Powtarzając bez końca to, co już wiadome i ma swą ocenę, niejako "przyzwyczajamy" do tematu/sytuacji, a równocześnie nadmiernie troszczymy się o tych, którzy sami sami sobie skomplikowali życie, pozostawiając na marginesie tych, którzy z , nieraz, samozaparciem pokonują trudności życiowe, materialne i moralne. Warto nad tym pomyśleć.
Brawo, biskupi francuscy. Oby Duch święty dał siłę i odwagę duchowieństwu innych krajów. Oby tymi darami natchnął wszystkie katolickie małżeństwa sakramentalne, aby z sakramentu czerpały siłę i moc do codziennego życia i świadectwa. Aby były świadectwem dla świata: dla młodych, którzy planują dopiero małżeństwo, dla tych, którzy przeżywają trudności. I aby Kościół o nich nie zapominał, zapętlając się coraz bardziej w debatę o rozwodnikach...
Mówi się tylko o jednym rodzaju rozwodników - o tych co żyją w związkach cudzołożnych. O samotnych rozwiedzionych, o porzuconych małżonkach z dziećmi nie mówi się nic. A ich życie to często jedna wielka tragedia.
Mój mąż odszedł do innej kobiety. Sama wychowuję dwójkę małoletnich dzieci. Odchodząc powiedział, że ,,z Panem Bogiem mu nie po drodze..." i że ,,teraz wszyscy tak żyją". Sytuacja związana z rozwodem jest dla mnie bardzo trudna. Nie chciałam rozwodu. Jako chrześcijanka dochowam wierności małżonkowi do końca życia.
Warto nad tym pomyśleć.
Oby Duch święty dał siłę i odwagę duchowieństwu innych krajów. Oby tymi darami natchnął wszystkie katolickie małżeństwa sakramentalne, aby z sakramentu czerpały siłę i moc do codziennego życia i świadectwa. Aby były świadectwem dla świata: dla młodych, którzy planują dopiero małżeństwo, dla tych, którzy przeżywają trudności. I aby Kościół o nich nie zapominał, zapętlając się coraz bardziej w debatę o rozwodnikach...
O samotnych rozwiedzionych, o porzuconych małżonkach z dziećmi nie mówi się nic. A ich życie to często jedna wielka tragedia.