publikacja 05.08.2011 12:18
Teraźniejszość, podobnie jak cała chrześcijańska przeszłość, doszukuje się jakiegoś pokrewieństwa z tą zapieczętowaną, a jednocześnie rozpieczętowaną księgą Pisma.
Fragment książki "Księga Baranka", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa WAM.
Zachowująca swój tajemniczy charakter ostatnia księga Biblii fascynowała wszystkie epoki dziejów Kościoła; poczynając od drugiego wieku (Ireneusz, Hipolit) aż po dziś dzień powstawały do niej ciągle nowe komentarze. Interpretacje szły w najrozmaitszych kierunkach, nieraz z pewnością pojawiały się i takie, które w porę uznano za błędne. Tak na przykład Tychoniusz i Augustyn położyli kres, na jakiś czas przynajmniej, interpretacji chiliastycznej, która tysiącletniego królestwa Chrystusa oczekiwała w obrębie obecnej historii świata. Odstępowano też coraz częściej od interpretacji kościelno-historycznej, która w seriach siódemek chciała widzieć konkretne okresy historii (najczęściej twierdzono, że obecnie Kościół znajduje się w szóstym okresie), i opowiadano się albo za jakąś formą „metody rekapitulacji", która w kolejnych seriach lub obrazach widziała replikę tych, które je poprzedziły, albo też pozostawiała obrazom ich autonomiczny charakter, bez odnoszenia ich do jakiegoś określonego wydarzenia historycznego. Od bardzo dawna już i aż po najnowsze czasy - w oparciu o zagadkową liczbę 666 i dane rozdziału siedemnastego -z uporem interpretowano całość księgi przez odniesienie jej do cesarstwa rzymskiego i ówczesnych wydarzeń, bądź też doszukiwano się religijno-historycznych paralel w mitach pogańskich (po części astralnych) lub w innych, późnożydowskich, apokalipsach. Wszystkie te metody mogą, rzeczywiście lub tylko pozornie, rzucić jakieś światło na to czy inne miejsce, żadna z nich jednak nie zdołała zapewnić całemu temu dziełu powszechnie akceptowanego wyjaśnienia.
Najlepiej zrobimy, jeśli rozmaite drogi interpretacji uznamy jedynie za symptomy nigdy nie słabnącej fascynacji, jaką Apokalipsa wywierała na Kościół, a często również daleko poza jego granicami, a zawarte w niej sceny i obrazy będziemy (na ile jest to możliwe) wyjaśniać jedynie w oparciu o ich treść. Tej samej tendencji poddawano się z konieczności także w innym przejawie tej samej fascynacji, a mianowicie w sztuce chrześcijańskiej. Ta również od bardzo dawna już próbowała odtwarzać najbardziej charakterystyczne sceny Apokalipsy w malarstwie lub w sztukach plastycznych. Przestrzenny rozmach wizji pozwalał artystom tworzyć przebogate scenerie, czego przykładem są choćby majestatyczne realizacje sztuki hiszpańsko-mozarabskiej. Na tym polu średniowiecze pozostawiło nam bogaty wachlarz prób, których apogeum, pod względem prostoty i siły wyrazu, stanowi niewątpliwie Apokalipsa bamberska. W kolejności obrazów i wypowiedzi trzyma się ona ściśle tekstu biblijnego, jednak dzięki zachowaniu równowagi pomiędzy pełnym szacunku liturgicznym dystansem a rodzącym napięcie i absorbującym realizmem nadała mu nigdy już później nie osiągnięty poziom. Słynne obrazy Durera swym potężnym, często zniewalającym rozmachem mówią więcej o artyście niż o samej rzeczy, a ich swoisty naturalizm odciąga od religijnej głębi tekstu. Dzisiaj w sztuce podejmuje się nowe wysiłki plastycznego wyrażenia „Księgi Baranka": obrazy umieszcza się w burzliwej, odczuwanej jako apokaliptyczna, teraźniejszości, w której usiłuje się wskazać właściwe miejsce Kościołowi i świadkom Chrystusa.
To zestawianie naszych czasów z Apokalipsą jest godne uwagi. Stanowi znak, że mamy tu do czynienia nie tylko ze zwyczajnym przekazywaniem danego fragmentu Biblii, ale że teraźniejszość, podobnie zresztą jak cała chrześcijańska przeszłość, mocą wewnętrznego wymogu doszukuje się jakiegoś pokrewieństwa z tą zapieczętowaną, a jednocześnie rozpieczętowaną księgą Pisma. Jako przejaw pozytywny należy odnotować fakt, że uświadomienie sobie tego pokrewieństwa dokonuje się zostawiając na boku wszelkie metody interpretacyjne dystansujące się od tekstu przez relatywizację historyczną albo religijno-historyczną. Z drugiej strony, można też jednak zadać pytanie, czy modne określenie naszych czasów (z ich zagrożeniami dotyczącymi całej ludzkości) jako apokaliptyczne może się opierać na autentycznej znajomości Objawienia Jana, czy też wynika po prostu z wiedzy o tym, że są tam opisane niesłychane plagi i katastrofy.
Zjawiskiem pozytywnym jest to, że - po wyobcowaniu epoki Oświecenia i po ewolucjonistycznym optymizmie XIX stulecia - do tej ostatniej księgi podchodzimy teraz z większą rozwagą, ale byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy to czynili ze znajomością całej jej treści, jej najgłębszej intencji, a co najważniejsze, jej powiązań z całym korpusem Nowego, a także Starego Testamentu. Apokalipsie daleka jest intencja opisania tylko trzech serii plag, tylko trzech postaci zła i tylko upadku Babilonu. Dla jej kompozycji znamienne jest ukazywanie ciągłych alternacji, a jeśli się przyjrzeć bliżej, także wewnętrznych relacji zachodzących pomiędzy tym, co się dzieje w niebie, a tym, co jest na ziemi. Możemy nawet powiedzieć, że jedno jest ściśle związane z drugim i razem stanowią opis jednego wydarzenia liturgicznego, którego punkt wyjścia stanowi wielka scena adoracji Boga i Baranka w rozdziałach piątym i szóstym.
Zbyt rzadko może zauważano, że trzy serie - każda po siedem -kar wymierzanych światu są wewnętrznie powiązane z liturgią w niebie, która wcale nie jest sprawowana w pragnieniu dokonania zemsty czy nawet zwykłej odpłaty, gdyż w jej tle -w Apokalipsie jest to wprawdzie motyw zawoalowany - widoczna jest miłość. Szczególnie wyraziście widać to w scenie 8, 2-5: zanim rozległ się głos siedmiu trąb, anioł trzymający w ręku złotą kadzielnicę wypełnioną drogocennymi pachnidłami wstępuje na ołtarz w niebie, i całą jej zawartość, razem „z modlitwami wszystkich świętych", składa w ofierze przed tronem Boga. „I wzniósł się dym kadzideł z modlitwami świętych przed Boga". A zaraz potem następuje scena stanowiąca wypełnienie figuratywnego wydarzenia opisanego u Ezechiela. „Anioł zaś wziął naczynie na żar, napełnił je ogniem z ołtarza i zrzucił na ziemię". U Ezechiela ten święty ogień spalił świątynię sprofanowaną kultem bożków. Tutaj ten sam święty ogień, za wstawiennictwem modlących się świętych, wyzwala ziemskie plagi, mające oczyścić całą ziemię i przygotować ją na przyjście królestwa Bożego. O tym mówi wstęp do drugiej serii plag. Do pierwszej wprowadziła pieśń pochwalna wszystkich mieszkańców nieba i całego świata, sławiąca czyn Baranka, który przez swą śmierć ocalił świat (5, 11-14). I podobnie jest w przypadku trzeciej serii kar: wprowadził do niej „wielki i godzien podziwu znak", kładący kres zagniewaniu Boga: pieśń zwycięzców „stojących nad morzem szklanym, trzymających harfy Boże" i śpiewających pieśń Mojżesza, sługi Bożego, i pieśń Baranka, sławiącą prawdę i świętość Boga oraz zapowiadającą, że „przyjdą wszystkie narody i padną na twarz przed Bogiem" (15, 1-4). Ta obietnica stanowi wprowadzenie do sceny liturgicznej, w której otwiera się świątynia, a z niej wychodzi siedmiu aniołów odzianych w czysty lśniący len, przepasanych na piersiach złotymi pasami, ażeby swymi siedmioma złotymi czaszami położyć kres zagniewaniu Boga (15, 5-8).
Do tego wszystkiego trzeba dodać coś jeszcze, o czym zresztą wzmiankowaliśmy już wcześniej: w Starym Testamencie, a w sposób definitywny w Nowym, gniew Boga oznacza niewzruszoną stanowczość Bożej miłości, która nie chce i nie może paktować z niczym, co się sprzeciwia jej czystemu ogniowi. Zło, które wżarło się w ludzkie serca, musi je opuścić za wszelką cenę i zostać wyrzucone ze świata, tak żeby poza sobą samym niczego już nie mogło pożerać - pozostanie dym kadzideł wznoszący się ku niebu po wieczne czasy.
Znaczy to wreszcie, że Apokalipsę można czytać i wyjaśniać tylko w świetle całej Dobrej Nowiny. Duch, który natchnął Nowy i Wieczny Testament, nie może w ostatniej księdze usunąć tego, co wcześniej objawił: że Bóg jest Miłością. Księga ta została dodana na koniec, żebyśmy nie myśleli, że już wystarczająco wiemy, czym jest miłość, i żebyśmy ognia Bożej miłości nie mierzyli naszym żałosnym ziemskim płomykiem. Nie znaczy to, że Apokalipsa reprezentuje teologię negatywną i znosi pozytywne wypowiedzi Ewangelii i pism apostolskich, tak jakby były one czymś prowizorycznym i niewystarczającym - podobnie jak religie pogańskie usuwają z pierwszego planu panteon bogów, zastępując go milczącym tłem „przeznaczenia" lub nirwany. Słowo raz na zawsze stało się ciałem, a Baranek zabity jest wiecznie żyjący. Jednak miłość Trójjedynego Boga jest zawsze większa i bardziej niepojęta niż wszystko to, co wchodzi w zakres naszych pojęć. Któż może powiedzieć, że pojął, w jakim znaczeniu opuszczenie przez Boga Ukrzyżowanego i Jego pozostawione bez odpowiedzi: „Dlaczego?", może być właśnie objawieniem najwyższej miłości Trójjedynego Boga? Ale właśnie w tych ciemnościach Jego miłość staje się dostrzegalna.
Dlatego także te obrazy Apokalipsy, które ukazują sąd Boga nad światem, powinny nas skłaniać bardziej do postawy pełnego szacunku milczenia w obliczu ukazującej się w ten sposób miłości Boga, niż do motywowanego ciekawością rozwiązywania zagadek związanych z zaszyfrowanymi liczbami, czy do zarozumiałego odrzucania całości, jako konglomeratu zdezaktualizowanych czy wręcz mitycznych aluzji. Pierwsze rozdziały Apokalipsy, zawierające listy napominające do Kościołów, i ostatnie jej wersety, z okrzykami tęsknoty Ducha i Oblubienicy wyczekującej przyjścia Jezusa, są nazbyt poważne, aktualne i realistyczne, byśmy zawarte w tych ramach obrazy historii rozgrywającej się między niebem i ziemią mogli pomijać jako pozbawione dla nas znaczenia lub niezrozumiałe. Niech te obrazy pozostaną obrazami. Nie ulegajmy pokusie zmieniania ich na jakieś płaskie pojęcia, albo nadawania im sensu konkretnego wydarzenia historycznego. Nie da się zidentyfikować „Gwiazdy-Piołunu" (8, 11) nadającej gorzki smak wodzie z pomocą astronomii, a ogień palący ludzi (16, 8) nie ma nic wspólnego z bombą atomową. Te obrazy mówią coś więcej niż wszystkie nasze „to tylko to". Są to szyfry ciągle większego i dlatego mają większą moc wskazywania rzeczywistości znajdującej się poza nimi niż wszystkie ludzkie słowa, które zawsze pozostają zamknięte w naszej skończoności. Nie odbierajmy tej zapieczętowanej księgi Barankowi i nie próbujmy sami złamać jej pieczęci. Pozostawmy to Barankowi. On jeden ma moc wyjaśnienia nie tylko historii w j ej całości, lecz w j ej obrębie także historii każdego z nas: wyjaśniają w swoim własnym świetle.
Wtedy dopiero wolno nam będzie zaliczyć siebie do opieczętowanych z polecenia nieba i idących za Barankiem. A to zakłada dwie rzeczy: mamy ciągle kroczyć i nigdy się nie zatrzymywać; ani w przekonaniu o naszym własnym wybraniu, ani też przez faryzejskie odłączanie się od nie opieczętowanych. Bo iść za Barankiem znaczy wejść w Jego dynamizm kierujący nas od Ojca do ludzi, i to do „najmniejszego z Jego braci", tego, który ma może na imię Judasz. Wyraźne oddzielanie opieczętowanych przez Boga i naznaczonych znamieniem Bestii w żadnym przypadku nie zostało powierzone nam. W ostatecznym rozrachunku wyraża ono jedynie nieodwołalne opowiedzenie się Boga po stronie świata i oczekiwane od nas opowiedzenie się za Bogiem. Doszukiwanie się w nim „podwójnej predestynacji" stałoby w sprzeczności z duchem całego Nowego Testamentu. W całej Apokalipsie widoczny jest niewątpliwie podział, zgromadzenie dwóch obozów wojska przed stoczeniem ostatniej bitwy. Ta ostatnia księga nie byłaby jednak księgą Baranka, gdyby On sam nie wzniósł się najpierw ponad te zwaśnione obozy, gdyby już wcześniej nie odniósł zwycięstwa, w następstwie którego Jemu pierwszemu została wręczona księga historii świata.
Niezłomność, której cała ta księga domaga się od chrześcijanina, jest przyznaną mu przez Baranka łaską. Chrześcijanin musi ją przyjąć i nią żyć. Jeśli tak uczyni, wtedy łaska wyniesie go też ponad wszelki lęk i wyzwoli od niepewności przeciwstawienia się naporowi zła. O idących za Barankiem Apokalipsa nigdy nie mówi, że pośród katastrof tego świata ogarnia ich lęk. Nawet gdy złu dana zostanie władza zwyciężania wierzących, to również taka ich porażka będzie jedną z form dawania świadectwa (11, 7), po której nastąpi dostrzegalne także dla świata zmartwychwstanie.
W tym końcowym objawieniu chrześcijanin powinien realistycznie spojrzeć w oczy rzeczywistości, która mówi mu, że znajduje się pośrodku walczących ze sobą wyższych od niego mocy, to jest nieba i ziemi, jednak walka ta nie toczy się gdzieś ponad jego głową i nie wolno mu oczekiwać jej wyniku w postawie neutralności. Wymaga ona również jego osobistej decyzji: jeżeli opowie się za Bogiem, wtedy Bóg uczyni go uczestnikiem swego zwycięstwa, które odnosi w Jezusie Chrystusie. Jeśli mimo to ogarnie go lęk, będzie to płodny lęk rodzącej Niewiasty, który zamienia się w radość, gdy narodzi się dziecię (J 16, 21). Pożegnalna mowa Jezusa kończy się akcentem podwójnego realizmu. Widać w niej lęk przed potęgami tego świata, a jednocześnie kojącą pociechę, że potęga Baranka już je pokonała. „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Jam zwyciężył świat" (J 16, 33).
SPIS TREŚCI
APOKALIPSA ŚW. JANA
HANS URS VON BALTHASAR: WPROWADZENIE DO APOKALIPSY ŚW. JANA
1. KSIĘGA BARANKA
Objawienie
Tajemnica
Widzący
Przekazywanie
Niebawem
2. ŻYJĄCY, KTÓRY BYŁ MARTWY
3. SPOWIEDŹ KOŚCIOŁÓW
4. ROZPIECZĘTOWANA HISTORIA
Kompozycja
Tronowa sala Boga
Otwarcie księgi
Świat
Gniew i sąd
5. RODZĄCA NIEWIASTA
6. INTENSYFIKACJA CZASÓW OSTATECZNYCH
Zasada „ciągle więcej"
Trójca zła
Świadkowie Baranka
Babilon i jego upadek
7. SĄD
8. OBLUBIENICA BARANKA
9. APOKALIPSA A MY