16.02.2012

Nieewangeliczna świątobliwość

„Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby”. Teoretycznie wiem. I teoretycznie wiedzą wszyscy. A przecież na każdym kroku doświadczam, że jest inaczej.

„Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby”.  Teoretycznie wiem. I teoretycznie wiedzą wszyscy. A przecież na każdym kroku doświadczam, że jest inaczej. Nie, nie tylko w świecie polityki czy biznesu. Także w moim Kościele.

No tak, godności i funkcje są ważne. Ale kiedy na co bardziej uroczystej Mszy słyszę, jak wita się najpierw wszystkich zacnych przedstawicieli duchowieństwa i półduchwieństwa, potem wszystkich świeckich ważniaków, a o mnie, szarej owieczce wspomni się na koniec w krótkim zdaniu, jako o jednym z wiernych, to co mam pomyśleć? Przecież przywitanie tych ważniaków na początku razem ze mną, członkiem Ludu Bożego,  nie odebrałoby im chwały. Przecież też, tak jak ja, są dziećmi Bożymi, prawda? Jak mam wierzyć, że w Kościele i dla Boga faktycznie jestem kimś ważnym?

Wiem, marudzę. Ale pouczony przez świętego Jakuba i widząc, jak inni są dalecy od tej zasady robię rachunek sumienia. Przecież też mam sobie w tym względzie co nieco do zarzucenia.