23.02.2017

Hej, ty!

Czy ostrzeganie nie jest zatem wyrazem miłości – troską o to, by nasze wygodne dziś nie obróciło się w przegrane jutro?

Nie lubimy, kiedy ktoś koło nas ciągle kracze, wietrzy klęskę, zatruwa błogi spokój codzienności. A przecież ostrzegać to zwrócić komuś uwagę na niebezpieczeństwo. Czy ostrzeganie nie jest zatem wyrazem miłości – troską o to, by nasze wygodne dziś nie obróciło się w przegrane jutro?

Czy dzisiejsze czytania – mówiące nam w kontekście grzechu i nawrócenia „nie polegaj”, „nie daj się uwieść”, „nie odwlekaj”, a nawet: „wyłup”, „odetnij” – mogą nas męczyć? Tak, mogą. Znaczniej milej by się słuchało o możliwych wyjściach z każdej sytuacji, o nadchodzącym ratunku, o tym, że nie ma się czym przejmować. Jakie jednak są fakty? Jesteśmy w niebezpieczeństwie, w sytuacji zagrożenia życia, w świecie pełnym pokus i niegodziwości. Czy nie czas nas obudzić? Wstrząsnąć nami? Czy nie trzeba nas ostrzec?