Łazarz?

ks. Mieczysław Maliński

katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=26698 |

publikacja 02.07.2010 08:37

Jest to fragment książki "Czy Jezus to powiedział? Zagadki ewangeliczne.", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa WAM

Łazarz?

Należy zwrócić uwagę na zakończenie Ewangelii św. Jana. Okazuje się, że są dwa. Pierwsze: „I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Je­zus wobec uczniów. Te zaś zapisano, (...) abyście wie­rząc, mieli życie w imię Jego" (J 20,30-31).
Tymczasem pojawia się rozdział 21, który zaczyna się słowami: „Potem Jezus ukazał się nad Jeziorem Tyberiadzkim (…)". I następuje opis tego wydarzenia - jak to Jezus stał na brzegu, jak zawołał do apostołów łowiących ryby i jak rozpoznaje Go umiłowany uczeń, który również jest w łodzi z apostołami: „Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan»" (J 21,7).
Po śniadaniu Jezus odchodzi z Piotrem i w którymś momencie: „Piotr obróciwszy się, zobaczył za sobą idą­cego ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi i powiedział: „Panie, kto jest ten, kto Cię zdradzi?" (J 21, 20).
Całość kończy tekst: „Ten właśnie uczeń daje świa­dectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świa­dectwo jego jest prawdziwe" (J 21,24).
Wniosek: umiłowany uczeń to nie jest św. Jan, który jest autorem czwartej Ewangelii. Ale z kolei należy prześledzić wydarzenia, w których uczestniczy umiłowany uczeń.
Już wiemy, że był obecny przy Ostatniej Wieczerzy. Ale natrafiamy na niego w jeszcze bardziej ważnym miej­scu: stoi pod krzyżem i do niego zwraca się Jezus: „Kie­dy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój» . Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja» . I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie".
Nawiasem mówiąc, św. Jan apostoł nie mógł być umiłowanym uczniem Jezusa również z innych wzglę­dów: Św. Mateusz pisze: „Było tam (pod krzyżem) wiele niewiast (...) między innymi matka synów Zebedeusza" (Mt 27, 55-56). Nie mógłby Jezus zwracać się do św. Jana, wskazując na swoją Matkę: „Oto jest Matka two­ja", skoro matka Jana stała tuż obok.
Szukamy dalej. Umiłowany uczeń biegnie z Piotrem do pustego grobu, bo zawiadomiła ich o tym Maria Mag­dalena: „Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczy­ła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybie­gła do Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał" (J 20,1-2).
Podsumowując, stwierdzamy, że ten umiłowany uczeń pojawia się nieoczekiwanie w towarzystwie Jezusa i apo­stołów, że jest bliskim Jezusa, że jest zaprzyjaźniony z apostołami, że jest obecny we wszystkich ważnych wy­darzeniach dotyczących śmierci i zmartwychwstania.
Rodzi się więc pytanie, dlaczego nie był dotąd wi­doczny, nie był wymieniany przez ewangelistów. Nasu­wa się podejrzenie, że może z jakichś względów był, tyl­ko pod innym nazwiskiem. Wobec tego szukamy takie­go, który mógłby nim być. Natrafiamy na określenie bliskoznaczne: „A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Ła­zarza" (J 11,5).
A kilka linijek powyżej napotykamy następujący tekst: „Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która nama­ściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat, Łazarz, chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz»"(J 11,1-3).
Nasuwa się podejrzenie, że Jan świadomie posługuje się zwrotem: „ten, którego Ty kochasz" zamiast po pro­stu: Łazarz, aby łatwiej było rozszyfrować ten zwrot w na­stępnych tekstach.

Tak więc to sformułowanie wydaje się nam dostatecz­nie przekonujące, że tu chodzi o tę samą osobę.
W związku z tym powstaje pytanie: po co ten kamu­flaż? Dlaczego Jan przestaje używać słowa „Łazarz", a posługuje się słowami: „uczeń, którego Jezus miłował".
Jako odpowiedzią należałoby posłużyć się przypusz­czeniami.
Zacznijmy od Betanii. Jest to wioska za Górą Oliwną. Dzisiaj zapyziały przysiółek. Nie leży na trasie turystów. Z małą cerkwią zamkniętą na głucho i z małym kościół­kiem katolickim, prowadzonym przez franciszkanów. Zresztą, zastałem tam Polaków: księdza i brata zakonnego. Obaj gościnni, serdeczni, tak jakby tego się należało spodziewać w tym miejscu.
Za czasów Jezusa Betania służyła jako sypialnia Jero­zolimy. Bo stolica była nie do życia - hałaśliwa, ciasna, gorąca jak patelnia, z minimum zieloności, zadymiona spalinami ze świątyni. Zamożni ludzie uciekali stąd do swoich posiadłości poza miastem, gdzie mogli żyć w spo­koju i zieleni.
Jezus w domu Łazarza, Marii i Marty znalazł dla sie­bie i swoich uczniów bazę wypadową na Jerozolimę. Jak doszło do tej przyjaźni, to osobne opowiadanie. Nie­mniej, przyglądając się tym fragmentom Ewangelii, któ­re opisują spotkania Łazarza z Jezusem czy apostoła­mi, możemy stwierdzić, że pozycja Łazarza była swo­istego rodzaju.
Choć nie należał do grona apostołów, przecież był przyjacielem Jezusa w najgłębszym tego słowa znacze­niu. Odebrał Jego naukę o Bogu-Miłości w sposób kongenialny. Przypomina w tym względzie Jana Chrzcicie­la. Poza tym był nieoceniony dla Jezusa przez swoją zna­jomość realiów życia Jerozolimy, jak i przez swoje wszechstronne kontakty.
I na tej zasadzie Sanhedryn ocenił Łazarza jako groź­nego. Właśnie przez pomoc, jaką służył Jezusowi w Je­go pracy nauczycielskiej na terenie Jerozolimy.
Czy Łazarz należał do Sanhedrynu, tego nie wiemy, ale miał przyjaciół, którzy byli członkami Sanhedrynu. Wśród nich jeden z najwybitniejszych faryzeuszy, Niko­dem, i bardzo wpływowy i chyba bardzo bogaty Józef z Arymatei. Przynajmniej o tych wiemy. Ilu ich było poza tym - trudno ocenić. Niemniej, ci prawdopodobnie na­trafili na Jezusa właśnie w domu Łazarza.
Dla wrogów Jezusa wniosek był jeden: zlikwidować Łazarza, aby zmniejszyć wpływ Jezusa na arystokrację jerozolimską. Zresztą myślenie podobne do myślenia wobec Jana Chrzciciela - który musiał zginąć, aby utrud­nić apostolstwo Jezusowi.
Jak umarł Łazarz, trudno powiedzieć. Chyba został otruty. Zresztą trzeba przyznać, że relacja św. Jana zwią­zana z Łazarzem i jego śmiercią jest pełna niedomówień, dwuznaczników, prawie nie do odcyfrowania. Ale ten sposób relacji zdaje się dawać do zrozumienia, że to nie była zwykła śmierć, ale morderstwo. Również zachowa­nie Jezusa przedstawione jest bardzo tajemniczo.
Choćby na przykład: „Mimo jednak że (Jezus) słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu" (J 11,6). Czyżby to miało związek z jakąś za­sadzką, która była przygotowana na Niego?
Gdy Jezus w końcu decyduje się iść tam, reagują cha­rakterystycznie uczniowie: „Dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znowu tam idziesz?" (J 11, 8).
I wypowiedź św. Tomasza: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć" (J 11,16).
Nie dość na tym. Kolejne zachowania są dziwne. Naj­pierw Marta wychodzi Jezusowi na spotkanie. Dziwi nas, że bez Marii. Potem, gdy powróciła do domu, „przywo­łała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: «Nauczyciel jest i woła cię»"(J 11,28).

Jesteśmy zaskoczeni tym słowem „po kryjomu". Dla­czego po kryjomu? Przecież one są paniami we wła­snym domu. Przed kim się kryją? A więc kolejna zagadka nie do wyjaśnienia, niemniej nasuwająca wiele wątpliwości.
Jezus przychodzi i wskrzesza Łazarza. Trudno przy­puścić, żeby nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi, że w ten sposób obala plan Sanhedrynu, obala jego wolę. Tym bardziej, że wskrzeszenie Łazarza jest szokiem dla ludzi: „Wielu więc, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryze­uszów i donieśli im, co Jezus uczynił" (J 11,45-46).
Reakcja jest natychmiastowa: „Wobec tego arcyka­płani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele zna­ków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego i przyjdą Rzymianie i zniszczą nasze miejsca święte i nasz naród»" (J 11,48). „Tego więc dnia posta­nowili Go zabić" (J 11,53). „Arcykapłani zaś i faryze­usze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, aby Go można było pojmać" (J 11,57).
Dobrze, ale co z Łazarzem? Z punktu widzenia praw­nego czy formalnego Łazarz nie żyje. Ten stan przypo­mina średniowiecze - kiedy to, gdy człowiek otrzymał ostatnie namaszczenie, był wykluczony ze sfery żyjących. Chociaż faktycznie żył, prawnie go nie było. Podobnie wtedy. Stąd taki inny sposób nazywania Łazarza. Jan ewangelista przyjmuje tę konwencję częściowo ze stra­chu przed Sanhedrynem, a może i częściowo z przeko­nania o właściwości takiego innego bytowania Łazarza.
Tak całkiem na marginesie - przedstawiona koncep­cja wydaje się być logiczna. Bo jak inaczej wytłumaczyć nieobecność Łazarza w dalszych wydarzeniach z męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, skoro był z Jezusem tak bardzo osobiście związany.
A na koniec tych wszystkich dywagacji dodajmy: to są nasze przypuszczenia. Czy tak było naprawdę, to do­wiemy się po Tamtej Stronie.