07.08.2012

Czemu zwątpiłeś?

Jak wielkiego zaufania Miłości i Miłosierdziu czasem potrzeba, by wołać z dna swojej nędzy i grzechu: wybaw mnie.

Noc. Silny wiatr miota łodzią. Cóż za pomysł, by z niej wyjść? Co chcesz osiągnąć idąc? Czemu ma służyć ten cud? Wiele zdroworozsądkowych pytań przecina krótka wymiana zdań - gorące: „Pozwól mi!” I krótkie: „Przyjdź”!

Jak wielkiego zaufania trzeba, by wyjść i próbować stanąć na wodzie na jedno słowo! A jednak i ono zachwiało się w chwili potężnego zagrożenia. Nie na tyle – na szczęście – by nie zawołać: Ratuj!

Ludzki rozsądek bywa szkodliwy. Po ludzku: czy nie zasłużyliśmy na to, co się zdarzyło? To nasza wina, sami na siebie sprowadziliśmy ten los, trzeba wypić piwo, którego nawarzyliśmy! Po ludzku wręcz nie wypada prosić ani się skarżyć na ból i opuszczenie.

A jednak Bóg do winnych wyciąga rękę. On słyszy płacz i sam ujmuje się za odrzuconymi. Nie odpycha od siebie, wręcz przeciwnie, wzywa, pozwala do Siebie przystąpić...

Jak wielkiego zaufania Miłości i Miłosierdziu czasem potrzeba, by wołać z dna swojej nędzy i grzechu: wybaw mnie. Jak wielkiego zaufania potrzeba, by uwierzyć, że może nie tylko być jak dawniej, ale że może być lepiej. Jak wielkiego zaufania w końcu potrzeba, by uwierzyć, że mogę wstać i iść po wzburzonych falach grzechu, który zabijał mnie czasem latami, nie tonąc.

Jezus woła: Przyjdź! Trzeba tylko wstać i iść. On jest Panem wiatru, burzy i fal. Z Nim nie utoniesz. Wierzysz w to?