publikacja 16.12.2011 12:50
z cyklu "Perełki Słowa"
Józef Wolny/Agencja GN
Do Jezusa przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć (Mt 8,19n).
W Galilei wszystko zdaje się podkreślać odizolowanie tej krainy od świata. Otoczone wzgórzami wody jeziora skupiają wokół siebie ludzkie osiedla. Żadnej drogi prowadzącej w świat nie widać, choć droga jest, i to ruchliwa. Tak było i wtedy. „Dokądkolwiek się udasz” - cóż te słowa mogły znaczyć? Można się było wybrać z Jezusem do Jerozolimy. Wtedy była to tygodniowa wyprawa. Owszem, Galilejczycy wiedzieli, że świat jest ogromny. Wielu ich rodaków mieszkało w krajach bardzo odległych – ale to było poza kręgiem codziennych doświadczeń i skojarzeń. Jezus najdalej dotarł w okolice Tyru i Sydonu, ale to z Galilei bliżej niż do Jerozolimy. A przecie nie miał gdzie głowy oprzeć. Domu nie miał – ani w znaczeniu budynku, ani ojcowizny, ani nawet rodziny. Nie miał z wyboru. Był dla wszystkich – krewniak nikomu, a każdemu brat. W gościnę szedł wszędzie – do biednych i do bogatych, do świętych i do grzesznych. Noce spędzał na modlitwie pod gołym niebem, dobrze się czuł w oliwnych gajach, a i łodzie rybaków bywały mu schronieniem. Nie każdy potrafił pójść za Nim. Znalazło się takich dwunastu i niewiast kilka. Dziś jeszcze trudniej pójść za Nim. A jednak są ludzie, którzy taką drogę wybierają. Podziwiam ich. A może i zazdroszczę?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.