17.09.2014

Wiecznie niezadowolony

Nie chodzi o to, by było czerwone czy zielone. Chodzi o to, że w ogóle coś jest, że ktoś coś robi. A ja siedzę z założonymi rękami i nie robię nic.

Czytam dzisiejszą Ewangelię i z początku zadowolony z siebie uśmiecham się. Jan był niedobry, bo jadł za mało. Jezus – bo za dużo. Więc ile powinien jeść sługa Boży?

Niepotrzebny sarkazm. Przecież jak się zastanowić, wcale nie jestem lepszy. Też wiecznie jestem niezadowolony. Jest zielone? Stanowczo domagam się czerwonego. Czerwone? To ja znów, że ma być zielone...

Czemu tak? To przecież jasne. Nie chodzi mi o to, by było czerwone albo by koniecznie zielone. Chodzi o to, że w ogóle coś jest, że ktoś coś robi. A ja siedzę z założonymi rękami i nie robię nic. Krytyką próbuję się wybielić. I udawać ważnego...

Nie ma we mnie miłości. Bo przecież ona – jak to przypominam sobie z pierwszego czytania – nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą; wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma...

Modlitwa

Proszę Cię Duchu Święty, otwórz moje serce, bym umiał kochać. Bym szczerze umiał się cieszyć z czyjegoś sukcesu. Bym miał odwagę szukać bardziej dobra innych niż swojego. Bym nad ludzkim bólem płakał, a nie zacierał ręce, ze oto ktoś otrzymał sprawiedliwą odpłatę. Po prostu daj mi wielkie serce....