Jezus wobec świadków Jego męki

Andrzej Macura

publikacja 02.04.2023 03:15

Idący na śmierć Jezus uczy jak być wiernym Bogu. Także w odniesieniu do bliźnich.

Ukrzyżowany Ukrzyżowany
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Czy zawsze ma sens próbować dialogu? Ma – odpowiedzią jedni. Nie ma – będą twierdzić drudzy. Ci pierwsi z nadzieją, że każdy człowiek ma przecież dobrą wolą. Drudzy przeświadczeni, że każda inność jest przejawem zdeprawowania. I kiedy pierwsi liczą na nawiązanie nici porozumienia, drudzy boją się, że oznacza ona ustępstwa, a więc zdradę prawdy. Ale i jedni i drudzy – jeśli chrześcijanie – będą powoływali się na postawę Jezusa. On zawsze rozmawiał – powiedzą pierwsi. On głosił prawdę i czekał na jej przyjęcie – powiedzą drudzy. Kto ma rację?

Gdy spojrzeć na Ewangelię widać, że wszystko to zależało od tego, z kim Jezus rozmawiał. Inaczej z proszącym o uzdrowienie córki Jairem, kobietą pochwyconą na cudzołóstwie, nocą z Nikodemem, u studni z Samarytanką, a inaczej z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie, którzy chcieli znaleźć powód, by moc Go oskarżyć, w końcu także skazać na śmierć. W sumie dość oczywiste, prawda? To jak człowiek rozmawia zależy od tego, z kim ma do czynienia; jaką ów ktoś postawę przyjmuje, jak odnosi się do tego, co człowiek mówi, czy szuka zrozumienia czy powodów, by potępić. Dziś, gdy w obliczu trwającej już wiele miesięcy nagonki na ludzi wierzących jedni wołają „bo to nasza wina” albo „bo nie potrafimy z nimi rozmawiać”, a inni „bo z oskarżeniami przesadzają albo „bo rozmowa z nimi nie ma sensu” warto zobaczyć postawę Jezusa wobec ludzi, których spotkał na swojej drodze ku śmierci. I tych, którzy Mu współczuli i tych, którzy Go oskarżali .

Aresztowanie w Ogrójcu

Pierwsza odsłona dramatu. Rozpoczyna się męka

Przyjaciel Judasz

Noc i wyłaniająca się z ciemności grupa z mieczami i kijami. A na jej czele Judasz. To do niego kieruje Jezus pierwsze słowa. Zanotowali je jedynie dwaj Ewangeliści: Mateusz i Łukasz. Obaj inaczej. U Mateusza czytamy: „Przyjacielu, po coś przyszedł?” U Łukasza „Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?”. W obu przypadkach to pytania. Do tego, który jeszcze parę godzin wcześniej uchodził za przyjaciela Jezusa. Nie ma w nich próby zrozumienia motywów zdrajcy, okrycia co było powodem, że przyjaźń z Jezusem zamienił na trzydzieści srebrników. Te pytania są jak wyrzut: czy zdajesz sobie sprawę co robisz? Tak, z wielkim szacunkiem dla Judasza jako człowieka. „Przyjacielu”. Z jasną jednak sugestią, że robi coś potwornego.

Zgraja z mieczami i kijami

Gdy posłani przez przywódców Izraela będą chcieli pojmać Jezusa, a Apostołowie rzucą się Mu na pomoc, Jezus swoich uczniów powstrzyma. Żeby nie polała się krew? Zapewne. Chodziło Mu w tym bardziej o uczniów czy o przeciwników? Skoro uzdrowił sługę, któremu Piotr odciął ucho, można przypuszczać, że o jednych i o drugich. Znamienne jednak jak odnosi się do tego, co się dzieje. Synoptycy (Mateusz, Marek, Łukasz) przytaczają słowa Jezusa tak, że pierwsza część Jego wypowiedzi u wszystkich brzmi prawie identycznie: (różnice z punktu widzenia sensu są tu nieistotne). U Marka np. czytamy: „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie”. O ile jednak Mateusz i Marek kończą wypowiedź Jezusa wzmianką, że chodzi o wypełnienie się przez to Pisma, to u Łukasza czytamy: „lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności”. Ważna różnica? Jak się zastanowić, to myśl obu tych wersji zakończenia wypowiedzi Jezusa jest bardzo podobna: Bóg godzi się na to wasze podłe postępowanie, bo uwzględnił je w swoich planach; wie, że to zło, które teraz czynicie zamienione zostanie w dobro, jakim jest zbawienia świata.

Tak, Bóg godzi się na wasze podłe postępowanie – słyszą ci, którzy przyszli pojmać Jezus. Także pierwsze dwa zdania wypowiedzi Jezusa to zdecydowanie wyrzut. Najpierw zauważa On, że choć przecież nie jest zbójem, tylko nauczycielem i to otwarcie głoszącym swoje tezy w publicznych miejscach, to jak zbój i oprych jest traktowany. Proszę zauważyć: to nie dialogu w tym sensie, w jakim dziś często się go rozumie. Nie tylko dlatego, że na ten zarzut nie pada żadna odpowiedź. Przede wszystkim dlatego, że Jezus nie szuka tu porozumienia. On przypominając fakty wytyka nieprawość mocodawcom tych, którzy przyszli Go aresztować. Bezceremonialnie, ale zgodnie z prawdą osądza ich postępowanie. I mocniej jeszcze: nie tylko nie próbuje dla ich postępowania znaleźć wytłumaczenie, ale wyraźnie sugeruje… ich tchórzostwo. Tak: nie aresztowaliście Mnie, gdy nauczałem w świątyni, bo boicie się, co by ludzie powiedzieli; dlatego przyszliście teraz, nocą. Zarzut wobec tych, co się mienili nauczycielami Izraela niezwykle mocny. Dialog? Tak. Ale dialog, w którym na pierwszym planie nie jest dobre samopoczucie tych, do których się zwraca. Na pierwszym planie są fakty, jest prawda. Jezus mocno, zdecydowanie wytyka tym, którzy po niego przyszli i ich mocodawcom nieprawość.

Kohorta i strażnicy

Inaczej scena pojmania Jezusa wygląda u Jana. Trochę dziwna. Jezus pyta tych, którzy przyszli Go pojmać, kogo szukają. Gdy słyszy że „Jezusa z Nazaretu” odpowiada: „Ja jestem”. A przybyli, zamiast rzucić się na Niego, cofają się i padają na ziemię. Dlaczego? Najprawdopodobniej dlatego, że „Ja Jestem” to imię Boga. Wystraszyli się usłyszawszy to imię? Byli oszołomieni, że ktoś to imię głośno wypowiedział? Może. W ten sposób jednak, paradoksalnie, oddają Jezusowi hołd. Gdy za chwilę Jezus jeszcze raz zapyta kogo szukają, a oni powtórzą, że Jezusa z Nazaretu, On odpowie im „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!”. Piotr będzie próbował bronić Jezusa – ważny przyczynek do oceny jego późniejszej postawy, ale to temat na inny tekst – lecz Jezus go powstrzyma. Obędzie się bez walki, Jezus dobrowolnie pójdzie z tymi, którzy po Niego przyszli.

Dialog? Swoiste negocjacje: skoro przyszliście po Mnie, to bierzcie Mnie, ale innych zostawcie w spokoju; nie po nich przyszliście. I faktycznie, dzięki tej interwencji Jezusa obyło się bez bijatyki. Czy jednak można tu mówić o dialogu z prawdziwego zdarzenia? Nie ma rozmowy zmierzającej do zbliżenia poglądów. Jezus tylko uspokoił sytuację: nie bijcie się, nie ma potrzeby, pójdę z wami dobrowolnie. Przybyli osiągnęli co chcieli, uznali więc, że bijatykę mogą odpuścić. Nie ma tu jednak próby jakiegoś szerszego porozumienia się. Jest tylko uspokojenie sytuacji, by konflikt nie eskalował. I wielkie, śmiertelnie niebezpieczne ustępstwo Tego, który nie chciał, by oberwało się też Jego uczniom. Uczciwy dialog? Nie. Ustąpienie przed przemocą, by nie dać okazji do jeszcze większej destrukcji. Jak negocjacje z terrorystą.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Czy zawsze ma sens próbować dialogu? Ma – odpowiedzią jedni. Nie ma – będą twierdzić drudzy. Ci pierwsi z nadzieją, że każdy człowiek ma przecież dobrą wolą. Drudzy przeświadczeni, że każda inność jest przejawem zdeprawowania. I kiedy pierwsi liczą na nawiązanie nici porozumienia, drudzy boją się, że oznacza ona ustępstwa, a więc zdradę prawdy. Ale i jedni i drudzy – jeśli chrześcijanie – będą powoływali się na postawę Jezusa. On zawsze rozmawiał – powiedzą pierwsi. On głosił prawdę i czekał na jej przyjęcie – powiedzą drudzy. Kto ma rację?

Jezusa osądzony przez swój naród

To aż rzuca się w oczy (czytających czy uszy słuchających): stojąc przed Wysoka Radą Jezus głównie milczy. Tak pisze o tym św. Mateusz: „Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?» Lecz Jezus milczał”. U Marka jest podobnie. W ich relacji Jezus, odpowiadając na pytanie najwyższego kapłana czy jest Mesjaszem, Synem Bożym wypowiada tylko dwa zdania, u Mateusza brzmiące „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich”. Po tych słowach proces się kończy: świadkowie uznali, że to bluźnierstwo, więc nie ma powodu, żeby szukać innego powodu skazania Jezusa na śmierć: ten wystarczył. Czemu uznali, ze to bluźnierstwo? Po prawej ręce króla zasiadał syn, następca tronu. Jezus wyznał, że jest równy Ojcu. Czyli wedle nich zbluźnił. Za co należała się śmierć. Można więc było już na Jezusa pluć, znieważać, szydzić, bić go pięściami i policzkować bez oporów.

Trochę tylko inaczej relacjonuje tą scenę święty Łukasz. Nie ma u niego wzmianki o milczeniu Jezusa, ale Jezus jakoś rozmowny też nie jest. Na żądanie by powiedział kim jest mówi: „Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi”. Dalej mówi właściwie to samo, co w relacji Marka i Mateusza, tyle że scena jest bardziej ekspresyjna: świadkowie usłyszawszy od Jezusa, że „odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej” chcą się upewnić i pytają: „Więc Ty jesteś Synem Bożym?”. A Jezus potwierdza: „Tak. Jestem Nim”

Jezus przed sądem Sanhedrynu głównie więc milczy. Potwierdza tylko, że jest Synem Bożym. Ale jakoś szerzej nie próbuje tego uzasadnić. I gorzko, wcale nie w duchu dialogu, zauważa, że rozmawianie z oskarżycielami nie ma sensu, bo oni nie chcą zrozumieć, chcą tylko znaleźć powód, by Jezusa móc skazać na śmierć…

Ileż to razy w tym, co dziś nazywa się rozmowami, nie chodzi wcale o zrozumienie, ale o znalezienie potwierdzenia dla tego, co postanowiło się, przyjęło jako prawdę wcześniej? Ot, rozmowy, w których komunikuje się swoje decyzje. Albo te, w których nie słyszy się sensu, a rozwodzi nad możliwa interpretację niezbyt szczęśliwie użytego słowa….

Nieco inaczej scena sądu zwierzchników Izraela nad Jezusem została przedstawiona w Ewangelii Jana. Przytoczmy ją.

Arcykapłan (Annasz) więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» Następnie Annasz wysłał Go związanego do arcykapłana Kajfasza.

Scena opisana przez synoptyków rozgrywa się najprawdopodobniej u Kajfasza. Bo to on sprawował wtedy urząd najwyższego kapłana. Jan o tym, co działo się u Kajfasza nie pisze. Przytacza jedynie tę ciekawą rozmowę ze „starym” arcykapłanem, Annaszem. Czy to sensowny dialog? Jezusowi nie został tu postawiony żaden zarzut. Annasz pyta Go o Jego naukę i uczniów. Dziwne, prawda? Przecież żeby się o to dowiedzieć wystarczyło popytać ludzi. Można by pewnie i samego Jezusa, przecież On swoją naukę często głosił w świątyni, więc na pewno nie trzeba było nasyłać na Niego nocą jakiejś zgrai. Jezus nie odpowiada na pytania Annasza, tylko zwraca Mu uwagę na niedorzeczność tej sytuacji. I w odpowiedzi zostaje spoliczkowany, bo rzekomo naruszył godność tego, który go pytał. Jednak na pytanie co było złego w tym, co powiedział, nie otrzymał już odpowiedzi. Dialog? Nikt prawdy nie zamierzał tu dociekać, chodziło tylko o znalezienie powodu do skazania na śmierć. Jezus nie wchodzi w tą grę, a tylko obnaża niecne intencje przesłuchującego Go.

To dla chrześcijan powinno być ważną lekcją. Nie każdy, kto wychodzi z ofertą „porozmawiajmy” faktycznie chce rozmawiać. Jeśli okoliczności, zachowanie, słowa niby proponujących taką rozmowę wskazują, że nie chodzi o szukanie zrozumienia, tylko o potwierdzenie wcześniej przyjętego stanowiska, podjętych decyzji, to warto jasno na tę manipulację wskazać. I nie udawać, że całego tego podstępu się nie widzi.

Pierwsza część na oprzedniej stronie. Kolejna - na stronie następnej.

Przed sądem Rzymu

Czy zawsze ma sens próbować dialogu? Ma – odpowiedzią jedni. Nie ma – będą twierdzić drudzy. Ci pierwsi z nadzieją, że każdy człowiek ma przecież dobrą wolą. Drudzy przeświadczeni, że każda inność jest przejawem zdeprawowania. I kiedy pierwsi liczą na nawiązanie nici porozumienia, drudzy boją się, że oznacza ona ustępstwa, a więc zdradę prawdy. Ale i jedni i drudzy – jeśli chrześcijanie – będą powoływali się na postawę Jezusa. On zawsze rozmawiał – powiedzą pierwsi. On głosił prawdę i czekał na jej przyjęcie – powiedzą drudzy. Kto ma rację?

Od Kajfasza Jezus prowadzony jest przed Piłata…. Żydzi  w Imperium Rzymskim cieszyli się sporą dozą swobód, przejawiających się między innymi w zgodzie na pewną samorządność. Mogli na przykład sądzić swoich współobywateli. I do tego nawiązuje Piłat, gdy Żydzi przyprowadzają Mu Jezusa: „osądźcie go sami” - mówi. Nie mieli jedna prawa skazać kogoś na śmierć. Taki wyrok podlegał zatwierdzeniu przez przedstawiciela Rzymu. Stąd właśnie to wplątanie w sprawę Piłata. Znamienne: o ile przed sądem religijnym Jezus skazany zostaje za bluźnierstwo, że siebie czynni Synem Bożym, o tyle przed Piłatem pada oskarżenie, że jest wzywającym do rewolty przeciw Rzymowi buntownikiem. Bluźnierstwem rzymski prokurator nie zajął by się dłużej, niż potrzeba na wypowiedzenie słów „wynoście się”.

Czy Jezus rozmawia z Piłatem? U Jana Jezusowi przed Nim jakby rozwiązuje się język. O tym za chwilę. Ale u synoptyków jest inaczej. Jezus w zasadzie milczy.  Zachęcany przez Piłata, by coś w swojej obronie powiedział, odpowiada tylko na jedno jego pytanie: czy jest królem żydowskim. „Tak, ja nim jestem” – pada odpowiedź. To wszystko. Reszta dialogów, które w tym miejscu słyszmy, toczy się między Piłatem a oskarżającymi Jezusa Żydami. Jezus w swojej obronie nic już więcej nie powiedział. Co, jak notują Ewangeliści, zdziwiło rzymskiego prokuratora. Coś musiało jednak w tym wszystkim mu nie pasować, bo mimo przyznania się Jezusa do winy – uważa się za króla, a więc jest buntownikiem – kombinował, jak by Jezusa uwolnić. Dopiero przyparty do muru groźbą skargo do Rzymu, ze toleruje buntowników, zgodził się wysłać Jezusa na śmierć.
 
Jeden z Ewangelistów, Łukasz, wspomina jeszcze jedno:  Piłat dowiedziawszy się, że Jezus pochodzi z rządzonej przez Heroda Galilei wysłał Go do niego, aby on sprawę rozsądził. Bo Herod przebywał właśnie w Jerozolimie.  Napisał Łukasz, że ten „zasypał Go wieloma pytaniami”. Znamienne jednak: przed nim Jezus nie odzywa się ani słowem. Dlaczego?

Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Może to splot tego kim był Herod, co sobą prezentował i pewnie też jakie pytanie Jezusowi zadawał sprawił, że nie chciał On z nim rozmawiać? A może chodziło o to, by skoro Jego los był przesądzony, tego wszystkiego nie przedłużać? Nie wiemy. Warto jednak zauważyć, że potem dla niewiast czy łotra na krzyżu Jezus znalazł jakieś słowo.  Do Heroda nie powiedział nic. Uznał widać, że nie warto zaszczycać go jakimkolwiek słowem; że nie tylko nie zmieni to wyroku, ale i że Heroda nie skłoni do jakiejkolwiek sensownej refleksji.

Ciekaw to milczenie Jezusa, gdy ważył się Jego los, prawda? Zwłaszcza to przed Herodem. Pokazuje, że nie z każdym i nie w każdym czasie warto rozmawiać. Że czasem po prostu szkoda strzępić sobie po próżnicy język, bo rozmówca nie jest gotów przyjąć prawdę. A rozmawianie z nim tylko utwierdza go w przekonaniu, że jest ważny, bo od niego zależy los bliźniego.

Ewangelista Jan opowiada, że z Piłatem Jezus zamienił jednak całkiem sporo zdań. To zresztą tłumaczy trochę niespójną w tym względzie narrację pozostałych Ewangelistów, wyraźne dążenie Piłata do uwolnienia Jezusa. Bez tego musielibyśmy uznać, że albo kierował się jedynie przeczuciami (swojej żony też) albo chciał po prostu Żydom zrobić na złość. Co Jezus mówi do Piłata?

Scena sądu Piłata nad Jezusem jest u Jana ułożona w formę dramatu. Scenicznego dramatu. Ludzie wchodzą, wychodzą; raz wszystko dzieje się na zewnątrz, przy wielu świadkach, raz w pretorium, w wąskim gronie Oskarżonego, sędziego i być może paru zaufanych dworzan. A Jezus odzywa się tylko wtedy, gdy nie ma oskarżającego Go tłumu, a jest tylko sam na sam z Piłatem (i ewentualnie jakimiś jego dworzanami).

Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: «Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?» Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd». Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?»

Piękna scena, warta głębszego rozważenia padających tu słów, ale zauważmy tylko to, co z perspektywy tematu tego artykułu jest najważniejsze: tak, tu mamy prawdziwy dialog, prawdziwy dwugłos. Jezus z Piłatem naprawdę rozmawia. Dlaczego? Bo Piłat jest w tym pochodzie występujących w opowieści o męce Jezusa pierwszym, który faktycznie rozmawia. Nie ma przygotowanej z góry tezy, słucha, jest otwarty na spokojne rozważenie, czy wierzyć Jezusowi czy nie.

Potem Piłat kazał Jezusa ubiczować. Zapewne chcąc wzbudzić litość tłumu, co pozwoliłoby mu przywleczonego przez Sanhedryn uwolnić bez obawy, że wzbudzi to rozruchy. Ale Żydzi nie ustąpili. Piłat, wyraźnie zagubiony w  tej całej sytuacji jeszcze raz, na osobności rozmawia z Jezusem.

„Piłat wszedł znów do pretorium i zapytał Jezusa: «Skąd Ty jesteś?» Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do Niego: «Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować?» Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie».

Jezus nie chce już mówić z Piłatem. Zapewne po biczowaniu ledwo żywy. Gdy Piłat sprawę ciągnie, gdy pokazuie, że gotów jest dalej słuchać Jezusa, ten jednak odpowiada. Prostuje przekonanie Piłata o jego wielkości, ale też przy okazji realnie ocenia jego w całej tej sytuacji winę. Za chwilę Piłat, przestraszony groźbą donosu do Cezara, że toleruje buntowników, wyda Jezusa na ukrzyżowanie. Ale prawdę jest, że Piłat nie palił się do skazania Jezusa na śmierć. I jest pierwszym spoza grona uczniów, z którym Jezus naprawdę w swojej drodze na krzyż rozmawia.

Piękna wskazówka dla chrześcijan żyjących dziś. Ma sens rozmawiać z tymi, którzy na rozmowę są gotowi. Nawet jeśli oferowanej im prawdy nie przyjmą. Z zamkniętymi na możliwość rewizji swojego podejścia do spraw, wykorzystującymi ją do gnębienia rozmówcy, do szukania na niego haków, znajdowania powodów do dalszych oskarżeń,  rozmowa sensu nie ma.

Spotkania pod krzyżem

Czy zawsze ma sens próbować dialogu? Ma – odpowiedzią jedni. Nie ma – będą twierdzić drudzy. Ci pierwsi z nadzieją, że każdy człowiek ma przecież dobrą wolą. Drudzy przeświadczeni, że każda inność jest przejawem zdeprawowania. I kiedy pierwsi liczą na nawiązanie nici porozumienia, drudzy boją się, że oznacza ona ustępstwa, a więc zdradę prawdy. Ale i jedni i drudzy – jeśli chrześcijanie – będą powoływali się na postawę Jezusa. On zawsze rozmawiał – powiedzą pierwsi. On głosił prawdę i czekał na jej przyjęcie – powiedzą drudzy. Kto ma rację?

Zachowajcie, kobiety, łzy na potem

Tylko jeden Ewangelista, Łukasz, wspomina jakieś słowa wypowiedziane przez Jezusa podczas drogi na Golgotę. To słowa, które Jezus kieruje do lamentujących nad jego losem kobiet.

„Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły.  Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas. Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?”

Czy to rozmowa? Czy to dialog? Tak, zdecydowanie. Jezus odpowiada na to, co słyszy i widzi; reaguje na postawę tych kobiet. Nie ma tu jakiegoś sprzeciwu Jezusa wobec ich postawy, zarzutu o nieszczere intencje, próby manipulowania czy temu podobne. Nie, bo one naprawdę współczuły Jezusowi. Słyszą pouczenie, smutne pouczenie, ale bez cienia wobec nich nagany.  Nie płaczcie nade Mną, płaczcie nad sobą i waszymi dziećmi. Bo ten naród, który wołał „krew Jego na nas i na dzieci nasze” za niedługi czas faktycznie za tę niewinnie przelaną krew odpowie. Niecałe czterdzieści lat potem, po straszliwym oblężeniu, Jerozolima zostanie zburzona...

A dziś? Na pewno niedobrze byłoby oskarżać, że ktoś nie ma ludzkich odruchów.  Z drugiej trudno udawać, że je ma, skoro w danej chwili nijak nie daje po sobie tego poznać. Ta scena jest chyba wskazaniem: jeśli widzisz otwarte serca, ma sens się odezwać. Zauważyć, dostrzec, choćby można było powiedzieć tylko gorzką prawdę, ale nie zostawić  obojętnie, bez słowa. Bo ta nawiązana nić porozumienia może kiedyś zaowocować jakimś dobrem. Gdy słyszysz szyderstwa… Milczenie dotrze prędzej niż jakiekolwiek słowo.

Przybity do krzyża

Na Golgocie Jezus odzywa się siedem razy. Charakterystyczne, że nie odpowiada na szyderstwa tych, którzy przyszli oglądać Jego mękę i śmierć. Nie polemizuje, nie gani, niczego nie wytyka. Znosi te urągania w milczeniu. Udziela za to wszystkim – i płaczącym i urągającym – siedmiu pouczeń. Skorzystali z nich ci, którzy mieli otwarte serca. Ci, którzy  je zamknęli, nic nie rozumieli.  

Pierwsze, będące modlitwą słowa Jezusa z krzyża, zanotował św. Łukasz. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Modlitwa, a jednocześnie pouczenie. Oślepliście. Ale może kiedyś przejrzycie na oczy. Wzór dla patrzących ze zgrozą co się dzieje, jakiś wyrzut dla tych, którzy świetnie się bawią. Trafi? Tylko jeśli ziarno słowa znajdzie w tym twardym sercu szczelinę, w którym zdoła wykiełkować i korzeniami rozkruszyć nieco ten kamień. Potem… kolejność poszczególnych wypowiedzi Jezusa trudno ustalić, ale powiedzmy, że teraz to, co Jezus mówi do skruszonego łotra:  „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju”. Dialog? Tak, zdecydowanie. To odpowiedź na na Jego postawę: zganienie łotra szydzącego, uznanie winy i prośbę o wstawienie się u Boga. Jezus dotknął Jego serca i wlał w nie nadzieję….

Następnie słowa do Jana i do Maryi, u Jana. Testament z krzyża.  Potem ta zapisana u Mateusza i u Marka, a będąca swoistą katechezą modlitwa Jezusa słowami Psalmu 22 „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”; wskazanie, że właśnie spełnia się proroctwo tego psalmu. W końcu „Pragnę” „Wykonało się” u Jana i to zapisane u Łukasza tuż przed śmiercią „Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego”.

Dialog? Z Matką i Janem – tak. Z „Dobrym Łotrem” też. W pozostałych przypadkach – co najwyżej katecheza. Zrozumie ją ten, kto będzie miał otwarte oczy i uszy. Ten kto je zamknie – nie pojmie z tego nic. Jezus nie wchodzi na krzyżu w koleiny pseudodialogu, który szyderstwami proponowali Mu „rozmówcy”. Dał tylko jeszcze raz świadectwo prawdzie, której oni nie chcieli przyjąć.

***

Zawsze warto rozmawiać? W godzinie swojej męki Jezus rozmawiał tylko z tymi, którzy jakoś rozmawiać chcieli. Z Piłatem, który był otwarty na słuchanie, z kobietami, którym żal było Jezusa i z nawróconym na krzyżu łotrem.  Wymianę słów, do jakiej doszło z pozostałymi postaciami opowieści o Jego męce uznać można raczej za odmowę wejścia w rzeczową rozmowę. Odmowę, bo zainteresowani zwyczajnie dialogu z Jezusem nie chcieli. Dla nich były słowa wyrzutu, były króciuteńkie katechezy. Gdyby mieli otwarte serca… Ale nie mieli. Dlatego z nich, przynajmniej wtedy, nie skorzystali.

Zawsze warto rozmawiać? Rozmawiać tak. Wystawiać i siebie i sprawę Ewangelii na szyderstwa nie warto. Sam Jezus nie uznał za stosowne rozmawiać z tymi, którzy szydzili z niego i miotali na niego obelgi. W takich okolicznościach zwyczajnie nie da się rozmawiać. Oczywiście zakładanie, że zawsze mamy do czynienia z ludźmi złej woli to zamykanie się w oblężonej twierdzy. Ale zakładanie, że zawsze z ludźmi poszukującymi prawdy – naiwność. Naiwność, której owocem nie jest nawrócenie, ale, jak w przypadku rzucenia pereł przed wieprze, narażenie świętości na podeptanie, a przez to wzbudzenie w takich ludziach jeszcze większej do niej pogardy. A przecież im częściej jakąś świętość się podeptało, tym trudniej będzie kiedyś przyznać, że jednak było się w błędzie…

Koniec

Poprzednie sceny na poprzednich stronach