Serce Prawa

Adam Ligęza, Michał Wilk

espe.pl/OD_POPIOLU_DO_OGNIA_Nowy_Testament-892.html |

publikacja 14.03.2010 23:45

Serce Prawa

 

Uczynki miłosierdzia

Jałmużna

Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,2-4).

Jałmużna. Dziś nawet wiele osób Kościoła przestrzega przed dawaniem pieniędzy ubogim. Można się pomylić i dać oszustom. Można wpaść w pułapkę i tych, którzy nie pracują, przyzwyczajać do tego, że nie muszą pracować...

Ale równie dobrze można się pomylić i odmówić pomocy komuś, kto jej potrzebuje. Można też przenikliwymi teoriami umywać ręce od wzięcia odpowiedzialności za ludzi biednych. Zastanawiam się, która pomyłka jest bardziej tragiczna...

Chodzi mi o to, że słowo „jałmużna” naprawdę można różnie rozumieć.

Jasne. Masz rację! Wiele osób Kościoła podejmuje dziś refleksję na ten temat. Z pewnością przynosi to wiele pożytku, tylko że na sądzie ostatecznym Jezus nie będzie nas pytał, jak interpretujemy słowo „jałmużna”, tylko o to, czy podaliśmy kromkę chleba głodnemu i kubek wody spragnionemu...

Ale zgodzisz się ze mną, że jałmużna - jak wszystko - musi być czyniona z zachowaniem rozsądku...

Jasne. W ogóle miłość wymaga rozsądku i poznania prawdy. Chciałbym zauważyć jedną rzecz... Bardzo dużo na temat ubogich i ubóstwa powiedziano w Księdze Przysłów. Niektórzy bibliści uważają tę księgę za tło naszej perykopy o jałmużnie. I w związku z tym chciałbym zwrócić uwagę na taką ciekawostkę: już tam, w Księdze Przysłów, mówi się o dwóch rodzajach ubóstwa. Przyczyną pierwszego jest ludzka głupota i próżność: Popada w nędzę ten, kto lubi hulanki; nie wzbogaci się ten, kto lubi oliwę i wino (Prz 21,17), natomiast drugi rodzaj ubóstwa wynika z niesprawiedliwości społecznej i źle funkcjonujących systemów społecznych i ekonomicznych. W tym przypadku konieczna jest pomoc: Błogosławiony, czyj wzrok miłosierny, bo chlebem dzieli sięz biednym (Prz 22,9).

Czyli jednak racją jest, że nie należy wspierać lenistwa...

Oczywiście. To nie podlega dyskusji! Za to ludzi prawdziwie ubogich - mówi Biblia - chrześcijanie powinni wziąć sobie do serca i to bardzo serio!

Jezus mówi: „Gdy dajesz jałmużnę”... Czy w starożytnym Izraelu jałmużna była aktem dobrowolnym, czy wynikała z przepisów Prawa?

Niektóre ofiary faktycznie wynikały z przepisów Prawa. Na przykład w Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: Pod koniec trzech lat odłożysz wszystkie dziesięciny z plonu trzeciego roku i zostawisz w twych bramach. Wtedy przyjdzie lewita, bo nie ma działu ani dziedzictwa z tobą, obcy, sierota i wdowa, którzy są w twoich murach... (Pwt 14,28-29). Inne jałmużny były podejmowane z własnej inicjatywy i były wyrazem osobistej pobożności. Wydaje się, że te drugie były częstszym zjawiskiem. Na przykład Hiob wspomina: Dla biednych stałem się ojcem, pomagałem w sporze i nieznajomemu (Hi 29,16). Niektórzy historycy mówią o cotygodniowych jałmużnach czy raczej o zbiórkach na biednych, które organizowano przy wejściach do synagog. Wiele wskazuje na to, że tego typu inicjatywy były zupełnie dobrowolne, a ofiarodawcy pozostawali anonimowi.

I Jezus mówi dalej: „(...) nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili”. Chodzi o zachowanie dyskrecji, prawda?

Trąba jest tutaj oczywiście metaforą, czy - mówiąc ściślej - hiperbolą. Trudno podejrzewać kogokolwiek, by po złożeniu ofiary obwieszczał o tym wszem i wobec za pomocą trąby czy rogu. Jest to jednak metafora o tyle ciekawa, że możemy w niej dostrzec interesującą wielopoziomowość sensu. Dawne pochody królewskie, podczas których używano rogów, były głośne i pełne przepychu. Gdy taki pochód przechodził przez miasto, każdy o tym wiedział... W tym sensie, masz rację, słowa autora należy rozumieć jako próbę ośmieszenia braku dyskrecji. Podążając za tym tokiem myślenia, McEleny widzi w metaforze rogu nawiązanie do skarbon, które znajdowały się w przedsionku świątyni. Tam, przy wejściu do przestrzeni świątyni, wszyscy byli obserwowani. A poza tym jak już ktoś coś rzucił, to było to słychać... Ale metafora rogu ma jeszcze jedno znaczenie: pochód z rogami i trąbami, organizowany zwykle po zakończonych wojnach, jest symbolem triumfu, zwycięstwa, wyższości nad wrogiem, a zatem tego wszystkiego, co jest przeciwieństwem pokory. Zwróć uwagę, że taki klimat nie sprzyja składaniu ofiar. Dać komuś kasę to nie sztuka. Sztuką jest tak ją dać, by ta osoba nie czuła się upokorzona. Tu nie ma miejsca na wyniosłość i triumf.

Jedyną nagrodą ludzi wyniosłych jest ich chwilowa satysfakcja, stąd - mówi Chrystus - ci otrzymali już swoją nagrodę...

Sprawa jest jasna i nie wymaga komentarza. Jako ciekawostkę powiem tylko, że użyty tutaj czasownik otrzymać (gr. apechō) jest terminem technicznym pochodzącym ze słownika ekonomii tamtych czasów. Dosłownie oznacza on otrzymać całą swoją należność.

Ty, kiedy dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa”... To brzmi jak przysłowie.

Tak, to prawdopodobnie jest przysłowie, choć nie zostało ono potwierdzone przez żadne inne źródła judaistyczne. E. Klostermann znalazł w starożytnych pismach Persów inne, bardzo podobne powiedzenie: Dawaj lewą ręką, ale nie mów o tym prawej; dawaj prawą ręką, ale nie mów o tym lewej. Być może obydwie sentencje miały ze sobą coś wspólnego...

A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie...”. Chodzi o nagrodę w niebie?

W niebie albo jeszcze tu, na ziemi... Na myśl znowu przychodzi Księga Przysłów, w której autor natchniony przypomina nam, że Bóg widzi w ukryciu: Czy powiesz: Nie wiedziałem tego?”; Kto bada serca, ma nie rozumieć? Wie Ten, który dusz dogląda, i według czynów odda każdemu (Prz 24,12). Najważniejszą sprawą w argumentacji jest tutaj ten charakterystyczny dla semickiego dyskursu rytm antytetyczny ukazujący kontrast dwóch przeciwstawianych sytuacji: inni wszystko czynią jawnie i już otrzymali nagrodę - to jest negatywna część antytezy; z kolei ty czyń wszystko w ukryciu, a w przyszłości otrzymasz, co twoje - część pozytywna. Zwróć uwagę, że ten rytm jest zachowany tak na poziomie znaczenia tekstu, jak i na płaszczyźnie budowy zdania.

Jak sądzisz, dlaczego spośród tysiąca różnych możliwości czynienia miłosierdzia wśród trzech form wskazanych przez Jezusa w samym centrum Jego kazania znalazła się akurat jałmużna?

Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie w sposób rozstrzygający. Może dlatego, że dawać jałmużnę to znaczy wyświadczać ogromne dobro dwóm osobom: temu, komu dajemy i... sobie samemu. Prosty gest uświadamia nam wiele istotnych spraw: że jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni; że przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi i niezależnie od wykształcenia czy majątku, znaczymy tyle samo; że dzięki jałmużnie - gdy faktycznie jest ona wyrazem miłości - odnajduję duchowo swoje prawdziwe miejsce w świecie, wobec Pana Boga i wobec bliźnich.

OK, ale czy to nie jest miłość typu „coś za coś”? Daję, ale sam zyskuję... Wiesz, różne współczesne teorie wymiany społecznej próbują udowodnić, że zachowaniem człowieka kieruje przede wszystkim jego własny interes. Nie wracamy przypadkiem do punktu wyjścia?

To zależy. Miłość jest i ma pozostać bezinteresowna. Zgoda. Ale czy to znaczy, że miłość nas nie kształtuje? Jałmużna, jak i wiele innych form czynienia miłosierdzia, rzeczywiście może być sposobem usypiania sumienia. Dajesz i mówisz: ja swoje zrobiłem; jestem w porządku... To nie jest postawa miłości. Racja! Ale z innej strony, jeśli w każdej konkretnej postawie będziemy dopatrywać się chęci uspokojenia egoistycznych pragnień, to w konsekwencji dojdziemy do absurdalnego wniosku, że miłość jest utopią... Spojrzenie biblijne jest bardziej optymistyczne i - jak sądzę - bliższe prawdzie.

Więc kwestią rozstrzygającą jest to, co kryje się w naszym wnętrzu. To, co wyraża gest jałmużny...

Tak. I tu dochodzimy do sedna problemu.

Można powiedzieć, że czyn miłosierdzia kształtuje nasze wnętrze?

Jasne, ale zanim kształtuje, najpierw wyraża to, co już nosimy w sercu. Jałmużna jest czynem miłosierdzia, czyli gestem, dzięki któremu wewnętrzna postawa miłosierdzia wyraża się na zewnątrz. W Nowym Testamencie ten warunek rzeczywistej zgodności między sercem a czynem widać bardzo wyraźnie, gdy czytamy tekst w oryginale - w grece słowo jałmużna (gr. eleēmosýne) jest pokrewne słowu miłosierdzie (gr. éleos). W konsekwencji temat jałmużny wprowadza nas w tematykę duchowości miłosierdzia - warto dodać: duchowości będącej charakterystyczną cechą religii Izraela. Już w Starym Testamencie prorocy wielokrotnie nawoływali i upominali Izraelitów, by dbali o wdowy, sieroty, biednych i opuszczonych. Głosy te wskazują na kształtującą się świadomość dotyczącą ubogich - w Izraelu biedni są duchowym bogactwem narodu. Później, po wygnaniu babilońskim, wrażliwość miłosierdzia rozwinęła się jeszcze bardziej. O ile prorocy udzielali konkretnych wskazówek dotyczących życia, o tyle późniejsza tradycja mądrościowa miłosierdzie uczyniła tematem głębokiej refleksji i rozwinęła typowo judaistyczną koncepcję duchowości miłosierdzia: Kto bliźnim gardzi - ten grzeszy, szczęśliwy - kto z biednym współczuje (Prz 14,21); Kto ciemięży ubogiego, lży jego Stwórcę, czci Go ten, kto się nad biednym lituje (Prz 14,32). Syracydes powie nawet: Miłosierdzie gładzi grzechy i zyskuje zbawienie (Syr 35,2). Fundamentem tej duchowości była reguła: zewnętrzne czyny mają wyrażać wnętrze serca. Zatem Jezus, mówiąc o jałmużnie, przywołuje wielką tradycję Izraela. Mówi swoim uczniom: Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (Mt 9,13).

A jeżeli gest jałmużny nie płynie z miłosiernego serca, człowiek jest hipokrytą. Jezus nie zawahał się użyć tutaj mocnego słowa...

Fakt. Dziś termin hipokryta ma pejoratywne zabarwienie. Ale w języku greckim brzmi on o tyle ciekawie, że nawiązuje do starożytnej kultury teatru. W Grecji słowem hýpocritēs nazywano aktorów. A kim jest aktor? To ktoś, kto zakłada maskę, wychodzi na scenę i odgrywa rolę, czyli przez chwilę nie jest sobą. Gdy aktor gra kogoś innego, czyli gdy brakuje tej zgodności między tym, kim jestem i tym, co robię, wówczas my - będąc widzami i patrząc na niego z zewnątrz - nie widzimy tego konkretnego człowieka, lecz tylko grę pozorów, ról i dialogów... Więc taka gra ma miejsce wtedy, gdy daję jałmużnę (gr. eleēmosýne), ale gdy ten czyn nie wyraża mojego éleos - gdy nie ma we mnie prawdziwej duchowości miłosierdzia, wewnętrznego odniesienia do bliźniego, wrażliwości na biednych; jednym słowem, gdy brakuje tego, co jest oznaką dojrzałej miłości - zewnętrznej i wewnętrznej spójności.

Modlitwa

Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6,5-8).

Drugą formą czynienia miłosierdzia jest modlitwa. To czytanie słyszymy we Wtorek I Tygodnia Wielkiego Postu. „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać”. Na rogach ulic?

Tak. W niektórych kulturach także dziś indywidualne modlitwy w miejscach publicznych nie są niczym dziwnym. Natomiast w wersecie, który przeczytałeś, trzeba wyjaśnić inną ciekawą rzecz. Ktoś, kto zna języki oryginalne Biblii, ten wyrażenie wystawać (dosłownie: staćprosto) intuicyjnie odniesie do Osiemnastu błogosławieństw, czyli do bardzo ważnej synagogalnej modlitwy liturgicznej Izraela. Tę modlitwę zwano czasem ‘Amidah, a to słowo pochodzi od rdzenia: ‘md, tzn. staćprosto, gdyż odmawiano ją zawsze w pozycji stojącej. Ale uwaga! Jezus nie krytykuje modlitwy liturgicznej i nie przeciwstawia jej modlitwie prywatnej. Nie taka jest antyteza zawarta w strukturze tego fragmentu! Podobnie, jak w poprzednim fragmencie, Mistrz krytykuje tutaj postawę człowieka, dla którego modlitwa publiczna jest aktem wykonywanym na pokaz i nie wyraża jego wnętrza. Przykład jest inny, ale logika opowiadania ta sama...

Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani”. Zastanawia mnie jedna sprawa. W Ewangelii Łukasza czytamy przypowieść o wdowie, która nachodziła sędziego i prosiła, by ten wziął ją w obronę. Tam Jezus zachęca do długiej i wytrwałej modlitwy. Czy jedno nie przeczy trochę drugiemu?

Te dwa fragmenty tylko pozornie są sprzeczne. Wielomówstwo czy gadatliwość to nie to samo, co żarliwa modlitwa, o której mowa w przypowieściach. Co ciekawe, czasownik, który mamy tutaj, w naszym opowiadaniu, jest przedmiotem dyskusji wśród biblistów. W niektórych bardzo ważnych kodeksach - przede wszystkim mam tu na myśli te najstarsze, pochodzące z IV wieku: Kodeks Synajski i Kodeks Watykański - mamy czasownik battalogeō.To słowo pochodzi od aramejskiego terminu battaltha’ i oznacza mówienie rzeczy próżnych, niepotrzebnych. Z tego moglibyśmy wnioskować, że - w myśl nauki płynącej z tego fragmentu Ewangelii - modlitwa nigdy nie powinna być zawracaniem Bogu głowy błahymi sprawami. Jest też inne rozumienie tekstu. W manuskryptach, przede wszystkim w najstarszych wersjach łacińskich, koptyjskich i w tzw. Peszicie, zapis wskazuje na występowanie w oryginalnym tekście greckim innego, bardzo podobnego czasownika: battologéō, co dosłownie moglibyśmy przetłumaczyć jako bełkotać, wypowiadać wiele słów chaotycznie, niedbale, bez zastanowienia. R. Schnackenburg zwraca uwagę, że druga lekcja zbliża Jezusa w Jego krytyce do Seneki. On także ganił w swoich pismach tych, którzy męczyli bogów swym próżnym gadaniem. Z innej strony może nie trzeba szukać analogii w rzymskiej filozofii... Kohelet zwracał uwagę na podobne postawy: Nie bądź pochopny w słowach, a serce twe niechaj nie będzie zbyt skore, by wypowiedzieć słowo przed obliczem Boga, bo Bóg jest w niebie, a ty na ziemi! Przeto niech słów twoich będzie niewiele (Koh 5,1). Jak widzisz, obydwie interpretacje pasują do kontekstu i trudno dziś jednoznacznie rozstrzygnąć, którego słowa użył autor Ewangelii...

Zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”. Wiesz, czasem myślę, że jest w nas jakieś takie stałe i ogromne pragnienie modlitwy - tego częstego przebywania w izdebce, w skrytości serca... Ale w taki razie skąd biorą się trudności z modlitwą?

Najlepszą odpowiedzią, jakiej mogę ci udzielić, jest piękny i niesamowicie trafny komentarz O. Clémenta do tego wersetu Ewangelii. Kiedyś, udzielając wywiadu J.C. Noyerowi, prawosławny teolog powiedział tak...

Modlitwa nie jest owocem określonej, niezawodnej metody. Błąd polega na chęci osiągnięcia jej i zbudowania od zewnątrz. Musimy zrozumieć, że modlitwa jest nam dana w głębi serca, dana wcześniej, przed zastosowaniem jakiejkolwiek metody, przed podjęciem jakiegokolwiek wysiłku z naszej strony. Modlitwa to nie moje dzieło, lecz dzieło Innego, który zawsze był obecny we mnie, a szczególnie od mojego chrztu. Święty Paweł w Liście do Galatów (Gal 5,25) i w Liście do Rzymian (Rz 8,15) wyjaśnia, że „modli się w nas Duch Święty, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze»” i że sami nie potrafimy się modlić, lecz że „Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości” (Rz 8,26). Doświadczenie słabości zawiera się w naszej modlitwie, która zawsze znajduje się blisko nas, w zasięgu ręki. Rozwija się w nas, w najgłębszej sferze, jak mówi św. Augustyn, jest bardziej we mnie niż ja sam. Na swój sposób, wciąż modlimy się, nie zdając sobie z tego sprawy, nie słysząc szeptu Ducha Świętego w najbardziej tajemniczym sanktuarium ludzkiego serca. Modlitwa jest tam, lecz nieświadoma. W rzeczywistości stan modlitewny to stan łaski. Jedyna wartościowa „metoda” polega na wprowadzeniu się w stan najbardziej sprzyjający pojawieniu się tej nieświadomej modlitwy, aby umożliwić jej stopniowe przejście do świadomości i stopniowe ogarnięcie całego człowieka. Niczym ogniowi, który przez długi czas tłumiła warstwa popiołu i który następnie ogarnął wszystko.

Rzeczywiście piękne słowa...

Piękne, a przy tym bardzo proste, trafne i będące owocem zdrowego realizmu.

Jeszcze jedno pytanie: „Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”. Czy przebaczenie Boga nie jest bezwarunkowe? Nie widzisz w takim sformułowaniu czegoś trochę gorszącego?

No to spójrz na inny werset - ten pochodzi z Syracydesa i jest prawie identyczny w swej strukturze: Tego, który się mści, spotka zemsta Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci. Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy (Syr 28,1-2). Czyżby Syracydes głosił mściwego Boga? To dopiero byłoby gorszące, co? Pamiętaj, że opisy biblijne, także te odnoszące się do Pana Boga, są bardzo często opisami rzeczywistości takiej, jaką widzi człowiek.

Chcesz powiedzieć, że jeżeli Ty nie jesteś w stanie drugiemu człowiekowi czegoś wybaczyć i nosisz w sercu zawiść i urazę, to masz wewnętrzne przekonanie, że też od Boga nie otrzymałeś wybaczenia? Bóg jawi Ci się wtedy jako Ten, który Ci czegoś nie wybaczył?

Nie chcę tutaj wydawać sądów, ale wydaje mi się, że w obrazie Boga, jaki nosimy w sercu, zawsze odbija się nasza kondycja duchowa... To widać także w tekstach autorów biblijnych.

Post

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6,16-18)

Powiedzmy na zakończenie kilka słów o poście. To jest ostatnia z trzech form praktykowania miłosierdzia, które Jezus postawił w centrum swojej nauki. Jaki jest sens postu?

Duchowa samodyscyplina, wewnętrzna wolność, umiejętność praktykowania postu jako modlitwy w intencjach bliźniego... Kiedyś J. Augustyn powiedział, że otwartość na wolę Pana Boga nie jest tylko kwestią subiektywnych odczuć ani zewnętrznych deklaracji, lecz rozpoczyna się od zakwestionowania tego, co ja chcę i czego pragnę ludzką wolą. Innymi słowy: chodzi o zdolność kwestionowania siebie...

A co o poście mówi Prawo?

Post, na który Tora kładła największy nacisk, to czas związany z corocznymi obchodami Dnia Przebłagania. Czytamy o tym w Księdze Kapłańskiej: Będzie to dla was święty szabat odpoczynku. Będziecie w tym dniu pościć. Jest to ustawa wieczysta (Kpł 16,31). Z tym postem wiązało się dużo zewnętrznych rytów takich, jak: głośne zawodzenie, krzyki, rozdzieranie szat, sypanie głów popiołem, zakładanie szat będących oznaką postu. W czasie pokutnym Izraelici nie pozdrawiali się, spali na ziemi, czasem rezygnowali z kąpieli... Przez cały ten okres obowiązywała wstrzemięźliwość seksualna.

Być może ta mnogość zewnętrznych form postu przysłoniła niektórym pobożnym osobom duchowy wymiar tego szczególnego czasu. I na to zwracał uwagę Pan Jezus...

Nie wszyscy, ale jakaś część Izraela rzeczywiście zapomniała o duchowej wartości postu. Nie możemy jednak mówić, że starotestamentalny post był w ogóle pozbawiony wartości duchowej. Wystarczy sobie przypomnieć źródła tradycji monastycznej: czterdziestodniowe posty Eliasza i Mojżesza, czas ciszy, pustyni i przebywania z Bogiem.

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę” - znów jak echo powraca napomnienie, by gesty zewnętrzne wyrażały serce człowieka...

No tak... A gdy tak faktycznie jest, wówczas się okazuje, że wcale nie potrzebujemy wielu zewnętrznych znaków poszczenia: Ty zaś, gdy pościsz, namaśćsobie głowęi umyj twarz. Istotą sprawy jest piękna i szczera relacja z Ojcem. Stąd dla mnie najpiękniejszym wyjaśnieniem sensu postu są słowa proroka Izajasza czytane w liturgii Wielkiego Postu w piątek po Popielcu.

Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram:
rozerwać kajdany zła,
rozwiązać więzy niewoli,
wypuścić wolno uciśnionych
i wszelkie jarzmo połamać;
dzielić swój chleb z głodnym,
wprowadzić w dom biednych tułaczy,
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać
i nie odwrócić się od współziomków.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza
i szybko rozkwitnie twe zdrowie.
Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie,
chwała Pańska iść będzie za tobą.
(Iz 58,6-8)

Modlitwa Pańska

Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! (Mt 6,8-13).

Modlitwa „Ojcze nasz” znana jest w dwóch wersjach: w krótszej - u Łukasza (por. Łk 11,2-4) i w dłuższej - u Mateusza (por. Mt 6,9-13). Pytanie nasuwa się samo: która wersja należy do Jezusa?

Trudno powiedzieć... Tak postawione pytanie stawia nas wobec tzw. problemu ipsissima verba Iesu, czyli próby dotarcia do autentycznych słów samego Jezusa. Czy jest możliwe, by z tekstu Ewangelii wydobyć słowa Pana i mieć stuprocentową pewność, że Jezus wypowiedział te słowa dokładnie w taki sposób, jak zostały one zapisane? A jeśli tak, to za pomocą jakich kryteriów? Jeżeli już to zrobimy, to co daje nam pewność, że przyjęte kryteria metodologiczne są właściwe? Widzisz, takie podejście do problemu rodzi pasmo niekończących się pytań i wątpliwości.

No a jakie podejście proponujesz?

Dwóch ewangelistów przekazuje nam dwie różne wersje Modlitwy Pańskiej. Nie możemy więc zaprzeczyć temu, że przynajmniej w jednym przypadku mamy do czynienia nie tyle z dosłownym przytoczeniem słów Jezusa, ile raczej z ich interpretacją. Ale spróbujmy się zastanowić, jakie intencje przyświecały obydwu autorom. Innymi słowy: zamiast szukać jedynej prawowitej wersji słów Jezusa, zastanówmy się, jakie znaczenie w kontekście każdej Ewangelii mają zauważone różnice.

U Łukasza modlitwa „Ojcze nasz” jest odpowiedzią na prośbę uczniów. W 11. rozdziale jego Ewangelii czytamy, że pewnego dnia Jezus modlił się do Ojca, a gdy skończył, jeden z uczniów poprosił Go: „Panie, naucz nas modlić się, jak Jan nauczył swoich uczniów” (Łk 11,1).

By zrozumieć właściwy wydźwięk tych słów, musimy wziąć pod uwagę specyfikę judaizmu czasów Jezusa. Religia Izraela I wieku przed Chr. nie była strukturą jednolitą w takim stopniu, jak dziś moglibyśmy sobie to wyobrażać przez pryzmat tego, co wiemy o Kościele - w Izraelu nie istniał urząd Piotrowy, nie było Magisterium ani żadnego innego definitywnego punktu odniesienia dla kwestii społecznych czy obyczajowych, ale nawet w doktrynalnych... Nas to może dzisiaj dziwić, że w ramach jednej religii istniało wiele różnych grup - przypomnijmy choćby faryzeuszy, saduceuszy, esseńczyków czy uczniów Jana Chrzciciela, a faktem pozostaje, że każda z tych grup miała swoją specyfikę. Poszczególne grupy różniły się nawet podejściem do treści wiary - saduceusze, jak wiemy, w przeciwieństwie do faryzeuszy nie wierzyli w życie pozagrobowe. Mimo to różne ugrupowania reprezentowały tę samą tradycję religijną... I oto uczniowie, zwracając się do Jezusa, proszą Go: Naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów. Musimy zrozumieć intencje, które kryją się za prośbą... Jan nauczył swoich uczniów modlitwy, tzn.: oni mają coś swojego, coś specyficznego, co ich odróżnia od innych. My też tego chcemy... Tu zaczyna się krystalizować tożsamość uczniów Jezusa. Zaczynają rozumieć, że różnią się od innych grup. A Jezus wskaże im teraz coś, co - powiedziałbym - w stu procentach wyraża specyfikę bycia chrześcijaninem.

Co u Łukasza jest tym szczegółem różniącym uczniów Jezusa od innych?

To, że mogą się zwracać do Boga jak do Ojca. Łukasz nie przez przypadek najpierw mówi o modlitwie Jezusa, a potem o modlitwie uczniów. Jezus w głębi serca żyje w intymnej zażyłości z Bogiem - jest Synem Boga. Można powiedzieć, że całe Jego życie jest zwierciadłem, w którym odbija się obraz tej relacji. I oto teraz Mistrz wprowadza swoich uczniów w to, co stanowi treść i źródło Jego istnienia. Chce, by także ich życie - czyny, zdarzenia, działania - były zewnętrzną formą wyrażającą wewnętrzną treść duchowego odniesienia do Boga. Odniesienia tak bliskiego, że można je nazwać odniesieniem synów do Ojca - czymś, co dla człowieka jest dostępne jedynie w osobie Jezusa. Mówię o tym z punktu widzenia duchowości, ale także w ujęciu historycznym możliwość nazywania Boga ojcem jest zupełnie niespodziewaną nowością chrześcijaństwa. Tym problemem szczegółowo zajął się niemiecki egzegeta, J. Jeremias. W swojej książce Abba napisał: Nie ma żadnego dowodu na to, że w judaizmie palestyńskim pierwszego milenium ktokolwiek mógł zwracać się do Boga, nazywając Go: „mój Ojcze”. Dla mentalności żydowskiej byłoby czymś nie do pomyślenia zwracać się do Boga tym słowem tak pełnym bliskości i szczególnej relacji. To było coś nowego, jedynego i spotykanego tylko u Jezusa.

A co jest typowe dla Mateusza?

Właściwie to samo, tylko powiedziane w trochę inny sposób.

Dlaczego w inny? Chodziło o to, że odbiorcami jego Ewangelii byli Żydzi, a nie Grecy?

Tak. Mateusz pisał do Żydów. A zatem odwoływał się do ich tradycji i używał form, które nie były im obce. Ale mówił dokładnie to samo... W ostatnim czasie interesującą analizę retoryczną modlitwy Ojcze nasz zaproponował R. Meynet. Odwołując się do założeń retoryki hebrajskiej, wykazał, że w wersji Mateusza modlitwa ta ma budowę przypominającą siedmioramienny świecznik żydowski, tzw. menorę, a więc coś typowego dla Żydów. Według Meyneta, taki rodzaj literacki nie był wcale rzadki w literaturze semickiej. Jeśli by zgodzić się na wysuwane przez uczonego argumenty egzegetyczne, należy przyznać, że idea ojcostwa faktycznie zajmuje w modlitwie centralne miejsce. Pojawia się we wprowadzeniu do całej modlitwy (w słowach: Ojcze nasz, któryśjest w niebie...), a następnie powraca w centralnej prośbie: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Tym, który przynosił chleb do domu w czasach Jezusa, był ojciec rodziny...

Serce Prawa  

Czy wersja Mateusza charakteryzuje się jeszcze jakimiś innymi cechami, które mogli zrozumieć tylko Żydzi?

W tradycji żydowskiej jest taka modlitwa należąca do Sidur, zbioru codziennych modlitw żydowskich. Mam na myśli modlitwę Kadisz - prośby recytowane na zakończenie poszczególnych części modlitwy wspólnotowej. Co prawda, do dziś nie ma zgodności wśród egzegetów, czy w czasach Jezusa odmawiano tę wersję, którą znamy dzisiaj, nie mniej jednak jest pewne, że modlitwa była uczniom Jezusa dobrze znana, ponieważ jej najstarsza wersja pochodzi z czasów Drugiej Świątyni i już w I wieku naszej ery była częścią codziennej liturgii, odmawianą przez kantora po każdej części obrządku. Jeśli porównamy Kadisz z Mateuszową wersją Modlitwy Pańskiej, natychmiast dostrzeżemy wiele podobieństw. Co prawda nie wiadomo, czy w czasach Jezusa znano dokładnie taką samą wersję modlitwy, jak dziś, ale mimo wszystko podobieństwa w wezwaniach dotyczących wywyższenia imienia Boga, nadchodzącego Królestwa, Bożej woli i w prośbach o wysłuchanie modlitw są bardzo interesujące. Takie podobieństwa świadczą o tym, że Jezus nauczył swych uczniów modlitwy, którą oni właściwie... już znali na pamięć. Kazał im modlić się słowami, które nosili w sercu i były im bardzo bliskie...

Powyższe przykłady sugerują, że idea ojcostwa jest w Modlitwie Pańskiej szczególnie eksponowana. A czy w Starym Testamencie nigdy nie nazywano Boga ojcem?

Zdarzało się to, ale stosunkowo rzadko. Z tym, że nam nie wystarczy patrzyć na podobieństwo samych słów. W Starym Testamencie słowo ojciec kierowane do Boga nigdy nie było wypowiedziane w taki sposób, jak czynił to Jezus - nigdy nie było wypełnione tą treścią, którą możemy zrozumieć, stając się synami Boga w jedynym Synu, czyli w Chrystusie. Poza tym w Nowym Testamencie termin ojciec powinien być czytany - zgodnie z zamysłem autorów natchnionych - jako najpełniejsze dla chrześcijaństwa objawienie prawdy o Bogu. Natomiast w Starym Testamencie - choć mamy tam kilka grup tekstów, w których moglibyśmy się doszukiwać idei ojcostwa Boga - idea ta zawsze pojawia się jakby przy okazji innych problemów. Pierwsza grupa tekstów to wersety, w których sam Bóg porównuje się do ojca, choć Jego intencją jest powiedzenie czegoś nowego nie o sobie, lecz o Izraelitach. Schemat tych fragmentów jest mniej więcej taki: Ja jestem dla ciebie jak dobry ojciec, a ty... Przykłady znajdziemy u Malachiasza: Syn powinien czcić ojca, a sługa swego pana. Lecz skoro Ja jestem Ojcem, gdzież jest cześć moja, a skoro Ja jestem Panem, gdzież szacunek dla Mnie? (Ml 1,6), a także u Izajasza: Biada temu, kto mówi ojcu: „Coś spłodził?” albo niewieście mówi: „Co urodziłaś?” Tak mówi Pan, Święty Izraela i jego Twórca: „Czyż wy Mnie będziecie pytać o moje dzieci i dawać Mi rozkazy co do dzieła rąk moich?” (Iz 45,10-11).

Modlitwa Pańska - porównanie synoptyczne

Mt 6,8b-15

Łk 11,2-4

Kadisz

Ojcze nasz, który jesteśw niebie,

 

Ojcze,

Niech wasza prośba zostanie spełniona wraz z prośbącałego ludu Bożego wobec naszego Ojca w niebie.

niech sięświęci imięTwoje!

niech sięświęci Twoje imię.

Niechaj będzie wielbione i święcone Jego wielkie Imięświecie.

Niech będzie błogosławione, wielbione, wychwalane, wywyższane, wynoszone, pozdrawiane, wyśpiewywane i podnoszone ImięŚwiętego.

Niech przyjdzie
królestwo Twoje;

Niech przyjdzie Twoje Królestwo.

Niech sprawi On, by królowało Jego królestwo, i by zakiełkowało Jego odkupienie.

niech Twoja wola spełnia sięna ziemi, tak jak i w niebie.

 

 

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.

Dawaj nam codziennie nasz chleb powszedni.

 

Przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;

Przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto wobec nas zawinił

Niechaj niebo da wielki pokój, pomoc, odkupienie, łaskę, życie, nasycenie, ocalenie, pocieszenie, wybawienie, uzdrowienie, podniesienie, rozszerzenie i wyzwolenie dla was i dla nas, i dla całej wspólnoty ludu bożego oraz dla wspólnoty domu Izraela, dla życia i ku pokojowi.

i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!

i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie.

 

Ciekawe, że w słowach Izajasza obok motywu ojca pojawia się motyw matki. Trochę jak w słynnych słowach pocieszenia: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona?” (Iz 49,15).

Zgadza się. I tu musimy wskazać drugą grupę tekstów mówiących o tym, że Bóg ma cechy zarówno ojca, jak i matki (por. Ps 27,10; Jer 31,15-20). Takie porównanie jest przydatne, by móc mówić o przymierzu, że ma ono charakter osobowy. Te wersety ukazują Izraela, czyli cały naród, jako dziecko Boga. Bóg jest Ojcem ludu, tzn. że On sam wybrał sobie ten lud. Weźmy jakiś przykład... Gdy Bóg wysyłał Mojżesza do faraona, powiedział mu: A ty powiesz do faraona: „To mówi Pan: Synem moim pierworodnym jest Izrael” (Wyj 4,22; por. Pwt 14,1-2; Iz 1,2-3; Jer 3,4).

Czyli jeśli w Starym Przymierzu Bóg jest nazywany ojcem, to odnosi się to jedynie do relacji z całym narodem. Czy tak?

W zdecydowanej większości przypadków tak, choć w tradycji mądrościowej znajdujemy też takie wersety, w których relacja ojciec-syn określa opiekę Boga nad konkretnymi, wybranymi osobami (por. Prz 3,12; Mdr 2,16). Ale i tutaj mamy formuły porównań: Bóg zachowuje się wobec kogoś jak ojciec... W Starym Testamencie nie ma jeszcze takiej sytuacji, by ktoś zwracał się do Boga bezpośrednio i był z Nim na ty - jako z Ojcem.

Czyli kolejny raz znajdujemy w Ewangelii coś, co w odniesieniu do Starego Testamentu jest jakby kontynuacją pewnej tradycji, a jednak w ustach Jezusa staje się rzeczywistością nieporównywalnie nową. Taka nowość w ciągłości...

Gdy na Pismo patrzymy oczyma wiary, wówczas w całej historii zbawienia dostrzegamy zamysł Boży i logikę Ducha. Wówczas wszystko, co miało miejsce przed Chrystusem, w Nim - w Jego życiu, Męce, Krzyżu - znajduje swoje ostateczne wytłumaczenie i sens. Lecz czy to oznacza, że przed Jezusem cała tradycja żydowska przewidywała przyjście tego konkretnego człowieka? Bardzo wątpliwe... To zapowiadanie Nowego Przymierza trzeba rozumieć raczej w takim sensie, że - gdy On już przyszedł - w świetle Jego osoby na nowo zrozumieliśmy Prawo, proroków i pisma...

Przychodzi mi na myśl inne porównanie... Niekiedy jest tak, że na coś czekamy, choć dokładnie nie wiemy na co... Jest pewien klimat, atmosfera... Coś wisi w powietrzu. I choć trudno dokładnie powiedzieć, co ma się wydarzyć, to jednak, gdy to coś się już wydarzy, wówczas mówimy, że to coś było rzeczywiście oczekiwane, że miało się stać...

Świetne skojarzenie! Masz rację - tak właśnie trzeba rozumieć odniesienie Starego Testamentu do Nowego. H. de Lubac pisał, że Chrystus nie tyle otwiera Stary Testament, tzn. nie tyle ukazuje uprzednio zawarty w nim sens, co raczej niejako stwarza jego nowe znaczenie. Teologiczne zrozumienie całego Pisma - takie spojrzenie zawsze jest owocem działania Ducha Świętego w sercu i w intelekcie człowieka - nie tylko uzasadnia jedności dwóch testamentów, lecz daje także poznanie, które leży między subiektywną interpretacją a obiektywnością nauk filologicznych. Mając na myśli właśnie to, Orygenes mówił, że gdy Chrystus przyszedł na ziemię, On sam przeczytał nam Pisma Starego Przymierza.

Serce Prawa

Wcześniej zwróciliśmy uwagę, że w centrum Kazania na górze są trzy wskazania dotyczące jałmużny, modlitwy i postu. Ale modlitwa „Ojcze nasz” jest wpisana w drugą z trzech perykop, dzięki czemu staje się jakby najważniejszą i najbardziej wyeksponowaną częścią tego centrum. Czy można przypuszczać, że Mateusz dzięki takiej kompozycji próbuje wskazać nam, iż u podstaw chrześcijaństwa i wszystkich czynów miłosierdzia leży wpatrywanie się w oblicze Ojca?

Tak, ewangeliście właśnie o to chodzi. Powiem więcej: czytając Kazanie na górze, przenosimy się wraz z Jezusem i Jego uczniami na nową górę Synaj. Mistrz jest nowym Mojżeszem, daje nam nowe Prawo... Pamiętasz, co Stary Testament mówił o Mojżeszu? W Księdze Wyjścia czytaliśmy, że Mojżesz oglądał Boga twarzą w twarz, a później - gdy schodził z góry - jego oblicze promieniało Panem Bogiem. W jego osobie Izraelici mogli oglądać oblicze samego Boga. Należy jednak pamiętać, że Mojżesz był tylko człowiekiem. Nie był doskonały, a w jego życiu też zdarzały się niewierności, stąd - jak pamiętasz - on sam nie wszedł do ziemi Kanaan. Dlatego, by móc poznać i oglądać Boga, trzeba było czekać jeszcze wiele wieków, aż pojawił się Nowy Mojżesz.

Ten, który w przeciwieństwie do starego Mojżesza nie miał grzechu...

To mało... Ten, który jest i Bogiem, i Człowiekiem! Dzięki temu, że jest Bogiem - mówi św. Hilary z Poitiers - poznając Go, poznajemy samego Boga. Z kolei dzięki temu, że stał się człowiekiem i wszedł w wymiar naszego istnienia, poznanie stało się możliwe. Nawiązując do obrazu promieniującego oblicza Mojżesza, można powiedzieć, że w Jezusie - Nowym Mojżeszu - blask istoty i chwały Boga jaśnieje w sposób krystalicznie czysty. Zresztą pisali o tym właściwie wszyscy autorzy Nowego Testamentu: Ten Syn (...) jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty (Hbr 1,3); On jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1,15).

Przychodzi mi do głowy jeszcze jedno nawiązanie. Przez Mojżesza Bóg objawił ludziom swoje imię: „Jestem, który Jestem”... To imię było najświętszym słowem Biblii, którego nie wolno było nawet wypowiadać. Przez Chrystusa Bóg objawia swoje nowe imię: „Ojciec”. Wspomniałeś, że to imię jest najważniejszym przesłaniem Nowego Testamentu, a - jak się teraz okazuje - struktura literacka Kazania na górze jest tego najlepszym potwierdzeniem.

Mojżesz nie mógł powiedzieć, że Bóg jest Ojcem, gdyż on sam nie był synem. Pełnia objawienia przychodzi wraz z Chrystusem, gdyż On był Synem, a więc - że tak powiem - wskazywał na Ojca przede wszystkim swoim istnieniem, a dopiero później słowem.

Wskazywał, a przez to wprowadzał w tę relację Ojca i Syna tych, którzy Go słuchali. Modlitwa Pańska jest zaproszeniem, byśmy wpatrywali się w Boga Ojca razem z Nim, prawda?

Tak. To wpatrywanie się - pisał św. Ireneusz - jest źródłem chrześcijańskiego życia: Duch przysposabia człowieka dla przyjęcia Syna Bożego, Syn prowadzi go do Ojca, a Ojciec daje mu nieskazitelność życie wieczne, jakie wynikają z oglądania Boga dla tych, którzy Go widzą. Ci, którzy widzą światło, są świetle i uczestniczą w Jego blasku. Podobnie ci, którzy widzą Boga, są w Bogu i uczestniczą w Jego świetle. A ci, którzy Boga widzą, będą mieli udział życiu. Z kolei Orygenes przypomina, że oglądając Boga Ojca, sami w Chrystusie stajemy się synami w Synu: Skoro więc święci stanowią odbicie obrazu, którym jest Syn, noszą oni na sobie znak dziecięctwa.

Wrócę jeszcze na moment do struktury literackiej... Zalecenia Prawa są - jak powiedziałeś –formą realizowania miłości. O tym przypomina zewnętrzna rama, czyli fragmenty o poście, jałmużnie i modlitwie. Ale sama forma nie wystarczy. Trzeba wypełnić ją treścią, czyli osobistym odniesieniem do Boga - tym, o czym mowa w samym centrum.

Tak. Forma ma sens tylko wtedy, gdy wyraża istotę i treść. Czyn ma wyrażać chrześcijańską duchowość, a ta jest niczym innym, jak oglądaniem Boga w ciszy serca - uczestnictwem w życiu samej Trójcy Świętej. I stąd struktura każdej z trzech perykop otaczających Modlitwę Pańską stanowi powtarzającą się przestrogę, by wszystko, co czynimy, wyrażało istotę naszej wiary - ukryte trwanie przed Ojcem - i by nie było zewnętrznym działaniem oderwanym od źródła.

Kiedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy...

...lecz dawaj tak, by widziałto Ojciec twój, który jest w ukryciu.

Kiedy sięmodlicie, nie bądźcie jak obłudnicy, co lubiąw synagogach i na rogach ulic wystawać...

Ty, gdy chcesz sięmodlić, wejdźdo swej izdebki... i módl siędo Ojca twego, który jest w ukryciu.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie...

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy, co przybierająwygląd ponury...

Ty zaś, gdy pościsz, namaśćsobie głowęi umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz,ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu.

Matka Teresa często powtarzała, że życie chrześcijańskie zaczyna się kontemplacją Ojca...

No właśnie. I mówiła też, że później z tego poznania przekraczającego nasze możliwości człowiek na nowo wkracza w życie i żyje Jego miłością - miłością nadprzyrodzoną... Potem człowiek jest sakramentem Boga i czyni miłosierdzie. Ale to treść, a nie forma, stanowi nowość i istotę wiary chrześcijańskiej!

W takim razie granica między modlitwą a czynem w pewnym sensie zostaje zniesiona?

Tak, pod warunkiem, że czyn wyraża modlitwę, a nie stara się jej zastąpić. Orygenes pisał: Jeśli dobrze rozumiemy poprzednio rozważane wypowiedzi: Bez ustanku się módlcie”, to całe nasze życie winno stanowić nieustanną modlitwę: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie...” - gdyż ojczyzna nasza jest nie na ziemi, lecz wszędzie w niebie będącym tronem Bożym. Królestwo Boże bowiem założone jest we wszystkich, którzy noszą obraz człowieka niebieskiego i dlatego stali się niebieskimi”. Żyjąc w ten sposób, chrześcijanie przemieniają świat w Królestwo Boga, ziemę - w niebo. Dlatego dalej Orygenes pisze:To zaś może być niebem, co nosi podobieństwo niebiańskie - w czym Bóg mieszka i chodzi. Jeszcze raz powtórzę: chodzi o to, by życie wyrażało intymną, niewidzialną i osobistą przyjaźń z Bogiem - by dobre czyny były nie tylko tzw. uczynkami miłosierdzia, lecz sakramentem Boga.

Tak jak życie Jezusa wyrażało Jego niepowtarzalną relację z Ojcem...

Jasne. Pomyśl o nocach Jezusa spędzonych na modlitwie - to są, mam czasem takie wrażenie, najbardziej niezauważane i niedoceniane fragmenty Ewangelii, które - być może - są kluczem do zrozumienia wielkich przypowieści czy cudów. Potem była modlitwa w Getsemani, gdzie słowo Ojcze stało się znakiem bezwarunkowego posłuszeństwa, a przez to nabrało zupełnie nowego znaczenia. I wreszcie tajemnica krzyża - Jezus umarł ze słowem Ojcze na ustach i wtedy wszystko się wypełniło... Prawo stało się Ewangelią.

Stare swój ostateczny sens odnalazło w nowym...

Tak. Na myśl przychodzi mi mój ulubiony fragment z Księgi Jeremiasza - werset, który wyraża najskrytsze marzenie Pana Boga. Wiedziałeś o tym, że Pan Bóg ma marzenia? Popatrz, co pisze prorok Jeremiasz. To są słowa Boga: Jakże chciałbym cięzaliczyć do synów i dać ci przepiękną ziemię, najwspanialszą pośród posiadłości narodów! Myślałem: będziesz Mnie nazywał: „Mój Ojcze!” i nie odwrócisz się ode Mnie (Jer 3,19). Nieprawdopodobne wyznanie! Późnej, po wielu wiekach, jeden z mistrzów judaizmu, Rabbi Izaak, tak komentował te słowa: Pan mówi: Wszystkie cuda i wszystkie wielkie rzeczy, które uczyniłem dla was, nie uczyniłem ich, by się za nie spodziewać zapłaty, lecz abyście mnie czcili jako dzieci i abyście mnie nazywali Ojcem (R. Izaak, Wj Rabba 32). Jezus, ucząc apostołów modlitwy Ojcze nasz, spełnił najskrytsze pragnienia i marzenia Pana Boga... Niesamowite, prawda?