publikacja 10.03.2012 23:48
Nie wystarczy wierzyć. Trzeba również uświadomić sobie, w kogo się wierzy.
...Ja jestem Pan, twój , który wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miai cudzych bogów obok Mnie... (Wj 20,1-17).
...My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan... (1 Kor 1,22-25).
...Weźcie to stąd, a z domu mego Ojca nie róbcie targowiska... (J 2,13-25).
Fragment książki "Oto Słowo Boże! Rok B. Komentarz do trzech czytań niedzielnych", który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Salwator
Wypowiadamy Jego imię
Powiedzieliśmy już, że Wielki Post jest czasem oczyszczenia. Człowiek wierzący w Chrystusa, który już Go znalazł, ale jeszcze szuka, wychodząc na pustynię, jest wezwany, aby oczyścić w sobie obraz Boga, konfrontując się z Jego Słowem.
Trzy dzisiejsze czytania liturgiczne ofiarowują tę właśnie możliwość.
Nie wystarczy wierzyć. Trzeba również uświadomić sobie, w kogo się wierzy. Trzeba wiedzieć, co się rozumie, kiedy „wzywa się Boga". Najbardziej wynaturzony fanatyzm, nietolerancja, przesądy i uprzedmiotowienie z powodów religijnych rodzą się z niezdolności człowieka do tego, aby Słowo Boże zakwestionowało własną ideę Boga, który stał się idolem, bożkiem. Wtedy człowiek „posługuje się Bogiem", wzywa Jego imienia dla swych działań, które nie mają z Nim nic wspólnego.
Liturgia Słowa Bożego tej niedzieli pomaga nam w tym, żebyśmy z naszego horyzontu wiary usunęli cztery zniekształcone obrazy oblicza Bożego: Bóg prawa, cudów, filozofów i kultu.
Dziesięć słów
Twierdzenie, że poddaje się ocenie Boga prawa, wydaje się dość paradoksalne przed rozważaniem fragmentu poświęconego Dziesięciu przykazaniom.
W rzeczywistości znany fragment na temat Wyjścia z Egiptu rozpoczyna się w następujący sposób: „Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa ...". Przede wszystkim chodzi o słowa objawienia, a nie o przedstawienie kodeksu. Oto dlaczego w tradycji hebrajskiej nie mówi się o Dziesięciu przykazaniach, ale o Dziesięciu słowach.
Jest to dar (zawsze jako taki był czczony w Izraelu), a nie seria arbitralnych nakazów ze strony nieugiętego Władcy.
Żydzi nigdy nie pojmowali Dekalogu jako prawa w sensie ściśle legalistycznym, ale jako wyjątkowy środek do doskonalszego czynienia woli Boga, a więc do lepszego miłowania Go.
Oto dlaczego Żydzi umieścili Dziesięć słów (Dekalog) w samym centrum Objawienia i Przymierza.
Dodałbym jeszcze, że zawsze osadzali je w ich naturalnym kontekście: wyzwolenia. „Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli".
Pewien rabin powiedział komuś, kto rozdrażniony zauważył, że Dekalog zawierał zbyt surowe zakazy (szereg siedmiu „nie..."):
- W Dziesięciu słowach jest tylko jeden zasadniczy zakaz: nie wracajcie do Egiptu, nie wracajcie do domu niewoli.
Dekalog - jak zauważa uczony - jest punktem „nie-po-wrotu". Bóg odgradza każdą drogę, która prowadzi wstecz (nawet jeżeli na pozór prowadzi „do przodu"). Wszystkie inne pozostają otwarte. „Kochaj i rób co chcesz" powie święty Augustyn.
Dziesięć słów to statuty wolnych ludzi. Stanowią ochronę ludu „wyzwolonego".
Nie wypływa z nich obraz Boga prawa, ale Boga wyzwalającego.
Nawet jeśli w życiu człowieka wierzącego obecne jest prawo, to jednak nie jest ono przestrzegane na sposób legali-styczny jako ciężar, ale jako źródło radości.
„Będę się radował z Twych ustaw" (Ps 119,16).
„Twoje Prawo jest moją rozkoszą" (Ps 119,77).
Głupstwo krzyża
Święty Paweł ośmiela się głosić Chrystusa ukrzyżowanego, który jest „zgorszeniem dla Żydów i głupstwem dla pogan", w przeciwieństwie do potężnego Boga cudów (Żydzi) i Boga rozumu (Grecy). Ten Chrystus rozczarowuje zarówno tego, kto chciałby „Go wystawiać na próbę", aby nieustannie czynił cuda (por. Ps 95,8-9), jak i tego, kto zamierzałby Go użyć do nadania większej wagi własnym rozważaniom.
Dziś ekwiwalentem Boga „potężnego" mógłby być Bóg używany jako poparcie rządzących, Bóg olbrzymich struktur, spektakularnych organizacji, propagandy, olbrzymich przedsięwzięć, mass mediów, potężnych aparatów biurokratycznych i administracyjnych.
„Bóg mądrości" poszukiwany przez kulturę hellenistyczną mógłby być Bogiem ideologii, doktrynalnych twierdzeń i uczonych spekulacji.
„Paweł przynagla do szukania Boga tam, gdzie nikt nigdy nie wyobrażałby sobie Go znaleźć: na krzyżu (wyraz Jego wierności małym, wykluczonym i biednym)" (R. Fabris).
Głupstwo i zgorszenie krzyża zobowiązują do tego, aby na nowo zobaczyć i odrzucić bałwochwalcze obrazy Boga (i praktyczne postawy, które z tego wynikają).
„Jeśli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie" (J 4,48).
Bóg objawiany przez Chrystusa nie jest Bogiem cudownych znaków, ale Bogiem wiernej miłości. Jezus, aby zbawić, nie robi żadnego popisu mocy, ale pokazuje słabość, aby przekonać, nie prowadzi zawiłych rozumowań, ale daje dowód swojej „szalonej" miłości do ludzi.
Kult
„Oczyszczenie" świątyni przez wypędzenie kupców (opowiadanie Jana zwięzłe, żywe i niezwykle przekonujące) oznacza także oczyszczenie Bożego obrazu: Boga kultu.
Postarajmy się to dobrze zrozumieć. Jezus nie znosi kultu ani nawet o tym nie dyskutuje. Poddaje w wątpliwość sposób zrozumienia kultu jako bazaru, handlu wymiennego („ja tobie daję to, a ty jesteś zobowiązany dać mi tamto", oczywiście z zamiarem osiągnięcia z tej wymiany osobistej korzyści).
Jezus „wypędza" bezlitośnie kult rozumiany jako usiłowanie przeciągnięcia Boga na swoją stronę, udobruchania Go, nakłonienia do przymknięcia oka na nasze grzechy (zwłaszcza na niesprawiedliwości popełnione na szkodę bliźniego), dzięki jakiemuś zewnętrznemu hołdowi lub darowi.
Nie, Bóg się nie nadaje do takiego kupczenia.
Bóg nie jest żądnym zaszczytów faraonem.
Bóg nie jest wymagającym, gnębiącym poborcą skarbowym (nawet tego podatku zwanego pacierzem).
Świątynia zawładnięta przez kupców może sugerować ideę Boga „handlarza".
Bóg jednak ofiaruje się za darmo.
Nie można kupić Jego względów.
Pieniądz nigdy nie może zająć miejsca „chwały".
W świątyni należy odprawiać jedynie liturgię bezinteresownej miłości.
Świątynia musi być przede wszystkim „domem", ponieważ Bóg w niej mieszka: „Dom Ojca mego..."
Relacja z tym Bogiem ma charakter rodzinny, domowy, przepojony zawierzeniem i spontanicznością, miłością, a nie strachem.
W „domu" wszystko jest wspólne. „Wszystko należy do wszystkich" (Mateos-Barreto).
Z pewnością nie znika przy tym prawo, cuda, rozum i kult.
Chrześcijanin jednak wie, że kiedy „wzywa Boga", odnosi się do kogoś żywego...