Pogoń za wiatrem

Andrzej Macura

publikacja 24.01.2011 21:21

W przemijającym świecie nic nie jest trwałe. Może w takim razie tego, co stałe trzeba szukać w sferze ducha? Kandydatką wydaje się mądrość. Tak przynajmniej starzy wmawiają młodym. Wszak to, co człowiek zgromadzi w głowie, zjeść może dopiero skleroza. A i tak można ją – przynajmniej teoretycznie – uchronić przed niepamięcią, przelewając wszystko na papier czy zapisując na twardym dysku.

Wiatr Józef Wolny /Foto Gość Wiatr
Nie chodzi nawet o to, że szybki. Ale gdzie właściwie jest?

"Z cyklu "szukaj sensu z Koheletem"

Dyskusja była dość ciekawa. Znane postaci ze świata dziennikarskiego rozprawiały o tym, jak powinna być robiona dobra gazeta. Padło wiele mądrych uwag, były konkretne wnioski. Ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, by rozmówcy, choć byli uznanymi specjalistami, wiedzieli, o czym mówią. Wszak dwaj z nich byli redaktorami naczelnymi pism, które całkiem niedawno zniknęły z rynku.

Często tak bywa. Pełne słusznych tez dyskusje, erudycja w przydługawych artykułach, opasłe tomy, których autorzy analizują jakiś szczegół i duszpasterskie programy, w których roi się od uczonych zwrotów. Tyle że niewiele z tego wszystkiego wynika. Zwłaszcza gdy na sprawy spojrzeć z perspektywy nieuchronnego przemijania i śmierci.

Ja, Kohelet, byłem królem nad Izraelem w Jeruzalem.
I skierowałem umysł swój ku temu,
by zastanawiać się i badać,
ile mądrości jest we wszystkim,
co dzieje się pod niebem.
To przykre zajęcie dał Bóg synom ludzkim,
by się nim trudzili.
Widziałem wszelkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem.
A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem.

Można mieć w małym palcu matematykę, fizykę i biochemię. Można znać się na historii, kulturze, socjologii i psychologii. Można wiedzieć, jak skłonić kogoś do kupienia rzeczy zupełnie niepotrzebnej i jak dać mu super tani kredyt, za który zapłaci więcej niż za normalny, ale co z tego? Nawet jeśli wiedza i mądrość przekładają się na odrobinę społecznego prestiżu, po co on komu? Nawet garnka nim się nie wypełni, nie mówiąc już czymś bardziej trwałym. Świata nie zmieni. Bo:

To, co krzywe, nie da się wyprostować,
a czego nie ma, tego nie można liczyć.

Nie wiem, o jakiej krzywiźnie konkretnie myślał Kohelet, bo pewnie nie o kiju czy plecach pochylonej staruszki. Zadumanemu nad dziejami ludzkimi czytelnikowi w XXI wieku mogą przychodzić na myśl różne znane pomysły na uzdrowienie ludzkości. Ideały rewolucji francuskiej, marksistów czy współczesnych piewców Nowej Ery i politycznej poprawności nie mogą przynieść skutecznych rozwiązań ludzkich problemów, bo ignorują istnienie ułomnej ludzkiej natury. Skrzywiona nie da się wyprostować. I każdy system, który tego nie uwzględnia, który zakłada, że da się skrzywione wyprostować, skazany jest na porażkę.

Ale Mędrcowi nie o to chodziło. To raczej pełna rezygnacji myśl, że nie ma się co zajmować sprawami  nieosiągalnymi. „Tego, czego nie ma, nie można liczyć”. Mądrości nie da się sensownie zmierzyć.  Nic tu nie dadzą najdokładniejsze testy. Po co więc się trudzić nad jej zdobywaniem? Czy faktycznie jest ona czymś bardziej wartościowym niż zwyczajne zabranie z drogi autostopowicza albo wrzucenie namolnemu żebrakowi do brudnego kubka skromnej dwuzłotówki?

Smutne w owym złudnym przeświadczeniu o tym, jak cenna jest mądrość, jest głównie to, że najczęściej i tak nie da się jej wprowadzić w życie. Chyba o tym myślał Kohelet, gdy pisał:

Tak powiedziałem sobie w sercu:
«Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej
niż wszyscy, co władali przede mną na Jeruzalem»,
a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy.
I postanowiłem sobie poznać
mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę.
Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem,
bo w wielkiej mądrości - wiele utrapienia,
a kto przysparza wiedzy - przysparza i cierpień.

„Wszystkiego w życiu trzeba spróbować” - mawiają niektórzy rzucając się w wir bezmyślnej zabawy. Wszystkiego? Alkohol, narkotyki, seks to na pewno nie wszystko. A gdzie doświadczenie dławiącego lęku przed postawieniem kolejnego kroku na przepaścistej grani? A gdzie przeżycie aresztowania i osadzenia w śmierdzącym więzieniu w jakimś dzikim zakątku świata? A gdzie doświadczenie głodu, chorób i nędzy? Bardzo wąsko bywa rozumiane to „wszystko”. Kohelet  poznał „mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę”. Mógłby być patronem tych, którzy w ten sposób próbują poznać świat. Ale nic to nie dało. Bo także i to poznanie, i doświadczenie „wszystkiego” jest tylko marnością i pogonią za wiatrem.

Ale najgorsze jest to, że nawet jeśli dzięki poznaniu „mądrości i wiedzy, szaleństwa i głupoty” faktycznie wie się więcej, to najczęściej przysparza to tylko dodatkowego cierpienia. Bo wtedy jak na dłoni widać, jak mogłoby być, a nie jest. Czy to właśnie nie powód, dla którego tak wielu, skądinąd mądrych ludzi,  topi ból istnienia w alkoholu?

Jest jeszcze jeden wymiar owego cierpienia, które przynosi wiedza. Należałoby może dokładniej powiedzieć: przeświadczenia, że się jest mądrzejszym od innych. To cierpienie tych, na których mędrcy eksperymentują.

Wcielając w życie ideały wychowawcze epoki oświecenia w pewnym sierocińcu dotykano dzieci tylko wtedy, gdy było to niezbędnie konieczne. Wszak wedle ówczesnej „mądrości” to właśnie kontakt z dorosłymi miał niszczyć ich naturalną dobroć. Skutek? Masowo umierały. To rzekoma mądrość nakazywała w pierwszej połowie XX wieku dbać o czystość rasy przez zabijanie ludzi chorych i upośledzonych. W imię rzekomej mądrości tworzono gułagi dla tych, którzy nie mieli  odpowiedniego stopnia świadomości społecznej. Dziś bywa podobnie: polityczną poprawność traktuje się jako wielkie osiągnięcie ludzkości. Tych, którzy ośmielają się myśleć inaczej, zaczyna się traktować jak przestępców albo chorych psychicznie. Do czego jeszcze ta „wiedza” doprowadzi?

Po co więc cała mądrość? Nie lepiej spędzić życie na zabawach i nie przemęczać zbytnio rozumu abstrakcyjnymi poszukiwaniami? Pewnie coś tam w niej jest. Na pewno jednak powinna pójść do przeceny.