Nic nie wiem

Szukaj sensu z Koheletem. Andrzej Macura

publikacja 27.03.2011 22:38

No, przesada. Trochę na pewno. Ale jak się to ma do ogromu wiedzy Boga? Nie mam nawet najmniejszego wyobrażenia o tym, jakim drobnym ułamkiem wiedzy dysponuję. Na pewno przed Nim nie powinienem się mądrzyć.

Nic nie wiem Józef Wolny Agencja GN Gdyby Bóg grał w Kości, to by zawsze wygrywał. On zna przyszłość. I w zasadzie tylko On...

Czerwieniejące w blasku zachodzącego słońca szczyty wokół Doliny Pięciu Stawów Spiskich robiły niesamowite wrażenie. Ocienione zerwy Pośredniej Grani i oświetlona Zachodnia Ściana Łomnicy. Na ścieżce od Lodowej Przełęczy spóźnieni turyści. A ja pośród piargów z mądrą książkę w ręce. „Czy Bóg gra w kości?”. Rzecz o matematyce chaosu. O możliwości przewidywania zdarzeń nieprzewidywalnych. Wczytując się w kolejne stronice tego fascynującego dzieła coraz wyraźniej widziałem, jak mimo zdobytego wykształcenia i lat życia w sumie niewiele wiem. I co gorsza, jak jasno wykazywał mi autor książki, wiedzieć nigdy nie będę. Nie mogłem przewidzieć nawet takiego drobiazgu jak to, czy następnego dnia, podczas wspinaczki na Czerwoną Ławkę, nie napotkam na swojej drodze małego kamyczka, który – zwyczajem wszystkich spadających z większej wysokości kamyczków – z furkotem będzie leciał ku swojemu przeznaczeniu. Jakże mogę być zarozumiały, gdy przychodzi dyskutować o Bogu? Kohelet pisze:

To wszystko badałem i miałem na uwadze mądrość.
Mówiłem: «Chciałbym być mądrym!» -
lecz mądrość jest dla mnie niedostępna.
Niedostępne jest to, co istnieje,
i niezgłębione - któż może to zbadać?

To prawda. Niewiele wiem o otaczającym mnie świecie. Pewnie jeszcze mniej o ludziach, których codziennie spotykam. Wszak ich serca są dla mnie niezgłębioną tajemnicą. Jakże mogę się wymądrzać, kiedy mówię o Bogu? Niektórzy teologowie twierdzili, że o Nim można powiedzieć tylko, jaki nie jest. To chyba przesada. Wszak objawił się nam przez swojego Syna. Ale może trzeba więcej patrzyć, niż dociekać rozumem? Choć nie ogarniałem wszystkich zawiłości praw przyrody, widok tamtych oświetlonych zachodzącym słońcem szczytów dawał mi pewne wyobrażenie o otaczającym mnie świecie. Może – podobnie – zamiast dociekać prawdy o Bogu, trzeba bardziej chłonąć Jego obraz, wyłaniający się z objawienia i osobistych spotkań z Nim na modlitwie?  Bo gdy brakuje doświadczenia, poznania, rozum błąka się po manowcach nie przystających do rzeczywistości teorii.  Wszak „niedostępne jest to, co istnieje”. Istniejący Bóg z całą pewnością też.  

To po co ten rozum? Co więc można poznać? Kohelet poszedł w stronę rozważań moralnych.

Zwróciłem swój umysł ku temu,
by poznać, badać i szukać 
mądrości i słusznej oceny,
by poznać, że zło jest głupotą,
a wielka głupota - szaleństwem.

Jeśli tak jest, to dlaczego czasem ludzie dobrzy zazdroszczą złym rozkoszy grzechu? Dlaczego wyznawcy Chrystusa zazdroszczą niewierzącym, że nie ogranicza ich prawo moralne? Zło chyba nie tylko jest jak robaczywe jabłko – atrakcyjne z wierzchu, ale gdy skosztować – pełne plugastwa. Jest też głupotą. Bo inaczej trudno zrozumieć, dlaczego mimo tylu doświadczeń człowiek wciąż po nie sięga.

Wnioski, do których w swoich moralnych rozważaniach dochodzi Kohelet, już mnie nieco martwią.

I przekonałem się,
że bardziej gorzką niż śmierć jest kobieta,
bo ona jest siecią, serce jej sidłem,
a ręce jej więzami.
Kto Bogu jest miły, ten się od niej ustrzeże,
lecz grzesznika ona usidli.

Małżeństwo nakłada pewne ograniczenia. Wszak obrączka na palcu to rodzaj kajdanek. Ale żeby zaraz uznać, że kobieta jest bardziej gorzka niż śmierć? Przesada. A może Koheletowi chodzi o zakochanie i miłość nieodwzajemnioną? Taką, co powoduje, że mężczyzna przestaje jeść i myśleć o czymkolwiek innym? Ale przecież to nie wina kobiety, tylko niezrozumiałych procesów psychosomatycznego samooszustwa, jakim jest zakochanie.

A może w grę wchodzi nierozumienie kobiet? Nie, nie o pustych przechwałkach mowa. Nie ma czegoś takiego jak „uniwersalna kobieta”. Każdy człowiek jest inny, więc i powiedzieć, że rozumie się kobiety to uogólnienie. Jednak Kohelet pisał wcześniej, że miał wiele kobiet. Może w swoje pysze władcy nie rozumiał, że każda czuła się dotknięta tą inną? Może każda chciała mieć go tylko dla siebie? Stąd owe sidła i więzy, którymi chciały go do siebie przywiązać. Wszak każdy człowiek – także kobiety – mają swoje uczucia, marzenia i swoją godność. A podeptanie ich będzie często rodziło pragnienie odwetu. Nie wiem. Mimo wszystko słowa Koheleta brzmią gorzko.

Oto, do czego doszedłem - powiada Kohelet -
jedno z drugim porównując, by znaleźć słuszną ocenę,
której nadal szukam, a nie znajduję.
Znalazłem jednego [prawego] mężczyznę pośród tysiąca,
ale kobiety [prawej] w tej liczbie nie znalazłem.

Jest aż tak źle? Wszyscy są źli? Uchodzący za prawych też stoją w kolejkach do spowiedzi. Ich słabości i upadki zaskakują bardziej, niż gorsze czyny człowieka zepsutego. Ale chyba w tym wypadku wizja Koheleta jest zbyt pesymistyczna. Albo poprzeczka stawiana ludziom prawym postawiona zbyt wysoko. Jednak trudno nie zgodzić się z ostatnią gorzką uwagą Koheleta:

Tylko, oto co stwierdziłem:
Bóg uczynił ludzi prawymi,
lecz oni szukają rozlicznych wybiegów.

Człowiek jest słaby. Często wiedząc, jak być powinno, nie potrafi unieść ciężaru prawości. Ale nieprawość często wynika z owego szukania wybiegów. Z tłumaczenia sobie, że w tym wypadku zasady Bożego prawa można pominąć. Nie jest tak? Może jest, może nie. Nic już nie wiem. Niczego nie jestem pewien.