Pieśń o Stwórcy

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 11.05.2010 10:14

To jedna z najważniejszych kart Biblii, a zarazem najważniejszych kart historii. "Na początku stworzył Bóg…". Jeśli wiem, skąd przychodzę, to wiem również, kim jestem i dokąd idę.

Pieśń o Stwórcy

Te słowa, którymi rozpoczyna się Pismo Święte, sprawiają na mnie zawsze wrażenie świątecznego bicia wielkiego, starego dzwonu, który z daleka porusza serce swoim pięknem i godnością oraz pozwala przeczuć coś z tajemnicy tego, co wieczne – wyznał kiedyś kard. Ratzinger. Nie wiem, czy i nam towarzyszą podobne uczucia. Ale nawet niewierzący czytelnik musi uznać, że ma do czynienia z jednym z najważniejszych tekstów w dziejach. Wybrzmiewa w nim odpowiedź wiary na najbardziej intrygujące człowieka pytania: skąd jest świat, skąd my, czym jest ta niepojęta rzeczywistość wokół nas?

Ewolucja czy stworzenie?
Pierwsza strona Biblii pochodzi z Księgi Rodzaju, czyli pierwszej części tzw. Pięcioksięgu, który Żydzi nazywają Torą, Prawem. Tora, jak i większość Starego Testamentu, powstała w języku hebrajskim. „Bereszit bara Elohim…” – tak brzmią w oryginale pierwsze słowa. Stąd hebrajska nazwa księgi: „Bereszit”. Nazwa grecka „Genesis”, rozpowszechniona także w innych językach, oznacza: źródło życia, początek, pochodzenie. Autor natchniony ułożył pieśń na cześć Stwórcy. Poezja nie jest tylko wyrazem emocji, ale potrafi przekazywać najgłębsze prawdy. Kilka zwrotów powtarza się jak refren: „Bóg rzekł”, „niech się stanie”, „tak się stało”, „Bóg uczynił”, „widział Bóg, że było to dobre”. Słowo „dobre” wyraża harmonię, piękno i ład stworzenia. Konstrukcja literacka jest bardzo misterna, między trzema pierwszymi i trzema kolejnymi dniami stworzenia zachodzi symetria. Pierwszy odpowiada czwartemu, drugi – piątemu, trzeci – szóstemu. W pierwszych dniach Bóg stwarza przestrzenie, w ciągu następnych wypełnia je.
Współczesnemu czytelnikowi z kilku względów nie jest łatwo przyjąć biblijne przesłanie. Idea świata, który powstaje w ciągu sześciu dni, daleka jest od tego, co mówi nam dziś nauka. Słyszeliśmy o Wielkim Wybuchu sprzed ok. 15 mld lat, który dał początek ewolucji kosmosu. Na końcu tej długiej drogi pojawiło się życie (3,5 mld lat temu), a całkiem niedawno – w porównaniu z wiekiem kosmosu – człowiek (35 tys. lat temu).

Odpowiedź na te trudności słyszeliśmy zapewne już na lekcji religii. Biblia nie jest podręcznikiem nauk przyrodniczych. Tekst sprzed 2500 lat odwołuje się do starożytnych koncepcji świata (Ziemia jako platforma unosząca się na wodzie, nieboskłon jako półkula umieszczona nad ziemią, ponad nim wody, które opadają na ziemię w formie deszczu). Opis stworzenia z Księgi Rodzaju ma również pewne analogie z innymi starożytnymi opowiadaniami o początkach świata, na przykład z Babilonii. Sedno biblijnego przekazu tkwi w prawdzie religijnej: Bóg jest autorem świata, a człowiek jest zwieńczeniem dzieła stworzenia i jako jedyna istota jest podobny do Boga. Świat nie jest, jak sądziło wiele ludów otaczających Izraelitów, chaosem walczących ze sobą sił. Nie mieszkają w nim też żadne demoniczne moce, których trzeba się bać, ani żadne bóstwa, które trzeba czcić. Wszystko pochodzi tylko z jednej źródła – z wiecznej mądrości i miłości Boga. Stwórca powołuje do istnienia świat z niczego, mocą swojego słowa. Tę moc, która stworzyła niebo i ziemię, spotykamy w słowie Pisma Świętego.
Alternatywa „ewolucja albo stworzenie” jest fałszywa. Jan Paweł II: „Właściwie rozumiana wiara w stworzenie i należycie pojmowana teoria ewolucji nie są sobie przeciwne”. Nie ma tu żadnego albo – albo. Prawdziwa alternatywa zachodzi na innym poziomie: wiara albo niewiara. Jest to ostatecznie osobista decyzja człowieka, naukowa wiedza przyrodnicza nie rozstrzyga tej kwestii. Ateista przyjmuje, że świat jest samowystarczalny, że człowiek jest dziełem przypadku i że cały zespół praw rządzących przyrodą pochodzi z niej samej. Człowiek wierzący wsłuchuje się w głos naukowców rozszyfrowujących kod przyrody, ale nie przestaje słuchać Boga. W informacjach dostarczanych przez wiedzę widzi potwierdzenie tezy o rozumności świata, którą przynosi Biblia.

Obraz i podobieństwo
Księga Rodzaju przekazuje dwa opisy stworzenia człowieka. Pochodzą one z dwóch różnych tradycji, które redaktor Tory zestawił obok siebie. Opis z pierwszego rozdziału mówi o tym, że człowiek jest ostatnim dziełem Boga. W wierszu 26. pojawia się uroczysty zwrot, który dotyczy tylko człowieka: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”. Dlaczego pojawia się tutaj liczba mnoga w odniesieniu do Boga? Czy chodzi tu o pewien rodzaj podniosłej tonacji, stosowanej w terminologii dworskiej? Ojcowie Kościoła widzieli tutaj aluzję do Trójcy Świętej. Bibliści mówią, że chodzi raczej o dialog z zastępami aniołów, dotyczący tak ważnej decyzji.
 

„Obraz i podobieństwo” – napisano tomy na temat tego wyrażenia. Te dwa pojęcia w języku hebrajskim sugerują, że coś jest bardzo podobne, ale jednak różne. Człowiek, nawet ten najbardziej mizerny, kryje w sobie coś z Bożego dobra i piękna. Chodzi tu jeszcze o coś więcej. W kolejnych wersetach mowa jest o stworzeniu mężczyzny i kobiety, i wtedy znowu powtarza się wyrażenie „na obraz Boży”. Czyli człowiek niesie w sobie Boży obraz jako mężczyzna i kobieta. W kolejnym zdaniu mowa jest o tym, że Bóg im obojgu błogosławi, daje im polecenie przekazywania życia i czynienia sobie ziemi poddaną. Tak więc miłość małżeńska i zdolność przekazywania życia kryje w sobie odbicie miłości i kreatywności samego Boga. Idąc jeszcze głębiej, można powiedzieć, że ludzka zdolność do miłości jest najbardziej Boską cechą człowieka.
Polecenie „czynienia sobie ziemi poddaną” oraz „panowania” nad światem wskazuje na wyjątkową pozycję człowieka. Przyroda nie jest jednak dana człowiekowi na własność, ale raczej w dzierżawę. W Rdz 2,15 mowa jest o tym, że świat jest Bożym ogrodem, który człowiek ma „uprawiać i doglądać”. To właśnie pamięć o Stwórcy chroni człowieka przed staniem się tyranem czy despotą wobec przyrody. To sprawa szczególnie aktualna dziś wobec wielu ekologicznych zagrożeń.

Nie można świata traktować jako terenu do bezwzględnego wykorzystania. Człowiek, owszem, ma panować nad światem, ale na „podobieństwo” Boga, czyli z miłością i odpowiedzialnością. Z drugiej strony jesteśmy dziś świadkami nowej sakralizacji przyrody, czyli nawrotu do pogaństwa (w nurtach New Age lub w skrajnych ideologiach ekologicznych). Przed tą skrajnością także przestrzega biblijny opis stworzenia. Światu możemy dobrze służyć tylko wtedy, kiedy przyjmujemy go wedle wskazówek, które daje nam słowo Boże. Człowiek może być sensownie „kreatywny”, kiedy pozostaje w jedności z Kreatorem.

Bez szabatu nie da się żyć
Biblijny opis stworzenia posługuje się mową symboliczną, która kryje w sobie wiele znaczeń niedostrzegalnych przy pobieżnej lekturze. Zwrot „Bóg rzekł” pojawia się 10 razy. To aluzja do dziesięciu przykazań. Jest tu ukryta sugestia, że Dekalog jest echem stworzenia, że to podstawowe prawo moralne nie jest ograniczeniem wolności człowieka, ale jest wpisane w samą logikę świata, leży u jego podstaw.
Główną liczbą w całej opowieści jest siedem. Po sześciu dniach stworzenia pojawia się dzień siódmy, czyli szabat. Benedykt XVI: „Stworzenie zmierza do szabatu, który jest znakiem przymierza między Bogiem i człowiekiem. Stworzenie jest tak skonstruowane, że skierowane jest ku godzinie adoracji. Spełnia się, wypełnia swoje przeznaczenie, jeśli wciąż na nowo jest przeżywane w odniesieniu do adoracji. Nie jest to wyraz egzaltowanej pobożności, lecz czyste, trzeźwe zastosowanie opowieści o stworzeniu i jej przesłania do naszego życia”.

Aby w pełni zrozumieć przesłanie owych siedmiu dni stworzenia, trzeba sięgnąć do judaistycznej teologii szabatu. Świętowanie szabatu jest przywołaniem pamięci o Bogu, jest powrotem do źródła, jest leczeniem z pychy, która każe nam wierzyć, że wszystko zależy tylko od nas. Jest czasem odpoczynku, czyli uwolnieniem się z niewoli działania, wydajności, skuteczności. Jest dniem życia, uwielbienia, spotkania, zachwytu. Jest przypomnieniem, że człowiek nie jest zwierzęciem pociągowym. Bez tego świętego rytmu życia nie da się żyć.