07.11.2010

Słyszymy dzisiaj słowa, które w niektórych sytuacjach nie tylko możemy, lecz nawet powinniśmy uznać za własne: „Od Nieba to otrzymałem, ale dla Jego praw tym gardzę”.

Jest tyle spraw, w które jesteśmy zaangażowani. Mamy wiele zobowiązań. Ludzi wokół siebie bliższych i dalszych. Domy i rzeczy. I dobrze, że tak jest. Czujemy jednak intuicyjnie, że nic nie jest nasze tak do końca, bezwarunkowo. Bo przecież to, co mam – mogę utracić.

Wiele się może wydarzyć – możemy zachorować i pilne sprawy będą musiały poczekać. Może zabraknąć kogoś z naszych bliskich i będziemy musieli przejąć jego zobowiązania. Wichura albo powódź mogą odebrać nam to, co mamy. Wreszcie – możemy wyrzec się czegoś sami: i naszych zobowiązań, i naszych zaangażowań, nawet naszych relacji.

Ten ostatni przypadek – rezygnacji – wielu ludziom się przydarzył. Słyszymy dzisiaj słowa, które w niektórych sytuacjach nie tylko możemy, lecz nawet powinniśmy uznać za własne: „Od Nieba to otrzymałem, ale dla Jego praw tym gardzę”. To może dotyczyć pracy, większych i mniejszych wyborów, konieczności przeciwstawienia się złu, a nawet rezygnacji z rzeczy dobrych – w imię dobra jeszcze większego. To może dotyczyć także relacji z ludźmi – bo i te mogą nas niszczyć, nie budować.

Czy jednak jesteśmy w stanie, czy chcemy – oddać, wyrzec się, zrezygnować?

 

Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka