Kod do milionów dolarów

ks. Artur Stopka

GN 20/2006 |

publikacja 16.05.2006 16:30

"Poznaj największą mistyfikację w historii ludzkości" – zachęcają twórcy filmu "Kod da Vinci". Tą mistyfikacją jest sam "Kod". Szkoda czasu i pieniędzy na jej poznawanie.

Kod do milionów dolarów East News/Getty Images/Koichi Kamoshida Tom Hanks (z lewej) i Jean Reno zagrają główne role w filmie. Obaj są uważani za artystów o „wielkim potencjale komercyjnym”.

Wkrótce po napisaniu przetłumaczono ją na ponad czterdzieści języków i wydano w milionach egzemplarzy na całym świecie. Stała się kanwą kilku gier wideo i do komórek. Na jej temat powstają dziesiątki książek, a turyści tysiącami nawiedzają opisane w niej miejsca. Ta książka jest kopalnią pieniędzy.

Miliony dolarów i gwiazdy
Na „Kodzie da Vinci” zarobiło mnóstwo ludzi. Zyski autora, Dana Browna, ostrożnie szacuje się na 75 milionów dolarów, jednak ci, którzy zarzucali mu plagiat, nie zawahali się zażądać jako odszkodowania sumy dwukrotnie wyższej. Nie dostali ani centa, bo sądy konsekwentnie odrzucają zarzuty, mimo że sam Dan Brown przyznaje, iż do napisania „Kodu” „zainspirowały” go prace innych autorów. Dwóm z nich – tym bardziej ugodowym – zaproponował zagranie epizodu w filmie. Skwapliwie skorzystali z okazji.

Przy realizacji filmu nie oszczędzano. Jego budżet wyniósł 125 milionów dolarów. Główną rolę powierzono Tomowi Hanksowi, o którym amerykański dziennikarz, od lat przygotowujący listę hollywoodzkich gwiazd filmowych „o największym potencjale komercyjnym”, powiedział: „Tom Hanks mógłby stać na głowie i recytować Koran w języku suahili, a ktoś wydałby 100 milionów dolarów, by obejrzeć taki film”. W obsadzie znalazło się wiele gwiazd z różnych krajów. Reżyserem został Ron Howard, twórca wielu dobrych i kasowych filmów. Gazety opisywały starania licznych aktorów, którzy chcieli w ekranizacji „Kodu” wziąć udział. Podobno nawet prezydent Francji Jacques Chirac starał się wpłynąć na reżysera oraz producentów filmu, aby główną żeńską rolę w ekranizacji powieści Dana Browna otrzymała jedna z francuskich aktorek.

Show musi trwać
Realizacja filmu stała się medialnym widowiskiem. Niemal w każdym tygodniu gazety całego świata przynosiły informacje na ten temat. W sensacyjnym tonie jednego dnia podawano na przykład, że francuskie władze zgodziły się na zdjęcia w Luwrze, a innego, że filmowców nie wpuszczono do którejś ze świątyń opisanych w książce.

Pierwszy zwiastun filmu pojawił się w Internecie jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Potem stopniowo co kilka tygodni internauci mogli obejrzeć kolejne migawki. Prestiżowe gazety drukowały obszerne sprawozdania z planu filmowego. Tom Hanks opowiadał dziennikarzom: „Pracując nad filmem, odwiedziliśmy wiele miejsc, o których Dan Brown pisze w swojej książce. Podobnie jak bohaterowie powieści musieliśmy często pełzać na kolanach i przeciskać się przez wąziutkie drzwi starych konstrukcji budowlanych”. Ekipa pracowała w Paryżu, w Wielkiej Brytanii i na Malcie.

A co na to Opus Dei?
Elementem marketingowej gry wokół realizacji „Kodu” stał się spór z fałszywie przedstawioną w książce kościelną organizacją Opus Dei. Reżyser chętnie opowiadał mediom o e-mailu, w którym rzecznik Opus Dei sugerował, że w filmie nie powinna padać jej nazwa. Oczywiście, sugestia ta nie została przyjęta przez realizatorów, zapowiadających wierność książce. Nagłośniono również propozycję Opus Dei, by film przeznaczony był tylko dla widzów dorosłych, aby ochronić dzieci, niepotrafiące rozróżnić fikcji i rzeczywistości, przed manipulacją.

W styczniu bieżącego roku media podały nagle, że „Opus Dei odpuszcza”, nie będzie wszczynać żadnych kroków prawnych przeciwko dystrybutorom obrazu. „Doszłoby do sporu Opus Dei kontra Sony- -Columbia. To byłoby śmieszne i nieco surrealistyczne” – mówił Marc Carroggio, rzecznik Opus Dei, w wywiadzie udzielonym katolickiej agencji informacyjnej Zenit z Rzymu. „Taka wielka publiczna walka sprzyjałaby tylko i wyłącznie marketingowi filmu. Jedyną odpowiedzią Opus Dei będzie deklaracja pokoju”. Co ciekawe, niemal bez echa w mediach przeszła bardzo ważna sugestia Opus Dei skierowana do twórców filmu. Opus Dei poprosiło, aby poinformowali widzów, że to, co zobaczą na ekranie, jest fikcją. W liście z 6 kwietnia 2006 r. do dyrekcji japońskiego koncernu Sony – właściciela hollywoodzkiej wytwórni Columbia, w której powstał film, Opus Dei podkreśliło, że umieszczenie na początku filmu informacji, iż jest to dzieło fabularne i wszelkie podobieństwa z rzeczywistością są przypadkowe, stanowiłoby „gest szacunku wobec postaci Jezusa Chrystusa, historii Kościoła i przekonań religijnych widzów”. Co na tę propozycję odpowiedział producent, nie wiadomo.

Zakodować prawdę i świat
Biorąc pod uwagę popularność książki i szum wokół realizacji filmu, właściwie nie potrzebuje on reklamy. Zwłaszcza że temat „Kodu” nie schodzi z czołowych stron gazet, a na jego temat wypowiadają się przywódcy chrześcijaństwa. Przeciwko fałszerstwom zawartym w „Kodzie” wystąpił anglikański arcybiskup Canterbury dr Rowan Williams w tegorocznym wielkanocnym kazaniu. O „Kodzie” mówił w Watykanie w Wielki Piątek kaznodzieja Domu Papieskiego o. Raniero Cantalamessa. „Miliony osób, z pomocą zręcznej manipulacji antycznych legend, wierzy, że Jezus z Nazaretu nie został nigdy ukrzyżowany” – alarmował o. Cantalamessa i dodał: „Nikt nie powstrzyma tej fali spekulacji, która, owszem, przybierze jeszcze na sile po bliskim wejściu na ekrany pewnego filmu”. Jako wypowiedź odnoszącą się do „Kodu” powszechnie interpretowano w mediach słowa Benedykta XVI, który 30 kwietnia potępił wszelkie próby zanegowania prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa.

Na reklamę filmowej wersji „Kodu” przeznaczono mimo wszystko wielkie pienią- dze. Nie cofnięto się również przed prymitywnymi prowokacjami. Pod koniec kwiet- nia ogromny billboard reklamujący film zawieszono na rusztowaniu remontowanego kościoła w centrum Rzymu. Reklamę zdjęto dopiero po zdecydowanym proteście Wikariatu Rzymu. Premierę „Kodu” zaplanowano na 17 maja br. Początkowo miała się odbyć w Luwrze, ostatecznie film ma zainaugurować tegoroczny festiwal filmowy w Cannes. W ciągu trzech dni, od 17 do 19 maja, wejdzie on na ekrany kin niemal na całym świecie. Jak mieliśmy okazję wielokrotnie się przekonać w Polsce, na przykład w związku z filmami o Janie Pawle II, premiery światowe ważnych filmów i ich premiery w poszczególnych krajach często dzieli wiele miesięcy. Tym razem odstąpiono od tej zasady.

Globalny atak na chrześcijaństwo
Jeden z polskich tygodników, zapowiadając premierę filmowej wersji „Kodu”, nazwał ją „pierwszym w historii świata globalnym atakiem na chrześcijaństwo”. Pismo, przypominając ateizację w porewolucyjnej Francji, w ZSRR czy w Meksyku, zwraca uwagę, że były to akcje lokalne i oparte na terrorze. „Kod” jest natomiast ateizacją „ogólnoświatową i przyjazną”. „Miliard widzów obejrzy ją dobrowolnie i z przyjemnością. Jeżeli tylko co trzeci z nich pomyśli: »Coś jednak w tej historii jest« – to kroi się wojna religijna, jakiej chrześcijaństwo jeszcze nie zaznało” – zapowiada tygodnik. Co w tej sytuacji powinni zrobić katolicy? We Włoszech duże poparcie znajduje inicjatywa bojkotu filmu. Wezwał do niej sekretarz Kongregacji Nauki Wiary abp Angelo Amato. W Polsce nie słychać wezwań do bojkotu. Pojawiło się natomiast ostatnio kilka nowych książek pokazują- cych wszystkie fałsze i manipulacje zawarte w „Kodzie”. Wiele wskazuje na to, że lepiej wydać pieniądze na nie zamiast na bilet do kina. To niezły sposób na złamanie „Kodu”.

Fałsze „Kodu”
Bp Stanisław Wielgus, przewodniczący Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski, przestrzega: „Kod da Vinci” zawiera następujące fałszywe historycznie i teologicznie twierdzenia: Chrześcijanie od początku nie wierzyli w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Dogmat ten nakazał przyjąć ze względów politycznych cesarz Konstantyn na soborze w Nicei w 325 roku. – To nieprawda.

Jezus nie żył w bezżeństwie. Jego „żoną” była Maria Magdalena, której Jezus miał powierzyć kierowanie Kościołem. Urodziła ona potomstwo Jezusa, które dało początek francuskiej dynastii Merowingów, uważanej przez autora za tzw. Świętego Graala. – To nieprawda.

Jezus i Maria Magdalena mieli rzekomo reprezentować dwojakość męsko-żeńską (tak jak Mars i Atena, Izis i Ozyrys); pierwsi naśladowcy Jezusa mieli ubóstwiać „boską kobiecość”; kobiecemu pierwiastkowi boskości była i jest oddawana cześć w sekretnej organizacji zwanej „Zakon Syjonu”, do której miał należeć m.in. Leonardo da Vinci. – To nieprawda.

Według autora książki, Kościół katolicki, stworzony przez Konstantyna w roku 325, w ciągu dziejów prześladował niewinnych czcicieli „boskiej kobiecości”, paląc na stosach tysiące czarownic, niszcząc wszystkie gnostyczne „ewangelie” i pozostawiając tylko cztery z nich – te, które najbardziej mu odpowiadały. Według autora powieści, Kościół rzekomo stara się nie dopuścić, by bohaterowie odkryli światu tajemnicę, że Graal to dzieci Jezusa i Marii Magdaleny, i że pierwszy bóg gnostycznych „chrześcijan” był kobietą. – To nieprawda.

***

Recenzję filmu znajdziesz tutaj

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.