Jedzenie a plany Boże

Andrzej Macura

publikacja 17.04.2010 23:35

Bóg nie wybiera wedle zasług, ale zawsze tak jak chce. Możemy krzyżować Jego plany, ale On, korzystając z naszej wolnej - i nieraz złej - woli i tak zrobi jak chce.

Jedzenie a plany Boże Józwf Wolny Agencja GN „Na co mi pierworództwo, skoro jestem śmiertelnie wyczerpany i chce mi się jeść?”

Czytając historię Izaaka i jego rodziny zawartą w kolejnych rozdziałach Księgi Rodzaju (25, 19- 27, 45) trudno się nie zadumać nad faktem, jak doniosłą rolę w historii początków Narodu Wybranego odegrało… jedzenie. Ta prosta czynność, dla jednych będąca prozą codzienności, przez innych podniesiona do rangi sztuki, przyczyniła się do wywrócenia do góry nogami  ustalonego przez tradycję porządku rzeczy. Czy był w tym palec Boży? Trudno powiedzieć. Faktem pozostaje, że Bóg zna przyszłość. I wiedział, jak wielkie znaczenie w tej historii będzie miała słabość do jedzenia.

Długo wyczekiwani

Dlaczego jednym tak łatwo o kolejnego potomka, a inni nie mogą doczekać się nawet jednego? Historia patriarchów pokazuje, że  stosunkowo łatwo o potomka „byle jakiego”. Na tego, który ma być spadkobiercą Bożej obietnicy, trzeba czasem czekać bardzo długo. Nie znaczy to oczywiście, że każda niepłodna para doczeka się w końcu dziecka. Ani że takie dziecko jest lepsze od tych, którzy urodzili się rodzicom bez większych kłopotów. Raczej tylko to, że Bóg czasem mocno wystawia na próbę cierpliwość człowieka.

Rebeka i Izaak dwadzieścia lat nie mieli dzieci. Ale gdy w końcu Izaak, dochodząc już sześćdziesiątki, zaczął się modlić za swoją żonę, aby mogła dać mu potomka, od razu urodziło się dwóch. Ezaw i Jakub. Bliźniaki, ale zupełnie od siebie różne. Nie tylko wyglądem, ale chyba przede wszystkich charakterem.

Który był lepszy? W tym właśnie problem. Rodzice nie powinni tak wartościować swoich dzieci. Całe nieszczęście w tej rodzinie wzięło się właśnie stąd, że i Izaak, i Rebeka nie potrafili kochać ich tak samo. Izaak wolał Ezawa. Bo to on, polując, przynosi do domu smakowite kąski. Rebeka bardziej kochała Jakuba, bo… No właśnie. Nie bardzo wiadomo, dlaczego. Czy dlatego, że nie włóczył się po okolicy, tylko częściej był z rodzicami? A może dlatego, że ojciec wyraźnie i niezbyt sprawiedliwie wyróżniał jego starszego o parę chwil brata? Nie bez znaczenia było pewnie i to, że Ezaw wziął sobie za żony dwie Chetytki, z którymi Rebeka nie bardzo się dogadywała (26, 35). Na pewno jednak ważne było też to, co Rebeka usłyszała od Boga, zanim się chłopcy narodzili: „Dwa narody są w twym łonie, dwa odrębne ludy wyjdą z twych wnętrzności; jeden będzie silniejszy od drugiego, starszy będzie sługą młodszego”. Jeśli  ta wyrocznia miała rzeczywiście silny wpływ na postępowanie Rebeki, wniosek nasuwa się sam: czasem lepiej nie znać przyszłości, a kierować się rozumem i własnym sercem.

Najpierw rozum, potem jedzenie

Dziś najczęściej nie ma większego znaczenia, czy jest się dzieckiem starszym, czy młodszym. Jednak jeszcze w czasach nie tak odległych, gdy starano się uniknąć rozdrobnienia majątków, bycie pierworodnym oznaczało przejęcie dóbr całej rodziny. Inni musieli radzić sobie sami. Możemy się dziwić, czemu Izaak nie mógł podzielić majątku między swoich dwóch – tylko dwóch – synów. Najbardziej zaś dziwi, dlaczego coś tak ulotnego, jak błogosławieństwo ojca, nie mogło zostać udzielone w równym stopniu jednemu i drugiemu. Cóż, inne czasy, inne obyczaje. Faktem jest, że Ezaw zlekceważył swoje pierwszeństwo. „Na co mi pierworództwo, skoro jestem śmiertelnie wyczerpany i chce mi się jeść?” Chleb i potrawa z soczewicy wydawały się w tej chwili ważniejsze niż  tak mało konkretne sprawy. Zjadł i zadowolony odszedł. Niewiele znaczyło, że pod przysięgą zobowiązał się do zrzeczenia się swojego pierwszeństwa. Niewiele też będzie się tą przysięgą przejmował, gdy przyjdzie czas na odebranie ojcowskiego błogosławieństwa.

Bez jedzenia nie ma życia

Czy ten, który obiecał dać potomstwu Abrahama całą tę ziemię nie mógł sprawić, by nie panował w niej głód? Niezbadane są Boże drogi. Widać nawet będąc wybranym w szczególny sposób przez Boga, można miewać swoje kłopoty. Bóg potwierdza Izaakowi obietnicę daną jego ojcu, Abrahamowi. Ale w obliczu głodu poleca mu, by nie udawał się aż do Egiptu. Izaak z rodziną przybywa więc do Geraru. Do kraju rządzonego przez znanego nam już z kart Księgi Rodzaju Abimeleka.  To nie była daleka wędrówka. Ot, kilkadziesiąt kilometrów na zachód, bliżej morza. Do kraju, w którym znacznie później pojawili się Filistyni (nazwanie Abimeleka królem filistyńskim jest tu anachronizmem).

Co takiego było w ludach tego kraju, że Izaak znów, jak jego ojciec, udaje, że Rebeka jest jego siostrą? W każdym razie tym razem obyło się bez większego zamieszania. Nikt nie zdążył się do niej zalecać. Abimelek zauważył, jak się sprawy rzeczywiście mają. Zrządzeniem losu przez to oszustwo Izaak i jego rodzina zostali wzięci pod specjalną ochronę władcy kraju. Tak kłamstwo po raz kolejny wychodzi rodzinie Abrahama na dobre. Bóg nie brzydzi się kłamstwem swoich wybranych? Nie o to chodzi. Po prostu jest wierny własnym obietnicom.  

Boże błogosławieństwo

Kiedy był u siebie, nie miał co jeść. Na obczyźnie Bóg tak mu błogosławi, że sąsiedzi zaczynają zazdrościć mu bogactwa. W końcu nawet go wypędzają. Izaak się nie spiera. Odkopuje zasypane studnie, znajduje miejsce na nowe i przenosi się coraz dalej. Aż końcu dociera do Beer-Szeby. Tu Bóg objawia mu się po raz kolejny i zapewnia, że dzięki Jego pomocy nic złego go nie spotka. Dlatego Izaak buduje ołtarz i zaczyna oddawać Bogu cześć. A nieprzychylni mu sąsiedzi w końcu odkrywają, że naprawdę ktoś inny, ktoś wielki, jest z nim. I choćby nie wiadomo jak chcieli mu życie uprzykrzyć, on zawsze jakoś wybrnie z tarapatów. Dlatego proszą o zawarcie przymierza. Boją się, by nie zrazić do siebie Boga Izaaka. Mimo wcześniejszej niechęci, wybierają pokój.

Ten mało znany biblijny epizod mógłby być natchnieniem dla rozwiązania niejednego ludzkiego sporu. Dochodzić swoich praw, wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do dokuczenia swoim wrogom to niestety również cecha nam współczesnych. Także wierzących. A może warto więcej zostawić w Bożych rękach?

Błogosławieństwo człowieka

Dlaczego dopiero pod koniec życia? Dlaczego tylko jedno? Dlaczego takie ważne? Możemy nie rozumieć tamtych obyczajów. Dla bohaterów opowiadania były istotne.  I do nich się stosowali. Jakub wyłudza błogosławieństwo przygotowane dla jego brata, Ezawa. Jest kłamcą. Gorzej, za namową matki brnie z jednego kłamstwa w drugie. I to właśnie on staje się dziedzicem obietnicy danej jego dziadkowi.  Czy Bogu to nie przeszkadza?

Czasami pytamy, dlaczego komuś dobremu ciągle w życiu trudno, a człowiekowi podłemu wszystko idzie jak z płatka. Oburzamy się, że Bóg jest niesprawiedliwy. A przecież Boży sąd nad człowiekiem i światem dokona się dopiero w dniu śmierci czy na Sądzie Ostatecznym. Dopóki żyjemy na tym świecie, nie zawsze otrzymujemy od Boga „wedle zasług”. Do wypełnienia swoich planów Bóg nie zawsze wybiera ludzi po ludzku godnych tego powołania. Może i wybiera tego, kogo chce. Żaden człowiek nie może mu zarzucać niesprawiedliwości. Bo przecież dopiero w dzień sądu każdy otrzyma „wedle swoich uczynków”.

Jest jednak w tej opowieści jeszcze coś, czego zdają się nie zauważać komentatorzy tego tekstu. Jakub był bratem – bliźniakiem Ezawa. Czy sprawiedliwym był zwyczaj, wedle którego ten o moment starszy miał otrzymać wszystko? Zwłaszcza że głodny przysiągł kiedyś bratu, że zrzeka się swojego pierworództwa. Przysiągł, czyli wezwał Boga na świadka swojej prawdomówności. A potem nic sobie z tego nie robił i gotów był przyjąć błogosławieństwo należne pierwszemu z braci. Ezaw oszukał Jakuba, i przez Jakuba też został oszukany. Izaak, choć Boży człek, z powodu swojego zamiłowania do smacznych potraw wolał tego syna, który mu ich dostarczał. I - znów paradoks - to właśnie zamiłowanie spowodowało, że ostatecznie udzielił błogosławieństwa nie temu synowi co trzeba. Oszustwo Rebeki i Jakuba, choć z perspektywy moralnej na pewno naganne, przywraca właściwy stan rzeczy. Choć złe, wpisuje się w realizację Bożych planów. Tak jak niesprawiedliwe skazanie Jezusa dało światu zbawienie. Bóg pisze prosto nawet w krzywych linijkach. 

„Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi, obfitości zboża i moszczu winnego. Niechaj ci służą ludy i niech ci pokłon oddają narody. Bądź panem twoich braci i niech ci pokłon oddają synowie twej matki! Każdy, kto będzie ci złorzeczył, niech będzie przeklęty. Każdy, kto będzie cię błogosławił, niech będzie błogosławiony” – usłyszał Jakub. Czy rzeczywiście błogosławieństwo ojca ma moc sprawczą? A może to tylko słowa proroka. Bóg wybrał Jakuba, a Izaak, chcąc nie chcąc, mu pobłogosławił. Bo Bożych zamiarów nie zmienią żadne ludzkie kalkulacje.

Wbrew zwyczajowi i wbrew Bogu

„Nie będzie żyzny kraj, w którym zamieszkasz, bo nie będzie tam rosy z nieba. Z miecza żyć będziesz i będziesz sługą twego brata! A gdy pragnienie wolności owładnie tobą, zrzucisz jego jarzmo z twej szyi” – usłyszał od swego ojca Ezaw. A mimo to, wbrew temu co wydawało się już nieuchronne, zapragnął zabić swojego brata. Dlatego Rebeka wyprawiła Jakuba do Charanu. By tam przeczekał dni gniewu brata.

Mnie się należy i koniec. Będę dochodził sprawiedliwości, choćbym miał postąpić niesprawiedliwie. Brat mnie oszukał, a ja go zabiję. Zadziwiające jak niezmienna jest ludzka natura. W obronie niby dobrej sprawy także chrześcijanie potrafią używać metod bardzo odległych od dobra, o które niby się troszczą. To smutne, ale okazuje się wtedy, że walczą przeciw Bogu. A najgorsze, że nie dostrzegają, iż całe ich nieszczęście zaczęło się znacznie wcześniej. Od czegoś, co uznają za drobiazg, a co mogło mocno pokrzyżować Boże plany sprowadzenia na dobrą drogę jakiejś zabłąkanej owieczki. Ot, jak zaczęło się w historii Jakuba i Ezawa: od zbyt wyraźnego faworyzowania jednego ze swoich synów  z powodu umiłowania rozkoszy podniebienia.