publikacja 19.04.2011 22:59
„Judasz, rzuciwszy srebrniki, poszedł i powiesił się"
Fragment książki "Umęczon pod Ponckim Piłatem?" , który publikujemy za zgodą Wydawnictwa M
W wielkim dramacie męki i śmierci Jezusa, jaki nam opisują Ewangelie, mieści się dramat dodatkowy: zdrada jednego z tych dwunastu apostołów, których przecież Jezus wybierał osobiście, pojedynczo, jednego po drugim. Zdrada, która skończyła się tragicznie samobójstwem złoczyńcy.
Według reguł „kryminału" właśnie w medias res, od tego niejasnego i zagadkowego epizodu, rozpoczynamy nasze śledztwo rozdziałem, po którym nastąpią dwa dalsze w celu dokładnego umiejscowienia, zbadania, przestudiowania tragicznej postaci Iskarioty.
A zatem śmierć Judasza. Mówi o niej tylko Ewangelia Mateusza. Pozostałe trzy, pozostawiwszy go pod drzewami oliwnymi Getsemani, nie poświęcają mu już żadnej wzmianki.
Oto tekst Mateusza: Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Doskonale znana jest ich drwiąca odpowiedź oraz zakończenie dramatu: Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa!» Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się (Mt 27,3-5).
Jedynie Dzieje Apostolskie (których autorem, według najstarszej tradycji, potwierdzonej przez większość współczesnych krytyków, jest Łukasz Ewangelista) powracają do tego zdarzenia w swoim pierwszym rozdziale, w przemówieniu, jakim Piotr nakłania braci do dokonania wyboru „świadka Zmartwychwstania", który zająłby opustoszałe miejsce w kolegium Dwunastu. W usta przeto Piotra autor Dziejów wkłada stwierdzenie, że Judasz spadłszy głową w dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności (Dz 1,18).
Tutaj wiec jest coś „więcej" (coś, co wielu wydawało się być czymś „przeciwko") w porównaniu z lapidarną wzmianką Mateusza: poszedł i powiesił się.
Problem staje się jeszcze trudniejszy z powodu niezgodności (naszym zadaniem będzie skontrolować, czy ona rzeczywiście zachodzi) między dwiema wersjami innego elementu tego dramatu.
Mateusz pisze: Arcykapłani zaś wzięli srebrniki (to znaczy pieniądze porzucone przez Judasza) i orzekli: «Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew». Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza na grzebanie cudzoziemców. Mateusz pisze dalej: Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi (27,6 n).
Natomiast w Dziejach Apostolskich czytamy: Judasz za pieniądze niegodziwie zdobyte, nabył ziemię. Potem następuje opis, już cytowany, szczegółów śmierci, z dodaniem (tutaj Łukasz na chwilę wtrąca się do przemówienia Piotra, zwracając się z wyjaśnieniami do swoich czytelników posługujących się językiem greckim, którzy nie znają ani języka aramejskiego, ani stolicy Izraela): Rozniosło się to wśród wszystkich mieszkańców Jerozolimy, tak że nazwano ową rolę w ich języku Hakeldamach, to znaczy: Pole Krwi.
Obydwa źródła, którymi rozporządzamy, są więc zgodne co do sposobu użycia tych parzących ręce pieniędzy oraz co do nazwy, jaką otrzymał w końcu uzyskany za nie nabytek. Ale kto kupił pole? Przywódcy żydowscy (Mateusz) lub sam Judasz (Łukasz)? Ponadto, „krew", o której się wspomina, jest krwią Chrystusa (Mateusz), czy krwią Judasza (Łukasz)?
Te niezgodności, co łatwo zrozumieć, pobudzają pewną krytykę do doszukiwania się w nich dowodu na całkowitą niewiarygodność historyczną tradycji ewangelicznej. Tutaj jak i gdziekolwiek indziej.
Rozpatrzmy więc to z bliska, zaczynając od dwóch wersji śmierci. Wersji, które w rzeczywistości, zdaniem wielu, bynajmniej nie przeczą sobie nawzajem, lecz się wzajemnie uzupełniają. Przekonany jest o tym, między innymi, Giuseppe Ricciotti, sławny biblista, autor książki Vita di Gesu Cristo[1], która ukazała się po raz pierwszy w 1941 roku, ale jeszcze dzisiaj zalicza się do najbardziej miarodajnych i poczytnych.
-----------------------------
[1] W języku polskim: Giuseppe Ricciotti, Życie Jezusa Chrystusa, tłum. Jan Skowroński, Warszawa, wyd. 3, 1956 r.
Mówi on: „O nędznej śmierci Judasza mamy dwie relacje, w których jednak zachodzą znaczne różnice. Różnice te stanowią swego rodzaju potwierdzenie zasadniczego faktu. Mateusz mówi jedynie o powieszeniu się; Łukasz zaś przekazał tradycję, według której Judasz spadając «na łeb na szyję» pękł na dwoje i wypłynęły mu przy tym wnętrzności"[2].
Ricciotti pisze dalej: „Zdaje się, że te dwie relacje dotyczą dwóch różnych momentów tego samego zdarzenia. Najpierw więc Judasz powiesił się, a następnie gałąź drzewa lub sznur, na których zawisł, pękły - może na skutek konwulsji przedśmiertnych - a wówczas samobójca spadł na dół". A więc, konkluduje sławny biblista, „Można wyobrazić sobie, że drzewo to stało nad jakimś urwiskiem, tak że upadek samobójcy mógł wywołać te skutki, o których mówi relacja Łukasza".[3] Przyznajemy to: łatwo można zrozumieć tego, kto - choć wierzący w zasadniczą prawdę Ewangelii - popada w zakłopotanie, waha się, jak gdyby spotykał się tutaj z wyjaśnieniem, które wydaje mu się zbyt łatwe, z propozycją zgodności bardziej pomysłową niż przekonującą. „Usiłowania zharmonizowania ze sobą tych dwóch tekstów pozostają mało przekonywujące", pisze, na przykład, nie jakiś „niewierzący", krytyk, lecz tak brzmi chrześcijański przypis, dołączony do ostatniej Traduzione Ecumenica della Bibbia.
Team wierzących, złożony z waldensa, baptysty i katolika (Tourn, Corsani, Cuminetti) nawet nie stara się dociekać historyczności tego wszystkiego, lecz nazywa to midraszem, to znaczy budującym opowiadaniem w tradycji rabinistycznej, bez roszczeń do zgodności z faktami; i mówi wręcz o „zdolności pisarzy chrześcijańskich do układania z cytatów Starego Testamentu «opowiadania» bogatego w pouczenia".
Nawet gdyby tak było, nie przez to wiara w istotną prawdę Ewangelii stałaby się dyskusyjna. Orędziu bowiem życie daje duch, a nie litera Ewangelii.
Ale czy rzeczywiście hipoteza Ricciotiego, jeżeli ją gruntownie zbadać, nie ma żadnego prawa obywatelstwa? Czy naprawdę zasługuje jedynie na epitety, które zostały do niej doczepione, bez żadnej możliwości apelacji: „niepoważna"„,nieprawdopodobna", „skażona anachronicznym niepokojem apologetycznym"?
Spróbujmy zastanowić się, odrzucając wszelką fantazję, ale również wszelki apriorystyczny sceptycyzm, pozostając przy tekstach oraz przy tym, co wiemy z tego, o czym one mówią. Nerwowe symptomy przedstawione przez Mateusza wraz z owym rzuceniem pieniędzy na posadzkę mówią, że Judasz był ofiarą pobudzeń paroksystycznych, gdy „oddalał się" (słowo greckie oryginału znaczy dosłownie „wyrwał się stamtąd", z wyobrażeniem gwałtowności).
Można przyjąć, że (raptus) ogarnięty porywem samobójczym (jego błąd nie polegał na tym, że zdradził - zrobił to także Piotr, wszyscy inni apostołowie i uczniowie uciekli - lecz na rozpaczy, nieumiejętności proszenia o przebaczenie: to stanowiło dla Ewangelistów jego prawdziwy grzech, prawdziwą zniewagę, jaką wyrządził Chrystusowi) szedł prosto przed siebie, aby wykonać swoje postanowienie. Musiał przeto opuścić teren Świątyni przez bramę najbliższą miejsca, w którym się z pewnością znajdował: jest to tak zwana „Brama Końska", wychodząca na wschód, w dolinę Cedronu, przez którą przechodził Jezus, gdy udawał się do Getsemani.
Wystarczyło wspiąć się kilka metrów na Górę Oliwną, aby znaleźć wiele drzew, na których można było się powiesić. Lub też, jeżeli chce się powiązać tę śmierć z „Polem Krwi", z pewnością nie była bardzo odległa od świątyni brama na południe, „Brama Skorup", która wychodziła na dolinę Gehenny, w której bardzo solidna tradycja (spotkamy się także z tym) umiejscawia Hakeldamach, „Pole Krwi".
-----------------------------
[2] Tłum. polskie, Giuseppe Ricciotti, Życie Jezusa Chrystusa, str. 653.
[3] Tłum. polskie, j.w.
W obydwu miejscach (wie o tym ten, kto widział je zwłaszcza przed dwudziestu laty, jeszcze przed wielkim rozwojem urbanistycznym Jerozolimy, który zmienił tamtejsze okolice) nie brakuje, i nie brakowało z pewnością wtedy, drzew wyciągających swoje gałęzie nad jarami i rozpadlinami, w jakie obfituje cały teren wokół Jerozolimy, miasta górskiego. W szczególności Góra Oliwna jest ogromnym masywem wapiennym, całkowicie podziurawionym nie tylko przez różnice terenu, lecz przez jaskinie, cysterny, groty.
Poza tym zwraca się uwagę, że utrzymujący się zwyczaj wieszania się (i wieszania kogoś) za pomocą sznura jest sprawą nowoczesną. Łacińska furca, od czego wywodzi się włoska „forca" (widły), wskazuje na forcella (widełki), jakie tworzą dwie rozwidlające się gałęzie, w których zawieszano szyję, bez potrzeby posłużenia się sznurem. Jeżeli był taki sposób, to jasną jest rzeczą, że łatwiejszym rozwiązaniem było właśnie wyszukanie takiej, wyciągającej się nad przepaścią furca (widełek). Zwłaszcza gdy rozpaczliwy pośpiech - jak w wypadku Judasza - odradzał inny sposób, bardziej skomplikowany i trwający dłużej. Wystarczyło mianowicie wspiąć się w górę na drzewo i poszukać odpowiedni tej furca: niezbyt bliską pnia, aby pozwolić ciału wyciągnąć się, i dostatecznie wysoką, żeby stopy nie dotykały ziemi.
W każdym razie (zarówno, czy „widełki" Judasza wychylały się nad przepaść, czy znajdowały się wysoko, między listowiem; czy też desperat posłużył się pasem ubrania lub tasiemką z koziej skóry, która zaciskała na głowie turban) wobec tego, że śmierć przez powieszenie rzeczywiście poprzedzały zawsze owe gwałtowne konwulsje, o których wspomina Ricciotti, czy naprawdę niemożliwe jest przypuszczenie złamania się podpory, na której zawisł, „upadek głową w dół", o którym mówią Dzieje Apostolskie, gwałtowne ocieranie się (ze związanym z tym rozdarciem i wypłynięciem trzewi, jak poucza o tym każdy lekarz) o straszliwe ostre występy skalne, które jeszcze dzisiaj są widoczne w tych miejscach, lub o inne kłujące drewniane ostrza, będące pozostałością przycinania drzew?
Zwróćmy uwagę na to, zwłaszcza w hipotezie najbardziej prawdopodobnej powieszenia się w rozwidleniu dwóch gałęzi, że brzuch jest z konieczności zwrócony „do wewnątrz", a więc w przypadku spadania, ocierały się nie plecy, lecz przednia strona ciała. Co jest naprawdę „niewiarygodnego" lub „niepoważnego" w tej możliwości? Pamiętając, między innymi, że Dzieje Apostolskie, które mówią o tych następstwach, nie wykluczają bynajmniej, że były one poprzedzone powieszeniem się. Przeciwnie: zdają się domagać się go, gdy mówią spadłszy głową na dół. Spada się tylko wtedy, gdy jest się uniesionym nad ziemię.
Jest więc zrozumiałe, dlaczego Hieronim, w swoim łacińskim tłumaczeniu Biblii, sławnej Wulgacie, przekłada greckie słowa Dziejów (prenes genómenos: dosłownie „spadł głową w dół") przez suspensus, „powiesiwszy się". Z tego powodu Święty został zniesławiony przez współczesną krytykę, jakoby chciał po kryjomu usunąć pewną trudność: ale czy tak bardzo jest pewne, że suspensus jest niewłaściwym słowem? Dlatego również inny sławny tłumacz, Erazm z Rotterdamu, oddaje te same dwa greckie słowa jako „upadł z głową (pochyloną) w dół", pamiętając, że umarli przez powieszenie przyjmują właśnie taki wygląd, z podbródkiem na piersi. Również Neo-Vulgata wydaje się iść po tej linii, używając wyrażenia pronus factus.
Co się tyczy nieprzyjemnych szczegółów, jeszcze trochę cierpliwości: jeżeli się dobrze przypatrzeć, tekst Dziejów Apostolskich mówi, że wypłynęły wszystkie jego wnętrzności, ale nie mówi, że brzuch został poszarpany. Czy moglibyśmy przeto wziąć pod uwagę spostrzeżenia niektórych lekarzy, dotyczące rozluźnienia się wszystkich mięśni, włącznie ze zwieraczem, co ma miejsce u powieszonych (i dlatego kaci zawiązują im worek wokół stóp) z następującym w konsekwencji wyciekaniem zawartości jelit (oznaczanej jako „wnętrzności", podobnie jak w innych miejscach Pisma Świętego dla uniknięcia terminów trywialnych)?
To wszystko może wydaje się być przesadnym snuciem zawiłych rozważań? Zajmowaniem się, z apologetycznymi agudezas[4], szczegółami bez znaczenia? W rzeczywistości, z punktu widzenia wiary, żadne słowo Pisma Świętego nie jest bez znaczenia (Wszelkie Pismo, od Boga jest natchnione i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości, jak przypomina św. Paweł - 2 Tm 3,16). Tutaj, poza tym, Nowy Testament, przedstawiając różne tradycje (należałoby się zapytać dlaczego, skoro teksty podlegały fałszowaniu do woli, te rozbieżności pozostały), zdaje się rzucać nam wyzwanie.
Wyzwanie, które było rzeczywiście podejmowane nieskończoną ilość razy przez tych, których tenże Ricciotti nazywał, z odrobiną ironii, „ludźmi o złych zamiarach": kto choć trochę zna te studia, wie jakie zostały zbudowane fantastyczne konstrukcje, jakie wysnute arbitralne wnioski z roszczeniami do „naukowości", wywodzące się właśnie stąd, z tego przeciwstawienia Mateusza i Dziejów Apostolskich, przypisywanych Łukaszowi.
[4] Hiszpańskie: agudeza - bytność, przenikliwość (przyp. tłum.). Nie znającemu sprawy będzie wydawało się zaskakującym, dzisiaj jednak bardziej niż kiedykolwiek (także w rozpowszechnianej od drzwi do drzwi propagandzie pewnych nowych grup mniej lub bardziej „chrześcijańskich"), że ta „niezgodność" należy do tych szczelin, w które wpycha się wytrych dla pokazania, jak nauczanie Kościołów wprowadza w błąd swoich nieoświeconych wiernych. „Mówią wam, że Judasz się powiesił? Biedacy, zatajają przed wami Biblię!" I akurat w miesiącach, w których to piszę, u jednego z największych włoskich wydawców, pewien autor, Piętro Zullino, opublikował swoje „badania nad Judaszem", wychodząc właśnie od tego „runął głową w dół", aby zbudować swoją teorię (którą przedstawia jako historyczną i niezbitą) o zdrajcy zamordowanym przez byłych współbraci i powieszonym głową w dół, jak w rytuale wendety mafijnej.
Ponieważ, jak zauważa Jean Guitton, „często pierwsze wątpliwości dotyczące wiary zaczynają się u człowieka ulicy od pierwszych wątpliwości dotyczących historyczności Ewangelii, także w kwestiach szczegółowych, które uczonym wydają się być drugorzędnymi", z pewnością nie będzie czasem straconym to pozorne „snucie zawiłych dociekań".
Idźmy przeto dalej. Wszystkie cytaty Pisma Świętego, jakie przytaczamy w tej książce, czerpiemy z tłumaczenia Konferencji Episkopatu Włoskiego. A to dla wygody czytelnika, przyzwyczajonego (jeżeli jest praktykującym) do słuchania tych wersetów w zastosowaniu liturgicznym[5]; lecz także dlatego, że jest ono przede wszystkim panoramą katolickiej tradycji „klasycznej", którą chcemy tutaj poddać uważnemu badaniu rozumu, a zatem i krytyki.
Ale jest w pełni „katolickie" (powiadają, że należy do najlepszych na płaszczyźnie naukowej) również tłumaczenie całej Biblii w trzech wielkich tomach, opublikowane pod kierownictwem Salvatora Garofano w latach sześćdziesiątych i od tamtego czasu ustawicznie wydawane na nowo, tak że należy do najbardziej rozpowszechnionych wydawnictw we włoskich domach.
Jest przeto możliwe, że jakiś czytelnik, sprawdzając tam ów pierwszy rozdział Dziejów Apostolskich (przetłumaczony przez Claudia Zeddę, biblistę Pa- [5] Z tego smego powodu w niniejszym tłumaczeniu posługujemy się Biblią Tysiąclecia, wyd. 2, Pallottinum, Poznań 1971. pieskiego Uniwersytetu Laterańskiego) znajdzie nie to, co zacytowaliśmy, lecz: „spuchł, pękł mu brzuch i jego wnętrzności wylały się na ziemię".
Jest faktem, że te dwa słynne słowa greckie - prenes genómenos - mogą być przetłumaczone (również w drugim z kodeksów, dzięki którym ten tekst dotarł do nas) albo „spadł głową w dół", albo „spuchł". Ta wersja, chociaż prawowita - jest podtrzymywana, jak dopiero co widzieliśmy, przez uznanych specjalistów - dzisiaj jest mniej przyjmowana przez większość egzegetów.
Ale, gdyby również to tłumaczenie było ścisłe, mielibyśmy potwierdzenie (i może jeszcze bardziej jasne) powieszenia się i następstw, jakie z niego wynikły. Jest przede wszystkim interesujące uwzględnienie faktu, że według najdawniejszej tradycji Łukasz był lekarzem (i to zdaje się być wskazówką dla precyzji, z jaką w swojej Ewangelii opisuje chorych i choroby). Otóż: wszyscy lekarze wszystkich czasów wiedzą, że wśród ogółu następstw rozkładu występuje rozdęcie brzucha, często potworne, z powodu tworzenia się gazów wywoływanych procesami gnilnymi.
Gdzie jest napisane w obydwu tekstach Nowego Testamentu, którymi się teraz zajmujemy, że Judasz powiesił się właśnie na drzewie?; i gdzie jest napisane, że jego ciało zostało natychmiast odkryte? Dlaczego nie mógłby powiesić się w jednej z tylu szop na narzędzia, które, wiemy to na pewno, były rozsiane w okolicach Jerozolimy? Albo dokonać tego w jakiejś grocie lub w jednej z wielkich cystern, albo wewnątrz jednego z grobów, które są także poświadczone w tych miejscach przez archeologię i przez źródła antyczne?
Dlaczego więc jego zwłoki nie mogłyby być odkryte dopiero po dłuższym czasie, z brzuchem już rozdętym, nawet już rozdartym przez ciśnienie gazów wewnętrznych (wypadek zresztą, polegając na zdaniu medycyny sądowej, rzadki), lub, co bardziej prawdopodobne, przez lisy i szakale, które, na pewno, krążyły w tych miejscach? (Samson schwytał 300 lisów tylko w jednym dniu, zobacz Księgę Sędziów 15,4, a były one tak bardzo złaknione trupów, że potrafiły wykopywać je z grobów. Porównaj, między innymi, Psalm 63, 10n). Na poparcie tej możliwości istnieją także bardzo starożytne świadectwa, które łączą miejsce śmierci Judasza z odorem trupim tak bardzo intensywnym, że przeszkadzał w przechodzeniu tamtędy.
Można by kontynuować, ale to, co zostało dotąd powiedziane po uważnym zbadaniu tekstów, wydaje się być wystarczające do udowodnienia, że nie usprawiedliwiają one przypisywania koniecznie epitetu naiwnego (lub przebiegłego) „apologety" komuś, kto jak Ricciotti i wielu innych egzegetów katolickich, stara się skontrolować, czy i w jaki sposób jest możliwe odkrycie komplementarności między tekstami pod ich pozorną sprzecznością.
Niektórzy jednakże replikują: zbędne jest badanie szczegółów, ta praca w każdym razie nie ma sensu, ponieważ jest rzeczą oczywistą, że samobójstwo zostało zmyślone przez redaktorów Ewangelii dla powiększenia hańby zdrajcy i potwierdzenia jego wiecznego potępienia.
Ale ci, którzy podtrzymują podobną hipotezę zmyślenia, wychodzą z błędnego założenia. Ci krytycy pomijają w rzeczywistości fakt, że surowa dezaprobata samobójstwa (z samobójcą przeznaczonym na potępienie, odmawiająca mu nawet pogrzebu religijnego), jest sprawą chrześcijańską. Stary Testament nie ustanawia zupełnie żadnego prawa odnośnie do samobójstwa, przytacza tylko niektóre jego przypadki, osądzając każdy z osobna, bez wypowiadania się w sposób jasny i trwały na temat moralności lub niemoralności tego czynu. Wprost przeciwnie: czy to na podstawie wzmianek biblijnych, czy też na podstawie innych starożytnych źródeł hebrajskich, wręcz wydaje się, że (jak w otaczającym świecie grecko-rzymskim) również w Izraelu zdarzały się okazje, w których zadanie sobie śmierci nie było powodem hańby, ostatecznego zerwania z Bogiem, lecz znakiem odwagi, dumy, obrony własnego honoru. Może nawet zadośćuczynienia religijnego. Zniesławionym na zawsze był nie ten, kto sam sobie zadał śmierć, ale ten, kto poniósł ją na skutek prawowitego wyroku skazującego. Paweł pisze: Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: „Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie" (Ga 3,13). Właśnie dlatego, że został na nim powieszony na skutek prawomocnego wyroku.
Przeto, jeżeli u początków Ewangelii stałaby naprawdę dowolna i nie kontrolowana fabulacja redaktorów ewangelijnych, sytuacja powinna by być całkowicie odwrócona: Jezus - jeżeli właśnie On sam musiał spowodować swoją śmierć dla usprawiedliwienia całej historii - byłby w sposób wielkoduszny samobójcą. Judasz natomiast byłby zniesławiony, bo skazany na „powieszenie na drzewie" jak, zresztą, nakazywałaby w takim jak jego przypadku Księga Powtórzonego Prawa, do której nawiązuje św. Paweł: Przeklęty (to znaczy, niech będzie zabity przez cały lud), kto bierze podarunek, by rozlać krew niewinnego (27,25). Jeżeli, jak zakładają ci krytycy, Ewangelie są jedynie historiami wytworzonymi przez fantazję, a więc dającymi się kształtować według upodobania, jakaż wspaniała tutaj okazja do coup-de-theatre: aresztowanie i stracenie Judasza, na podstawie Prawa, po odkryciu niewinności Jezusa! Tak, istotnie, zrobiłyby apokryfy: na przykład w tak zwanej „Ewangelii Barabasza", apostoł zdrajca zostaje ukrzyżowany w miejsce Mistrza.
Kto, pomimo wszystko, podtrzymuje hipotezę zmyślenia (powrócimy do tego dalej, ukazując jak w rzeczywistości tym, co odpowiadało wspólnocie pierwotnej nie było z pewnością wymyślenie Judasza, ucznia zdrajcy, lecz, przeciwnie, ukrycie tego, co się stało!), odsyła, odnośnie do samobójstwa, do precedensów Pism hebrajskich, które posłużyłyby jako przykłady. Tak, na przykład, również Charles Guignebert, sławny niewierzący specjalista z Sorbony, spadkobierca francuskiej tradycji sceptycznej Renana, Loisy'ego, którego książka o Jezusie jest jedyną w tym przedmiocie, która, co jest znamienne, została zaakceptowana do edycji Einaudi i jako jedyna zalecona do biblioteki publicznej (pod hasłem „początki chrześcijaństwa") tego wydawnictwa.
„Samobójstwo Judasza zostało wymyślone", mówi więc zdecydowanie Guignebert, „przez paralelizm z powieszeniem się Achitofela, doradcy Absaloma". Ale jeżeli zaglądnie się do Drugiej Księgi Samuela (17,23), do której odsyła sławetny nauczyciel, można się przekonać, jak bardzo niewiele jest wspólnego, poza faktem, że tu i tam jest mowa o dwóch ludziach, którzy wybrali ten sam rodzaj samobójstwa.
Takimi sposobami można wywnioskować wszystko ze wszystkiego: jest możliwe, na przykład, udowodnić, że rozstrzelanie Mussoliniego w 1945 roku jest mitem, legendą, stworzoną przez nie wiadomo kogo „na podstawie paralelizmu", o którym wiem, z rozstrzelaniem, w roku 1849, generała Gerolamo Ramorino, uważanego za odpowiedzialnego za klęskę pod Novarą w drugiej fazie pierwszej wojny o niepodległość Włoch. Obydwaj, istotnie, byli protagonistami historii włoskiej, obydwaj mieli do czynienia z żołnierzami, obydwaj zostali straceni w pewnym mieście na Północy, obydwaj ponosili odpowiedzialność za klęskę... Czy jest to naprawdę wiarygodny sposób dyskutowania nad tekstami? Pomijając fakt - zobaczymy to lepiej, także odnośnie proroctw do Starego Testamentu, które dla krytyków stały się „twórcami historii", włącznie z fikcją Judasza - że zachodzi tutaj inna osobliwa sprzeczność.
Z jednej strony, mianowicie, twierdzi się, że Ewangelie są późnym dziełem, napisanym nie w środowiskach żydowskich, lecz hellenistycznych, bardzo dalekich od Izraela, już na wpół nieznanego, z tego również powodu, że w 70 roku, na skutek rozruchów, został zgnieciony przez przetaczający się przez niego miażdżący walec rzymski. Z drugiej strony zakłada się, że ci ciemni autorzy kultury greckiej nie potrafili zdobyć się na nic innego, jak na przywłaszczanie sobie drugorzędnych epizodów i postaci z historii żydowskiej, jak ów Achitofel, prawdopodobnie nawet nieznany większości pobożnych Izraelitów, który tymczasem dla hellenistów stał się na tyle ważny, że podpowiedział im postać tak kluczową, jak Judasz...
Po stworzeniu pewnej okazji do zastanowienia się nad śmiercią zdrajcy, bez jakiegokolwiek roszczenia, nawet do kompletności, będziemy starali się teraz zobaczyć, co teksty i historia są w stanie powiedzieć o trudnościach (które wydają się być o wiele bardziej przykre od tych dotąd badanych) dotyczących okresu po śmierci Judasza.
Chodzi o historię Hakeldamach, jej nabywców (kapłani czy sam Judasz?), pochodzenia nazwy. Trzeba będzie mówić o garncarzach, o grzebaniu cudzoziemców w Jerozolimie, o wartości trzydziestu srebrnych sykli, o kontraktach kupna-sprzedaży według Prawa. Czy są to dalsze rzeczy „bez znaczenia"? Może, jednak tylko dla kogoś, kto nie zdaje sobie sprawy, o jak nieskończenie wielką stawkę chodzi we wszystkich słowach Ewangelii.