Czytanie Biblii jako modlitwa

oprac. ks. Adam Sekściński

publikacja 26.07.2011 18:45

Modlimy się na różne sposoby. Ale czy modliliśmy się kiedykolwiek za pomocą lektury Pisma Świętego?

Czytanie Biblii jako modlitwa


Fragment książki "Krąg biblijny", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa M


1

Modlimy się na różne sposoby. Ale czy modliliśmy się kiedykolwiek za pomocą lektury Pisma Świętego? Spróbujmy je na ślepo otworzyć. Może natrafimy na opowiadanie o nocy w Gethsemani, może na lamentację Jeremiasza, może na przypowieść o synu marnotrawnym, o miłosiernym Samaryta­ninie, na opis Ostatniej Wieczerzy lub na Hymn o Miłości św. Pawła, może na fragment Izajasza lub wizję Apokalipsy. Nie zwracajmy uwagi na komentarze, nawet najmądrzejsze. To, co przeczytamy, starajmy się zastosować do naszego życia, do naszego czasu, do bliskich nam ludzi, do naszych doświadczeń i przeżyć. Nasze usiłowania nie pójdą na marne. Po chwili poczujemy, jak przeczytany tekst wraz ze swoimi obrazami, wartką akcją i dramatycznym konfliktem przeobraża się w oso­bliwą modlitwę, aczkolwiek nasz współudział w niej ogranicza się wyłącznie do uważnej lektury, do zatrzymywania się od czasu do czasu przy jakimś trudnym szczególe i do powtórnego, jeszcze uważniejszego odczytania go w milczeniu. Myśl wyrażo­na w zdaniu ustala właściwą hierarchię wartości i każe nam zastanowić się nad smutkiem naszego życia i nad nieładem, który w nim panuje. Wtedy spostrzeżemy, że nie wypełniliśmy ani jednego z zaleceń Bożych. Bez tej konfrontacji z Bogiem nie ma prawdziwej modlitwy. Jest to konfrontacja nader bolesna, gdyż uzmysławia nam, jak bardzo jeszcze nie jesteśmy chrześ­cijanami. „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebieskiego, ale ten, który wypełnia wolę mojego Ojca, będącego w niebie" (Ewangelia św. Mateusza 7,21). Słowa Pisma Świętego dobitnie uprzytamniają nam odległość, która dzieli nasze pogańskie wnętrze od ducha Chrystusowego Prawa. Modlić się - nie znaczy tylko prosić. Modlić się - znaczy również otrzymywać naukę od Boga.

2

Chrystus jest także Sędzią. Jest surowym Sędzią, gdy miota klątwy na miasta galilejskie i na faryzeuszów, gdy uśmierca drzewo figowe, gdy wyrzuca przekupniów z przedproża Świąty­ni. Jest wówczas Bogiem zapalczywości i gwałtownego gniewu, jest jahwicznym Chrystusem, który wstrząsa podstawami świa­ta. Gdy w Apokalipsie dokonuje sądu nad ludzkością, ma rysy twarzy swojego Ojca. Baranek, nic nie tracąc ze swojej miłosier­nej łagodności, staje się lwem.

Istnieje zasadnicza różnica między pojęciem SŁOWA (LO­GOS) u Greków, a SŁOWA (DAWAR) u Izraelitów. Logos dla Greka - jak wskazuje na to rdzeń rzeczownika logos - oznacza zbieranie, uporządkowanie, mówienie, powściągliwość, umiarkowanie, obliczanie, rozsądek, podczas gdy hebrajskie Dawar w świadomości Izraelity jest pojęciem oznaczającym nieustanny ruch naprzód; jest identyczne z pojęciem czynu. Dawar jest dynamiczną wszechmocą Pana, żywiołową erupcją Jego Mocy[1]. Moim zdaniem jego pełny sens oddać można w polskim przekładzie za pomocą neologizmu: Słowoczyn. Dla Johanana ben Zebadia, czyli dla św. Jana Ewangelisty i Apos­toła, Słowo w Prologu Ewangelii i w Apokalipsie nie było powściągliwym, statycznym Logosem, ale hebrajskim Dawar, dynamicznym żywiołem, który jest w wiecznym ruchu, manife­stującym swój wieczny Byt w nieustannych czynach i wybu­chach, wyrokach i rozkazach, będących równocześnie ich wykonaniem. Wystarczy przeczytać w Apokalipsie św. Jana opis Chrystusa-Słowa, odzianego w krwawą szatę i cwałującego na białym koniu, aby się przekonać o jahwicznej substancji Jano­wego Słowa:

„I ujrzałem
Otwarte niebo
- Spójrz! -
Oto biały koń,
A na nim siedzi
Ten,
Który nazywa się Wierny i Prawdziwy,
I sprawiedliwie sądzi i walczy.
Jego oczy są ognistym płomieniem,
A na czole Jego,
Wielokrotnie koronowanym,
Imię wypisane,
Którego nikt nie zna,
Tylko On
Sam!

-----------------------------------

[1] Thorleif Boman, Dos hebraische Denken im Vergleich mit dem Griechischen, wyd. IV, na nowo opracowane, Gotingen 1965, s. 51-56.

Odziany jest w płaszcz nasycony krwią,
A imię Jego brzmi:
Słowo Boga.
Ciągną za Nim niebieskie wojska
Na białych koniach,
Okrytych bisiorem
Białym i lśniącym.
Z ust Jego wychodzi ostry miecz,
Którym powali ludy.
Wypasać będzie je żelazną laską,
A w kadzi ugniatać będzie
Winne grona gniewnej zapalczywości Boga,
Wszechwładcy.
A na Jego płaszczu,
Na biodrze
Wypisane imię:
Król nad królami
I Pan nad panami!"
(Księga Apokalipsy 19,11-16)

Powinniśmy modlić się tą wizją, a modląc się pamiętać, że ona jest sądem nad nami. Całe nasze wnętrze musimy nastroić na błagalny ton oskarżonego, żebrzącego o łaskę u Sędziego, którego nie można oszukać oleodrukową poboż­nością, nędznym kłamstwem i przekupić udaną skruchą. Mod­ląc się wersetami Apokalipsy, opisującymi Sąd Ostateczny, miejmy przed oczami Chrystusa, nie tylko tego łagodnego i przebaczającego - zbyt często świętoszkowato i chytrze liczymy na Jego pobłażliwość - ale także Chrystusa o ściąg­niętych brwiach i gniewnym obliczu, z mieczem wychodzącym z ust, Boga, który przychodzi do nas w nimbie swojej gwałtow­nej Wszechmocy.

Jest noc. Wokoło panuje śmiertelna cisza. Otwórzmy Apo­kalipsę i módlmy się słowami opisującymi Słowoczyn, sprawu­jący nad nami sąd.

3

Dzisiaj znowu odczytałem rozdziały o tragicznej miłości króla Dawida i Bethsabe. Od czterdziestu lat krążę dokoła tego tematu, którego konflikt moralny nieustannie mnie pasjonuje. W młodości posłużył mi za motyw do sonetu, a potem wielo­krotnie powracał do mnie w kształcie różnych zamierzeń pisarskich. Ich owocem była jedna drobna impresja. Z dawnego przywiązania do opowieści i z kilku nieurzeczywistnionych pomysłów pisarskich pozostał mi tylko niezachwiany nawyk częstego jej odczytywania w wersji biblijnej, która zachwyca mnie swoim zwięzłym pięknem.

Po dzisiejszej lekturze opowieści ujrzałem ją w innym świetle i w innym wymiarze, zrozumiałem bowiem, że jest ona nie tylko opisem osobistego dramatu Dawida, ale przede wszyst­kim wstrząsającym modlitewnym aktem.

Czytając tekst biblijny o upadku Dawida, musimy, niezależ­nie od tego, jakiego dopuściliśmy się grzechu, wejść w położe­nie Dawida, stać się Dawidem, być Dawidem. Zagarnęliśmy dla siebie cudzą własność. Z kolei do jednego grzechu dodaliśmy z tchórzostwa, dla zatarcia śladów naszej niegodziwości, drugi grzech, okrutniejszy od pierwszego. Wciąż jeszcze nie od­czuwamy wyrzutów sumienia. Widzimy tylko nasz cel, ale nie umiemy należycie ocenić krętej drogi, po której dążymy. Życie jest trudnym bojowaniem. Ot, jeszcze jedna ofiara naszej okrutnej zachłanności. Cóż ona znaczy w morzu ofiar, które życie codziennie wyrzuca na swój brzeg? I oto pewnego razu jak w zwierciadle oglądamy ten sam grzech popełniony przez kogoś innego. Jesteśmy jednak tak w siebie zapatrzeni i w sobie zakochani, że nie dostrzegamy podobieństwa tych dwóch grzechów („Widzisz źdźbło w oku brata swego, podczas gdy nie spostrzegasz belki we własnym źródle") i wciąż jeszcze, nie chcąc dostrzec własnej winy, wydajemy wyrok skazujący wino­wajcę. Lecz nagle jak błyskawica oświeca nas prawda - Dawi­dowi objawił ją prorok Nathan - że właśnie w tej samej chwili wydaliśmy wyrok na samego siebie. „Zgrzeszyłem wobec Pana" - szepczemy za Dawidem. Dokonało się w nas zmartwych­wstanie sumienia. Jeżeli teraz prorok powie do Dawida: „Pan odpuszcza ci twój grzech. Nie umrzesz" - nie ulega wątpliwo­ści, że król dostępuje łaski przebaczenia tylko dzięki wyrokowi, który sam na siebie wydał.
 

I znowu, od początku czytamy dzieje Dawida i Bethsabe, a opowieść, nic nie tracąc ze swojej barwności, rytmu i napię­cia, zaczyna urastać do rozmiarów groźnego memento, staje się rozmową z naszym głosem wewnętrznym, który coraz donoś­niej w nas woła i wołając zdziera z naszych uczynków jedną zasłonę po drugiej, aż wreszcie, gdy zerwana została ostatnia z zasłon, rzuca nas na kolana i zmusza do wydania wyroku na samego siebie. Pod naciskiem naszych wzruszeń opowieść, nie zmieniając swojego kształtu, zmieniła tonację i stała się pod­niosłą, modlitewną wariacją na temat naszego grzechu. Stra­ciwszy swój przedmiotowy charakter stała się naszym osobi­stym przeżyciem. Słowa kronikarskiego zapisu, dzięki naszemu współtwórczemu wysiłkowi, przeobraziły się w modlitwę.

Są modlitwy, które nie mają kształtu modlitwy. Modlitwą może być każde opowiadanie biblijne, a jego charakter błagalny zależny jest jedynie od intencji, z jaką przystępujemy do czyta­nia tekstu, i od tego, czy znajdziemy w nim sens oczyszczający.

4

Z czasem to pojęcie modlitwy, polegającej wyłącznie na lekturze Pisma Świętego, rozciągnąłem na inne jego teksty - nie mam tu na myśli Psalmów, które, same w sobie będąc modlitwą, niejako są wyłączone z tych moich rozważań - a ten zwyczaj tak wszedł mi w krew, że już od wielu lat nieomal codziennie modlę się, czytając na wyrywki przypowieści ewan­geliczne, opisy działalności Chrystusa, opowiadania o Jego Męce, Listy św. Pawła i św. Jakuba, wizje apokaliptyczne św. Jana i Daniela, traktaty filozoficzne, jak Hiob i Kohelet, dzieła historyczne, jak Księga Kronik i Dzieje Apostolskie, Księgi Izajasza i Jeremiasza i radosną Pieśń nad Pieśniami. Takie czytania-modlitwy uważam za roztropne przeżywanie Boga, zwłaszcza że trzymając się granic, wyznaczonych naszym unie­sieniom przez tekst biblijny, musimy modlić się niejako pod dyktando Pisma Świętego, które nie pozwala prosić o rzeczy niemożliwe, błahe i śmieszne, niekiedy świadczące bardziej o ubóstwie naszych uczuć niż o ich bogactwie. Pismo Święte uczy nas umiaru i subtelności błagania, po prostu kultury modlitewnej, której często brak naszym wzruszeniom, równie ważnej jak to, o co się modlimy. Jest to modlitwa jedyna w swoim rodzaju, surowa, zwarta, zwięzła, oszczędna w swoim wyrazie. „Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni sądzą, że będą wysłuchani dzięki swojemu wielomówstwu. Nie czyńcie jak oni" - powiedział Chrystus. Podczas gdy słowa naszych modlitw szybko się zużywają, stają się wyświechtane, skostniałe, bezbarwne i świadczą o jałowości gleby, z której wyrastają, słowa Pisma Świętego, mimo swojego wieku, za­chowują nieskazitelną młodzieńczą świeżość. Nie ufajmy na­szym słowom. Jeżeli jest w nas taka zbytnia ufność, jest ona jeszcze jednym rodzajem pychy, która każe nam upatrywać we własnych słowach żywą rzekę życia chociaż w rzeczywistości są one zbyt często tylko jej martwym ramieniem.

Spis treści

Dwa kręgi Romana Brandstaettera (prof. Anna Świderkówna)

Krąg biblijny
Hymn do Biblii
Krąg biblijny
Testament mojego dziadka
Drogi prowadzące do Biblii
O potrzebie znajomości Pisma Świętego
Tęsknota za Pismem Świętym
Księga rodzinna
O tym, jak odwiedziłem grób patriarchy Abrahama
Żywa Księga
Ur Chaldejczyków
Dziadek opowiada Biblię
Kto napisał Biblię?
Święty elementarz
Biblia jak człowiek
Rozważny sposób uczenia się Ksiąg Bożych
Cierniowa korona
Czy zając może zabić Pana Boga?
Niecierpliwe poszukiwania
Chrystusie
Wieczór pod lampą gazową
Kiedy przeczytałem po raz pierwszy Nowy Testament
Dziadek mówi o sztuce czytania Biblii
Bazylika Konania
Wstąpienie w Człowieka
Widzenie kości
Jak czytałem Pismo Święte w Jerozolimie
Noc biblijna
Przypowieść o synu marnotrawnym (przekład z greckiego)
Na wzgórzu Pincio
Droga do Damaszku (przekład z greckiego)
Jak czytałem Ewangelię w Assyżu
Emaus w Zebrzydowicach
Życiorys własny Boga
Mój przyjaciel odkrywa Pismo Święte
Jak Wyspiański czytał Pismo Święte
Spożycie Świętej Księgi (przekład z hebrajskiego)
Czytanie Pisma Świętego z ołówkiem w ręku
Lament nieczytanej Biblii
Czytanie Pisma Świętego jako modlitwa
O głośnym czytaniu Pisma Świętego
Z Janem Jachowskim rozmowy o Biblii przy kawiarnianym stoliku
Różne sposoby przeżywania Pisma Świętego
Biblia na naszych oczach wciąż pisana
Chrystus ze starożydowskiego midraszu
Chrystus ojca Tomasza
Chrystus Juliana Tuwima
Serce biblijnego kręgu
Biblia kamienna
Wiara i dobre uczynki (przekład z greckiego)
Modlitwa o Mądrość (przekład z greckiego)
Mądrość mówi... (przekład z hebrajskiego)
Dęby patriarchy Izaaka
Walka Jakuba z Bogiem
Prorok Jonasz
Kim jest trzeci Jeździec Apokalipsy?
Glossa do „Kim jest trzeci Jeździec Apokalipsy?"
Bóg ukryty, Mesjasz ukryty
Biblio ojczyzno moja
Z listów Romana Brandstaettera