Po co mi to?

Szukaj sensu z Koheletem. Andrzej Macura

publikacja 01.02.2011 12:11

Kohelet jeszcze nie wierzył w życie wieczne. Dopiero przeczuwał, że ono rozwiązałoby wszystkie jego problemy. Nie wierząc, musi się jakoś pocieszyć.

Po co mi to? Henryk Przondziono /Foto Gość Bo człowiekowi, który Mu jest miły, daje On mądrość i wiedzę, i radość, a na grzesznika wkłada trud, by zbierał i gromadził, i potem oddał temu, który się Bogu podoba.

Było po Wielkiej Nocy. Korzystając z paru dni przerwy na uczelni ruszyłem na nieznane mi szlaki Beskidu Niskiego. Pusto. Zapomniałem zegarka, więc czasem, z powodu chmur cały czas szczelnie zakrywających niebo, nie byłem pewien, jaka jest pora dnia. Nie wiedziałem, czy powinienem się śpieszyć, czy raczej zwolnić kroku. W atmosferze wiosennej samotności i zagubienia wśród ostrożnie budzącej się do życia przyrody zobaczyłem je pierwszy raz. Żołnierskie cmentarze z czasów pierwszej wojny światowej.

Zarośnięte, zapomniane, wtedy wywołały tylko spowodowane nieznajomością historii tej ziemi zdziwienie. Nie próbowałem nawet na nie wchodzić, nie mówiąc o próbie znalezienia jakiejś tabliczki z imieniem i nazwiskiem. Dopiero po paru latach na Rotundzie, wtedy totalnie jeszcze zarośniętej krzakami, gdy niespodziewanie weszliśmy z Adamem prosto na cmentarz, przyszła myśl: kim byli? O czym marzyli? Mieli pewnie rodziców, dzieci albo dziewczyny. Przyszło im zginąć w bezsensownej wojnie, w której ambicje dowódców liczyły się dużo bardziej niż ich życie. Mądrzy i głupi. Dobrzy i źli. Ten może był życiowym nieudacznikiem, tamten przebojowym organizatorem. Ten uczciwym i pracowitym, a tamten cwaniakiem. Nad ich zapomnianymi grobami jednakowo hula wiatr i jednako pokrywa je wszechobecne zielsko. Jakie więc miało znaczenie, kim i jacy byli?

Postanowiłem przyjrzeć się mądrości,
a także szaleństwu i głupocie.
Bo czegoż jeszcze dokonać może człowiek,
który nastąpi po królu,
nad to, czego on już dokonał?
I zobaczyłem,

że mądrość tak przewyższa głupotę,
jak światło przewyższa ciemności.
Mędrzec ma w głowie swojej oczy,
a głupiec chodzi w ciemności.
Ale poznałem tak samo,
że ten sam los spotyka wszystkich.
Więc powiedziałem sobie:
«Jaki los głupca, taki i mój będzie.
I po cóż więc nabyłem tyle mądrości?»
Rzekłem przeto w sercu, że i to jest marność.
Bo nie ma wiecznej pamięci po mędrcu
tak samo, jak i po głupcu,
gdyż już w najbliższych dniach
w niepamięć idzie wszystko;
czyż nie umiera mędrzec tak samo jak i głupiec?

Trochę zarozumiale brzmią słowa Koheleta: „czegoż jeszcze dokonać może człowiek, który nastąpi po królu, nad to, czego on już dokonał”. Bo zawsze można zrobić więcej i lepiej.  Nie ma ziemskiej potęgi, która by nie mogła być potężniejsza ani takich udogodnień, które by nie mogły być wygodniejsze. Można się też zżymać na jego w sumie niczym nieuzasadnione stwierdzenie, że mądrość jest lepsza od głupoty jak światło od ciemności. Ale nie sposób nie przyznać mu racji, że w obliczu śmierci nie ma to większego znaczenia. Mędrzec umiera tak samo jak głupi. A zapowiedzi z dnia pogrzebu o pamięci nie są warte więcej niż topniejący wiosną śnieg. Życie toczy się dalej. Najwybitniejsze jednostki może kiedyś doczekają się wspomnienia na lekcji historii. Raczej jednak ich postacie nie wywołają wśród młodych podziwu, a tylko zgrzytanie zębami, że znów trzeba się o nudach uczyć.

Uśmiecham się bezradnie, kiedy czytam dalej:

Toteż znienawidziłem życie,
gdyż przykre mi były wszystkie sprawy,
jakie się dzieją pod słońcem;
bo wszystko marność i pogoń za wiatrem.
Znienawidziłem też wszelki swój dorobek,
jaki nabyłem z trudem pod słońcem,
a który zostawię człowiekowi,
co przyjdzie po mnie.
A któż to wie, czy mądry on będzie, czy głupi?
A władać on będzie całym mym dorobkiem,
w który włożyłem trud swój i mądrość swoją pod słońcem.
I to jest marność.

Czy mi się wydaje, że Kohelet obraził się na tę jawną niesprawiedliwość? On, taki mądry, taki zaradny, taki utrudzony swoją pracą i przemyślnością, będzie musiał zostawić swój dorobek komuś innemu. I to być może jakiemuś głupcowi, który będzie się pławił w luksusie. I wszystko szybko roztrwoni. Jaki więc sens miał jego wysiłek?

Zastanawiam się, ilu znałem takich Koheletów: ludzi obrotnych, pracowitych, wszystko lepiej wiedzących, którzy odchodząc na emeryturę z bólem serca patrzyli na swoich następców.  Denerwowali się, że nie tak, rwali włosy z głowy z powodu ich pomysłów. A przede wszystkim na widok tego, jak owoce ich lekceważonej pracy odchodzą w zapomnienie. Jakże autentyczna jest irytacja tą perspektywą Koheleta, gdy mówi:

Zacząłem więc ulegać zwątpieniu
z powodu wszystkich trudów,
jakie podjąłem pod słońcem.
Jest nieraz człowiek, który w swej pracy
odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością,
a udział swój musi on oddać człowiekowi,
który nie włożył w nią trudu.
To także jest marność i wielkie zło.
Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu
i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem?
Bo wszystkie dni jego są cierpieniem,
a zajęcia jego utrapieniem.
Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju.
To także jest marność.

Kohelet był królem. Ileż razy jego poddani mogli się irytować, że nic nie robi, tylko kombinuje, jak inni mają pracować, a oni muszą mu oddać swoją krwawicę? U schyłku życia chyba zaczyna to czuć, gdy mówi o człowieku odznaczającym się mądrością, wiedzą i dzielnością, muszącym oddać swój udział człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. A może nie? Może widzi tylko swoją krzywdę? Myśl, że będzie musiał pozostawić innym to, co wypracował, spędza mu sen z powiek. Jeśli swoją nadzieję lokujemy tylko w tym życiu, kończy się ono klęską. Wszystko wtedy jest marnością.

Kohelet jeszcze nie wierzył w życie wieczne. Dopiero przeczuwał, że ono rozwiązałoby wszystkie jego problemy. Nie wierząc, musi się jakoś pocieszyć. Sensu szukać w użyciu, póki używać można. I w tym dopatrywać się Bożego błogosławieństwa. Pisze:

Nic lepszego dla człowieka,
niż żeby jadł i pił,
i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy.
Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi.
Bo któż może jeść, któż może używać,
a nie być od Niego zależnym?
Bo człowiekowi, który Mu jest miły,
daje On mądrość i wiedzę, i radość,
a na grzesznika wkłada trud,
by zbierał i gromadził, i potem oddał temu,
który się Bogu podoba.
To też jest marność i pogoń za wiatrem.

Kohelet nie zrozumiał, że sam mógł niejednego człowieka skrzywdzić. Widzi Boże błogosławieństwo w tym, że posiada. Tego, który się trudził, a musiał oddać mu owoc swojej pracy, uważa za grzesznika. Trochę bezkrytycznie sądzi, że Bóg jest po jego stronie, że Bóg nakłada trud pracy tylko na grzeszników. Ale jeśli nie wierzył w życie wieczne, to było jedyne sensowne rozwiązanie zagadnienia Bożej sprawiedliwości. W tym miejscu najbardziej widać, jak ograniczanie wizji życia tylko do tego świata nieuchronnie prowadzi do fałszywych odpowiedzi.

Jaki sens ma cierpienie? Dlaczego Bóg nie interweniuje, gdy widzi rażącą niesprawiedliwość? Dlaczego ogranicza ludzką wolność przykazaniami? I dziś wiele fałszywych rozwiązań bierze się z ograniczania człowieka tylko do tego świata. Najbardziej nawet błyskotliwe rozbijają się o barierę śmierci. Bo jeśli po niej niczego nie ma, wszystko jest marnością i pogonią za wiatrem.

Koh 2, 12-16