Życie budowane na słowie Bożym

ks. dr hab. Wojciech Pikor

publikacja 30.11.2011 07:26

Trzecia konferencja rekolekcyjna z cyklu "Sztuka czytania Biblii"

Życie budowane na słowie Bożym Łukasz Czechyra/Agencja GN Zbyt często Biblia jest tylko kartkowaną na szybko książką z opowiastkami. Tymczasem ona uczy życia

Życie budowane na słowie Bożym Sztuka czytania Pisma Świętego. Po pierwsze, czytać - wciąż na nowo, by pamiętać. Po drugie, przyjąć słowo swoim sercem, by stało się częścią mojego życia. Po trzecie, umiłować słowo - Chrystusa, by Kroczyć drogą Jego miłości.

Ale nie chodzi tylko o czytanie - chodzi o budowanie swego życia na słowie Boga. Roman Brandstaetter tak wspomina swój dom rodzinny:

„Biblia leżała na biurku mojego dziadka. Biblia leżała na stołach moich praojców. Nigdy w bibliotece. Zawsze na podręczu. W naszym domu nikt nigdy Biblii nie szukał, również nigdy nie słyszałem, aby ktokolwiek pytał, gdzie ona leży. Wiadomo było, że u dziadków na biurku, u nas na małym stoliku obok fotela, w którym wieczorami zwykł siadać ojciec. Miejsce, na którym leżała Biblia, było dla mnie miejsce wyróżnionym. Gdyby mnie wówczas spytano, w czym upatruję owo wyróżnienie, na pewno nie umiałbym odpowiedzieć, mimo to odczuwałem niezwykle wyraźnie nadzwyczajność tego miejsca. Było ono dla mnie środkiem całego mieszkania, wyniesionym wysoko nad całe mieszkanie, punktem dokoła którego wszystko się obracało. Gdy ojciec wieczorami czytał Biblię, chodziłem po pokoju na palcach. Dziadkowi nigdy bym się nie ośmielił przerwać jej lektury. Obaj byli dla mnie w takich chwilach naznaczeni przywilejem nietykalności. Od najmłodszych lat byłem świadkiem nieustannej manifestacji świętości tej Księgi, jej kultu i wywyższenia”.

W jego pamięci Biblia pozostaje centralnym przedmiotem, wręcz najważniejszym miejscem w całym domu. To wspomnienie jest niezwykłą ilustracją słów Jezusa z Kazania na górze, które kończy wezwaniem do budowania na skale słowa Bożego. „Każdego, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował  na skale” (Mt 7,24). Dziesięć lat temu te właśnie słowa przypomniał nam tu, niedaleko w Pelplinie, Sługa Boży Jan Paweł:

„Jeżeli na progu trzeciego tysiąclecia pytamy o kształt czasów, które nachodzą, to równocześnie nie możemy uniknąć pytania o fundament, jaki kładziemy pod tę budowlę - budowlę, którą podejmą przyszłe pokolenia. Trzeba, aby nasze pokolenie było roztropnym budowniczym przyszłości. A roztropny budowniczy to ten, który słucha słów Chrystusa i wypełnia je.
Te słowa Chrystusa od dnia zesłania Ducha Świętego Kościół przechowuje jako najcenniejszy skarb. Zapisane na kartach Ewangelii przetrwały do naszych czasów. Dziś na nas spoczywa odpowiedzialność za to, aby zostały przekazane przyszłym pokoleniem nie jako martwa litera, ale jako żywe źródło poznania prawdy o Bogu i o człowieku - źródło prawdziwej mądrości. […] Dziś z nadzieja proszę was: wchodźcie w nowe tysiąclecie z księgą Ewangelii! Niech nie zabraknie jej w żadnym polskim domu! Czytajcie i medytujcie! Pozwólcie, by Chrystus mówił!”.

Jak budować życie rodzinne na słowie Bożym?

1. Kryzys w rodzinie

W obecnym czasie już na dobre, i na dłużej chyba, zagościło w naszym życiu słowo „kryzys”. Dotyka on nie tylko gospodarki, bankowości, rynku pracy. Jest on obecny też w naszych rodzinach. Pewnie można by wskazać wiele jego przejawów. Obecny rok duszpasterski, tak intensywnie przeżywany w sanktuarium piaseckim, upływa pod hasłem „otoczmy troską życie”. Nie chodzi wcale na pierwszym miejscu o problem aborcji, zapłodnienia in vitro czy eutanazji. Rzecz dokonuje się na poziomie wartości. Życie coraz częściej nie jest przeżywane jako wartość zasadnicza, fundamentalna, niezbywalna. O wiele bardziej akcentuje się dzisiaj wolność jednostki, jej prawo wyboru, z którym życie nierzadko przegrywa. Z tym wiąże się sens życia. Życie coraz częściej wydaje się być pozbawione sensu. Stajemy się społeczeństwem pogrążonym w depresji, pozbawionym woli i radości życia.

Nie ma prostych recept, łatwych rozwiązań. Każda sytuacja rodzinna jest wyjątkowa. Ale nie da się odnaleźć sensu i wartości życia bez zwrócenia się ku drugiemu człowiekowi. Kryzys życia bierze się z samotności. I to nie tylko tej wyznaczanej życiem w pojedynkę w czterech ścianach domu, odciętym od kontaktów z bliskimi. Można bowiem być razem pod jednym dachem, a jednak obok siebie, osobno. Bez porozumienia, bez słowa, bez spotkania. Dostrzec drugiego, zatrzymać się, ofiarować mu swój czas. Dramat naszych domów zaczyna się często z powodu pracy - ona to wymusza bycie poza domem, napięcia i stresy z pracy przenoszone są do domu. Ale bez wybrania w tej sytuacji drugiego człowieka, tym bardziej będziemy sami, tym bardziej będziemy zasklepiali się w naszym egoizmie, tym bardziej będziemy kultywowali i wzmacniali nasze zranienia.
 

Nierzadko podobni jesteśmy do sparaliżowanego od trzydziestu ośmiu lat, który bezskutecznie oczekuje pomocy od innych nad sadzawką Betesda. I skarży się Jezusowi: „Nie ma człowieka” (por. J 5,7). Lecz w ślad za tym słowem skargi musi pójść pytanie, które Jezus postawił swoim uczniom po tym, jak opowiedział im przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Różne zachowania wędrujących z Jerozolimy do Jerycha, którzy przy drodze napotykają na poranionego, pobitego człowieka. Pomógł mu tylko Samarytanin. I pytanie Jezusa: „Który z nich okazał się bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” (Łk 10,36). To jest pytanie: czy ja jestem bliźnim dla innych? Słowo bliźni w języku hebrajskim pochodzi od czasownika „paść, karmić”. Czy jest zatem w moim życiu miejsce na spotkanie z innymi? Czy zastawiam stół dla innych - jakim słowem, jakim gestem, jaką reakcją? Czy karmię ich sobą, będąc gotowy nawet do rezygnacji ze swojego dobra?

Jesteśmy u Matki - Maryi. Jej życie rodzinne też było naznaczone wieloma kryzysami. Dzisiaj wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Proroctwo Symeona: „Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,35). Ale w tym bólu Matki rodzi się miłość, troska, opieka o Syna. Od Niego też uczy się budować swoje życie na słowie Bożym. Dwunastoletni Jezus mówi jej o konieczności bycia w tym, co należy do Ojca. Przypomina, że więzy rodzinne wynikają nie wcale z więzów krwi, ale ze słuchania i zachowywania słowa Bożego. Będąc Matką Słowa Wcielonego, Maryja całe swoje życie buduje na słowie Bożym. I to słowo Boże staje się dla niej drogą wyjścia z kryzysu. Także w godzinie krzyża, kiedy z ufnością i posłuszeństwem przyjmuje powołanie do bycia matką dla uczniów Chrystusa.

2. Budować życie na Chrystusie

Nie sposób w tym miejscu nie powrócić do homilii Jana Pawła II z Pelplina. Uczynił to również jego następca na tronie Piotrowym, Benedykt XIV, który 27 maja 2007 roku na spotkaniu z młodzieżą w Krakowie wgłębiał się w sens budowania domu na słowie Bożym. Nie jakiegokolwiek domu, ale właśnie domu rodzinnego.

„W sercu każdego człowieka - mówił Ojciec święty - jest pragnienie domu. Tym bardziej młode serce przepełnia przeogromna tęsknota za takim domem, który będzie własny, który będzie trwały, do którego będzie się nie tylko wracać z radością, ale i z radością przyjmować każdego przechodzącego gościa. To tęsknota za domem, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie koniecznością zrozumienia, a prawda źródłem, z którego wypływa pokój serca. To tęsknota za domem, który napełnia dumą, którego nie trzeba będzie się wstydzić i którego zgliszczy nigdy nie trzeba będzie opłakiwać. To pragnienie jest niczym innym jak tęsknotą za życiem pełnym, szczęśliwym, udanym”.

Jak budować ten dom, któremu na imię „życie”? Jezus mówi o budowaniu go na skale, którą jest słowo Chrystusa. „Kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiek roztropnym, który dom swój zbudował na skale”.

„Nie chodzi tu o puste słowa, wypowiedziane przez kogokolwiek, ale o słowa Jezusa. Nie chodzi o słuchanie kogokolwiek, ale o słuchanie Jezusa. Nie chodzi o wypełnianie czegokolwiek, ale o wypełnianie słów Jezusa”.

Wczoraj zwracaliśmy uwagę, że to słowo, którym jest Chrystus, jest Miłością. Papież Benedykt tam w Krakowie nazwał ten fundament, którym jest Chrystus - Słowo Wcielone - „Miłością ukrzyżowaną”:

„Budować na Chrystusie i z Chrystusem znaczy budować na fundamencie, któremu na imię miłość ukrzyżowana. To budować z Kimś, kto znając nas lepiej niż my sami siebie, mówi do nas: «Drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję» (Iz 43,4). To budować z Kimś, kto zawsze jest wierny, nawet jeśli my odmawiamy wierności, bo nie może zaprzeć się samego siebie (por. 2 Tm 2, 13). To budować z Kimś, kto stale pochyla się nad zranionym ludzkim sercem i mówi: «Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz» (J 8, 11). To budować z Kimś, kto z wysokości krzyża wyciąga ramiona i powtarza przez całą wieczność: «Życie moje oddaję za ciebie, bo cię kocham, człowieku». Budować na Chrystusie to wreszcie znaczy oprzeć wszystkie swoje pragnienia, tęsknoty, marzenia, ambicje i plany na Jego woli. To powiedzieć sobie, swojej rodzinie, przyjaciołom i całemu światu, a nade wszystko samemu Chrystusowi: «Panie, nie chcę w życiu robić nic przeciw Tobie, bo Ty wiesz, co jest najlepsze dla mnie. Tylko Ty masz słowa życia wiecznego» (por. J 6,68). Moi Przyjaciele, nie lękajcie się postawić na Chrystusa! Tęsknijcie za Chrystusem, jako fundamentem życia! Rozpalajcie w sobie pragnienie tworzenia waszego życia z Nim i dla Niego! Bo nie przegra ten, kto wszystko postawi na miłość ukrzyżowaną wcielonego Słowa”.
 

Budowanie domu rodzinnego na Chrystusie jest możliwe zatem poprzez zwrócenie się ku Chrystusowi, poprzez wybór Jego osoby i Jego słowa jako punktu orientującego całe życie. Przy tym nie chodzi w tej budowie tylko o jakiś projekt życiowy zadany nam przez Chrystusa. Jezus bowiem pragnie być obecny w naszym domu, pragnie towarzyszyć nam i wspierać nas w budowaniu wspólnoty miłości. Stąd Benedykt XVI mówiąc o budowaniu domu na skale, którą jest Chrystus, przywołał również potrzebę odkrywania tej obecności Jezusa w naszym życiu:

„Wędrując przez życie, może niejednokrotnie nie jesteśmy świadomi obecności Jezusa. Ale właśnie ta obecność, żywa i wierna, obecność w dziele stworzenia, obecność w Słowie Bożym i Eucharystii, we wspólnocie ludzi wierzących i w każdym człowieku odkupionym drogocenną Krwią Chrystusa, ta obecność jest niegasnącym źródłem ludzkiej siły. Jezus z Nazaretu, Bóg, który stał się Człowiekiem, stoi przy nas na dobre i na złe, i pragnie tej więzi, która będzie fundamentem prawdziwego człowieczeństwa. Czytamy w Apokalipsie te znamienne słowa: «Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną» (Ap 3,20)”.

Papież Benedykt nie idealizuje rzeczywistości budowania życia na Chrystusie. Nie jest ona wolna od trudności, nie brak w niej sprzeciwu ze strony tych, którzy odrzucają Chrystusa, nie obywa się bez pokus wyboru stylu życia lansowanego przez współczesny świat. Ale to doświadczenie jest nieodzownie związane z budową domu na skale, o czym mówi sam Jezus: „Spadł deszcz, wezbrały potoki i uderzyły w ten dom…” (Mt 7,25). Dlatego też papież Ratzinger podkreśla, że te naturalne zjawiska są obrazem różnorakich przeciwności ludzkiego losu, ale zarazem wskazują na ich naturalną przewidywalność. Jak zachować się w sytuacji kryzysu? Mówi Ojciec święty:

„Chrystus nie obiecuje, że na budowany dom nie spadnie ulewny deszcz, nie obiecuje, że wzburzona fala ominie to, co nam najdroższe, nie obiecuje, że gwałtowne wichry oszczędzą to, co budowaliśmy nieraz kosztem wielkich wyrzeczeń. Chrystus rozumie nie tylko tęsknotę człowieka za trwałym domem, ale jest w pełni świadomy wszystkiego, co może zburzyć trwałe szczęście człowieka. Nie dziwcie się więc przeciwnościom, jakiekolwiek są! Nie zrażajcie się nimi! Budowa na skale to nie ucieczka przed żywiołami, które są wpisane w tajemnicę człowieka. Budować na skale znaczy liczyć na świadomość, że w trudnych chwilach można zaufać pewnej mocy”.

Zatem w budowie domu życia trzeba wciąż powracać do tej obecności Chrystusa, pewnej i mocnej. Nie jestem sam pośrodku żywiołów świata i życia, w obliczu przeciwności losu, wobec trudności ze strony innych. W tym kryje się mądrość budowania na Chrystusie. Jak mówi Jezus, głupotą jest budowanie na piasku, czyli na takim gruncie, który nie daje nadziei przetrwania w najtrudniejszych chwilach. Pewnie, że można budować łatwiej i szybciej bez Jezusowego słowa, a nawet wbrew temu słowu. Ale będzie naiwnością i głupotą zakładać, iż taki dom będzie miał wystarczające fundamenty, by stawić czoła trudnościom życiowym.

3. Odpowiedzialność za kształt domu przyszłych pokoleń

Tak jak Maryja i Józef, każda matka i ojciec nosi w swoim sercu troskę o swoje dzieci, ich przyszłość, trwałość ich domu, któremu na imię życie. Kiedy sami odkrywamy, jak wielką wartość w naszym życiu ma wiara w Chrystusa, jak wiele znaczy dla nas Jego słowo miłości, to nie możemy ograniczyć się tylko do troski o sferę materialną naszej przyszłości, przyszłości naszych dzieci. Musi nam leżeć na sercu troska o fundament ich życia - nie ruchome piaski łatwych wizji świata, ale trwała skała, która pomoże przetrwać nawet największe trudności. Jan Paweł II wołał do nas w Pelplinie, byśmy „wobec wyzwań, jakie staja wobec współczesnego człowieka, wciąż odnawiali w sobie świadomość, czym jest słowo Boże, jakie jest jego znaczenie w życiu chrześcijanina, w życiu Kościoła i całej ludzkości, jaka jest jego moc”. A zarazem, byśmy „dzieli się własnym doświadczeniem spotkania ze słowem Chrystusa”.
 

Rodzina jest nazywana od pierwszych wieków chrześcijaństwa „Kościołem domowym”. Biskupi na ubiegłorocznym Synodzie poświęconym słowu Bożemu nazwali Kościół „domem Słowa” By nasze domy rodzinne stawały się „domami Słowa”, „wieczernikami Słowami”, wspólnotami sióstr i braci zasłuchanych w słowo Chrystusa i wypełniających je. Nie jest to wcale jakaś utopia. Może potrzeba tylko odnaleźć w domu księgę Pisma Świętego. Może trzeba znaleźć dla Biblii miejsce, które będzie wyeksponowane, z łatwym dostępem. Niech leży Biblia otwarta na półce czy komodzie, tak by przechodząc obok, móc wzrokiem zatrzymać się chociażby na jednym zdaniu czy słowie. Może w ogóle jest potrzeba odkrycia stołu w naszych domach jako miejsca spotkania, wspólnoty, spojrzenia w twarz drugiego, usłyszenia. Stół jako miejsce agapy, miłości, zastawiony nie tylko pokarmem, ale również słowem Bożym. Pewnie, że tekst Biblii będzie trudny dla małego dziecka, ale jest tak wiele wydań Biblii dla dzieci, pisanych językiem zrozumiałym dla dziecka, pełnych przepięknych ilustracji. Może wieczorem kładąc dziecko do snu, warto opowiadać nie tylko historie za siedmiu gór i mórz, ale również mówić o Jezusie, bohaterach Starego Testamentu. Gdy dzieci dorastają, nie bójmy się rozmawiać o słowie Bożym, które usłyszeliśmy podczas mszy świętej niedzielnej w kościele - nawet gdyby to miałoby nawet oburzenie na księdza, który powiedział coś irytującego na kazaniu. Dzielmy się między sobą słowem Bożym jak chlebem. By za Jezusem, a jeszcze wcześniej za Izraelitami wędrującymi przez pustynię, powiedzieć, że nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych (por. Pwt 8,3).

Tęsknimy za domem rodzinnym. Sami pragniemy stworzyć go dla siebie, dla swoich dzieci. Pozwólcie, ze na koniec raz jeszcze powrócę do Romana Brandstaettera. W „Kręgu biblijnym” pisze on swojej tęsknocie za domem rodzinnym w Tarnowie, który został zniszczony przez wydarzenia wojny. Domu już  nie ma. Nie ma już osób, które go wypełniały życiem. Ale mimo to w jakiś sposób ocalał. Jak?

„Tęsknię za Pismem Świętym, a uczucie to może wydawać się dziwne, ponieważ przedmiot owej tęsknoty leży w zasięgu mojej wyciągniętej ręki. A jednak tęsknię za Pismem Świętym, które utrwaliło się we mnie jako symbol rodzinnego domu, a mówiąc ściślej, dzięki czarodziejskiej sztuce wyobraźni przybrało w mojej świadomości kształt domu dziadka, przestrzeni wprawdzie zamkniętej ścianami, ale mimo to rozciągającej się na cały wszechświat. […]
W tym domu jest bezpiecznie. Nic złego nie może się w nim przydarzyć. Wszystko stoi na swoim miejscu, a porządek, który tu panuje w ludziach i przedmiotach, nie jest dziełem przypadku, ale mądrej i wyraźnej celowości, uświęconej przez czas. […]
A jednak to wszystko legło w gruzach i tylko symbolicznie trwa we wnętrzu Biblii. Dlatego tęsknię za nią, chociaż leży w zasięgu mojej wyciągniętej ręki”
(s. 23-24).

Jezus kończy swoją przypowieść o budowaniu domu na skale mocnym słowem nadziei. Choć rozszalały się żywioły, „dom nie runął, bo na skale był utwierdzony”. To słowo Jezusa kryje w sobie niesamowitą ufność w moc fundamentu, którym jest Chrystus i Jego słowo. Nasza wiara nie musi lękać się próby, gdyż Jezus swoje słowo potwierdził przez śmierć i zmartwychwstanie. Kto wierzy w Chrystusa, nie dozna zawodu (por. 1 P 2,6). Bądźmy świadkami tej nadziei, która nie boi się budować domu swego życia na Chrystusie, bo wie, że Jego słowo jest jedynym fundamentem, który nigdy nie zawiedzie.