłi przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłałgo na swoje pola, żeby pasłświnie (Łk 15,15). Świnie są dla Żydów zwierzętami nieczystymi. Prawo głosi: Wieprz, ponieważ ma rozdzielone kopyto, ale nie przeżuwa — będzie dla was nieczysty (Kpł 11,7; por. Pwt 14,8). Pokarm, którym syn próbuje zaspokoić swój głód, niszczy jego godność, a tym samym jeszcze bardziej odcina go od jego religijnej i narodowej tradycji. W końcu jednak okazuje się, że i to nie zaspakaja jego głodu — nikt nie chce mu dłużej dawać strąków... To jest dno.

Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie” (Łk 15,17-18). Czasem w psychologii mówi się o efekcie odbicia się od dna.

Ale życie duchowe to nie psychologia! Tu efekt dna nie wystarczy, bo — sam przyznasz — myśl o domu Ojca, rodząca się w chwili cierpienia, może wynikać z egoizmu. Tymczasem Ewangelia mówi, że syn się zastanowił. Greckie wyrażenie eis eauton de elthōn oznacza dosłownie: wrócił do siebie, wszedł w siebie... Wrócić to znaczy przyjść tam, gdzie kiedyś się już było. Wrócić to znaczy dotrzeć do tego, co w człowieku pierwotne i czego nigdy nie można wymazać, a tym samym zrozumieć, że jest się w dalekich stronach i że prawdziwy dom jest u Ojca. W Talmudzie czytamy, że słowo abbá, czyli tatuś, jest pierwszym słowem, które dziecko wymawia po urodzeniu. To słowo wyprzedza wszystko inne, co w nas jest obecne. A zatem syn przebywa duchową wędrówkę oczyszczenia i dzięki temu otwiera się na prawdę o swoim istnieniu. Myśl o Ojcu jest w nas pierwotna, czyli wpisana w samą naszą istotę. Jest takie przysłowie rabinów: Kiedy syn doświadcza ubóstwa, wtedy przypomina sobie o wygodach ojcowskiego domu.

Syn, zanim wrócił do domu, najpierw przygotował sobie scenariusz spotkania z ojcem: „Już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników” (Łk 15,19). Czyżby nie był pewien, że zostanie przyjęty?

Nie. Te słowa to znak prawdziwego nawrócenia. Syn rozpoznał, że nie jest godny być synem. Poznał, że przed ojcem jest pusty. Tylko to doświadczenie może sprawić, że człowiek radykalnie otworzy się na dom Ojca jako bezwarunkowy dar i odtąd będzie żył mądrze.

Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca...” (Łk 15,20).

Ostatnim etapem nawrócenia jest podjęcie decyzji. Wszystko, co stało się do tej pory, przyniesie owoc, o ile człowiek podejmie konkretne działanie. Wyobraź sobie, że można dojść aż do tego momentu: poznać prawdę i przeżyć nawrócenie — a następnie zatrzymać się przed koniecznością działania. Strach bywa paraliżujący, tymczasem decyzja jest jakby motorem życia duchowego.

Miłosierny Ojciec

A gdy [syn] był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15,20). Wielu komentatorów uważa, że w tym wersecie natężenie emocji osiąga swój szczyt.

Bo w oczach Izraelity tamtych czasów obraz ojca wybiegającego naprzeciw synowi jest naruszeniem godności starszego człowieka. Tu ewidentnie miłość rodzicielska bierze górę nad obyczajowością, a to rzeczywiście wzrusza... Ja mimo to chciałbym zwrócić uwagę na dwie inne rzeczy. Po pierwsze, w Księdze Tobiasza czytamy o matce, która wita syna — jej gest jest jakby matczynym uzupełnieniem ojcowskiej miłości ukazanej w naszej przypowieści:Anna tymczasem wybiegła, rzuciła się synowi na szyję i zawołała do niego: Ujrzałam cię, dziecko, teraz już mogę umrzeć, i rozpłakała się (Tb 11,9). Po drugie, trzeba zauważyć, że pomimo mocno zarysowanej płaszczyzny emocjonalnej tej sceny, stary ojciec jest tutaj symbolem mędrca. Duchowa mądrość jest bliższa istocie miłości niż uczucia. Ojciec przebacza, bo wie doskonale, jaką syn musiał przebyć drogę, by móc wrócić do domu. Pozwolił mu odejść, potem czekał cierpliwie, a teraz przyjmuje bez słowa. Rozumie, bo być może sam w swej przeszłości odbył podobną wędrówkę... Przyjmuje, bo sercem rozumie, co tak naprawdę dokonało się w sercu syna...

Tak, ale te przypuszczenia nie są w żaden sposób potwierdzone w Ewangelii.

To prawda. Ale spróbuj odwołać się do własnego doświadczenia. Czy sądzisz, że tak pełną miłości i zrozumienia duchową mądrość można zdobyć inaczej, jak samemu błądząc, nawracając się i doświadczając przebaczenia? Czytając przypowieść, najczęściej utożsamiamy ojca z Bogiem. I słusznie... Ale jeśli ojciec jest figurą mędrca, czy nie znaczy to, że uosabia kogoś, kim i my mamy się stać? Czy wyzwaniem dla człowieka nie jest nauczenie się patrzenia na drugiego oczami Boga?

Racja...

W takim — na pierwszy rzut oka — poetyckim sformułowaniu kryje się sama proza życia... Bo patrzeć oczami Boga to uczyć się najtrudniejszej miłości. Potrafić uszanować wolność drugiego człowieka przede wszystkim wtedy, gdy bliska nam osoba popełnia oczywiste błędy. Umieć pogodzić się z myślą, że ten drugi czasem odchodzi i — mając w pamięci nasze własne odejścia — ufać Bogu, że mimo realnego ryzyka odejścia na zawsze, kiedyś powróci. Być obok cichą i nienarzucającą się obecnością. Czekać. Mieć nadzieję i modlić się. A kiedy ów drugi wróci, rozumieć sercem jego serce i — jeśli jest to prawdziwe nawrócenie — przyjąć go z radością. Patrzeć na drugą osobę oczami Boga to kochać ją miłością Boga Ojca.

Szczerze mówiąc, jest to zupełnie inne spojrzenie niż to, które znałem dotąd... Bardzo ciekawe. Idźmy dalej... „A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem». Lecz ojciec rzekł do swoich sług...” (Łk 15,21-22). Ojciec nie daje mu nawet dokończyć...

Syn czuł się niegodny, więc prosił o przyjęcie na pewnych określonych warunkach. Ojciec przerywa, bo — jako mędrzec i znawca ludzkich serc — nie może w tak istotnej chwili zgodzić się na zaistnienie propozycji: cośza coś. Syn, by była to dla niego prawdziwa lekcja życia, musi doświadczyć bezinteresowności. Midrasz Rabba do Księgi Powtórzonego Prawa pozwala nam jeszcze lepiej zrozumieć ukrytą tu mądrość: Rabbi Samuel Pargrita mówił w imieniu rabbiego Metra: Syn królewski zszedł na złą drogę. Król posłał do niego nauczyciela z wezwaniem: «Wracaj mój synu!». Lecz syn kazał mu odpowiedzieć: «Z czym mógłbym wrócić? Wstydzę się stanąć przed tobą». Ojciec przesłałmu nowe wezwanie: «Czyż syn może wstydzić się wrócić do swego ojca? Jeśli wrócisz, czyż nie wrócisz do Ojca?». Liczy się tylko to jedno i nic więcej: wrócić do Ojca!

Reakcja ojca potwierdza to, co powiedziałeś przed chwilą — on ogarnia zaistniałą sytuację nie za pomocą rozumu, bo gdyby tak było, musiałby wyliczyć, ile syn jest mu winny; nie uczuciami — bo sprawiedliwość w tym przypadku domagałby się zemsty. Po prostu... kocha.

Zgadza się. Oczy ojca zdradzają przenikliwe spojrzenie mędrca. Mędrzec widzi wewnątrz, rozumie, co dzieje się w sercu człowieka i potrafi odpowiednio zareagować...

Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi!” (Łk 15,22). Syn otrzymuje teraz więcej niż miał wcześniej. Czy to znaczy, że nikt już mu nigdy nie zabierze tego, czego nauczyło go życie?

Świetnie. Masz rację, na pewno nie chodzi tu ani o majątek, ani o zewnętrzne bogactwo. Proces duchowy trwa nadal, lecz teraz protagonistą opowieści jest ojciec. A zadaniem ojca jest nie tylko przyjąć dziecko do domu, lecz także pomóc mu odzyskać utracone poczucie wartości — odbudować godność osoby. Syn, jak sam szczerze wyznał, aż dotąd czuje się jeszcze niewolnikiem; serce mówi mu, że nie jest wart miłości ojca. Tylko ojciec może przemówić do serca syna i ponownie darować mu godność — ona musi być darem. Jak powiedziałem, tę lekcję miłości syn zapamięta na całe życie.

Najlepsza szata jest symbolem tejże godności?

Tak, chociaż samo określenie najlepsza szata nie do końca jest jasne. Greckie sformułowanie stolēn ten prōtēn znaczy dosłownie: pierwsza szata. Jak to rozumieć? Septuaginta poświadcza użycie słowa pierwszy w znaczeniu najlepszy — Kupcy z Szeby i Rama prowadzili z tobą handel: dostarczali ci drogą wymiany za twe towary najlepszy (gr. prōtōn) balsam oraz wszelkiego rodzaju drogie kamienie i złoto (por. LXX Ez 27,22; LXX Am 6,6; LXX Pnp 4,14). Mimo to niektórzy bibliści sugerują, że w przypowieści mowa o wcześniejszej szacie, czyli tej, którą syn miał wcześniej — jest nią utracona, a teraz przywrócona łaska synostwa. Mi osobiście trudno zaakceptować taką interpretację, bo czy można powiedzieć, że gdy do domu wraca ktoś, kto przebył tak długą drogę, wszystko będzie teraz dla niego takie jak dawniej? Ja bym raczej powiedział, że właśnie teraz wszystko jest zupełnie nowe... Jeszcze ktoś inny zwrócił uwagę, że najlepsza szata w domu to ta, która należała do samego ojca i to być może o niej mowa...

Oprócz szaty syn otrzymuje pierścień...

Ten pierścień przypuszczalnie był rodzinnym sygnetem, więc — nakładając go na palec dziecka — ojciec niejako mówi: „Nie przyjmę cię z powrotem jako sługi. Przyjmę cię jedynie jako syna”. To kolejny symboliczny gest: teraz godność syna okazuje się w pełni.

A sandały?

Zarówno w greckiej, jak i semickiej literaturze starożytnej sandały były symbolem wolności. Zadaniem niewolników było nosić i zawiązywać sandały swojego pana, ale oni sami zazwyczaj nie mieli obuwia. Syn jest wewnętrznie wolny. Jego wolność, oprócz zdobytej mądrości, jest najcenniejszym owocem nawrócenia. Paradoksalnie przedtem syn buntował się przeciw regułom i zasadom panującym w domu ojca. Teraz staną się one jego pragnieniem; teraz będzie wiedział, że to, co wcześniej postrzegał jako zniewolenie, tak naprawdę chroni jego wolność.

I wreszcie przychodzi czas na ucztę. Ojciec woła do sług: „Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,23-24).

Mięso, którego w tamtych czasach nie jedzono na co dzień, dodatkowo podkreśla odświętny charakter wydarzenia. Muzyka wspomniana w wersecie Łk 15,25 (gr. symphōnía) prawdopodobnie oznacza jakiś instrument tamtych czasów (por. Dn 3,5), choć Ojcowie Kościoła czytali ten werset alegorycznie, tłumacząc, że w duszy nawracającego się człowieka rozbrzmiewa Boża symfonia. Pojawiający się czasem w Septuagincie termin symphōnía — tłumaczenie aramejskiego słowa sûmpōnyāh — niektóre polskie przekłady oddają jako dudy. Ale w tłumaczeniach na francuski, niemiecki czy angielski mowa czasem o kobzach, a kiedy indziej o flecie... To typowe instrumenty tamtych czasów, których używano podczas zabaw.

Werset kończący tę część przypowieści później pojawi się jeszcze raz na końcu: „Ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,24).

Tak, a zastosowany w nim schemat paralelizmu synonimicznego stanowi kapitalną konkluzję: doświadczenie nawrócenia jest w gruncie rzeczy doświadczeniem nowego życia. Ludzie, którzy w jakiejś chwili swojego życia mocno doświadczyli Boga, bardzo często mówią, że do pewnego momentu żyli tak, jakby byli umarli (gr. nekros), a później — gdy już się nawrócili — zaczęli prawdziwie żyć (gr. anédzēsen).

Ostatnia myśl... Powiedziałeś, że nazywanie Boga Ojcem to przenoszenie na rzeczywistość Bożą pewnego modelu, który jest bliski naszemu doświadczeniu.

Tak. Taki model umożliwia nam mówienie o Bogu...

I wspomniałeś, że w takich odniesieniach niepodobieństwo Boga do rzeczywistości ziemskiej zawsze jest większe niż podobieństwo.

Dokładnie tę zasadę tłumaczą dekrety IV Soboru Laterańskiego.

Pytam, ponieważ myślę sobie, że przecież doświadczenie ojcostwa bywa różne... Nie ma idealnych ludzi i nie ma idealnych ojców. Nie sądzisz, że przenoszenie na Boga obrazu ziemskiego ojca czasem może pomagać, ale czasem przeszkadza? W tym przypadku Biblia opisuje wspaniałego człowieka, ale nie zawsze jest tak, jakby się chciało.

Zgadza się. Stąd — mówi J. Ratzinger — biblijny wizerunek Boga Ojca nie jest projekcją naszych doświadczeń na niebo, lecz odwrotnie: z nieba dowiadujemy się, kim w istocie jest ojciec oraz kim mógłby i powinien być także wśród ludzi. Pozwól, że zacytuję jedną z moich ulubionych modlitw żydowskich. Jest to modlitwa do Boga, który jest Ojcem miłosierdzia. Myślę, że poniekąd znajdziesz w tych słowach odpowiedź na twoje pytanie. Poza tym jest to przepiękny komentarz do naszej przypowieści...

Umiłowany duszy mojej, Ojcze miłosierdzia, pociągnij swego sługę ku swojej woli. Sługa Twój rzuci się ku Tobie jak jeleń na kolana i przed Twoją wspaniałością. Miłość Twoja będzie dla niego słodsza niż struga miodu i niż wszystkie słodkości. O Ty, którego zdobi piękno i chwała wszechświata, dusza moja jest chora z miłości ku Tobie. Błagam Cię, przywróć jej zdrowie, pozwalając jej widzieć piękno Twego promieniowania. Wówczas wzmocni się ona i na zawsze pozostanie radosna.

Jedid Nefesz, w: Fr. Efraim, Jesus Juif pratiquant,
(Jezus,
Żyd praktykujący), tł. Janina Fenrychowa.

Starszy syn

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego». Na to rozgniewał się i nie chciał wejść” (Łk 15,25-28).

Zanim spróbujemy zrozumieć starszego syna, najpierw przyjrzyjmy się naszej przypowieści w szerszym jej kontekście. Posłużymy się przy tym analizą zaproponowaną przez R. Meyneta. Przypowieść została umieszczona w piętnastym rozdziale, czyli w centralnej części Łukaszowej Ewangelii. W tym samym rozdziale znajduje się inna podwójna przypowieść: o zagubionej owcy (Łk 15,1-7) i o zagubionej drachmie (Łk 15,8-10). Te dwa przykłady są na tyle podobne, że — by móc je dokładnie porównać — przygotowałem schemat. Co możesz o nich powiedzieć?

Jezus opowiada dwie bardzo podobne sytuacje. Obydwie mają tę samą kompozycję. Jezus w obydwu przypadkach wprowadza w problem, zadając uczniom pytanie. Potem mowa o znalezionej zgubie i w obydwu scenach cytuje się słowa bohatera, a po nich następuje ta sama konkluzja mówiąca o radości panującej w niebie.

Taki schemat nazywa się układem równoległym albo inaczej — paralelizmem. Ale zwróć uwagę na różnice.

W jednym przykładzie osobą szukającą jest mężczyzna, w drugim — kobieta. W pierwszej scenie gubi się owca — rzecz dzieje się daleko od domu. W drugiej — gubi się drachma. To z kolei ma miejsce w domu. Po co Jezus opowiada dwa razy tę samą opowieść?

Struktura literacka przypowieści o zagubionej owcy
i o zagubionej drachmie (R. Meynet)

Który mężczyzna, gdy ma sto owiec,
a zgubi jedn
ą z nich,
nie zostawia dziewi
ęćdziesięciu dziewięciu na pustyni
i nie idzie za zgubion
ą, aż ją znajdzie?

A gdy ją znajdzie,
bierze z rado
ścią na ramiona i wraca do domu;
sprasza przyjació
łi sąsiadów i mówi im:
«
Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego
grzesznika, który się nawraca,
ni
ż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie
potrzebują nawrócenia.

Albo

która kobieta, gdy ma dziesięć drachm,
a zgubi jedn
ą drachmę,
nie zapala
światła, nie wymiata domu
i nie szuka starannie, a
ż ją znajdzie?

A gdy ją znajdzie,
sprasza przyjació
łki i sąsiadki i mówi:
«
Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam».

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego
grzesznika, który się nawraca.

Niektórzy sądzą, że po to, by podkreślić najważniejsze słowa nauki. L.A. Schökel tłumaczy, że posługiwanie się paralelizmem jest odzwierciedleniem nie tylko mentalności semickiej, ale także sposobu postrzegania świata typowego dla tamtej kultury. My obserwujemy świat i robimy syntezę. Izraelici zatrzymywali się na konkrecie każdej sytuacji. Odbierali rzeczywistość jako konkretne sytuacje, a nie jako ogólną syntezę. Z kolei R. Meynet zwraca uwagę na dwie zasady czytania paralelizmu. Po pierwsze, w układzie równoległym identyczne jest nie tylko ułożenie tekstu, ale i same sytuacje. Innymi słowy, w jednym i drugim przypadku — niezależnie od różnic — smutek bohaterów wynikający ze zgubienia czegoś jest taki sam i — analogicznie — radość z odnalezienia rzeczy jest również identyczna. Z kolei druga zasada mówi, że w paralelizmie dużą rolę odgrywają różnice, które tworzą kontrasty.

Czyli tu mężczyzna i kobieta.

Tak. Gdy semita mówi mężczyzna i kobieta, to znaczy, że sytuacja odnosi się do wszystkich ludzi. Przypowieść ma charakter uniwersalny. Ale jest jeszcze jedna różnica.

Chodzi o miejsce? Owca gubi się na pustyni, a drachma w domu.

No właśnie. Owca jest daleko — trzeba iść i szukać jej daleko poza domem. Z kolei drachma cały czas jest w domu. Jest, ale przecież tak, jakby jej nie było... Obydwa zagubienia, że tak powiem, w myśl pierwszej zasady czytania paralelizmu, są przyczyną takiego samego smutku.

Co ma wspólnego z przypowieścią o ojcu i dwóch synach?

Oś paralelizmu przypowieści o owcy i drachmie wyznacza linię poziomą. Ale gdy obok postawimy przypowieść o dwóch synach i wyobrazimy sobie drugą oś — pionową — to okaże się że budowa naszej przypowieści jest identyczna, a co się z tym wiąże — zasady czytania paralelizmu są w niej takie same. Przypowieść o synach składa się z dwóch części. Obydwie mają podobną budowę: część narracyjna, w którą wplecione są cytaty i dialogi, za każdym razem kończy się formułą podsumowującą o synu, który umarł, a potem ożył (por. Łk 15,24.31). Kontrasty są podobne: mamy dwie różne osoby (młodszy i starszy syn) oraz dwa różne miejsca zagubienia (młodszy syn udał się w dalekie strony, jak owca, natomiast starszy syn przebywał w domu u ojca, jak drachma).

Z tego wynika, że zagubienie młodszego i starszego było takie same...

I to jest najważniejszy wniosek analizy R. Meyneta. Logikę lewej strony musimy konsekwentnie przenieść na prawą. Wówczas okazuje się, że kondycja duchowa dwóch synów — wewnętrzne zagubienie — było dokładnie takie samo. Innymi słowy, młodszy syn wcale nie był gorszy od starszego, a starszy w niczym nie był lepszy od młodszego.

Jak to rozumieć?

Druga zasada czytania paralelizmu brzmi: gdy prawie wszystko jest podobne, trzeba szukać różnic, gdyż w nich kryje się klucz do zrozumienia zagadki. Jest jeszcze trzecia zasada: gdy wszystko wydaje się zupełnie różne, trzeba szukać podobieństw. Dwaj synowie są zupełnie różni. Ale jest jedna rzecz, która ich upodabnia.

Szczerze mówiąc, nie widzę jakiegoś podobieństwa...

Mówiąc o młodszym synu, wykazaliśmy, że istotą jego zagubienia był wewnętrzny stan: jeszcze będąc w domu, zaniedbał wewnętrzną relację z ojcem. Jego odejście było tylko konsekwencją tego, co stało się w jego sercu. Dlatego później, gdy wrócił, nie wyobrażał sobie, że nadal może nazywać się synem. Uważał się za niewolnika i prosił, by uczynić go jednym z najemników. Spójrz teraz, co mówi starszy, gdy wraca do domu. Jego pierwsze słowa wypowiedziane spontanicznie w gniewie dobrze ilustrują to, co nosi w swoim sercu: Tyle lat ci służęi nigdy nie przekroczyłem żadnego twojego nakazu... To mocne stwierdzenie, bo słowo służyć (gr. douleúō) wskazuje na sługę i niewolnika (gr.doulos). Starszy chłopiec w sercu jest tak samo zagubiony, jak jego brat — ojcowską miłość zastąpił relacją pana i sługi.

Teraz rozumiem twoją propozycję tytułu przypowieści.

O zagubionych synach...

Wiesz, przychodzi mi na myśl coś, co jest trochę sprzeczne z moim dotychczasowym rozumieniem tej przypowieści. Do tej pory o tym młodszym myślałem jako o złym człowieku. Ale właściwie obaj byli tak samo zagubieni. Co więcej: to, co zrobił młodszy, jest bardziej spójne i szczere. Był przynajmniej na tyle odważny, by żyć zgodnie z tym, co grało mu w duszy. Starszy, przeciwnie, był konformistą: wolał zostać w domu, bo u tatusia było mu ciepło i wygodnie. Nawet nie miał ochoty się buntować. Żył w zakłamaniu.

Przede wszystkim był duchowo leniwy... Odejście z ciepłego domu, mimo iż było kuszące, wymagało odwagi i zmiany przyzwyczajeń. Że nie było to wcale takie łatwe, świadczy fakt, iż młodszy syn doprowadził swoje życie do ostateczności — żywił się strąkami świń. Ale to właśnie młodszy syn, dzięki podjętym decyzjom, stał się duchowo mądry. Kiedyś stanie się pewnie tak mądry, jak jego ojciec. Będzie w stanie rozumieć grzeszników. Będzie potrafił kochać. Będzie cierpliwie czekał na odpowiedni moment i będzie ufał, że ktoś, kto od niego odszedł, kiedyś powróci. Będzie człowiekiem rozumiejącym zbuntowanych i zagubionych. Będzie patrzył na ludzi oczami Boga...

Ciekawe... A my najczęściej czytamy tę przypowieść jako przestrogę, by nie być takimi, jak syn marnotrawny.

Ale przecież i tak wszyscy jesteśmy jak syn marnotrawny. To jest przypowieść o starszych i młodszych, o mężczyznach i kobietach — czyli o wszystkich ludziach. Pytanie trzeba więc sformułować inaczej: co my zrobimy z naszą grzesznością?

Jak sądzisz, czy starszy brat w końcu nawrócił się, czy nie?

Autor nic o tym nie mówi, zresztą celowo... Przypowieść o synach i ojcu jest formą otwartą, to znaczy, że jej zakończenie zależy od tego, jak ją zrozumieją i jak ją przyjmą słuchacze. Słowa starszego syna: Oto tyle lat ci służęi nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu (gr. oudépote entolēn sou parelthon) dosłownie trzeba by przetłumaczyć: nigdy nie byłem ci nieposłuszny. Starszy syn jest posłuszny ojcu, choć jego synowska więź wygasła; jest skrupulatny, polecenia ojca co do joty wypełnia jak rozkazy, a to czyni go podobnym do... faryzeuszy. Przecież to do nich Jezus się zwraca, opowiadając tę historię: (...) szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść... (Łk 15,2-3). A jeśli słuchacz jest bohaterem opowieści, to teraz rozumiesz, że od jego reakcji będzie zależało to, jak opowieść się zakończy...

W sumie zależy to także od nas — od każdego, kto słucha Ewangelii.

I kto przyjmuje ją jako słowo Boga.